sobota, 31 maja 2014

Delikatny "białas" od Scarbolo z Friuli Venezia Giulia&Piemonte 2014 - cz. 2

Scarbolo Pinot Grigio 2013



Wina z Friuli - apelacji w północno-wschodnich Włoszech, regionie sąsiadującym ze Słowenią i Austrią, są u nas stosunkowo mało znane. Dlatego cieszę się, że miałem szansę spróbować ich na imprezie Magazynu Wino Friuli Venezia Giulia&Piemonte 2014 (inna nazwa Barolo i Przyjaciele).

Skromnymi wystawcami, którzy nie przykuwali sobą uwagi, było małżeństwo - Maria Grazzia i Valter Scarbolo. To ojciec Valtera założył winnicę Scarbolo w latach 60. XX wieku. Uwagę za to przykuły ich wina z kołami na etykietach.

Historia ma się toczyć kołem (albo nowocześniej - show must go on) - stąd koła na etykiecie win. Cztery koła - z rzymskiego rydwanu - jak można się domyślać, są też na kartce zdobiącej bardzo dobrego Pinot Grigio 2013.

Wino może nie ma wyszukanej finezji, ale za to jest proste, świeże, zarazem bardzo przyjemne. W aromacie - nieco schowanym - czuć delikatne nuty żółtych jabłek, miodu, czy może nawet bardzo dalekie echa powściągliwego ananasa. W smaku jest już inne - bardziej oleiste, o pełnej, dobrze wyważonej strukturze. Ma też wyraźne cząsteczki kwasowości, które lokują się na podniebieniu na chwilę, by pomieszkać tam przez czas średnio długiego finiszu, wyszumieć się i odejść z godnością. Szkoda, bo wino bardzo dobre!

piątek, 30 maja 2014

Wino z babcią na Friuli Venezia Giulia&Piemonte 2014 - cz. 1

Rustykalnie, tak po włosku!

Wino z wizerunkiem babci

Czwartek upłynął mi pod znakiem Friuli Venezia Giulia&Piemonte Tasting Tour w żoliborskim Forcie Sokolnickiego. Niemal 30 producentów włoskich win - m.in. musujących prosecco, delikatnych chardonnay, charakternych sauvignon blanc, zmysłowych pinot grigio, zwiewnych nebbiolo i szkieletowych Barolo.

Jednym z win - które ujęło mnie prostotą i przyjaznością - okazało się Rappelino Barbera d'Asti Superiore 2011. Może nie wino wybitne, wbijające w ziemię, ale naprawdę miłe, solidne i ładnie zbudowane. Rok leżało w beczce.

Poza oczywistymi owocami jest też masa winnego koncentratu i czarnych owoców z domieszką lukrecji i delikatnej śliweczki. Całość przy tym wcale nie zbudowana jakoś wykwitnie, tylko nieco rustykalnie, z pewną dozą babcinej konfitury z wielkim misterium wyjmowanej z piwnicy. Dobre i do smakowania solo, i do żywej wędliny pasujące jak ulał!

Do innych win tej degustacji będę wracał. Degustowałem na zaproszenie Magazynu Wino.

czwartek, 29 maja 2014

Włoch z Salute.pl granatowy - 6 pkt.

Cantina Terlano Gries Lagrein
Alto Adige Riserva 2007

Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Salute i 69 zł (próbka nadesłana przez importera)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!

Ostatnia z trzech butelek wina od Salute - importera win włoskich - Cantina Terlano Gries Lagrein Alto Adige Riserva 2007. Akurat na jesienną pogodę tej wiosny - czerwone włoskie wino z zaklętym słońcem Górnej Adygi (Südtirol).

W kolorze to wino to nie tyle czerwone, ale w zasadzie granatowe. Zasługa miejscowego i dość unikatowego szczepu Lagrein - dającego wina właśnie granatowe, garbnikowe, taniczne. Tu mamy właśnie takie wino!

Już po odkorkowaniu wydało się intrygujące - w aromacie nie tylko czarno-porzeczkowo-śliwkowe, z wyraźną nutą czekolady, ale też charakterystyczną nutką lukrecji. Włoski pierwiastek wysuwa się na pierwszy plan i to z jaką wyrazistością!

Otwórzcie butelkę i... nie pijcie. Przynajmniej na razie. Poczekajcie. Czas - ten umiarkowany - robi z tym winem cuda. Do pierwotnej czekolady dnia drugiego dołączają zapachy zamszu i leśnego mchu, fiołków. I jeszcze korzennego pierniczka...

Smak staje się ładnie zaokrąglony, ciepły. Struktura ładna, choć nie jest taka bardzo okrągła. Ale to zaleta. Nic tu z tępoty, ujawniającej się na przykład w niektórych tannatach. Tu czuć garbnikowość, ale taniny są raczej miękkie - wyraziste, ale nie łykowate. Nic tu z bezpośredniości Portugalii. Tu raczej tanina wjeżdża elegancką, klasyczną alfą romeo - i to taką z czarno-białych filmów. 

Wino ma już 7 lat i wydaje mi się niemal w akuratnej fazie dojrzewania - w równowadze między owocowością a takim sublimatem - ideą platońską - wina. Alkohol 13,5 proc., ale w dobrej temperaturze (17-18 st. C) nie przeszkadza. Na dnie nieco osadu - już choćby dlatego, by się go pozbyć, warto "przepuścić" wino przez dekanter.

