Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Węgry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Węgry. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 listopada 2017

Chateau Dereszla blogerskim okiem i nosem


Tokajska posiadłość we francuskich rękach


Król win, wino królów - zwykło się mówić o tokajach, winach z północy Węgier - regionu, który dziś jest najbardziej znanym winiarskim zagłębiem Europy Wschodniej, a setki lat temu historycznie dostarczał wina głównie na rynek Polski!
 
Fot. Olaf Kuziemka

Do Tokaju pojechaliśmy w gronie blogerów - Powinowaci, Winne Okolice i Winiacz - na krótką wycieczkę luksusowym lexusem (dzięki uprzejmości Toyota Polska). Krótką, bo cóż znaczą tam trzy dni...

Fot. Olaf Kuziemka

Odwiedziliśmy cztery winnice - każdą o jakże innym podejściu do tego czym jest terroir, wino, smak... - w dwóch słowach: tokajska tradycja. Czy o którejś winnicy można powiedzieć, że reprezentuje lepszą stronę Tokaju?
 
Na pierwszy ogień Chateau Dereszla - duży producent znany choćby z win, które można kupić w Lidlu. Posiadłość należy od 2000 r. do francuskiej rodziny D'Aulan z Szampanii, w której posiadaniu jest także m.in. Taittinger. Ale metody produkcji pozostały jak najbardziej tradycyjne - choć widać, że kapitał w celach inwestycyjnych się przydaje!

W skład Dereszla wchodzi 7 miejscowych winnic (w sumie 60 ha), m.in. Henye, której budynek można podziwiać na stoku (tu jest ok. 10 ha). Nie przypomina tokajskich Chateau, tylko nowoczesne budynki w Hiszpanii.

W środku są pomieszczenia produkcyjne - na prasy, tanki i beczki do fermentacji i dojrzewania, a także linia do butelkowania i magazyn. A nad tymi pomieszczeniami jest imponującej wielkości bar winny, salka ze sceną oraz część hotelowa (otwarta w marcu br.) - z kilkoma dwuosobowymi dużymi pokojami (każdy ma nazwę zaczerpniętą od tokajskiego szczepu winnego) z widokiem na rzekę Bodrog. W dwóch pokojach zresztą mieszkaliśmy.


Gron sporo, ale to i tak nie wystarczy do produkcji (a produkcja Dereszli to ponad pół miliona butelek). Trzeba dokupić. To częsta praktyka w Tokaju. Tu odbywa się to na zasadzie kontraktu - winorośli jest kontraktowana jeszcze we wczesnym stadium i kontrolowana w trakcie wzrostu. Jakość gron jest bardzo ważna, bo ona decyduje o tym, ile będzie słodkich win. Ostatnio było to ok. 100 tys. butelek, ale bywałych lata, gdy udało się wyprodukować dwa razy tyle, ale także lata złe - np. 2012 - gdy nie wyprodukowano żadnego słodziaka!
Gdy zaczynają zbiory (w 2017 r. był to 28 sierpnia) na poziomie zero stawiana jest prasa, moszcz spływa na dół, na poziom minus jeden. Ale część gron jest transportowana także na poziom minus jeden, gdzie stoją jeszcze dwie prasy. Dziennie można tu wycisnąć cztery tony winogron. W Henye tłoczy się jedynie wina wytrawne i półwytrawne (do 25 g cukru na litr), słodziaki tłoczy się w starych budynkach. Tu są zresztą magazynowane beczki. Zawsze robione z węgierskiego dębu, tzw. medium toasted. Co roku Dereszla kupuje nowe beczki.
Poziom minus dwa w Henye to stalowe zbiorniki (każdy o poj. 10 tys. litrów) z płaszczami wodnymi do kontrolowania temperatury i schładzania wina w celu przerwania fermentacji.  
Przechodzimy do kolejnych pomieszczeń, jest jeszcze kilka pustych hal - to na przyszłość. Dereszla to dynamicznie rozwijająca się firma, bo zaledwie dwa lata produkowano tu dwieście tysięcy butelek, dziś maksymalna wydajność to 500 tys. butelek, ale plany zakładają podwojenie tej produkcji.

