wtorek, 27 marca 2018

Dolina Rodanu z portfolio Wine Bureau Polska

Dolina Rodanu z portfolio Wine Bureau Polska


Mówią, że będą graczem, który poruszy polski rynek wina. Wine Bureau Polska - bo o nich mowa - to oddział ukraińskiego przedsięwzięcia Goodwine. Istnieją od 2007 r., tam sprzedają co trzecią butelkę wina. Nie ujawniają jednak skali - choć wiadomo, że nasi południowo-wschodni sąsiedzi wina piją mniej niż my (u nas to podobno już 5,5 litra na głowę!). 

W Kijowie Goodwine ma bardzo imponujący lokal - nazywany żartobliwie "winną Ikeą" - z ogromnym wyborem win (jest też whisky), z winebarem, kuchnią, restauracją i delikatesami. Jest Petrus, jest Villa Wolf, są lody, jest sushi i burgery... Nie byłem, ale na zdjęciach wygląda znakomicie. Podobno można tam otworzyć dowolną butelkę i spróbować... Świetna wiadomość jest taka, że w Polsce Wine Bureau także się przymierza do podobnej miejscówki, która miałaby liczyć bagatela - ok. 2 tys. mkw!

Na razie jednak nie chcą wchodzić w detal, bo - jak zapewniają - interesuje ich teraz głównie rynek restauracyjny i hotelowy, zaopatrzenie sklepów specjalistycznych. Całe portfolio liczy ok. 4 tys. pozycji, a dowolne wino są w stanie sprowadzić w trzy tygodnie. Kilku winnych blogerów, a wśród nich i ja, miało okazję spróbować kilku win z "teczki" oznaczonej jako Dolina Rodanu.


Perrin Et Fils La Vieille Ferme Blanc 2016

Perrin Et Fils La Vieille Ferme Blanc 2016 ze szczepów Bourboulenc, Grenache Blanc, Ugni Blanc (czyli Trebbiano) i Vermentino. Wino o lekko słomkowym (jeszcze nie złotym) kolorze, o kwiatowych aromatach i stalowym szkielecie mocno trzymającym w ryzach zadziwiająco piękne i pełne ciało. Jest tu pewna zadziwiająca doza solidności i duży - i w dodatku przyjemny - kwas, nie równoważony cukrem, tylko właśnie tym winnym ciałem. Jest też przy tym wszystkim zadziwiająca mineralność. Bardzo dobre wino!
Grangeon et Fils Cristia Collection Cotes du Rhone 2016

Białe Cotes du Rhone pojawia się na półkach sklepów rzadko - może Grangeon et Fils Cristia Collection Cotes du Rhone 2016 - będzie widoczne częściej? Tu szczepy południowe: Viognier, Grenache, Clairette, Roussane i 13,5 proc. alkoholu. Dopiero to wino w kieliszku emanuje złotym kolorem oraz szeroką paletą aromatów. Tu też spore ciało, w dodatku pięknie roztrojone, owocowe, a zarazem kwiatowe. Bardzo fajne wino do tłustych białych ryb. Trochę może mało kwasowe, ale za to jaka dawka smakowej komplikacji!


Les Lorennes Remy Vincent Rosé Brotte 2016

Dziwne nieco odczucia mam wobec różu - Les Lorennes Remy Vincent Rosé Brotte 2016. Tu Grenache i Syrah. Kolor - piękny łosoś, mocne (bo 13 proc. alkoholu), w aromacie jest lekka ziemistość i komplikacja perfumowa niekoniecznie spod znaku malin i truskawek. W smaku jest za to pieprzność, tak charakterystyczna dla Syrah. W smaku mocno kwasowe!


