wtorek, 20 grudnia 2022

Wino z nauki czyli z wizytą w Winnicy Korol

Wino z nauki czyli z wizytą w Winnicy Korol

 
Pierwszy raz Winnicę Korol zobaczyłem jadąc służbowo w zeszłym roku przez Podlasie. Była jesień, piękny dzień, choć wschodnia granica Polski ogarnięta zakazami. Wjechałem w Mielnik, małą miejscowość po drodze. Chciałem zawrócić, by jechać dalej na północ, i wtem... mignęła mi tabliczka z napisem "Winnica" i strzałką. Szybkie wciśnięcie hamulca, zawrotka i oto po chwili piąłem się pod górę stromą uliczką (górki to jednak rzadkość w pobliży Siemiatycz, ale jak się okazało nie tutaj...). 

Winnica Korol 26 października 2021 r. Wtedy nie miałem jak jej zwiedzić...

I rzeczywiście. To nie był żart. Trwały wtedy jakieś prace i nikt nie odbierał telefonu, odjechałem niejako z kwitkiem, obiecując, że wrócę. I to się udało po roku z okładem. Przyjechaliśmy odwiedzić Winnicę Korol z Jurkiem w bloga Winne Okolice i Olafem z Wino w Obiektywie.
 
Choć winnica istnieje oficjalnie od 2010 r., to wszystko się zaczęło w 1995 r. Wówczas Mikołaj Korol posadził pierwsze winne krzewy. - Robiłem wino ze wszystkiego, także z owoców. I wychodziło bardzo dobre - wspomina pan Mikołaj. - Ale kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, stało się jasne, że przyszłość jest w winie z winogron. 

Skąd pomysł, że właśnie... winnica na wschodzie? Z naukowego punktu widzenia - a ściślej - z mapy nasłonecznienia w Polsce. Na niej oto widać, jak tłumaczy pan Mikołaj, inżynier chemik z wykształcenia, to właśnie w Mielniku i okolicach mamy największe w Polsce nasłonecznienie. 
 
W miejscu zaznaczonym strzałką jest Winnica Korol (mapa z IMGW)

- Nie koło Zielonej Góry, na Dolnym Śląsku czy na Podkarpaciu, tylko właśnie tu, na Ziemi Drohiczyńskiej. To było widać na mapach IMGW. Jak się przyjrzymy regionom, gdzie powstają wspaniałe wina białe, Chablis czy rieslingi w Niemczech, to tam klimat nie jest tak bardzo inny niż w Polsce - wyjaśnia pan Mikołaj. - Problemem są wina czerwone, ale nie o temperaturę tu chodzi, ale właśnie o liczbę słonecznych dni w roku.
 
Do pracy Mikołaj Korol podszedł metodycznie. W 2012 roku skończył studia enologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, zainwestował w nasadzenia przy domu, pobudował budynki winiarni z salami na stalowe tanki i beczki, z salą degustacyjną i pięknym tarasem, na którym latem się przyjemnie siedzi, oglądając rzędy winorośli. Większa parcela jest oddalona o kilka kilometrów, obok rezerwatu przyrody Góra Uszeście. 
 
Wina do kupienia w Winnicy Korol (fot. Olaf Kuziemka)
 
Dziś ma 6 hektarów, na których rośnie ok. 30 odmian winorośli. Nie stosuje herbicydów, ale nie inwestuje w certyfikaty. Woli wina poddać ocenie na konkursach winiarskich. Dyplomów w salce degustacyjnej wisi mnóstwo. Siarki używa bardzo niewiele, unika filtrowania win czerwonych. I z nich jest najbardziej dumny, choć ma także wina białe - hibernala, rieslinga, gewurztraminera czy chardonnay. 
 
Mikołaj Korol i blogerzy w winiarni  (fot. Olaf Kuziemka)
 
Jak smakują wina? Mieliśmy okazję spróbować kilku okazów jeszcze z beczek.
 
Regent 2020 - tu zaskoczenie. Polski regent, jak to w przypadku hybryd, zwykle bywał nieco "lisi", buraczkowy, kwasowy, ostry. A tu zaskoczenie - nic na pierwszy rzut nosa hybrydowego. To uładzone wino. Ma mnóstwo owocu spod znaku przyjemnej wiśni. Lekka struktura, ale bardzo przyjemna. Ułożone wino o ładnej kwasowości.  

Cabernet cortis 2020 - tu już więcej czarnej porzeczki w aromacie. Poważniejsze wino, bardziej krągłe, bardziej ułożone, ale... jeszcze bardziej kwasowe. Struktura bardziej krzepka. Wino jeszcze lepsze niż regent.
 
Cabernet mitos 2019 - tu już zdecydowana czarna porzeczka w aromacie, ale w smaku dzikość taniny. Może nawet wręcz tarniny, głogu. To jest mega garbnikowe wino, wciąż jakby nieokiełznane, mocno poprowadzone. Z ogromnym potencjałem na dojrzewanie na lata!

Cabernet dorsa 2020 - to jest bardzo czyste, wino z prostym, a właściwie - szczerym - pięknym owocem. Aromat przywodzi na myśl pestki z wiśniowego kompotu, jest punktowe, jasne w odbiorze, bardzo przyjemne. 
 
Wino prosto z beczki
 
Cabernet sauvignon 2020 - z beczki z bułgarskiego dębu. Od razu wyczuwalne piękne cechy cs - czerwony owoc z lekko paprykowym dopełnieniem, akcentem cedru, ze świetnie wyważoną i dobrze wtopioną taniną, lekka - znakomicie dobrana - kwasowość.