Fot. Olaf Kuziemka

A rynki zbytu są! Najlepsi odbiorcy to Wielka Brytania oraz Polska. Jak mówi nasz gospodarz, Lidl to dobry odbiorca, ale nie tylko dlatego, że kupuje duże ilości, tylko dlatego, że dociera z winami do szerokiej grupy klientów, a nie tylko do garstki klientów sklepów specjalistycznych.
Jedziemy do starych piwnic. Tu w korytarzach wydrążonych w tufie stoją beczki, leżą butelki - mnóstwo skarbów. Chodzimy, oglądamy. A po chwili testujemy.
Tokaji Dry 2015 - to assemblage kilku szczepów: 85 proc. Furmint, 7 proc. Hárslevelű, 5 proc. Yellow Muscat i 3 proc. Kabar. Jest tu pewne lekkie utlenienie, ale leciutkie, delikatne. I taką ledwo wyczuwalną pewną starość. To sprzedawane do winotek. Do Wielkiej Brytanii, ale też Niemiec (do kupienia w galerii Kaufhoff). 7 g cukru. 13 proc. Alkoholu. 5,7 g kwasu. Wino bardziej mineralne niż owocowe czy kwiatowe.




Tokaji Muskotaly 2016 - 13 proc. 11 cukru. Przyjemnie aromatyczne wino, choć nie ma ani grama nachalności. Fermentowany jedynie w stali, z nakrętką. Ma bardzo przyjemną mineralność i krótki finisz, ale ma jakby trochę cierpkości, jakby taniny. Struktura dość oleista, przyjemna!

 


Tokaji Kabar 2015 - Kabar to krzyżówka odmian hárslevelű i bouvier, w 2006 r. zatwierdzony w Tokaju do produkcji tutejszych win. Zapewnia wysoki poziom cukru i jest podatna na działanie szlachetnej pleśni. To wino było fermentowane w beczkach z nowego dębu i starzone 8 miesięcy z częstym battonage. Powstaje tylko od 2 do 3 tys. butelek rocznie. W aromacie czuć przyjemny ostry owoc - grejpfrut z ostrą brzoskwinią. Wino jest ostre i kompleksowe. Ma długi finisz i spory kwas! Bardzo dobre!


Fot. Olaf Kuziemka

Furmint Late Harvest 2015 - proste słodkie wino w małej butelce (0,375 l). Nie wszystkie grona muszą być dotknięte botrytisem, ale muszą być wysokiej jakości. Enolog je kontroluje przed zbiorami i po. Cukru jest tu 94 g na litr, kwasu 6,8 g na litr. W aromacie ciepły owoc spod znaku brzoskwini oraz trochę miodu. To wino dobrze się sprzedaje w Wielkiej Brytanii.


Tokaji Aszu 5 puttonos 2009 - piękne złoto w kieliszku! Jest tu więcej kwasu (9,5 proc.) niż alkoholu (9 proc.). A cukru 152 g cukru na litr. Jest oleiste i herbaciane, w aromacie czuć owoc egzotyczny i kwiaty, ale lekkie, delikatne. Jest też pewna woskowa nuta, raczej bliższa głębi.
 



Tokaji Aszu 6 puttonos 2008 - tu już 283 g cukru i kolor ciemnego złota. W aromacie egzotyczne owoce - suszone brzoskwinie, daktyle, rodzynki i dżemik. Propolis i wosk, miodowość, sporo kwasu. Wino bardzo dobre, półlitrowa butelka kosztuje coś koło 50 euro.


W Tokaju nocowaliśmy i śniadaliśmy dzięki uprzejmości Chateau Dereszla

O wyprawie poczytacie także na Winne Okolice

UWAGA: Win z Tokaju, także od Dereszli, możecie spróbować już w poniedziałek!

wtorek, 3 października 2017

Winne Wtorki: Węgry na biało!

Bogactwo, którego nie sposób opisać...


 Grona z winnicy Henye

To najbardziej znany winnym zapaleńcom region Europy Wschodniej. Region, który był kiedyś - i nie mówię tego z mocarstwowych pozycji - winną spiżarnią Polski. Tokaj. Nie leży daleko od nas. Ale z drugiej strony cholernie daleko... Ci, którzy mają szczęście mieszkać na Podkarpaciu, czy Małopolsce, mogą się przemieścić w trzy godziny. Snobi ze stolicy muszą poświęcić 10 godzin. Bo nikt przez te wszystkie lata nie pomyślał, żeby może pociągnąć autostradę Warszawa-Radom-Dukla-Tokaj...