Perrin Et Fils La Vieille Ferme Rouge 2016

Perrin Et Fils La Vieille Ferme Rouge 2016 to interesujące wino. W butli szczepy
Carignan, Cinsault, Grenache, Syrah. I od razu "w nos" rzuca się ciekawy aromat - pamiętam go z babcinych wypieków. Tak pachniały ciasteczka świeżo wyjęte z piekarnika, a nim wjechały, były smarowane białkiem z dużymi kryształami cukru... Jest też lekka czekolada i kremowa chlebowość. Ale całość szybko ewoluuje, po kwadransie daje się odczuć jako ładnie zbalansowane, miękkie, z pewną niezbyt dotkliwą kwasowością... Obecność garbnika wychodzi jedynie w finiszu.
Domaine de Cristia Grenache Vin de Pays de Mediterranee 2014

Domaine de Cristia Grenache Vin de Pays Mediterranee 2014 to już wino gotowe do picia, i już pokazujące elegancję. 100 proc. Grenache. W pierwszym kontakcie sprawiło to wino na mnie wrażenie wina... wietrznego. Aromat, jaki się unosi nad kielichem bardziej jest charakterystyczny dla burgundów - jest tu pewna starość, ta mgiełka burgundzka, struktura szczupła, kwasowość jest jak struny od fendera, trzymające gryf w naprężeniu. Gdzieś poza czerwonym owocem pojawia się też wędzona śliwka, jakieś balsamico... Znakomite i ciekawe!
Perrin Et Fils Cotes du Rhone Villages 2015

O rok młodsze Perrin Et Fils Cotes du Rhone Villages 2015 (Grenache, Mourvedre, Syrah) to już poważny kawał winiacza! Są owoce i są wyraźne balsamiczne cechy, jest nuta umami, jest głębia i komplikacja. Jest wyraźna tanina w smaku, jeszcze dość słabo oszlifowana. Wino dopiero trzyletnie, więc młode, wciąż w strukturze lekkie, dające na przyszłość świetne rokowania. Z przyjemnością spróbowałbym tego rocznika za trzy lata!
Domaine de Cristia Chateauneuf-du-Pape Cristia Collection 2015

I na koniec perła w koronie - Domaine de Cristia Chateauneuf-du-Pape 2015. Dekantowane bodaj trzy godziny przed naszą degustacją. Grenache (85 proc.) i Syrah. Znad kieliszka bucha ładny leśny owoc, ale są także aromaty ciężkich ogrodowych kwiatów - piwonii. Gdzieś majaczy leśna mokra ściółka, jakiś mech. W smaku młodziuchne... Jest tanina żywa, może nie żylasta, ale jeszcze młoda, taka do dotarcia... Całość trochę okraszona wrażeniem wysokiego alkoholu, ale może po porostu było już za ciepło? Za 5-7 lat to będzie robić wrażenie!!!

A tak swoje doznania opisali inni blogerzy:

- Nasz Świat Win

 - Nóż i Widelec 

- Powinowaci


- Winne Okolice

- Zdegustowany


Winne Wtorki: wino na Wielkanoc

Abraham Pince Kakasok 2015


Na kilka dni przed świętami - taka okazja w Polsce jest dwa razy: przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą - internet zapełnia się pytaniami: "jakie wino na święta?". A jako że na dziś właśnie przypada Winny Wtorek, czemu nie próbować odpowiedzieć?

Temat w zasadzie znalazł się jakiś czas temu, gdy wielki miłośnik tokajskich win pan Andrzej z Gorlic, smakujący wina naszych bratanków bez "dręczenia się" ich opisywaniem (szczęśliwi, którzy mogą rozkoszować się winem hedonistycznie), przywiózł mi butelkę jednego z najostrzejszych furmintów, jakie miałem okazję próbować. To Kakasok 2015 z winnicy Abraham w Erdobenye (Tokaj).

Przedsięwzięcie Roberta Petera i Eniko Abraham to tylko 8 ha z kawałkiem - głównie na krzewy furminta (kawałek na szczep harslevelu), więc ilość produkcji iście butikowa. Ale jakość absolutnie równoważy tę małą produkcję! Kakasoka powstało w 2015 tylko 509 butelek. Jedna z nich stoi przede mną!

Problem jest tylko taki, że to wino nie ma importera. Kosztuje u producenta - trzeba pojechać do Tokaju - 4500 forintów, co daje jakieś 58-60 zł. Zalety są dwie: a. wina tej klasy taniej na pewno w Polsce nie kupicie; b. możecie je przechowywać pewnie z 10 lat!

