poniedziałek, 4 marca 2013

Malbec, który zbyt szybko kończy - 2 pkt

Trapiche Malbec 2011

 


Półka - na wysokości pasa

Gdzie i czemu tak drogo - Centrum Wina i 34,90 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Lepiej niż gorzej (2 pkt.)

 
Nie tyle ptak na etykiecie przykuł moją uwagę, ile cena argentyńskiego malbeka. Bo nieco tańszy od ostatniego Argentyńczyka, i o trzy lata młodszy. A kto powiedział, że im starsze, tym lepsze? Degustujmy!

Korek zwykły, ot syntetyk wyskakujący jak pocisk z akacjowej pukawki. A zapach? Ciekawy, świeży - wiśniowy kompocik i kolor także kompotowo-wiśniowy. Głęboki i klarowny. Wrażenie zapachu jest o tyle ciekawe, że oddaje jakby ciepło - troszkę jest w nim nie tylko owoców, śliwek, ale i grzybów.

W smaku intensywne, mocne - czuć alkohol (13,5 proc.), w środku czuć wyraźnie owoce - szczególnie właśnie wiśnie i jagódki. Szukam tego, co w zapachu, ale jest już tylko rozczarowanie - bo poza owocami nie znajduję już tych grzybów, nie ma wanilii, zostaje coś takiego cienkiego jakby. Producent/importer poleca do grilla i pieczeni. Pewnie tak - będzie pasować do przypieczonych kiełbasek, bo z mocnymi serami (otwarcie pojemnika z lodówki było jak otwarcie Puszki Pandory - mocna rzecz!) komponuje się średnio. Raczej łagodzi.

Jak na mój nos to dobre wino do średnio szybkiego wypicia. Na sześć osób - czyli na jedną turę kieliszków - będzie w sam raz. Odstawione na dłużej zyskuje tylko wzrost ciepłych, wiśniowych aromatów. Tu, gdzie zwykle zaczyna się jakieś Bordeaux za 35 zł, kończy się Trapiche Malbec za taką samą cenę. Szkoda. Winiacz doskonały to to nie jest. Ale jest jakiś pozytyw: jest lepiej niż gorzej.

 
Winiacz na 2 punkty w 7-punktowej skali!

Jedwabisty choć skromny Hiszpan - 6 pkt

De Muller Tarragona Muscat 2011
 




Półka - na wysokości pasa
 
Gdzie i czemu tak drogo - Winosfera i 31 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Już ciut ciut!! (6 pkt.)


Raz w obecności amatora win na jednej z degustacji przyznałem, że o ile jeszcze do niedawna preferowałem czerwone, to ostatnio coraz bardziej toleruję, a nawet przekonuję się do białych. - Albo się zmieniła technologia wobec tej sprzed siedmiu lat, albo mi się zmienił smak - doprecyzowałem. On się tylko uśmiechnął.

A ja spróbowałem winiacza doskonałego poszukać właśnie z tego powodu (zmiany gustu, a nie uśmiechu znawcy) wśród białych tym razem win. Butelka De Muller Tarragona Muscat zachęca skromną szczerością.

I zapachem zielonego jabłuszka, który bije od razu po odkorkowaniu. Kolor jak to typowy muscat - żółciutki z zielonymi połyskami, gęste wino. Po zamieszaniu ananas, trochę mango. Pięknie i słodkawo. Podobnie ze smakiem. Ale ta słodycz nie ma nic wspólnego z namolnością różowych landryn. O, nie!

Tu czuć mięsisty jedwab. Atakujący morelowymi smakami, może lekko pieczonym jabłkiem. Wino, które długo zostaje na podniebieniu - może nieco za długo. Bo potem ten posmak zmienia się w coś dziwnego. Lepiej chyba zjeść trochę ryby, by zrównoważyć to wrażenie.

Ale ten winiacz przekonuje do białego wszystkich sceptyków. O ile spróbują i nie za bardzo przejmą się puentą, którą zaserwował mi na koniec refleksji o guście ów miłośnik win. - To nie technologia win się zmieniła. To na starość człowiek zaczyna preferować białe.

Starość czy młodość - jeden wniosek: taki muscat jest tylko ciut ciut od doskonałości!

 

Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!