Pinot noir 2020 - tu zgoła odmienne wino. Jest delikatniejsze, pokomplikowane nieco. W aromacie pełno delikatnych wiśni w czekoladzie, z pewnym akcentem dżemistości, bardzo wysoką kwasowością i mega długim finiszem. Potem zamiast wiśni dochodzą do głosu aromaty truskawek, potem jeszcze coś innego (nie mamy jednak tyle czasu, by posiedzieć przy tym winie 4-6 godzin, by się otworzyło. 

Gdybym nie spróbował własnym nosem i podniebieniem, nigdy bym nie uwierzył w to, że tuż pod granicą z Białorusią (jakieś 12 km) powstają najlepsze chyba wina czerwone w Polsce. U Korola kupują je nawet... policjanci. Ale to już całkiem inna historia. 


Mnóstwo znakomitości w beczkach (fot. Olaf Kuziemka)
 

wtorek, 29 listopada 2022

Velduero - z Ribera del Duero - w Składzie Win

Świetna Ribera w anińskim garażu

Krzysztof Majer i Pablo Alvarez Bolado z Valduero

Takich okazji nie ma zbyt wiele. Gwiazdą Składu Win w Aninie była hiszpańska Winnica Valduero - perła regionu Ribera del Duero. To północna część Hiszpanii, słynąca z krzepkich win. Duża wysokość nad poziomem morza, zimą mrozy, a latem gorąco i sucho. Winorośl musi sobie poradzić bez nawadniania. Ale to dobrze. Wina powstają dzięki temu wspaniałe.

Valduero ma 140 hektarów, a najstarsze krzewy mają po 70 lat, choć wyglądają na więcej. Te, z których robi się białe - 30-40 lat. Na całym terenie zbiory prowadzone są ręcznie - stąd wysoka cena win. Najtańsze białe kosztuje w Polsce ponad 150 zł. Tuż po zebraniu - jeszcze przed wyciskaniem i fermentacją - grona poddawane są selekcji. I trafiają do zbiorników - jak zapewnia Pablo Alvarez - już kwadrans po zebraniu. To pozwala uniknąć niekontrolowanych procesów. Wszystkie czerwienie powstają z tempranillo.
 
Winiarnia ma podziemne korytarze o łącznej długości ok. 1 km, a tam skarby - zbiorniki i beczki z winem. Wewnątrz od 12 do 13 stopni przez cały rok. Na szczycie góry restauracja. Fani Valduero mogą przystąpić do klubu, na potrzeby którego idzie 20 proc. win. Jak smakują same okazy? 
 

 
Valduero Blanco 2021 (158 zł) ze szczepu abilla mayor. Krzewy, z których pochodzą grona, mają od 30 do 40 lat, a więc są - w porównaniu z "czerwonymi" - o wiele młodsze. Zbiory z 12 hektarów. Dojrzewało w stali 4 - 5 miesięcy na osadzie. Choć abilla ma podobno niską kwasowość - to nie w tym przypadku. Może nie jest najwyższa, ale ładnie wyważona i całkiem dobrze odczuwalna. W aromacie mnóstwo białego owocu - melon, sporo gorzkiego grejpfruta. Bardzo przyjemne, czyste, mineralne. I bardzo gastronomiczne - wymarzony wybór choćby do owoców morza.



Finca Abzaya 2017 (179 zł) - niby dość podstawowe wino, a już ładnie soczyste. W aromacie miękka wiśnia, pestkowa, soczysta, jak wyjęta z kompotu. Jest też echo truskawki. Tanina przyjemnie szorstka i czuć pewną słodycz. Całość bardzo lekka, a struktura szczupła, choć wino ma 14 proc. alkoholu.



Valduero 2018 (189 zł) - sztandarowe wino wytwórni. Jest soczyste i jeszcze bardziej jedwabiste niż poprzednie. I bardziej hedonistyczne. Pełne, ciemne, a przy tym w strukturze dość szczupłe. W aromacie bardzo głęboka czerwień owocu - raczej czarna porzeczka plus wiśnia, nieco śliwki. Całość znakomicie zestrojona.


Reserva 2015 (268 zł) - tu już wkraczamy na terytorium nomen omen zarezerwowane dla win, do których nie musimy nic jeść. Uwielbiam. To wino w zasadzie jest samo jak posiłek. 30 miesięcy dębowej beczki, potem 30 miesięcy układania w butelce. Wino jest dżemiste, ma czarną porzeczkę niemal namacalną, kawę, czekoladę, pikantność pieprzu, nutę lukrecji i pieczonego boczku. Tanina ładnie zeszlifowana, a kwasowość mistrzowska. 

 
Gran Reserva 2012 (598 zł) - to już znakomitość, o czym informuje także wysoka cena. Świetne i bardzo hedonistyczne wino. Powstaje tylko w tych rocznikach, które oceniono jako wyjątkowe. Grona zbierane są z 70-letnich krzewów - na każdym rosną tylko dwa grona. Które po zebraniu trafiają na cztery lata do beczek z dębu, a potem minimum 40 miesięcy czekają w butelce. Wino mocno zbudowane na bazie aromatów z czarnych owoców, choć w finiszu czuć także porzeczkę i wiśnie, ciemny pył kakao, szczyptę lukrecji, skóry. Wino o pokomplikowanej strukturze, wielowymiarowe, z leciutkim pierwiastkiem słodyczy. Co zadziwiające - wciąż sprawia wrażenie młodego, o czym informuje nas szorstka, spora tanina. 