Miałem okazję już spróbować jej do niedzielnego obiadu nieco zbliżonego charakterem do świątecznych dań. I absolutnie pasowało! Jest odmienne niż pewien furmint ostatnio próbowany, który w niskim, choć zalecanym (8-12 st.) zakresie temperatur wydawał się mdły i nijaki niczym pinot grigio... (wystrzelił dopiero po 18 st. C)

Kakasok nie bierze jeńców nawet wówczas, gdy jest zimniejszy niż zalecane 8 stopni! Jest od razu cudownie herbaciany, świeży, pachnie minerałami zaklętymi w płynie o lekko słomkowej barwie... Jest w smaku ostry jak żyletka nawet wówczas, gdy jego temperatura lekko wzrośnie, a to na wielkanocnym stole na pewno się zdarzy!

Gdy nieco już się ogrzeje, emanuje aromatem egzotycznych owoców, z lekkim, acz wyraźnym, rodzynkowym tłem. Ma wciąż w sobie to coś, co pozwala na wielki oddech od wszelkich tłustości. Znakomicie się wkomponuje w dania domowej produkcji, da radę nawet jajom na twardo, jajom faszerowanym, szynce, białej kiełbasie. Może tylko słodkie mazurki go zdominują... Ale jednego mi żal - że jeśli otworzymy butelkę na święta, na pewno wypijemy!

A takie wina na Wielkanoc polecają inni Winni Wtorkowicze:

- Blurppp: sherry manzanilla

- Italianizzato: też tokaj, ale na słodko!


- Nasz Świat Win: Gamay, choć nie tylko!

- Winne Okolice: pościć czy nie pościć? 

poniedziałek, 19 marca 2018

Wina Francji w Winnicy Lidla

Dobre jest nie tylko Bordeaux!

W Winnicy Lidla ruch na całego. Są już i alkohole mocne, i piwa trapistów, zostało jeszcze sporo win z czasów inauguracji. A teraz czas na nowe wina francuskie. Pojawiło się kilka nowych roczników znanych już bywalcom sklepu z poprzednich lat. W czerwieniach króluje - jak to często w lidlowej Francji - Bordeaux. Jest kilka dobrych okazów. Ale kilka win wartych uwagi znajdziecie z etykietą Beaujolais oraz z Doliny Rodanu!

Château de Beauregard Brut AOP Crémant de Loire (39,99 zł)

Ofertę musiaków otwiera Château de Beauregard Brut AOP Crémant de Loire (39,99 zł). W aromacie jabłkowe nuty, bardzo przyjemne. O średnich bąbelkach, które niestety dość szybko znikają. Są leciutkie migdały w tle, wytrawność z lekkim cukrem, finisz dość krótki. Ale całość nawet przyjemna.


 
Bernard Gantois, Grand Cru Brut AOC Champagne (99,99 zł) 

Nowy szampan Bernard Gantois Grand Cru Brut AOC Champagne (99,99 zł) jest bardzo dobry! Ma bardzo eleganckie i trwałe bąbelki, w aromacie dominują nuty dojrzałych jabłek, jest też pewne migdałowe tło i niewielka kremowość. Kwasowość bardzo przyjemna! Cena może i niezbyt wysoka (choć prawdziwe szampany z Szampanii dostępne są w polskich sklepach już za ok. 70-80 zł), ale Winiaczowa szóstka jest!

Chardonnay, Bourgogne AOC (34,99 zł)

Niepozorne Chardonnay Bourgogne AOC w przyjemnej cenie 34,99 zł. Dość wstrzemięźliwe i lekkie, ze szczupłymi owocowymi aromatami w nosie i ładną mineralnością w smaku. Ma długi finisz i nadzwyczaj wysoką kwasowość! Dobrze będzie pasować do sałatek z sosem vinaigrette i na lato. Na Winiaczową 5 z minusem. Bo z plusem dostaje następne wino, tańsze o dwa złote!