Importer poleca to wino do czerwonych mięs z grilla. Na pewno - bez dwóch zdań - idealne. Ale tym, którzy zdecydują się na próbowanie bez żadnej karkówki - także się spodoba! Bo do ideału stąd już tylko ciut, ciut!!


Wino na 6 pkt. w 7-stopniowej skali!

niedziela, 25 maja 2014

Krug u Mielżyńskiego

113016, 313053, 411050

Trójka bohaterów - rocznikowe, Rose i Grand Cuvee

The numbers! The numbers, they all we wanted... Tell us, what do they mean! To tylko cytat z najlepszej chyba odsłony Call of Duty - gry-strzelanki, która o winie nie traktuje nic a nic. Ale w tym poście, który jest o jednych z najdroższych szampanach świata, będzie mowa o numerach właśnie!

Wszystko za sprawą Roberta Mielżyńskiego, którego portfolio wzbogacił właśnie szampan Krug (importowany przez Moet Hennesy Polska). Krug to termin ambiwalentny - wino piekielnie drogie, ale to w końcu szampan-legenda! O nim opowiedział zresztą Olivier Krug - potomek założyciela winnicy. 



- Spotkałem się z nastawieniem: "nie jestem znawcą, a to wino dla znawców", "nie jestem godzien pić Kruga, bo on wymaga nabożeństwa i eksperckiej wiedzy" - cytował Olivier Krug, prawnuk założyciela, krytykując taką postawę. On sam uważa, że szampan powinien towarzyszyć zabawie, radości, miłości.

Początek 1843. Joseph Krug zakłada winnicę. Przyjmuje dwie zasady, które wpaja - poprzez pozostawione dzienniki - swoim synom, wnukom, prawnukom: 1. Nidy nie idź na kompromis! 2. Każda butelka ma mieć tę samą jakość!
- Podejście "na kolanach" to bzdura. Bo twórca tego wina nie był znawcą! On je stworzył dla przyjemności (pour grand plaisir), a nie dla specjalistów. Dlatego dla przyjemności na początku Robert Mielżyński poczęstował nas Grand Cuvee. 

Monsieur Olivier opowiedział, jak robi się flagowe wino - Grand Cuvee (poza Krug ma tylko rocznikowe i Rosé - nowość). Miesza się wina z beczek powstałych w różnych rocznikach z gron pinot noir, pinot meunier, chardonnay - testując próbkę trzy razy w roku. Czy spełnia oczekiwania. I produkuje po latach Grand Cuvee.

Obiecałem, że będzie o "numerach". Teraz jest czas. Wyobraźcie sobie, że teraz próbowałem wino zakorkowane w 2013 r. Składające się ze... 142 składowych win! Skąd to wiadomo? Z owego ID na etykiecie - 313053. Taki system oznaczania stosowany jest od 3 lat. Aplikacja na iPhone albo wizyta na stronie www.krug.com pozwala rozszyfrować skład. Ale odtworzenie procentowe jest ciężkie - bo w tym przypadku każde ze 142 win z 11 roczników ma różny stosunek gron z trzech szczepów.

ID to numer butlelki - na iPhonie lub na www.crug.com możesz sprawdzić, z jakich szczepów i roczników powstało to wino 

- Win rocznikowych tworzymy każdego roku najwyżej 10 proc. z całości. Reszta idzie do "archiwum", naszego źródła, z którego czerpiemy ingrediencje do Grand Cuvee - wyjaśnia Olivier Krug. Archiwum jest testowane jakieś 3 razy w roku. I spośród niego są wybierane perełki do produkcji Grand Cuvee. O składowych decyduje komitet - jest w nim m.in. Eric Lebel, szef piwnic Kruga.

Najstarsze z butli ID 313053 pochodziło z 1990 roku. Roku, w którym zdawałem maturę. Po pięciu miesiącach już byłem na studiach. To wino, które ma 24 lata! Najmłodsze pochodzi z 2006 roku.

Joanna Cisłowska z Winicjatywy cisnęła Oliviera Kruga, że to ważne, ile w butli jest proc. meunier, ile chardonnay, ile pinot noir, a ja pomyślałem sobie, że przeżywałbym koszmar, wyliczając w piwnicy (no da się, da się) te wszystkie składane procenty... Tylko po co?

- Co pan czuje? - zapytał mnie Olivier, gdy trzymałem Millesime 2000. Czułem minimalny aromat grzybów, niewielki orzechów, pewną powściągliwość i szczupłość. Takie wino o wąskich horyzontach. Wyraźnie węższych niż Grand Cuvee. - Tak, ta szczupłość to historia jednego roku - wyjaśnia Olivier. - Grand Cuvee to historia wielu lat, a w butelce Millesime mamy tylko "Story of the year".

W zeszłym roku GC zrobiono z 138 składników. A zdarza się z 240! Co wyczułem w Grand Cuvee? Aromat szeroki jak Panorama Racławicka - od grzybów, poprzez migdały, owoce, zieleń, mokre stawy... W smaku owocowe, jabłkowe, drobne bąbelki, bardzo maleńkie. Zmienne. Co łyk, to istotnie zmiana. 

Krug Rose

Teraz o 113016. o Rose Brut. Olivier Krug przyznał, że to pewien kompromis wywodzący się z wymogów rynku. Nowy, bo senior Joseph Krug miał w pogardzie różowe wino. Dlatego, go ne robił w 1843 i później. Robi je teraz jego prawnuk. Ale ja kocham takie kompromisy. Bo Rose jest pyszne!