Valduero to znakomite wina - choć o wysokich cenach. Ale z ręką na sercu przyznam, że to okazy o wysokiej jakości, pozostawiające mnóstwo świetnego wrażenia.

Degustowałem na zaproszenie importera


poniedziałek, 24 października 2022

Barbatelle: od zielonej koncentracji po ducha win czerwonych

Perełki z włoskiej mikrodegustacji

Le Barbatelle to znany od lat importer prężnie działający na polskiej winnej scenie. Kierowany przez sympatycznego Miro, niegdyś znany z ogromnego wyboru znakomitych prosecco (Miro wciąż je sprowadza), poszerza stopniowo paletę o nowe okazy. Ostatnia degustacja była okazją do poznania nowych win z Toskanii oraz przypomnienia kilku innych z portfolio Petrussy - jednego z flagowych producentów z portfolio importera.


Petrussa produkuje łącznie ok. 40-50 tys. butelek win. Producent gospodaruje na 10 hektarach, tuż przy granicy ze Słowenią - we Friuli. Stąd pierwsze wino - Friulano 2020. Rześkie, lekko goryczkowe, ale bardzo poważne, z wyrazistym finiszem przywodzącym na myśl grejpfrutowym akcentem. Dwa lata dla tego wina wydaje się niczym sekunda. 

 

Bliżej Słowenii - przy samej granicy - rosną grona Sauvignon Blanc. Rocznik 2021 dał rześkie i roślinne wyraziste okazy. Aromat przywodzi na myśl nie żadne nowozelandzkie okazy, tylko mega zieloną koncentrację. To nie jest nawet źdźbło trawy - to jak grube zielone łodygi. Ale - co zadziwiające - smak nie oddaje tego zielonego pnia. Wino zaskakuje, bo oto pijąc wyczuwamy delikatność i jedwabistość. 

 

Kolejne zaskoczenie przynosi Chardonnay 2021. Nie powiedziałbym zupełnie, że... 100 proc. tego wina przeszło przez beczki barrique! Zero wanilii, może bardzo odległe, mikroskopijne echo maślaności. A przecież niemal jedna trzecie wina mieszkała przez kilka miesięcy w nowych beczkach! Klasa - w tym chardonnay jest nasza stara Europa, alegancja i piękny styl. Jest znakomicie ułożone, w strukturze mocarne (ale bez przesady), bardzo długie w finiszu. Świetne.

 

Producent z Treviso - Serafini & Vidotto - również zaskoczył bielą. Phigaia Il Bianco 2019 w 70 proc. składa się z sauvignon blanc, a w 30 z pinot bianco, część była starzona w beczkach. Ale choć sb dominuje, to całość sprawia wrażenie zupełnie innego wina - na fundament kwasowości nałożono jakby krem z maślanymi akcentami. Wszystko podbite wielką mineralnością.

Barbatelle na czerwono

 

Równie ciekawe - choć nieco nie w moim stylu - była pierwsza czerwień. Pierwsza, bo najlżejsza ze wszystkich do spróbowania tego dnia. Serafini & Vidotto Pinot Nero 2019 to wino jasne, niemal klaret, lekkie. Żadnej beczki, w grę wchodziła produkcja tylko w stali - materia szczupła, ale jednocześnie wyraźny garbnik przedłużający chropowaty finisz. 

 

Już wolę takie okazy jak Phigaia After the Red 2018 od tego samego producenta. O, tu blend bordoski - merlot, cabernet franc i cabernet sauvignon. Duże dotknięcie właśnie cs i szorstka tanina, ale nie uładzona, tylko przyjemnie dzika. Bardzo długie w finiszu. To lepsze wino niż niejeden bordoszczak. W aromacie czekoladowe nuty, mnóstwo pieprzności i czerwonych owoców. Po otwarciu i napowietrzeniu - jeszcze bardziej aromatyczne i wciąż lekkie. Aż by się chciało zjeść znakomitą sztukę mięsa - wołowiny oczywiście.

 

I okaz jeszcze lepszy - ale i cena niewąska, bo ok. 229 zł. Il Rosso dell’Abazia Montello e Colli Asolani DOC 2016 - tu szlachetność i klasa. Te same odmiany w blendzie, winifikowane osobno, w beczkach - 15 - 18 miesięcy. Znakomita. Sześcioletnie wino jest wciąż sprężyste, aromat daje wrażenie bardzo świeżego soku z czarnej porzeczki. W smaku od razu rzuca się na język tanina bardzo już gładka, ładnie zeszlifowana. I tu nie ma żadnego żywiołu, żadnego rustykalnego dotknięcia. Sprawia wrażenie wina w punkt. Napowietrzanie robi mu świetnie.

 

Toskania to nieco lżejsze klimaty, przynajmniej w wydaniu Villa Trasqua Chianti Classico 2018 - większość to oczywiście sangiovese. W nosie dość lekki (choć nieprzesadnie) czerwony owoc, fiołek, przyprawy, czekolada. Jeśli kojarzy się wam chianti z kwaśnym winem, to akurat tu tego nie znajdziecie. To fajne, oczywiście proste wino, w dodatku z wielkim owocem i sporymi garbnikami.