Domaine Saint Germain, Mâcon-Villages AOP (32,99 zł)

Bo oto Domaine Saint Germain, Mâcon-Villages AOP za 32,99 zł jest jeszcze bardziej bardziej powściągliwe w aromacie i bardziej mineralne. Bardziej smukłe i eleganckie, choć ciała jest tu o wiele więcej!
 

Marc Alexandre Montagny AOP Chardonnay 2015 (39,99 zł)

Marc Alexandre Montagny AOP Chardonnay 2015 (39,99 zł) zrobiło na mnie już mniej wrażenia. Ma wyraźne aromaty białego melona, mango, trzciny i roślinności. Pojawia się w tle pewna kwiatowość i jeszcze przyjemna nuta świeżo wypranej i wyprasowanej pościeli. Pełne ciało o średniej kwasowości. Dobre, ale jakoś nie zachwyca.


Domaine Saint Prix Saint-Bris AOP Sauvignon 2015 (39,99 zł)

Oryginalne Sauvignon to Domaine Saint Prix Saint-Bris AOP 2015 (39,99 zł). Czuć lekki proch oraz warzywny ogródek. Zieloność dopiero wychodzi w smaku. Ma szkieletową strukturę, bardzo duży kwas i ciało anorektyczne. Rustykalne jak wapnem bielona chata. Ale nie jest złe!


Sauvignon Val de Loire IGP 2016 (24,99 zł)

Bardziej wyraziste i cieliste jest Sauvignon Val de Loire IGP 2016 za 24,99 zł. Tu już aromaty są nie tyle drzewno-zielone, ile wręcz żywiczne! Poza tym także białe owoce i szczypta białego pieprzu. Kwas ładnie ułożony, nie bierze wcale jeńców. To raczej wino ładnej równowagi niż ofensywy.


Clos des Ronceveaux Sauvignon, Touraine AOP (24,99 zł)

Jedno z tańszych win - i w dodatku całkiem przyjemnych, wręcz bezpretensjonalnych. Białe z Doliny Loary Clos des Ronceveaux Sauvignon Touraine AOP (24,99 zł). Zrazu powściągliwe bardzo i mocno liściaste. Ale imponuje ładnym ciałkiem, o szczupłych, ale za to prężnych muskułkach. Pikanterii dodaje szczypta kwasu i radość, że nie płacimy 40 zł!
 

Umanu Chardonnay Vermentinu, Île de Beauté IGP 2016 (29,99 zł)

Pojawia się Korsyka - Umanu Chardonnay Vermentinu, Île de Beauté IGP 2016 (29,99 zł). Ale jak na Korsykę mało kwasowe, w strukturze bardzo szczupłe w smaku mało imponujące. Jedno z takich win, które nie zaimponowało.


Château Marjosse, Entre-Deux-Mers AOC 2014 (39,99 zł)


Pod koniec 2014 Lidl pokazał Château Marjosse z 2009. Było tańsze i to o 15 zł! Tamto było lepsze, bardziej kwiatowe, a bieżący rocznik przechodził właśnie fermentację... Otwieramy go teraz. I mamy troszkę jakby bałaganu, a może trochę braku musztry. Jest pewien ogródek warzywny, z fajnym smakiem, bardzo też dużo zieloności, liści czarnej porzeczki, nawet jeszcze lekko agresywnej. Może wzorem poprzednika za jakiś rok-dwa się ułoży?

Jean Cornelius Pinot Gris Medaillé Alsace AOP (27,99 zł)

Jean Cornelius Pinot Gris Medaillé Alsace AOP 2016 (27,99 zł) to też dość stały gość na półkach Lidla. W tym jest mnóstwo ciała i więcej świeżości niż w poprzednich wydaniach (gdzie do głosu dochodził wosk i miód). Tu raczej króluje świeży biały owoc (morwa) i żółty (mirabelka). A koncentracja jest tak duża, że śmiało mogą sięgać po to wino wielbiciele win półwytrawnych.