Sam Lebel pisze na stronie, że jest kontrowersyjne, ale pyszne. I ma rację. Wydaje się babskie na początku, ale potem odsłania swój charakter - jest mniej subtelne. Jest po prostu męskie! Ma wielkie bąble, ma ogromny finisz, ma orzechowy surowy charakter, ma troszkę tanin... Jest świetny - do stołu jest lepszy niż cała reszta!

Teraz coś, po czym pospadacie z krzeseł. Ceny. Grand Cuvee 0,75 l kosztuje 692 złote. Krug 1998 (rocznika 2000 nie ma) - 1124 zł. Rose 1344 zł.

Zaduma nad Krugiem


Degustowałem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego i Moet Hennesy Polska

piątek, 23 maja 2014

Langwedocja i Roussillon "Na Biało"

Cuda z lodu, ale na ciepło też pyszne!

Marek Bieńczyk rozmawia z Johnem Bojanowskim z Le Clos du Gravillas. O winie l'Inattendu 2012
 
Od wizyty winiarzy z Langwedocji - których zaprosiła, jak i rok temu, Winicjatywa - minął prawie miesiąc, a ja z trudem się zbieram, by napisać kilka refleksji. Ciężko, bo wina nietuzinkowe, ich twórcy to wspaniali ludzie z twórczą pasją, a region - a ściślej mówiąc dwa regiony - to kolebka coraz wspanialszych win (o czym mówił na prelekcjach - z nie mniejszą pasją - Wojciech Bońkowski). Jest w tych langwedockich degustacjach zamysł, który mnie porywa od początku - spójna wędrówka po niebiańskim kręgu francuskich win. Francji przecież przez wielu wyklinanej, wyszydzanej. A tu, w bezokiennej salce hotelu Le Regina, tak wspaniale pokazanej. 

Wina Saint Hilaire - na pierwszym planie Silk Trilogy

Swoją wędrówkę po 21 producentach i 140 winach (oj, nie spróbowałem wszystkich) zacząłem od wstępu - prostych win Saint Hilaire (szuka importera). Produkowanych przez brytyjską rodzinę. Brytyjczyków jest zresztą sporo w Langwedocji - choć szczerze mówiąc bardziej z wyglądu przypominają już Francuzów. W Polsce Saint Hilaire poszukuje importera.

Mówiąc "prostych" mam na myśli ich przyjazny charakter. Są pieprzne i siarczyste, a także kwasowe. I korzenne. Z wyjątkiem. Prostocie zaprzecza Silk Trilogy 2011. Cena 15 euro w sklepie we Francji. Trilogy jest wyjątkowe - ma w aromacie więcej białej czekolady i kandyzowanych owoców niż wanilii (a było w beczce 6-7 miesięcy). W smaku jest pełne, aż gęste, niemal oleiste. Likierowe wręcz. Pełne ciała i kwasowości, która pozwala na oddech.

Wina Domaine Bassac

Mięsista w smaku jest także Armonia Blanc 2013 z Domaine Bassac (szuka importera w Polsce). Całość z sauvignon blanc i muscat. Ale młodziutka i beczki nie widziała. Armonia Rose, mocno łososiowa, zupełnie nie ma - na szczęście - ani krzty landrynka, tylko ma charakter białego wina.

Sto kroków - Bergerie du Capucin

Beczki nie widziało także zadziwiająco fajne wino 100 Pas (po polsku "sto kroków"). Skąd nazwa? - To było moje pierwsze wino. Tak przy nim dreptałem, tak się bałem, co to wyjdzie, że nazwałem je "sto kroków" - mówi Guilhem Viau z Bergerie du Capucin (szuka importera). Wyszło piękno. Jedno z nielicznych elektryzujących win degustacji. Dojrzewało tylko w stali, ale gdy zanurzyłem nos w kielich, poczułem czekoladę, kakao, ziemię. Kwasowe, ale przy tym niezbyt cienkie, pełne. W Polsce nie ma jeszcze importera. Szkoda...

Joly Blanc 2005

Virgile'a Joly nikt w Warszawie nie widział, widziano jego piękną i wesołą żonę. Mme Magdalena Bogucka-Jolie przywiozła klasykę - głębokie białe. Spróbowałem Joly Blanc 2012, ale poczułem tylko mineralność młodego białego wina. Ale gdy otworzyła 2005... To białe wino, które ma 9 lat. Grona? 100 proc. grenache. Z gorącego regionu. Według podręcznikowych reguł powinno być martwe albo takie sobie. A jest lekko utlenione - ma coś z cherry fino. Ale jest wciąż w nim iskra życia - kwasowości, wciąż jest pełna koncentracja, taka jak nadmuchana piłka! W winnicy 21 euro za butlę. WARTO!

Chateau Beauregard Mirouze - Lauzina 2012

Wystarczy odwrócić cyferki (12 euro), by mieć etykietę z naprawdę garażowej produkcji - Lauzina 2012 powstaje w liczbie 6 tys. butelek. Chateau Beauregard Mirouze szuka importera w Polsce. Lauzina to vermentino (20 proc.), rousanne (70 proc.) i marsanne (10 proc.). Całość fermentuje w beczkach. Rewelacja - w aromacie biała czekolada, trochę chlebowych skórek, średnia kwasowość w długi finiszu... Całość świetna!!!