Wraz z winnymi blogerami mieliśmy okazję pooglądać kilka winnic - jakże różnych z punktu tokajskiej filozofii. Jedna wytwórnia jest wielka - jak Dereszla, która skupia pod swoimi skrzydłami 7 winnic (m.in. Henye, z której pochodzi powyższe zdjęcie), inni winiarze są pasjonatami, którzy porzucili pracę w korporacjach, inni z kolei ortodoksami, którzy nie chcą podwiązywać krzewów, stosować chemii ani nowych dębowych beczek...

O naszych obserwacjach napiszę jeszcze za kilka dni, ale teraz mogę wam powiedzieć, że Tokaj to specyficzne miejsce. To nie Eger, gdzie kupicie wina w marketach czy sklepach z pamiątkami. Owszem, w samym Tokaju jest kilka sklepów, ale próżno szukać tu - my nie znaleźliśmy - sklepu z kilkoma półkami wypełnionymi reprezentatywnymi dla regionu winami. Trzeba pukać do poszczególnych winnic i smakować, kupować...

Można trafić wspaniale - jak do winnicy, którą polecił nam pan Andrzej z Gorlic - do Endre Demetera, onegdaj pracownika telekomu, który kocha crossowe motocykle i naturalne wina. Endre poczęstował nas winem, które może się równać jedynie z Ölberg Riesling Grosses Gewachs 2013 od Kuhling-Guillot. Wino z gron posadzonych na parceli 57, na szczycie jednego z miejscowych wulkanów sprzed milionów lat - Uragya Furmint 57.

Endre Demeter i jego Uragya 57 Furmint 2013


Jeśli śmiejecie się na dźwięk słowa "mineralność" (ja też to miałem, też kpiłem), to spróbujcie tego wina. To trawiastość, zieloność, to świeżość i moc ziemi, roślinność i sok płynący z tokajskich trzewi. Ciężko znaleźć słowny warsztat, by to opisać. Nie spotkaliśmy takiego okazu nigdy. Jeśli tylko będziecie w Mad, koniecznie spróbujcie! Cena nie tak wysoka - 9000 forintów czyli 14 zł razy 9 = 126 zł. Warto!!!

Ale jeśli jesteście po prostu z wielkiego miasta, na przykład z Warszawy, i chcecie wydać połowę tej kwoty, możecie w winotece 13win.pl kupić Füleky Pallas Late Harvest Tokaji 2012! Kosztuje bodaj 62 zł (ale butelka ma 0,5 l, a nie 0,75 l), ale to świetny stosunek jakości do ceny - wino jest słodkie, ma pewien woskowo-miodowy aromat, znad którego przebija się pewna jasna owocowość. Jest tu coś, co - gdy zamkniemy oczy - dojrzymy. 

Szlachetna pleśń obejmuje we władanie grona Henye

Te dotknięte szlachetną pleśnią winogrona, które występują jeszcze tylko we bordoskim regionie Sauternes. Zmarszczone niczym rodzynki, niedługo pójdą - zebrane dłońmi wykwalifikowanych zbieraczy - do kadzi. By dać tokajskie wspaniałości... 

O Tokajach wartych uwagi pisałem tutaj 

A tak o białych szczepach z Węgier pisali inni wtorkowicze:


- Italianizzato: Dereszla, znana z Lidla

- NieWinne Podróże też w sumie o bielach z Somlo

- Winne Przygody: Furmint na złe dni

- Nasz Świat Win: Wina z wulkanu, z gron Juhfark!

 

poniedziałek, 14 marca 2016

Węgierska czerwień jeszcze z wakacji - 5 pkt.

Bock Ermitage Villany 2011
 
Zdjęcie powinno się ruszać jak w potterowskim "Proroku Codziennym"

Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - Przywiezione z wakacji ok. 30 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Jeszcze trochę brakuje



Węgierskie wina w pewnym dyskoncie jeszcze obecne, zima siarczysta (0 stopni!) za oknem zamiast obiecywanej wiosny, a z kartonu wygląda butla przywieziona jeszcze z wakacji. Kupiona bodaj za 30 zł, może maksymalnie 40 zł (paragon zaginął) w egerskim markecie.