Domaine du Châtellier, Coteaux du Layon AOP 2015 (34,99 zł)

Rzeczone już miód i wosk znajdziemy za to w półsłodkim Domaine du Châtellier, Coteaux du Layon AOP 2015 (34,99 zł). Poza nimi jabłko, brzoskwinia i lekki miód. Jest nieco przyjemnego kwasku, choć całość wielkiego wrażenia nie robi.
 

Bastide Miraflors Perlé 2016 (29,99 zł)

Bastide Miraflors Perlé 2016 to lekkie i radosne białe wino z południa Francji. No i jeszcze ma fajną cenę - mieści się w trzech dychach! Ma lekką rześkość strużyn z jabłka. W aromacie też kwiat i wiosenna trawa. Lekki cukier w smaku, ale całość bardzo ładnie utrzymana w tonie wina tarasowego, jak już będzie plus trzydzieści!
 

Domaine Vetriccie, Corse AOP 2016 (29,99 zł)

Jeśli szukacie różu na lato, to Domaine Vetriccie Corse AOP 2016 z Korsyki ma dobrą cenę (29,99 zł), ale valhalli smaku przed wami nie otworzy. Ale wydaje się poprawnym winem na taras. Ma dość powściągliwy owoc (malina i poziomka), sporo za to kwasowości i bardzo delikatna struktura.

Léon Roux Saint-Amour AOP 2016 (34,99 zł)

Za to na wiosnę idealne będzie nieco droższe Léon Roux Saint-Amour AOP 2016. Za 34,99 zł dostajemy bardzo przyjemne czerwone wino ze szczepu Gamay. Jest pestkowe, wiśniowe, z akcentem gumy do żucia wyjętej dopiero co ze "złotka", charakterystycznym tzw. węglowym aromatem, miękkie w strukturze z ładną szorstką taniną, lekką skórzanością. Szósteczka Winiacza!


Domaine Bergeron Julienas AOP 2016 (39,99 zł)

Drugi wart uwagi "bożolak" to Domaine Bergeron Julienas AOP 2016 (39,99 zł). Próbowałem z karafki - i wydał mi się miękki, by nie powiedzieć obezwładniająco miękki. Z butelki ma przyjemniejszą twardość. W aromacie królują truskawki, ale jest pewna czereśniowa nutka. Jest lekko zarysowana kwasowość i sporo pieprznej, ostrej cierpkości! Na Winiaczową 5+!

Blanchard de Cordambles Hautes-Côtes de Nuits AOP 2015 (39,99 zł)

Tani (39,99 zł) burgund z podobno wspaniałego rocznika 2015 - Blanchard de Cordambles Hautes-Côtes de Nuits AOP - rozczarowuje. Czuć lekkie kwiaty, delikatne owoce. W smaku mało kwasowe tło, wyraźna żelazistość, delikatny na tyle, że ciężko powiedzieć, czy coś z niego będzie za 5 lat. Bo na razie jest niewiele.


Domaine Claude Lafond Le Clos du Château Valençay 2016 (29,99 zł)

Lepiej zaoszczędzić 10 zł i wybrać Dolinę Loary. Bo oto Domaine Claude Lafond Le Clos du Château Valençay 2016 (29,99 zł) uderza nutami pieprznej maliny, lekko palonej gumy, gorącej asfaltowości. W smaku do głosu dochodzi przyjemna wiśnia, struktura jest przyjemnie rześka, szczupła jak wierzbowa witka!
 

Tain Crozes Hermitage 2016 (34,99 zł)

Przenieśmy się do Doliny Rodanu. Tain Crozes Hermitage 2016 (34,99 zł)
Obórka. Mocne, ciężkie czerwone owoce w aromacie, w smaku króluje pewien dualizm - jest i żywiołowa kwasowość, i pewna gładkość, wsparta aksamitną taniną. Całkiem fajne wino za umiarkowaną cenę!



Vacqueyras AOP (37,99 zł) 

Kolejny okaz z Doliny Rodanu jest jeszcze lepszy! Vacqueyras AOP (37,99 zł). Kupaż Cinsault, Grenache, Mourvèdre i Syrah. Poważne wino z mocnym aromatem czarnych porzeczek, gładką taniną i kwasowością dobrze ukrytą. Przyjemne, mocne i jednocześnie całkiem gładkie. Z karafki, po długim napowietrzaniu wydaje się bardzo dobre!