Le Clos du Gravillas l'Inattendu 2012

Inne zaskoczenie? Le Clos du Gravillas l'Inattendu 2012 (nieoczekiwany). Importer DELiWINA. Butikowa produkcja - 2,5 tys. butelek wina, które jest kwiatowo-kamienne. Może wszystko przez 500-litrowe beczki z austriackiego dębu? I przez kunszt sympatycznego Johna Bojanowskiego, który w winnicy niemal wszystko robi sam.



Sam też butelki myje sympatyczny Graham Nutter z Château Saint-Jacques d'Albas. Producent nie ma importera w Polsce. W winnicy stoi najprawdziwsza romańska kaplica licząca tysiąc lat! Białe wino stąd - Le Petit St Jacques 2012 (50 proc. vermentino, 40 proc. viognier, 10 proc. roussanne) - okazuje się fajną mieszanką mineralności i owocowości. Różowe (syrah, grenache i mourvedre) jest jakby troszkę utlenione, ale tak świetnie kwasowe, że piłbym do małży!

Château d'Angles - Grand Vin 2008 i inne białe

Winem, które wszystkich zachwyciło - nawet samego Wojciecha Bońkowskiego - było Grand Vin 2008 z Château d'Angles (w ofercie Enoteki Nowej). które choć już 6-letnie, było wspaniałe - bogate, pełne, owocowo-kwiatowe, a w smaku lekko miodowe, wciąż kwasowe, lekko oleiste. Drogie - bo kosztujące 89 zł, ale warte każdej złotówki! Młodsze - Classique 2010 - było bardziej mineralne, ale pełne nut leśnych, ziołowych.

Saut le Poisson z Clos du Serres

Piękny finisz miało Saut le Poisson z Clos du Serres (importer DELiWINA). Skład - 70 proc. grenache, 20 proc. roussane, 10 proc. vermentino. Lekko owocowe, z pięknym kwasem, który wybrzmiewa aż do ciszy. Jedna trzecia tego wina dojrzewa w 320-litrowych beczkach z francuskiego dębu, ale tej beczki nie czuć przesadnie.

Clos Centeilles Blanc 2012

Pamiętacie zapach lodów bambino? Takich na patyczek (sprzedawany był osobno)? Przypomniał mi się ten zapach, gdy wąchałem Clos Centeilles Blanc 2012. (importer Kanato). W składzie grona rzadkiego szczepu araignan blanc, riveirenc gris, riveirenc blanc, greanche gris. W aromacie nie tylko lody, ale i gruszeczka, a w smaku - zero słodyczy. Może troszkę zredukowana kwasowość, ale całość utrzymana w zaskakującej wytrawności!

Muscat 2013 od Domaine Jones

Wytrawność zwyciężyła nawet w słodkim winie od Domaine Jones (szuka importera). Muscat 2013 miał niby być słodki, ale na szczęście ta słodycz okryta była dyskrecją, niczym zakonnica habitem. Może zasługa stali, w której dojrzewało wino?

piątek, 16 maja 2014

Francuz dnia drugiego z Lidla - 5 pkt.

Château Clos du Moulin Medoc 2007


Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo
- Lidl i 22,99 zł (zakup własny)

Do Ideału?
- Jeszcze trochę brakuje!!


Podwójna niespodzianka, jakich się szczerze powiedziawszy nie spodziewałem. Otóż - po pierwsze Lidl wprowadził nową ofertę win francuskich troszkę po cichu (może uważają, że skoro są niektóre wina z drugiej oferty, to nie ma się czym chwalić), a po drugie - niespodziankę przeżyłem drugą i to drugiego dnia.

Wybrałem Chateau Clos du Moulin Medoc 2007. Za niespełna 23 zł. Nie spodziewałem się wodotrysków. Tym bardziej, że w czasem rację mają ci fukający na jakość francuskiego wina "do trzech dych". Zaraz po otworzeniu obawy się potwierdziły. Płaskawe, lekko wręcz żelaziste... trudno!

Zostawiłem na drugi dzień... w cieniu na balkonie. Na wietrzny, chłodny dzień, zamknięte zatyczką (bardziej oddychającą niż hermetyczną). I wieczorem? Cud przemienienia! Płaskość stała się ekspresją, żelazistość truskawkowo pachnącą wiśnią i czarną porzeczką!  

W smaku owoc w połowicznym rozpadzie - wciąż istnieje, ale czuć już, że odchodzi, że obleka się w kształt wina. Struktura dnia drugiego stała się świetnie rozłożysta, miękka i okrągła. Nie atakuje, nie szczypie, taniczność nie wiąże ust czy policzków w ciup.

Warto zdekantować, bo na dnie troszkę osadu. Ale to, co jest nad nim, jest warte każdej złotówki z tych 23. Świetne spójne, głębokie, smaczne. Wino, któremu do ideału jeszcze trochę brakuje!!


Winiacz na 5 pkt. w 7-punktowej skali!

wtorek, 13 maja 2014

Bud Break czyli jeszcze słowo o bąbelkach u Mielżyńskiego

Bąblowe biele i róże z... wyjątkowym
francusko-włoskim rodzynkiem

Winni amatorzy i Paolo Saracco ze swoimi etykietami

Majowy Bud Break udało mi się rekordowo szybko zapowiedzieć tuż przed imprezą, ale warto - choć mija niemal tydzień - opublikować także post scriptum. Tym bardziej, że wina wciąż są w ofercie Roberta Mielżyńskiego.