 

Stopień wyżej od tego producenta - Fanatico Riserva Chianti Classico 2017 - tu już więcej komplikacji. Owoc z ciemniejszej strony winnego księżyca. Zamiast świeżej wiśni więcej czarnej porzeczki. W tle lekki rozmaryn, goździki, wciąż bardzo wyraźne taniny, świeże i mocne.

 

Znakomite jest Villa Trasqua Nerento Gran Selezzione 2017. Tu już pięć lat i to czuć. Próżno szukać rześkiego lekkiego "kwasiorka". Tu mamy szlachetność starej dworskiej biblioteki. Jest skóra, jest czekolada, pieprzność oraz oczywiście owoc, ale z nieco szalonym, dzikim, stajennym tłem. Plus tajemnica starej ziemi. Po napowietrzaniu głębia, czerwień powleczona aksamitem gładkiego garbnika. To jest wino, jakie można smakować bez żadnego jedzenia, delektując się na balkonie, w fotelu - niekoniecznie bujanym - z widokiem na Campo di Fiori oczywiście.

 

To samo wino, aczkolwiek w limitowanej butelce - 1000 Miglia - i z rocznika 2016. Inne, jakby jeszcze młodsze i bardziej kwasowe. O szczupłej strukturze. W aromacie uwypukla się pięknie wiśnia. To sztywny i zarazem elastyczny kręgosłup tego wina - bardzo owocowy, świetny, ale zarazem lekki. O bardzo długim finiszu.

 

Zacząłem Petrussą i jej czerwieniami niemal kończę. Cabernet 2019 - tu cabernet sauvignon (70 proc.) i cabernet franc. Bardzo intensywne i sprężyste. Wysoka tanina i takaż kwasowość. To jak biegacz długodystansowy. Aromatyczne bardzo - sponad owoców przebijają się trufle i goździk. Piękna klasyka.

 

Na sam już koniec dwa kwiatki degustacji. Pierwszy to Petrussa Schiopettino 2019. To wino z innego bieguna niż Cabernet. Tu czuć kwiaty plus owoce, ale to czym ten okaz imponuje, to struktura. To w zasadzie nie wino, ale jakby duch wina - kryjący się za zwiewną kotarą utkaną z owocowych oczek. Świetne wrażenie ulotnej wolności dopełnia wysoka kwasowość. Wino bardzo, ale to bardzo dobre.

 

No i jeszcze supertoskan od Trasqua - czyli po prostu Toscana 2018. Tu sangiovese i bordoskie szczepy - ale całość zupełnie nie przypomina chianti. Jest lekkie i zwiewne, ale dopełnione dziką taniną. Szczupłości strutury, jakże szlachetnej, towarzyszy całkiem ładna rustykalna stajenka. Ale nie ma mowy o prostym winie. Jest starannie zarysowana szczupłość, niczym szkic ołówkiem 4H i czeka na to, czym, z zanadrza naszej wyobraźni, dopełnimy ten obraz.

O winach: Znakomite okazy w cenach dość przystępnych (kilka okazów powyżej 100 zł, ale co zrobić) i to jeszcze z gwarancją jakości importera. Warto! 

O samej imprezie: To była bardzo fajna mikrodegustacja - ze sporym zapasem czasu i dobrą przestrzenią. Zero dzikich tłumów i szyb spływających parą wodną tysięcznych oddechów. Oby popandemiczna rzeczywistość degustacyjna poszła właśnie w taką stronę.

 

 

piątek, 26 sierpnia 2022

Nasi nad Mozelą - Weingut Maksymowicz

Fajne biele z miłości - do wina i stromych stoków

 
To nasza żoliborska degustacja. Od góry Małgosia i Karol (to są bohaterowie), niżej Jurek i ja - Winiacz

Namówił mnie Jurek z Winne Okolice: - Dawaj, są Polacy, którzy robią wina nad Mozelą. Spróbujmy! Oczywiście - rodacy w głębi Europy, spróbować trzeba koniecznie. I tak spotkaliśmy się w WineTu na Żoliborzu z sympatyczną parą - Małgosią Rzepecką i Karolem Maksymowiczem.

Ich pasja zrodziła się z miłości do wina. Ale - odwrotnie niż wielu polskich winiarzy - do sprawy podeszli małymi kroczkami. Bo musicie widzieć, że nasi producenci często kupują wielką działkę i obsadzają ją -nastoma odmianami. I potem nie wiadomo co z tym zrobić. To jest właśnie podejście romantyczne.

A Gosia i Karol mają podejście "organiczne". Wręcz pozytywistyczne. - Zaczęło się od tego, że dostaliśmy propozycję, by zaopiekować się winnicą od stycznia do zbiorów i to zrobiliśmy - mówi Karol. I tak się zaczęło. W 2020 r. zrobili trzy testowe wina, w 2021 r. cztery, ale tylko dwa za chwilę spróbujemy. Przyjemnie wiedzieć, że tacy pasjonaci mają tak dalekosiężne plany.

- Skupiamy się na tym, by wszystko "kręciło się wokół wina". Mamy dzierżawione stoki, jedne z najbardziej stromych na świecie, tak do 50 stopni nad Mozelą, mamy pokoje gościnne. Gościom, którzy nas odwiedzają oferujemy prawdziwą przygodę z winem - mówi Małgorzata. Są wycieczki szlakiem Rzymian, którzy tu stacjonowali, do Piesport. Zwieńczeniem wycieczki jest kolacja i ciąg dalszy degustacji.