Château Les Violettes Blaye-Côtes de Bordeaux AOP 2015 (32,99 zł)

Jedno z tańszych Bordeaux - Château Les Violettes, Blaye-Côtes de Bordeaux AOP 2015 (32,99 zł). Grona Cabernet Sauvignon, Merlot. Poza czerwonym owocem w aromacie jest ładna apteczność. O dziwo, dość szczupła struktura, by nie powiedzieć, że... chudzinka. Całość podszyta mocną taniną, ale kwasowości mało!

Les Gravières de Tayac, Margaux AOC 2015 (74,99 zł)

Za fajnego "bordosa" trzeba niestety dać więcej... Na przykład na Les Gravières de Tayac, Margaux AOC 2015 aż 74,99 zł. W butli kupaż Petit Verdot, Cabernet Sauvignon, Merlot. Cena może wysoka, ale za to fajne klasyczne Bordeaux, bardzo ciemne w sukni. Ma wyraźny bandażyk aromatyczny, ale i nuty ciemnych owoców! Wiśnia i śliwka lekko suszona, przyjemna wysoka kwasowość i szkieletowa struktura w ryzach szklistej taniny. Bardzo dobre!

Château Darius, Saint-Émilion Grand Cru AOC 2015 (69,99 zł)

Château Darius, Saint-Émilion Grand Cru AOC 2015 (69,99 zł) był już w tej samej cenie cztery lata temu (ale wówczas rocznik uznawany za gorszy - 2011). Tamten był ciekawy, ten jest wyraźnie bardziej owocowy. Czarna porzeczka, bardziej szorstka tanina, o wiele wyraźniejsza niż w poprzednim wydaniu. Jest też nieco mniejsza apteczność. Ale jest dymność, jest wanilia, jest liść tytoniu, jest ładna równowaga rokująca dobrze na przyszłość. Winiaczowa 6!

Château Ponchemin "Cuvée Emma & Alexia”, Bordeaux AOP 2016 (24,99 zł)

I czas na dswa najtańsze Bordeaux - Château Ponchemin "Cuvée Emma & Alexia”, Bordeaux AOP 2016 (24,99 zł). Kupaż Cabernet Sauvignon i Merlot. Tu jest pewna prostota. W aromatach na początku jakaś komplikacja - wiśnia, lukrecja... Jest na języku pewien elektryczna tanina, lekki kwas, który wychodzi jeszcze większy w finiszu. Ale super wrażenia nie robi.

Château Jansenant, Côtes de Bourg AOP 2014 (24,99 zł)

Château Jansenant Côtes de Bourg AOP 2014 (24,99 zł) to szczuplak i to w dodatku prosty - w aromatach czysta czarna porzeczka, gorzka w smaku. Tanina średnio poprowadzona, kwasek jest, beczka także, ale ciężko powiedzieć wielkie superlatywy o tym winie.

Château Pey de Pont Médoc AOP 2014 (39,99 zł)

Jeśli chcemy poczuć coś fajniejszego, trzeba dołożyć z 15 zł. Na przykład na Château Pey de Pont Médoc AOP 2014 (39,99 zł) znajdziemy grona Cabernet Franc, Cabernet Sauvignon i Merlot. Jest moc Bordeaux! Czuć apteczkę i czerwone kwiaty, pewne bogactwo. Jest też kawa, lekka skórka, nuta wyraźnego pieprzu. Tanina poszlifowana na maksa i bardzo aksamitna. Kwasowość wychodzi w całkiem długim finiszu! Bardzo dobre Bordeaux i w sumie stosunkowo niedrogie!