O, jakby takie nam sprowadzano! Po otworzeniu bucha zapach wiśni - wyrazistych, ale delikatnych, pod spodem jeżyna i śliweczka. Całość dość ładnie zharmonizowana, język i policzki czują lekką taninę, można się tylko by "przyczepić", że gdy cieplejsze, wystaje nieco alkoholu (w sumie producent zaleca 14-15 st. C jako idealną temperaturę).

Wino ze szczepów Cabernet Franc, Cabernet Sauvignon, Kékfrankos, Merlot, Pinot Noir, Portugieser, Syrah. Do mięs jak najbardziej, ale także do past z mięsnym sosem. Jeśli tylko będziecie mieli okazję kupić, nie przegapcie!

Winiacz na 5 punktów w 7-stopniowej skali

wtorek, 2 grudnia 2014

Winne Wtorki: Meszaros Pal Pinot Noir Szekszard 2011

Węgrzyn, co nie jest Bikaverem

Mészaros Pál Pinot Noir 2001

Tym razem to ja jestem sprawcą zamieszania w Winnych Wtorkach - moją propozycją było, by popróbować Węgrzynów, które są czerwone, choć nie są Egri Bikaverem (bo EB to chyba 93 proc. czerwonych win węgierskich sprzedawanych w naszych sklepach). A nie każdy przecież jeździe na Węgry co tydzień (osobiście żałuję), by pochodzić po winnicach, piwnicach, butikach, sklepach itp.

To nie było drogie wino - 599 forintów. Latem to było ok. 8 zł 40 gr.

Miałem szczęście latem przejechać przez Eger, gdzie uzupełniłem zapasy dojrzewające dziś w mojej „piwniczce”, a na dzisiejszy Winny Wtorek wybrałem wino niemal w ciemno „na chybił-trafił”. Kosztowało 599 forintów. Latem to było 8 zł 40 groszy. U nas na półce – o ile by się znalazło – kosztowałoby pewnie 37 zł.


Znak firmowy winnicy Mészaros Pal

Wino pochodzi z regionu Szekszárd - to jeden z trzech (obok Villanyi i Egeru) regionów, w którym najlepiej wychodzą właśnie wina czerwone. Uprawy Pinot Noir nie zajmują tu największego areału, ale im też winiarze poświęcają uwagę. Winnica Pál Mészaros (80 hektarów) nie chwali się na swojej stronie tym winem, ale co tam! Sam jeszcze nie próbowałem, więc czas na pinot noir za przyjemną ceną 8 zł 40 groszy!

Co w kielichu? Muszę przyznać, że na początku nie miało to nic wspólnego z innym wspaniałym winem z Szekszárd, które piłem w Rumunii (tu je opisałem). Tam co prawda to był merlot, a tutaj mamy szczep bardziej jeszcze kapryśny!

Tani pinocik na początku emanował z kielicha aromatem... warzywno-musztardowym! W smaku zaś miał już inny charakter – był przyjemnie kwasowy, niezbyt mocny, zbudowany średnio, raczej kostyczny niż mięsisty, jak pinot noir Tibora Gala z Egeru. Ściśnięty. Ale po ponadgodzinnym napowietrzaniu pokazał się z innej strony! 


Warzywne echo w aromacie pozostało, ale pojawiło się nieco czekolady, trochę nieco rozwiniętych zielonych liści i łodyg, może nieco żelazistości, uwypuklającej kwasowość w długim finiszu...

Wino w kolorze dość jasne, niezbyt skoncentrowane, nieco ciemnoróżowe (a gdy mamy mało, to mocno łososiowe!), aż proszące się o sztukę mięcha - ciemnego, o mocnym smaku! Wciąż młode! Gdybym miał zapłacić 40 zł, byłbym zawiedziony. Ale za 8 zł i 40 groszy?! Dla mnie równo pośrodku skali Winiacza. 4 Punkty!

Inni wtorkowicze próbowali:

Blurppp: Cabernet Sauvignon, też z Egeru

Italianizzato: oj, zachwytu nie ma 

Nasz Świat Win: Prawie jak Skyfall

Przy Winie: No, jest węgierska duma: Kadarka!!!

WINniczek: naciął się na czerwień w złym mołdawsko-bułgarskim stylu

- Zdegustowany: chciałby wrócić za 3-4 lata

sobota, 20 września 2014

Węgier czekoladowo-jeżynowy, u nas z chorą przebitką - 6 pkt.