Hiszpanię reprezentował tylko jeden producent - Castillio Perelada. Cavy ze średnimi bąbelkami, orzeźwiające. Może nie robiły takie wrażenia, jak Szampania, ale to mimo wszystko stosunkowo niedrogie wina. Perelada to producent-gigant wypuszczający miliony butelek (brut reserva - 6 mln sztuk rocznie). Ale już Cuvee Especial Rosado 2009 (62 zł) już "tylko" 45-50 tysięcy. Co tu mamy? Maleńkie bąble, malinowe w aromacie, nieco grzybowe w posmaku. Najlepszy stosunek jakości do ceny. Dobre. Dobrą cavą jest też Gran Reserva Gran Cloustro 2010 (84 zł).

Castillo Perelada Gran Reserva Gran Cloustro 2010

W składzie pinot noir, chardonnay, macabeo, xarel-lo i parellada. Wielkie bąble na podniebieniu. Aromaty? Białe owoce i migdały. Ale smak jakby szybko blednie. Po natlenieniu staje się jakby żelaziste. Podobno ma być jeszcze lepsze za 4 lata.

Robert Mielżyński, Grave di Stecca Brut 2011 i Valdobbiadene Superiore di Cartizze DOCG

Idźmy dalej - do stoiska Nino Franco. Nie będę już pisał dużo o Primo Franco 2012 - przyjemnie brzoskwiniowym, pozostawiającym słodkawy finisz (69,50 zł), bo warto dłużej się zatrzymać przy Grave di Stecca Brut 2011. Piękne złote wino, z bąblami wbijającymi w język i podniebienie nuty grejpfrutów, jabłek, kwiatów. W smaku złożone bogactwo. Przy tym Cartizze wydaje się nieco płaskie, ziemiste, lekko słodkie.

Champagne Lenoble Blanc de Noirs 2009

Szampania to już smakowy stopień wyżej (cenowo niestety także). Najtańszy (159 zł) Intense Brut jest jabłkowo-grejpfrutowy, lekko jakby utleniony. Przyjemny, ale jeszcze lepszy jest dojrzewający 4-lata Blanc de Blanc (178 zł). Poza jabłkami czuć w nim lekki waniliowy twarożek, poza tym grzyby i mokre kamienie. A za 90 zł więcej - dość niebotyczna to kwota 268 zł - mamy Blanc de Noirs 2009. Szampan z pinot noir, ale tym się różni od innych braci, czym różni się Arnold Schwarzenegger od Conchity Kiełbasy.

Champagne Lenoble Rose

Też wąski w talii, ale w barach 17 razy szerszy! W Blanc de Noirs mamy głębię, męski charakter, moc, jabłko podprawione przyprawami, może balsamicznością. Każdy łyk przynosi inne doznanie. Rose (199 zł) jest przy tym jak Sharon Tate - łososiowe, a nie prostacko różowe, cienkie, delikatne, jak muśnięcie.

Champagne Deutz Brut Millesime 2006

Deutz... ech. Trzeba spróbować po innych winach, potem na chwilę choć wrócić do prostych i raz jeszcze się wspiąć. Spróbowałem sześciu "szampanów" i jeśli już mam wybrzydzać, to zrobię to tak: napiszę, że leciutki Brut Classic (169 zł) miał małe bąbelki i był rześki jak agrest, który nie ma jeszcze włosków. Acha, ma jeszcze najbrzydszą etykietę - jakaś szarość z granatem (nie wybuchnie). Etykietę borowikową ma za to Deutz Brut Millesime 2006 (218 zł) i już jest lepiej - złote wino, o świetnej kwasowości, długich nogach po wewnętrznej ściance kielicha. O tym, że to ostatnie wino świata, już pisałem - sam producent nie ma ich już na składzie, bo się rozeszło na pniu. W nosie piękne owoce - egzotyka, a na podniebieniu ładna kwasowość, choć ostrożna. Nie tak wielka jak w Blanc de Blanc 2008 - tu jest dopiero bąbel i rześkość! I cena też równie wielka jak bąbel - 278 zł.

Cuvée William Deutz Brut Millesime 2000

Lepsze już są tylko bąble z roku milenijnego. Cuvée William Deutz, Brut Millesime 2000. To już jest nie gałąź z owocowego sadu, ale cały orzechowo-warzywny ogródek, w upalny dzień. Takie tu bogactwo. W smaku miód i złożoność. I to taka zaje...fajna!

Champagne Deutz Rosé Brut Millesime 2002 - do ostryg!

Na deser miłość. Amour de Deutz 2005 (579 zł!) to słodkości kwiatowo-miodowe, o delikatnych bąblach niosących na plecach tropikalne kandyzowane cukiereczki. Piłbym - gdyby mnie było stać - na deser. Ale gdybym miał wybrać coś do owoców morza, to postawiłbym na Rosé z 80-letnich krzewów (80 proc. pinot noir i 20 proc. chardonnay). Koncentrat prześliczny, koloro łososiowy, a całość grzybowa, lekko nawet mięsna (boczuś). Maleńka, delikatna perlistość. Nalane do kielicha wydaje się bardzo gęste i ma świetny długi finisz!