Na swoje winnice wybierają stoki bardzo strome i takie, na których rosną stare krzewy. Na 400 mkw. mają winorośl starszą niż 40 lat. Czyli Alte Reben. Winnicę zarejestrowali w zeszłym roku w Neumagen-Dhron. Z 15 arów uzyskują 400 l wina - czyli 4-5 razy mniej niż pozwala miejscowe prawo. Co zadziwiające, wina fermentują w... temperaturze 5 stopni.

Z dzierżawionego areału uzyskali w sumie 4000 butelek. Nie kupują gron od innych winogrodników. I produkują wino z jak najmniejszą ingerencją chemii. - W zasadzie używamy tylko siarki i tylko do zastopowania spontanicznej fermentacji. Żadnych herbicydów, żadnych pestycydów - mówi Karol. 

Nie odkwaszają win. A kwasowość mają niejako w spadku od natury. Wspominają, że zbiory były w listopadzie, a kwasowość moszczu na poziomie 13 g/l. Choć po fermentacji spadła do 10 g/l.

Równoważą ją cukrem resztkowym. Może nieco zachowawczo - co przypomina pierwsze roczniki Turnaua z kwasem na poziomie 50 g - ale co zrobić. - Marzę o tym, by zrobić wytrawne wino, ale na razie tym się nie zajmujemy - mówi Karol. Przyciskany do muru, czy zamierza - skoro winogrona mają tak wysoką kwasowość - robić wina musujące, uśmiecha się. - Może taki jest plan na kiedyś...

Próbujemy win. Wszystkie z winorośli porastającej łupki, o bardzo wysokiej mineralności. 

Pierwsze to Feinherb 2020. Powstało z gron, które rosły w zimniejszym rejonie. W 2020 r. na tych samych parcelach były zbierane wina lodowe. Wino miało 10 g kwasu. I fermentowało w stali. Czuć buchające kwiaty, lekki alkohol (ale to dlatego, że jest upalny dzień, a wino nie schłodziło się idealnie). Ale to fajne wino. Przyjemne. Kwas nieco zelżał, ale wciąż wysoki - ok. 7-8 g/l.

Drugie - Kabinett 2020. Tu sporo słodyczy. Fermentacja zatrzymana na poziomie 55 g cukru na litr. Byłaby landrynka, gdyby nie 10 g/l kwasowości. To jest właśnie to wino, które mi przypomina debiutanckie wina Turnaua. W aromacie kwiaty i białe owoce - i co najlepsze - bardzo świeży i długi finisz. Wino sprawia wrażenie, jakby zostało świeżo, jakieś 3 dni temu, zlane z tanka. A ma już dwa lata!

 

Riesling 2021 Hofberg Feinherb - bardzo aromatyczne. Ale to jak! Miało przy zbiorach 13 g kwasowości, teraz jest mniej. Ok. 10. I to czuć - to wino bardzo świeże i bardzo kwasowe. Kwas taki, że wyżera dziury w podniebieniu. Struktura bardzo szczupła. Wysoka jednak cena - 29 euro. To jedyne wino, które ma prawdziwy korek. Potrzebuje czasu - i wierzę, że za dwa-trzy lata będzie wspaniałe!

 

Kerner Cuvée 2021 to kupaż rieslinga (33 proc.) i kernera (66 proc.). To wino za 14 euro, ale w moim odbiorze nawet lepsze od tego najdroższego. Tu właściwie sama ekspresja mineralności. Jest też biały owoc, ale to, co wyprawia tu kwasowość, to historia. A w zasadzie mam nadzieję, że jej pierwszy rozdział. Liczę, że Weingut Karol Maksymowicz znajdzie w Polsce importera!



niedziela, 31 lipca 2022

Węgierska lekkość, która została szlachcianką. Czyli jak smakuje biel z Egeru po 8 latach

Tibor Gal Egri Csillag 2014 po ośmiu latach

 

Trochę w ramach winnych remanentów wydobyłem z piwnicy butelkę taniego wina z Węgier - kupiony jeszcze za żywota Winnice.eu i wizyty Tibora Gala - Egri Csillag 2014. Pamiętam to wino z tamtych czasów - proste, niemal zwiewne, kwasowe, białe, aromatyczne, ale bez specjalnej otoczki - bardzo dobre, acz nieskomplikowane. W sensie - świetne na co dzień. 

Kupicie zapewne dziś (raczej na Węgrzech, bo w Polsce słabo z tym) nie tylko od Tibora Gala, bo Egri Csillag - nazwa po polsku znaczy tyle co "egerska gwiazda", "gwiazda Egeru" - to rodzaj wina przygotowywanego z kilku odmian rosnących w Egerze. Tu akurat mamy takie odmiany jak leányka, királyleányka, cserszegi fűszeres, pinot gris, pinot blanc, traminer, sauvignon blanc, viognier, zengő. 

 


O tym winie było głośno za sprawą Wojciecha z Winicjatywy, który dopatrzył się korkowej wady, ale ja tej wady nie znalazłem w butelce kupionej w innym warszawskim sklepie, nie było też jej w winach kupowanych w Winnice.eu.

Od tamtych czasów uchowało mi się kilka - zapewne ostatnich w kraju - butelek egerskiej gwiazdy sprzed 8 lat.  No i wiecie jak to jest z białymi winami: większość znawców powie wam (i mają częściowo rację), że białe wytrawne wina to tak na szybko do wypicia, bo im szybciej, tym lepiej. Oczywiście, poza topowymi rieslingami, burgundami, tokajami, sylvanerami... i to przechowywanymi w świetnych warunkach. 

