piątek, 11 września 2015

Świetne białasy z Włoch i Nowej Zelandii u Mielżyńskiego cz. 1

A tutaj jeszcze lato!

Winopisarze testują Little Beauty w lokalu Mielżyński na Czerskiej

Winny Czwartek i działo się. Najpierw u Mielżyńskiego na Czerskiej. Nowoczesny lokal w biurowym zagłębiu Dolnego Mokotowa. I okazja do poznania win Little Beauty z Nowej Zelandii oraz Attems i Ammiraglia (winnice Marchesi de Frescobaldi).
Wina jakże odmienne w stylu. Pinot Grigio kojarzy się często (szczególnie w obecnych w większości na naszych pólkach, tanich etykietach) z winem środka. Można nalać dziewczynie nie pierwszej randce. Zębów nie pobrudzi, taniną nie zwiąże, nie pogryzie się specjalnie ani z wykwintną zupą rakową, ani z
sałatką Cezara.
Ale dwa wina, jakich spróbowałem, takie na szczęście nie są. Attems Pinot Grigio 2014 DOC Collio z
Friuli (68,20 zł) szczypie w usta świeżością. Czuć młodość, wibrowanie. Bardzo spora kwasowość. Zero nudy. W aromatach wysokja mineralność, kamienność, ale i wyraźne - choć krągłe - cytrusy. To jest
Grigio, jakim otwiera się oczy niedowiarkom.

Attems Pinot Grigio 2014 DOC Collio (68,20 zł)

Przy nowozelandzkim Pinot Grigio 2010 Marlborough z Little Beauty (86 zł) nie trzeba czapki z
głów. Sama spada. Świetne, żywe wino. Wystarczy zamknąć oczy. Jakby się próbowało białych poziomek. Takich dojrzałych wzrostem, ale z głębi krzaka - któremu siostry nie pozwoliły dojrzeć do czerwoności. Lekko oleiste, Mineralne i ostro kwasowe.

Little Beauty Pinot Grigio 2010 Marlborough (86 zł) fot. Michał WineMike Misior

Bardzo, ale to bardzo długie. Lubię wina "fest". To jednak urzeka swoją aromatyczną delikatnością i mocną strukturą smaku. Nowy Świat, owszem, ale jakże w swojej mocarności subtelny! 

Kto się przyzwyczaił do Grigio za 30 zł, może i jest zdziwiony cenami butelek. Owszem, drogie (Nowa Zelandia to koniec świata), to prawda, ale warto spróbować tak świetnych Grigio. (Sam próbowałem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego)


O Sauvignon Blanc w następnym odcinku