Saracco Prasué Chardonnay 2013

Na koniec powrót do Włoch i spokoju w winie. Paolo Saracco z Piemontu, produkujący 600 tys. butelek Moscato d'Asti (49,80 zł) - spójnego pysznego delikatnie musującego słodziaka, o wyrównanej kwasowości (i 140 g cukru na litr), częstował także niszowym Prasué Chardonnay 2013. Niszowe, bo 6 tys. butelek rocznie, w barwie bardzo jasnej, lekko słomkowe, opalizujące, jakby pozbawione filtracji. Proste owocowe.

Włoski Francuz czyli Saracco Pinot Nero 2010

I jedyny czerwony rodzynek - Pino Nero. Francuski szczep przywieziony z Burgundii i zasadzony we włoskiej ziemi. - Moim marzeniem jest mieć włoskiego burgunda i to marzenie spełniam - uśmiecha się Paolo Saracco. Pinot Nero to roczna produkcja rzędu 12 tys. butelek. Pierwszym rocznikiem był 2003, ale to było 11 lat temu. Pinot Nero 2010 jest w smaku lekko naftowy, charakterny jak prawdziwy "burgund", a aromacie boczkowy, ale i... balsamiczny "po włosku"!

Mascato d'Autunno 2013 i jego twórca - Paolo Saracco

Na koniec Mascato d'Autunno 2013 - wino, które Paolo Saracco komponuje w marcu. A przymierza się wcześniej. Po zbiorach najlepszych gron z parceli, są one tłoczone, potem trzymane do marca w osobnych zbiornikach. W chłodzie (-3 st. C), który uniemożliwia fermentację. Najlepsze próbki są dobierane, mieszane i razem fermentowane.

Gotowa całość ma ładne mikrobąbelki. Jest troszkę jakby słodsza niż zwykłe d'Asti, na pewno bardziej aromatyczna i bardziej kwasowa. - Za każdym razem powstaje inne unikalne wino - mówi Paolo. - Kosztuje o euro więcej niż zwykłe Moscato d'Asti.

Pomyśleć, że to tylko 5,5 proc. alkoholu, a tyle radości nie rujnującej kieszeni jak te wszystkie wspaniałe, rozbuchane bąble z Szampanii. Ale cóż, wszyscy kochamy bąbelki!


Degustowałem na zaproszenie importera

Argentyna w warszawskiej Żurawinie

Biel, bąbelki i czerwień

Bąbelki po argentyńsku - Finca La Linda Extra Brut

Maj miesiącem Argentyny w warszawskiej Żurawinie. Właśnie wróciłem po wieczorowym spotkaniu zorganizowanym przez sommeliera Mariusza Naporę, z uroczymi gośćmi - panią ambasador Patricią Salas, jej sympatycznym mężem Nelsonem panią Anną Drągowską oraz PoWINOwatymi - Olafem, Pawłem, Patrycją i Roksaną.

Finca La Linda Extra Brut

W atmosferze wieczornego tanga udało się spróbować trzech win Luigi Bosca, które są w majowej karcie Żurawiny - Musującego wina Finca La Linda Extra Brut, Finca La Linda Viognier oraz czerwonego Finca La Linda Corte Reservado 2009, Malbec Syrah.

Pierwsze (50 proc. chardonnay, 50 proc. semillón) okazało się świetnym wstępem. To przyjemne lekko gorzkie wino musujące, orzeźwiające pełne kamienistości, z nutką gorzkich migdałów, z lekką kwasowością, trochę miodowe w tle. Szkoda, że 109 zł w karcie, ale nie na co dzień mamy takiego fajnego Argentyńczyka! Poza tym w maju rabat na wina kupione na wynos 20 proc.!


Finca La Linda Viognier

Biała etykieta Viognier (79 zł w karcie restauracji) to bez wątpienia najlepsze wino wieczoru - super owocowe, morelowe, ale i kwiatowe. Tu już migdał w smaku i to taki, że... don't cry for me Argentina! Nieco słone, oleiste, ładne strukturalnie. A jednocześnie to wyjątkowo lekkie wino - 12,8 proc. alkoholu. Z takim wydawało by się zakamuflowanym kwasem, który potem jednak w finiszu - długim niczym Argentyna z północy na południe - dochodzi do głosu...
 
Finca La Linda Corte Reservado 2009, Malbec Syrah
 
Finca La Linda Corte Reservado 2009, Malbec Syrah (jest też tu 20 proc. merlot - butelka 99 zł w karcie) w swój czas jeszcze nie trafiło - mam na myśli, że to jeszcze w smaku tak młode wino! Zielone, zdecydowanie paprykowe w nosie, choć jest też czerwony owoc i super taniny - choć te lekko odseparowane, pieprzne troszkę i korzenne, ale stojące jakby w drugim szeregu. W ustach dość szkieletowe, wiśniowe, jakby czekające na trzyletnią drzemkę w piwnicy! Podejrzewam, że o wiele lepszy jest młodszy kuzyn - Malbec Carinae 2011 z 85-letnich i 90-letnich krzewów (tańszy o 10 zł). Kto chce spróbować, Żurawina czeka!
 