Co się stanie z winem jeśli je przechowamy w mieszkaniu, sprawdziłem - zupełnie mimowolnie - na pinocie 2012 od Gala. Otworzyłem je w lutym. Świetnie się rozwinęło. Wino pierwotnie ciemne jak buraczkowy sok stało się podobnym do barolo, ale... to było wino czerwone, ze świetnie znoszącej upływ czasu odmiany winorośli.  

A co jeśli przechowamy białe, zalecane do wypicia "już, teraz, najpóźniej za miesiąc"? Przyznam, że flaszkę csillaga z 2014 r. trzymałem w bardzo dobrych, może poza początkowym rokiem, warunkach: ciemna piwnica, o wilgotności ponad 70 proc. i ok. 12-14 st. C. I otworzyłem właśnie kilka dni temu.

I... To była piękna niespodzianka! Zgodnie z przewidywaniem prostota nieodwracalnie przepadła jak utracona młodość. Węgierska lekkość została szlachcianką. Młodzieńcza kwasowość uległa zredukowaniu do wciąż jeszcze przyjemnego minimum. Pojawiła się za to nowa jakość, której w Csillagu nie ma - kalifornijska kremowość spod znaku bardzo delikatnie palonego masła, oleistość, mocarna struktura. Nabrana z upływem lat elegancka faktura sprawia, że do krewetek ani przegrzebków dziś bym tego wina nie polecił (w 2015 jak najbardziej!), ale do łososia albo halibuta stanowczo! Piło się także bardzo miło do kremowych i pleśniowych serów. 

Egerska gwiazda rozbłysła niespodziewanym światłem. To jeszcze jeden dowód, by nie bać się czasem przechować wina ponad zalecany okres i cieszyć się nieco innymi doznaniami.


piątek, 17 czerwca 2022

Świetna hiszpańska czerwień ze starych krzewów z Wine Me

Apóstata Old Vine Tempranillo 2019

 

Letni (nie mówcie, że jest jeszcze wiosna) spacer po Muranowie zaprowadził mnie tu, gdzie dawno nie byłem - do Wine Me przy Dzielnej 64. To sklep, o którym już pisałem kilka razy - w jednym miejscu jest okazja do zakupu win, które pochodzą od różnych importerów. Wine Me oferuje także abonament na butelki - płacisz określoną sumę i wskazujesz swoje preferencje (np. czerwone gładkie owocowe czy rześkie i charakterne), a sklep przysyła ci co pewien czas dwie butelki spełniające to kryterium.
 
Mariusz z Wine Me doradził mi ciekawą czerwień - hiszpańską (ma ją także w ofercie El Catador) - Apóstata Old Vine Tempranillo 2019. Dzieło czwórki enologów, którzy zebrali wina z kilku starych działek w Kastylli-León. Dlatego nie znajdziecie tu żadnego oznaczenia pochodzenia, to po prostu "Product of Spain". Ale za to jaki "produkt"!
 
Jeśli sądzicie, że to wino, które nie wymaga dekantera, jesteście w błędzie. Wymaga. Ja go nie użyłem, ale to było poświęcenie. Zrazu pojawia się dość kwasowa pestkowa wiśnia. Ale po godzinie, może dwóch, już jest fajna jeżyna, jagoda, ciemny owoc.W dodatku pełno tu... powietrza, przestrzeni, a także grzybów, leśnej ściółki. Kwasowość zupełnie nie wystaje - jest bardzo ładna, zgrabna. Garbnik jeszcze nieco zadziorny i sprężysty. Pewnie za dwa-trzy lata pięknie się wtopi.
 
Jedno z niewielu fajnych win, które można kupić za ok. 60 zł! Świetne do serów i mięsa - na przykład wołowych steków. Ale to nie jest konieczny warunek - można je śmiało pić bez jedzenia.

środa, 1 czerwca 2022

NAT’Cool! Tinto Dão 2020 - już w Vininovie

Naturalny, organiczny i do tego jeszcze wegański. Niepoort akurat na czerwiec

W Vininovie zrobiło się naturalnie i organicznie. I zawitały nowe wina ze znanej od kilku lat NAT'Cool! Dirka Niepoorta. Słynny winiarz z portugalskiego Douro znany jest nie tyle ze świetnego porto, ale przeróżnych konceptów (bo ileż można pić porto? Tak, wiem, w nieskończoność :) - jak rieslingi znad Mozeli, selektywne wina z prastarych gron w skalnych załomach Portugalii, wina i za 8, i za prawie 1400 euro. I jest właśnie NAT'Cool! - naturalnego wina, z miejscowych odmian, o niskiej zawartości alkoholu, zrobionego tak, by odtwarzało charakter siedliska (tzw. terroir). Od 2020 r. do serii NAT'Cool! wchodzą wina z apelacji IGP Terras do DAO.

Skąd "NAT" w nazwie? Bo fermentacja na naturalnych drożdżach w stali. Użyte tu grona pochodzą z dość starych (40-80 lat) krzewów jaen, tinta pinheira, alfrocheiro, baga oraz touriga nacional. No i jeszcze ta litrowa butelka o płaskim dnie - nie udająca szaty haute couture wyższej sfery. Skąd "Cool"? Ano stąd, by pić schłodzone. Wino - mimo że czerwone - jest świetne na letni taras. A cena też całkiem przyjemna - 76 zł (butelka ma 1 l, a nie 0,75 l!).