Takler Merlot 2011


Półka - na wysokości piersi
Gdzie i czemu tak drogo - Tesco w Egerze i 1999 forintów czyli 26 zł! (zakup własny)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!


Ot, jeden z wakacyjnych jeszcze, pamiątkowych wpisów. O winie węgierskim, spróbowanym w oryginalnym karpackim zameczku w... Rumunii. Niemal na koniec pięknego bałkańskiego wyjazdu. Pozostało po tym winie wspomnienie ładnego aromatu, imponującego smaku i... pewnego niesmaku dotyczącego różnic w cenach. Tam i "u nas".

Merlot 2011 z winnicy Ferenca Taklera z regionu Szekszard (ma tam ok. 75 hektarów) to piękne, ciemnorubinowe wino. W aromacie czuć pełne czerwone owoce - jeżyny, pierwiastek mocnej pełnej wiśni, z wyczuwalną wyraźną czekoladą, czymś więcej niż zwykłą wanilią. 

W smaku mamy imponującą pełną strukturę, gdy wino staje się nieco ciepłe, emanuje wyraźnym alkoholem. Taniny niezbyt wyraziste, za to w finiszu przyjemnie długie, mocne, wyraziste. Nie mamy poczucia, że pijemy jakieś słabe wino, tylko niemal kroimy je nożem!

Co najciekawsze - wino w węgierskim hipermarkecie kosztuje 1999 forintów czyli ok. 26 złotych. U nas, w Polsce - 79 zł! Ja rozumiem - transport, naklejanie banderol, akcyza, podatki itp. itp. Ale trzykrotność ceny za wino, które nie pokonało połowy świata, ale tylko kawałek Węgier, Słowację i nasze niewysokie Tatry??? Na szczęście chora przebitka nie zamazuje oceny wina (za które dałem na szczęście tylko 26 zł).


Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

 

wtorek, 15 lipca 2014

Winne Wtorki - Węgier z wulkanu - 6 pkt.

Juhfark Nagy Somlói 2012


Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Węgier i 699 forintów (ok. 10 zł - zakup własny)
Do Ideału?
- Już ciut, ciut!!

Wytrawność po węgiersku - to temat dzisiejszego Winnego Wtorku. U mnie więc dziś wino, które czekało troszkę na tę okazję w zimnej szafie - Juhfark Nagy Somlói 2012. Nie od żadnego chyba uznanego producenta, ale kupiony za śmieszne pieniądze - 699 forintów - w węgierskim Tesco.

Trochę kupiony z ciekawości - bo o wulkanicznych winach z węgierskiej góry tyle człowiek słyszał, a nie miał okazji spróbować zbyt wielu. Spotkać w polskich sklepach też jakoś nie można. A szkoda, bo już choćby to wino, które w przeliczeniu na złotówki kosztowało może "dychę", jest smakowite!

W kieliszku piękne złoto. Tak imponujące, że ciężko zrobić ładne zdjęcie amatorskim sprzętem. Nic nie odda tego połysku. Aromaty już na granicy utlenienia i to wyraźnego, ale jakże wspaniała kwasowość!!! 

Wypala dziury w podniebieniu nie tylko w pierwszym łyku, ale nawet w finiszu, w echach, które pozostały po tym co spłynęło nam do żołądka. Zimne jest kamienne i takie sobie, ale nieco ogrzane jest super!

Lekko tłuste i miłe, głębokie, pełne, skoncentrowane. W nosie czuć i miód, i suszone morele, i nieco słodyczy. Takiej dojmującej, gdy niezbyt zimno, przyjemnej i gorącej. Na takie gorące lato brałbym kartonami. Gdybym tu miał gdzieś małe Węgry...

 

Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

A tak smakowali inni wtorkowicze:

- Czerwone czy Białe z winem za 45 zł! Z wyczuwalnym alkoholem!!! 

- Jongleur: pełnia hedonizmu

- Winniczek: białe rodem z Egeru

poniedziałek, 3 marca 2014

Węgier, złoty staruszek - 6 pkt.

Szent Vince Egri Cuvee 2007
 

Półka - nie pamiętam
Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Egeru, cena - nie zapisałem
Do Ideału? - Już ciut, ciut (6 pkt.)
 