 
Wina degustowałem na zaproszenie gospodarza

poniedziałek, 12 maja 2014

Post Scriptum: Touraine Chenonceaux "Armel" 2012 od Les Pierrines

Wino i ludzie jak laleczki

Caroline Simier i Fabrice Delaunay z Domaine des Pierrines z Touraine Chenonceaux "Armel" 2012

Na każdym winnym pokazie ktoś elektryzująco przyciąga uwagę. Czasem magik, alchemik, cudotwórca, czasem ekscentryk, wesołek - dbający o świetny przekaz marketingowy. Na zeszłorocznej Langwedocji organizowanej przez Winicjatywę (ta winnica była także w tym roku) takimi osobami byli Francois-Manuel Delhon i jego żona Jacqueline z Domaine de Bassac - wytatuowali sobie wąsy na wewnętrznych stronach palców, zupełnie takie same, jak na ich flagowym winie Le Manpot, a na tegorocznej degustacji French Wine Discoveries takimi osobami byli Caroline Simier i Fabrice Delaunay z Domaine des Pierrines, z Doliny Loary. 
O ich musującym Dans les Etoiles pisałem przy okazji wpisu o szampanach i innych bąbelkach. Pomyślałem jednak, że warto im poświęcić parę słów - bo ich przykład pokazuje, jak ciekawie można zacząć budować wizerunek winnej marki.

- To wy? - zapytałem, wskazując na etykietę win Domaine des Pierrines. Są na niej dwa korkociągi stylizowane na postać męską i kobiecą. A raczej na laleczki - chłopca i dziewczynkę. Są też na "standzie" (czy jak tam nazywa się to ustrojstwo, które mają na stanowisku). - Tak, to my! - uśmiechają się Caroline Simier i Fabrice Delaunay. Oboje rzeczywiście są jak laleczki. Fabrice ma najwyżej 168 cm wzrostu, Caroline o 10 albo i 12 mniej. Uśmiechnięci. Mają razem dzieci, choć nie są małżeństwem. - On trochę nie chce się żenić - zwierza się Coroline, gdy Fabrice częstuje dwa metry dalej jakiegoś gościa. 

Nie tylko młodo wyglądają, ale chcą także odmłodzić wizerunek wina - sprawić, by stało się kumpli, przyjaciół, ale też przyjemnością. I o ile o Bordeaux też można by tak mówić, to pijąc wino znad Żyrondy wyobrażam sobie raczej dwóch nobliwych bankierów, a w przypadku des Pierrines raczej zbuntowanych studenciaków - synków owych bankierów, biesiadujących z koszykiem pod filarami mostu na Sekwanie w Paryżu.

Tym bardziej, że wino des Pierrines nie odstrasza ceną. 5 euro kosztuje Touraine Chenonceaux "Armel" 2012 (50 proc. malbec, 50 proc. cabernet franc - całość fermentowała razem w betonowych kadziach) - flagowy produkt. Całość W aromacie czarne owoce i pieprz, a w pierwszym wrażeniu smaku zaskakująco jedwabiste. Całość kompleksowa i ładnie ułożona, w finiszu znów dochodzi do głosu przyprawowość. Taniny całkiem przyjemne, szybko zanikające. Wprost przeciwnie niż te dwie korkociągowe laleczki patrzące na mnie z etykiety!

niedziela, 11 maja 2014

French Wine Discoveries 2014 - na czerwono

Południe pobiło na głowę całą resztę!

Monsieur Roger Jeanjean reprezentujący Domaine de l'Argenteille i Millesime Sud i Château St Eulalie La Cantilène AOP Minervois La Livinière 2011

Czas na zamknięcie rozdziału o French Wine Discoveries 2014. W poprzednich dniach opisywałem wina białe i szampany (z nielicznymi musującymi), zostawiając sobie na koniec właśnie czerwone - z Burgundii, Langwedocji, Roussillon, Doliny Rodanu, Cahors, Prowansji, Gaskonii i Bordeaux.

Domain Petit Jean: Cotes d'Auxerre 2010

Domain Petit Jean reprezentowały dwa delikatne burgundy - Cotes d'Auxerre 2010 i Les Boisseaux 2012. Pierwsze o lekko benzynowo-owocowym zapachu, lekkim kolorze i ostre. Młodsze wino było jeszcze bardziej owocowe - jak kompot: wiśniowe, bardzo pestkowe, z lekkim aromatem skóry. W smaku zaś bardzo ostre i kwasowe - będzie pewnie ciekawe za 5 lat. Teraz nie bardzo.


Domaine Saint Andrieu: W L'oratoire 2011

Domaine Saint Andrieu: W L'oratoire 2011 dominował cabernet sauvignon (wino kupaż z syrah). Poza czerwonymi owocami w aromacie obecna kreda, ale też leciutkie fiołki. Wino jest pieprzne, taniny są ładnie wtopione, całość jest kwasowa - może jeszcze za dużo, może za młode?
Château Sénéjac Haut Médoc 2006
Podobnie za młody wydał mi się Château Sénéjac Haut Médoc Grand Vin de Bordeaux - choć to już rocznik 2006! W kolorze pięknie już zbrązowiały na obwódce, ale dość delikatny i bardzo lekki jak na Haut Médoc. Owocowy, ale wciąż jeszcze mocno szypułkowy! Jakby najlepsze miał jeszcze przed sobą!