Zawartość alkoholu "dość" niska - bo 12,5 proc., co przy dzisiejszych wyczynach rzędu 14,5-15,5 proc. jest całkiem fajnym osiągnięciem. Podobnie jak metoda winifikacji. Tak, nie ma tu żadnej beczki, a beczkowe bagi czy tourigi są zwykle świetne. 

Ale tu beczka jest całkowicie zbędna! Bo oto mamy przed sobą niezwykle czysty, przyjemny okaz z wyglądu przypominający raczej klarety czy ciemne róże niż portugalską czerwoną klasykę. To klasyczne wino na tarasową imprezę, którą wszyscy opuszczają o własnych siłach!

Aromat iście wiosenno-letni: więcej tu chyba lekkiej wiśni niż truskawki, lekka czerwona galaretka, powietrze, nieco kredy, kurzu unoszącego się nad upalną drogą, pieprzu, echo rozmarynu, ziołowość przydrożnych chawastów. Tanina jest zaznaczona subtelną kreską, może bardziej punktami małych iskierek wyczuwalnych na języku.

Butelki z tej serii poznacie po uśmiechniętej gębie pod napisem NAT'Cool! :)

 

Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś w upał pił to wino z kostką lodu. A co tam! Tym bardziej, że na etykiecie ma napis "Drink Me".


środa, 25 maja 2022

Wino praktycznie - tak schłodzisz szampana latem

Brak lodówki? Nic straconego!

 
Szampan chłodzi się w umywalce - wystarczy 3-4 razy wymienić lodowatą wodę!

O, ileż to razy spotkamy się z tym problemem - brak lodówki, a późną wiosną czy latem na wino za gorąco! A tu wszystkie szkoły podają idealną temperaturę podawania o wiele niższą niż temperatura otoczenia - szczególnie tych białych.

W jakiej temperaturze podawać wino? W różnej - w zależności od koloru i oczywiście zawartości cukru. I tak poważne białe wytrawne serwujemy w 10-12 st. C, słodkie i likierowe - 6-8 st. C, musujące - 7-8 st. C. Vinho Verde możemy schłodzić jeszcze bardziej - nawet do 4-5 stopni (nawet czerwone!). I tak się szybko ogrzeje. 

Tyle teoria - bo w praktyce, szczególnie tej piknikowej nie będziemy mieć po pierwsze termometru, po drugie - nie będziemy mieli zapewne przenośnej lodówki. Więc śmiało wino do chłodnego strumienia na pół godziny, a jeśli dysponujemy jedynie bieżącą wodą - to zlejmy wodę aż z kranu będzie płynąć lodowata i zalejmy butlę w umywalce, a potem kilka razy wymieńmy wodę. Piękne 10-13 stopni po jakichś trzech kwadransach gwarantowane!

Ja tak właśnie ostatnio zrobiłem z szampanem Grand Plaisir kupionym w jednym z marketów - i przyjemność wypicia zamiast porannej kawy była może nie taka Grand, ale satysfakcjonująca. Wniosek? Nie zawsze potrzebny termometr i profesjonalna lodówka, by mieć przyjemność z wina! 

Aha, sam szampan ostry, zupełnie nie kremowy, tylko ostry, z dalekim echem tropikalnych owoców. Bardziej do owoców morza - na przykład ostryg skropionych sokiem z limonki niż do ciast.

P.S.

Z czerwonymi kłopot mniejszy - bo powinny być podawane w temperaturze pokojowej, pojmowanej nieco staroświecko (powiedzmy, że wytrawne w ok. 14-17 st. C) więc chłodzenie nie musi być tak długie.

niedziela, 22 maja 2022

Winnica nad Źródłem - zaskakujące wina ze stoku "bez zasięgu"

Tam, gdzie fale rozchodzą się w strumieniu. Oraz w... winie

Winnica nad Źródłem - Domki w winnicy widoczne z góry (fot. Olaf Kuziemka)

Coraz ciężej znaleźć u nas miejsce bez zasięgu tych wszechobecnych smartfonów. Przynajmniej w tych miejscach, które nie są zaszyte gdzieś głęboko w Bieszczadach. Ale w Górach Świętokrzyskich takie miejsca udało się znaleźć - w Winnicy nad Źródłem.

 
Wnętrze jednego z domków - na piętrze są dwie komfortowe sypialnie (fot. Olaf Kuziemka)

Nieco na uboczu, w miejscowości Szerzawy, stoi niewielka posiadłość pana Piotra Sołtyka. Liczy niespełna 5 tysięcy krzewów podzielonych na dwie parcele. Pierwszą parcelę pan Piotr kupił 10 lat temu, bardziej zaczarowany okolicą niż przekonany do ciężkiej pracy przy winie. Ale to nie wszystko - wśród krzewów stoją trzy (trzeci - na osiem osób, choć możliwe dostawki, czynny od maja tego roku) przeznaczone na wynajem całoroczne domki, w których może spokojnie wypocząć rodzina lub grupa przyjaciół. Bez zakłóceń, w ciszy, z dala od miejskiego zgiełku, z mizernym zasięgiem komórek. Nikt nie zadzwoni, nie wezwie, nie każe napisać analizy, raportu, eseju...

 
Domki podczas listopadowego wieczoru (fot. Olaf Kuziemka)

Gdy nastaje świt, na stoku pojawia się czasem mgła, która schodzi w dół, za pierwsze pasmo drzew. Za nich wyłania się kontur pobliskiego kościoła, ale między świątynią z stokiem jest jeszcze dusza winnicy.   