Miałem obawy od samego początku, ale i ciekawość - (czy) i jak przetrwało, jak będzie smakować białe wino po niemal 7 latach, jeśli nie jest szlachetnym rieslingiem albo słodziakiem - tokajem czy sauternes.

Szent Vince Egri Cuvee 2007 kupiłem w sierpniu, w Egerze, w Szépasszonyvölgy (Dolinie Pięknej Pani). Za jakieś niewielkie pieniądze (rachunek wyrzuciłem, szkoda!). Zdecydowałem się otworzyć dopiero teraz!
Etykieta rzeczywiście chyba znak tamtych czasów - z podrzędnej drukarki. Pewnie dom w Egerze w 2007 roku kosztował więcej niż porządna maszyna drukarska. Kolor - piękna głęboka złota żółć, mocna - taka typowa dla białego staruszka.

Pierwszy aromat jabłuszka i to jakie! Mocne, buchające na 15 cm od kielicha. Potem niestety szybko opadają. Zostaje coś, co ewoluuje. Nuty stają się głębsze - nieco stalowe, surowe, troszkę eukaliptusowe, ale też dochodzą dyskretne aromaty kandyzowanych tropikalnych owoców. Wino nabiera też ciała, troszkę cieplejsze jest lekko oleiste, pełne!
Najciekawsze w tym winie są dwie rzeczy: że aromat się ciągle zmienia - po pierwsze: po godzinie stalowość znika, po drugie: całość ma cudowną kwasowość, schowaną w głębi. Czuć ją najmocniej dopiero w finiszu, który jest cudownie długi. Jak droga z Warszawy do Egeru. Do ideału "stary węgrzyn" ma już tylko ciut ciut!!

 
Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Węgier jaśniejący złotem - 5 pkt.

Egri Leányka Joseph Hagymasi 2011

 
Półka - na wysokości kolan
Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Egeru i ok. 30 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje ! (5 pkt.)

Mówią, że nie wszystko złoto, co się świeci. A węgierskie? Sciślej mówiąc Egri Leányka Hagymasi 2011 to złote wino. Przynajmniej z koloru. Jeden z łupów węgierskiej letniej wyprawy. Butelka przeleżała w kartonie szmat czasu, ale w końcu ujrzała to nasze polskie, przydymione nieco, jesienne światło dzienne.
Aromat po wyjęciu korka wydał się nieco siarkowy. Taki pudełkowo-zapałczany. Ale po godzinie zapałkowa draska znika bez śladu. Zostają może tylko echa. To, co dochodzi po godzinie, jest już kwiatowe, nieco miodowe, a nawet odrobinę cedrowe nawet. Na drugi dzień jest najlepsze - i wtedy słychać ostatni dzwonek. Trzeci dzień to już wyraźny zmierzch tego wina.

Ale o ile aromaty są dobrą stroną, to smak jest jeszcze lepszą - mocno kwasowe, ale także dodatkowo i słone. Ale dobrze wyważone, nie sprawia wrażenia cienkiego. Gdy się lekko ociepla, robi się lekko oleiste. Wielka szkoda, że w Polsce nie do kupienia. Bo tak dobre, że do ideału jeszcze trochę brakuje!


Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

piątek, 30 sierpnia 2013

Węgier elektryzujący - 5 pkt.

Egri Bikaver Hagymasi 2008



Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Egeru i ok. 28 zł (1800 forintów)
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje! (5 pkt.)


Blogerzy z bardziej lub mniej mainstreamu walczą właśnie słowem o to, czy Nowy Świat z Owadziego Dyskontu jest świetny w całości, części czy ułamku, a mnie to dynda! Bo jako poszukiwacz ideału smakuję moje węgierskie łupy. I u progu jesieni wspominam palące słońce, w którym brnąłem do Doliny Pięknej Pani…
Egri Bikaver Hagymasi widziałem w Warszawie w karcie restauracji Borpince za ponad 100 zł. A ja kupiłem w piwniczce nr 19 w Dolinie Pięknej Pani (Szépasszony-völgy) kilka skarbów. W tym Egri Bikaver  2008 za równowartość niecałych 30 zł. Doskonała przebitka… Tak wiem, wiem: akcyza, transport, marża, serwis kelnerski, zapłacić czynsz, ZUS itp. itd.