Château La Nauze Premium Rouge 2010

Wyjątkowo ciekawe jak na Bordeaux okazało się Château La Nauze Premium Rouge (syrah i merlot). Obydwa w smaku bardzo przyprawowe, pieprzne i  kwasowe, a w aromatach głęboko owocowe. Rocznik 2010 podobał mi się bardziej niż 2009 - ten był zbyt taniczny, zbyt ściągający i cierpki. IDentité (95 proc. merlot i 5 proc. petit verdot) było ciut zbyt piwniczne w smaku, choć bardzo przyjemne w aromacie - czekolada, kakao, okrągłość!

Domaine Saint-Lannes: Côtes de Gascogne Cuvée du Pic du Jer 2011

Gaskonia ujmowała lekkością, choć nie zachwycała. Domaine Saint-Lannes i jej Côtes de Gascogne, Cuvée du Pic du Jer 2011 trochę było powściągliwe, ale za to kwasowe, z rozwijającymi się stopniowo taninami. Leciuchne jeszcze bardziej było Côtes de Gascogne Les Peyrades - lekko pieprzne, ale jeszcze bardziej pozbawione tanin.
 
MJ Charlotte 2013 i MJ Candice 2012

Z Ventoux przyjemne były też dwa wina z Domain de Tara: Terre d'Ocres 2013 AOC Ventoux - to akurat młodziutkie, lekkie, pełne owocu, absolutnie pieprzne. Drugie o wiele lepsze - Hautes Pierres 2010 AOC Ventoux (80 syrah, grenache, carignan) - już ciemne, niemal fioletowe, dobrze ułożone jak solidny lokaj we francuskim dworze! Rok starzone w beczkach, o aromacie czarnych porzeczek i wiśni, z nutką anyżku, o pięknym finiszu... Michele Follea zapewnia, że może czekać 10 lat w piwniczce!

Hautes Pierres 2010 AOC Ventoux

Ale najwspanialsze okazy pokazała Langwedocja i Roussillon. Z Domaine Chemin Faisant zachwycało Côtes du Roussillon Villages Tautavel MJ Candice 2012 - proste, lekko cierpkie zgrabnymi taninami, leciutko beczkowe, do tego przyjemnie skoncentrowane, absolutnie nie przegrzane, bez żadnej megawanilii.
BIO Casots 2012 AOP Côtes du Roussillon
Les Vignobles du Sud Roussillon - kooperatywa trzech producentów - miała trzy bardzo ładne etykiety czerwieni. Dość dziwne w aromacie BIO Casots 2012 AOP Côtes du Roussillon, za to o świetnej śliwce w smaku i balsamiczności w finiszu. Cuvée du Gouverneur 2012 (50 proc. wina starzone w stali, połowa w beczce) - o troszkę dyskretnym owocowym aromacie, aksamitnym smaku i przyjemnej kwasowości i... perełka - Les Aspres 2012 Pierre d'Aspres! Kupaż syrah, grenache noir i carignan.
Les Aspres 2012 Pierre d'Aspres
To ostatnie to jest dopiero wino! Cudowne aromaty czarnych owoców, jagód, czarnych porzeczek, może troszkę lukrecji. Pierwsze odczucie smaku - słodycz, ale to po prostu pełnia ekstraktu. W smaku pełnia - nie tylko winnej duszy, ale i pikantność, pieprzność, kwasowość przyprawiona świetnie wyważonymi taninami.
Clos de Lort Vieil AOP Faugères 2010

Monsieur Roger Jeanjean reprezentujący Domaine de l'Argenteille i Millesime Sud przywiózł tylko czerwone wina - większość była znakomita. O różnych charakterach. Clos de Lort Vieil AOP Faugères 2010 (grenache 35 proc., 30 proc. carignan, 30 proc. syrah, 5 proc. mourvèdre) lekkie, bez koncentratu, ale ładnie złożone i pieprzne. W nosie pojawia się cały kompleks czarnych owoców.

Domaine de l’Argenteille Garric AOP Terrasses du Larzac 2012

Domaine de l’Argenteille Garric AOP Terrasses du Larzac 2012 - chyba jedno z najlepszych win tej degustacji! Całość o fioletowym połysku, jest wspaniałe, w aromacie nieco kwiatowe, nieco cynamonowe, gorące. W smaku pięknie złożone - choć to syrah, mourvèdre i carignan noir, to ma coś z ostrego charakteru pinot noir. Jest troszkę jak dzikus ze słonecznego kraju!


Château St Eulalie La Cantilène AOP Minervois La Livinière 2011

Na pewno nie gorsze było Château St Eulalie La Cantilène AOP Minervois La Livinière 2011 (55 proc. syrah, 20 proc. grenache, 25 proc. carignan). Trochę chyba mniej tu południowego żywiołu. Raczej pełne ekstraktu, owoców w aromacie, z tostowym przykryciem. Wino przesiąknięte taniną, taką przyjemnie drzewiastą, ale całość nie jest przesadnie "zielona". Kto wolał wina typu burgundzkiego, mógł spróbować French Baguette, IGP Pays d'Oc Merlot Cabernet 2012. Tylko pytanie - czemu nie próbować wspinać się ku słońcu?!

Następna degustacja French Wine Discoveries (organizowane przez Wine4Trade) pewnie za rok - szkoda, że tak długo przyjdzie czekać. Bo organizacja była bardzo dobra - wielka przestrzeń hotelowej sali balowej, mnóstwo czasu na rozmowy z przedstawicielami winnic, nikt nie gonił, nie popędzał, nie przeganiał. Dla winiarzy z pewnością mordęga i ciężka harówa, ale dla gości - niezwykła przyjemność!