 
Poranna mgła schodzi z winnicy ku strumieniowi na dole, kościół jest nieco dalej (fot. Olaf Kuziemka)

To źródło, z całkiem sporym strumieniem. Nie da się go przeskoczyć. Można przejść po pniaku. Woda pozwala na kumulowanie niewielkiej ilości ciepła - która jak się okazuje, jest wystarczająca by nie przemroziło krzewów. Latem, gdy stromy południowy stok ogrzewa się słońcem, woda przynosi ochłodzenie. I to dosłowne - żartuje pan Piotr - bo korzysta z zimna w najprostszy ze sposobów - wkłada do wody butelkę wina, by się się schłodziło.

Strumień daje ochłodę. I to dosłowną, o ile do wody włożymy butelkę wina (fot. Olaf Kuziemka)

W młodej winnicy powstają wina z hybrydowych szczepów: solarisa, seyval blanca, regenta i marechala focha. Szkoda, że produkcja jest stosunkowo niewielka i jej większość rozchodzi się praktycznie w ciągu sezonu wiosenno-letniego na miejscu. Pan Piotr robi wina w sposób jak najmniej interwencyjny, bez filtrowania i zgodnie z własnym sumieniem spokojnego człowieka. Win próbowałem razem z Olafem (z bloga Wino w Obiektywie) oraz Jerzym (z bloga Winne Okolice).

Iturria XX - czyli białe półwytrawne wino ze szczepu seyval blanc i solaris (fot. Olaf Kuziemka)

Iturria XX to wino ze szczepu seyval blanc i solaris. Na etykiecie znajdziemy napis "półwytrawne", ale cukier (11 gramów na litr) zgrabnie przykrywa sporą kwasowość. Może nawet nie tyle przykrywa, co bardzo ładnie współgra z nią. Jest tu całkiem sporo ciała, a finisz jest bardzo długi. Całość, choć jeszcze młoda (próbowałem wina w listopadzie 2021 r.), już ładnie zestrojona. Piłbym nawet do krewetek!

Pét-nat z seyvala. Pyszne, o chlebowym charakterze, frizzante

Marzeniem pana Piotra jest wyprodukowanie wina musującego, co nie powinno być - ze względu na wysoką kwasowość - problemem. Eksperymenty już trwają i próbujemy całkiem wdzięczny ich owoc - czyli "musiak" z seyvala. Całość w stylu pét-nat (skrót od pétillant-naturel - tak określa się wino naturalnie musujące), mętna, przyjemnie chlebowa, lekko ostra. Bąbelki raczej spod znaku frizzante, ale trzymają się, nie znikają bez śladu.

Emeryk XVIII - wytrawne czerwone wino z odmiany maréchal foch

Próbujemy jeszcze dwóch różowych win ze sporym cukrem - które są wybitnie tarasowe, dla tych, którzy lubią landrynki, ale o wiele lepsze wrażenie robi pierwsza z czerwieni. To Emeryk XVIII. Z odmiany marechal foch. Tu mnóstwo wiśni, jeżyn i jagód. Nieco miękkie w odbiorze, ale po chwili do głosu dochodzi całkiem prężny szkielet kwasowości. Okaz już nieco bardziej ułożony niż młoda biel - ale wierzę, że za trzy-cztery lata będzie jeszcze lepszy!

 
Tars XVIII - tu rondo i regent

Właśnie sprawdziłem - Emeryka już nie da się kupić. Nie da się kupić także innych bardzo dobrych win pana Piotra. On jednak wydobywa coś z archiwum. To Tars XVIII. Tu nieodłączna chyba polska para hybryd - rondo i regent. To okaz, który wymaga powietrza, karafki, dekantera. Na początku kwasowy, wiśniowy, skoncentrowany. Ale po kilku godzinach... Przyznam, że zostawiłem w butelce przez noc, by potem rano spróbować. Pojawiła się wiśnia oraz jeżyna z czekoladą, kwasowość stała się mniej widoczna, stała się elegancka. To jest wino do steka!

Solaris Późny Zbiór. Świetne wino. Niestety unikat 

Ale największą niespodzianką okazał się późny zbiór solarisa. Z rodzynkowych już nieco winogron. Powstało tego wina zaledwie 80 litrów i powyższa butelka jest zapewne jedną z ostatnich. W nosie najpierw pojawiają się żółte jabłka, potem tropikalne owoce - ananas, figi, miód, wosk... Jest zadziwiająco mało cukru, ale za to sporo kwasu i coś na kształt taniny. Bardzo wyraźnej. Ale wino złote, o poważnej strukturze, oleiste. Znakomite! Do pleśniowych serów, do foie gras, do sernika mojej świętej pamięci babci...

Gdybym nie spróbował, nie uwierzyłbym w opowieść o istnieniu świetnego late harvesta z Gór Świętokrzyskich! Nie wiem, gdzie chowają się te wszystkie fale komórkowe, których nie ma na stoku, ale wiem że tych pozytywnych fal jest pełno w winach pana Piotra. No i jedno jest pewne - Tarsa trzymam w piwnicy jeszcze pięć lat, a na złoty późny zbiór muszę kiedyś do Winnicy nad Źródłem wrócić!

A tak swoje wrażenia spisali moi towarzysze:

Jerzy Winne Okolice

Olaf Wino w Obiektywie