Jakie jest to wino? Intrygujące. Ma niezwykły dość zapach - jest i czarna porzeczka, i aromat niedawno położonego asfaltu, może nieco lukrecji. Jest nie tyle owocowe, co już ziołowo-ziemiste. Stworzone przez egerskiego winiarza Józefa Hagymasi, który gospodarzy na 27 hektarach winnic. Zresztą można o nim poczytać na jego stronie, także po polsku (!).

A smak? Pamiętacie ten charakterystyczny smak, gdy w dzieciństwie dotknęło się językiem dwóch elektrod polskiej bateryjki? Hmm. Z tymi współczesnymi takiego numeru bym nie próbował, bo pewnie język urwie, ale mam na myśli te stare, płaskie, które w latarce świeciły po trzy godziny i powoli umierały, gasnąc. To wino ma właśnie taki posmak - kwasowy, elektryzujący czubek języka.

Poza tą "iskrą" czuć piwniczną ziemistość, taką w przyjemnym wydaniu. Może nie jest tak gładkie i okrągłe jak Egri Ferenca Totha, ale ma w sobie fantastyczną dzikość. Jest winiaczem przyjemnym, któremu do ideału jeszcze tylko troszkę brakuje!

 
Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Węgier jak Terre - 6 pkt.

Egri Bikaver Ferenc Toth 2008

 
Półka - na wysokości oczu
Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Egeru i ok. 33 zł (2390 forintów)
Do Ideału? - Już ciut ciut!! (6 pkt.)


Kolejna butla - łup z węgierskiej wyprawy. Egri Bikaver Ferenc Toth. Ten nie młody rewolucjonista, tylko egerski klasyk. Ma piwniczkę w Dolinie Pięknej Pani, choć wino zostało zakupione w jednym ze sklepów na miejscu.
Dla mnie wino bomba. Pierwszy aromat mocno owocowy. Leśno-owocowy, choć szybko dość wybrzmiewa i się redukuje. Po kwadrancie, może dwóch się zmienia w nieco ziemiste - i to aromatem przywodzącym na myśl Terre Hermesa!

Może ma nutki goździków. W smaku jest Jedwabiste, okrągłe. W smaku pycha po prostu. Niemal idealne, bo do ideału już tylko ciut ciut! - 6 pkt.

 

Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

środa, 14 sierpnia 2013

Węgier półsłodki i półdoskonały - 4 pkt.

Balatonboglári Muskotály Cuvée 2012


Półka - na wysokości kolan

Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Egeru i ok. 7,50 zł (zakup własny)

Do Ideału? - W połowie doskonałe (4 pkt.)

 
Półupał, to może być i półsłodycz. Muskotály Cuvée z regionu Balatonboglári  to kolejny łup a węgierskiej wyprawy. Półsłodki winiacz przywodzi mi na myśl wino z plastikowego baniaka kupione w egerskiej piwnicy. Z tym, że tamto było bardziej charakterne, bardziej ziemiste…
Tu jest ot, przyjemna słodycz, pozbawiona jakiejś wybitnej - "wibrującej" (jak to piszą niektórzy) kwasowości, ale cząstkowa na szczęście jest. Podobnie jak ananas i brzoskwinie.  W smaku pełne, wspaniale się komponuje z niebieskim pleśniakiem!

Krótkie śledztwo w google wykazuje, że tego wina do Polski nikt nie sprowadza. Pewnie gdyby to robił, stałoby na naszych półkach za 35 złotych. Wówczas byłoby przepłacone. Ale za 7 zł i 50 groszy? Tylko jechać na Węgry i kupować. Bo to winiacz w połowie doskonały.


Winiacz na 4 pkt. w 7-punktowej skali!

niedziela, 11 sierpnia 2013

Węgier z Egeru dziki jak upalne słońce - 4 pkt.

Egri Bikaver Villinger

 


Półka - na wysokości kolan
Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Egeru i ok. 11 zł (zakup własny)

Do Ideału? - W połowie doskonałe (4 pkt.)

 
Węgierski Eger powitał mnie takim uderzeniem gorąca, że aż przysiadłem. W Polsce też upały, wiem, ale te nasze jakieś oswojone raczej. A tam - dzikość po prostu i gorąco bijące z powietrza, wody (termalnej, a jakże) i ziemi.
Trochę chłodu udało się znaleźć za to w egerskich sklepikach, które nieco obejrzałem pod winnym kątem. I przywiozłem co nieco, by owo dzikie słońce sobie przypominać. Egri Bikawer Villinger stało niepozornie na półce wśród tańszych nieco miejscowych win. Ot, wino za jakieś niespełna 600 czy 800 forintów (chyba, bo z biciem w piersi przyznam, że rachunek zapodziałem). Cena forinta w momencie zakupu? Za 1000 forintów 15 zł 50 gr.

Aromat? Ciekawy, bo bardziej ziemisty niż owocowy. Zupełnie inny niż to, co niegdyś w Polsce sprzedawano pod etykietą "byczej krwi". W nosie czuć kredę, ale też zioła, las, trawę.
Usta są troszkę mniej ciekawe - to wino nieco kwaskowate. Może ta słoneczna dzikość egerskiego słońca? Ale daje się pić nawet z przyjemnością.  Szczególnie do szynki pieczonej w sosie z przywiezioną papryką…

Jakbyśmy my mieli - w Polsce, w sklepach - swoje krajowe wina o takiej jakości nawet za równowartość 18 zł, to ja uznam, że w naszym kraju pełnym głupoty i chciwości "coś pękło i coś się skończyło".  

Winiacz na 4 pkt. w 7-punktowej skali!

środa, 17 lipca 2013

Węgier przyjemnie pieprzny - 6 pkt.

Egri Korona Borhaz Egri Bikaver 2009

 


Półka - na wysokości kolan
Gdzie i czemu tak drogo - Nasze Przysmaki i 39 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Już ciut ciut!! (6 pkt.)
 
O skarbach na Żoliborzu pisałem już - w sklepiku Nasze Przysmaki różniutkie węgierskie cudeńka. W tym niedrogie, a pamiętam jako nienajgorsze - wina Egri Korona. Po raz pierwszy próbowałem ich rok temu w Egerze właśnie. Pamiętam, że nie kosztowały majątku, ale za to w smaku były nawet fajne.
Jak wrażenia po roku? Nie jest źle. W nosie od razu po odkorkowaniu maślane, tłustawe, pełne. Potem jest tytoń, trochę pieprzu, skóry. Smak bardzo fajny: mocny i ostry. Jakby doprawione ostrą przyprawą wino!

Tanin nie czuć tu za wiele, ale ta kwasowość - czy też przyprawowość - tak stymuluje ślinianki, że coś by się schrupało do tej butli. Koniecznie coś z węgierskiej kuchni oczywiście. Bo takiej byczej krwi do doskonałości już tylko ciut, ciut!!


Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

sobota, 16 marca 2013

Węgierskim kajakiem nie popłyniemy - 1 pkt

Tokaji Furmint 2011


  
Półka - na wysokości kolan
 
Gdzie i czemu tak drogo - Lidl i 9,99 zł (zakup własny)
 
Do Ideału? - Kiepściutko (1 pkt.)
 

Studia humanistyczne dają człowiekowi - poza wiedzą nieprzydatną - także i taką, która przydatną udaje. Fenomenologię. Taki tam zarys do nauki spojrzenia "bez bagażu" na zjawisko.

Mając to właśnie na uwadze zatrzymałem się przed sklepową półką. Bo i Węgra jeszcze w Winiaczu nie było - to raz; oni tam na Węgrzech mają swoje święto - to dwa; wreszcie to wino kosztuje tylko 9,99 - to trzy.

Absolutnie się nie uprzedzałem. Zapach? Niestety, za każdym wsadzeniem nochala w kielich aromat był inny. Raz była brzoskwinia, tyle, że taka jakaś nadgniła, za drugim stara cukiernica, za trzecim razem... wnętrze plastikowego kajaka. Ale stojącego na trawie, bo kajak smaku w stronę ideału nie popłynął. Czuć trochę łagodnej słodyczy, ale żadnej rewelacji, gdzieś tam przy gardle zostaje goryczka. Problem w tym, że nie winna, tylko nieco chemiczna.

Może jakby to wino pić schłodzone bardziej niż piwo na zimowym kuligu (jakieś 3 stopnie) i zagryzać bajaderkami, to byłoby lepsze. A tak jest kiepściutko.

 

Winiacz na 1 punkt w 7-punktowej skali!