Château Haut de la Bécade, Pauillac AOP (99,99 zł)

Najdroższe wino tej oferty to Château Haut de la Bécade Pauillac AOP. Za stówkę bez grosza dostajemy ciemne, w aromatach syropowe, wręcz dżemiste. Ale gdy tylko przyłożymy kieliszek do ust, wino wyda się w smaku o dziwo szczupłe, z bardzo dużą kwasowością, która powinna utrzymać całość w świetnej kondycji na lata. Tanina jest gładziutka, choć całkiem wyraźnie widoczna. Moc jest w tym winie i bardzo dużo wytrawności! Kupić, można trzymać spokojnie z 8-10 lat, a może i dłużej! Winiaczowa 6 co tu mówić.

Château Tour de Castres, Graves AOP 2013 (44,99 zł)

Château Tour de Castres, Graves AOP 2013 (44,99 zł) sprawia na pierwszy rzut oka stare wino. A to za sprawą jasnoceglanej barwy. Ale o dziwo, w aromacie nie ma żadnych "starczych" akcentów. Są całkiem żwawe czerwone owoce - wiśnia i truskawka - gdzieś w tle czuć serkowy akcent malolatycznej fermentacji, całkiem krągłe wino.

Banyuls Grand Cru AOP 2009 (49,99 zł)

Nie ma nowości z Sauternes, ale są nowości z dziedziny czerwieni! Banyuls Grand Cru AOP 2009. Za 49,99 zł dostajemy wino w charakterze bardzo podobne do porto, ale bardziej pokomplikowane. Czuć duszony owoc, dżemistość, starą piwnicę, kwasowość jest, ale nie jestem do końca przekonany czy potrafi zrównoważyć tę ilość cukru, którą znajdujemy w tym winie. Może jeszcze za młode? Ale nie jest to złe wino. Dałbym Winiaczową 4++!

Win próbowałem na degustacji podczas zlotu winnych blogerów

środa, 14 marca 2018

Wyprawa do Mołdawii cz. 2. Gdzieś w dolinach Besarabii

Hałas i disco niech zostaną w mieście...
 
Butuceni: krucyfiks i pomnik ku czci ofiar z czasów I wojny

O ile wielkie miasto w Mołdawii - Kiszyniów (o którym pisałem w poprzednim poście) - wspina się mozolnie i ku Europie, chcąc jej dorównać liczbą samochodów, krzykliwymi reklamami, bankami i kantorami, i ku Wschodowi, bo wciąż pełno tu postsowieckiej architektury, to wieś wydaje się być nieco odległa od tego wyścigu. A właśnie na wieś - do regionu Orhei - wyruszyliśmy drugiego dnia naszej wyprawy.
 
W muzeum - tak wyglądało wnętrze mołdawskiego domu

Na drogach pustki, gdzie okiem nie sięgnąć, zaśnieżone pola. Ale dymy unoszą się znad kominów. Po kilkudziesięciu minutach jazdy docieramy do wsi Clisova Noua, do starego przedszkola. Ale nie ma gwaru dzieciaków, bo w rozległym trzyskrzydłowym budynku działa Muzeum Rękodzielnictwa i Dywanów. Tych słynnych z Besarabii. To dzieła sztuki, z których Mołdawianie są szczególnie dumni.
W muzeum: haftowane ręcznie koszule

Przekazywane z pokolenia na pokolenie techniki ich tkania od 1 grudnia 2016 r. są wpisane na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Barwione naturalnymi barwnikami roślinnymi można już na pierwszy rzut oka odróżnić od importowanych z radzieckiej Rosji, na których kolory "biją po oczach" sztuczną intensywnością. Na tych besarabskich z końca XIX wieku barwy ewoluują w stronę barw ziemi - brązów, "zgaszonych" ciemnych czerwieni, zieleni. Plastycznie wszystko jest tu spójne.
 
Tu biologia, pewien cykl życia, zdaje się przeplatać z matematyką - motywy kwiatów i roślin powtarzają się w geometrycznie rozmieszczonych wzorach. Symbolika odwieczna - drzewo życia, winorośle, krople wody. Tradycja nakazywała gospodarzom wyposażyć córki w posag. Dywany tkano, ale też przekazywane z pokolenia na pokolenie. Zresztą nie tylko pokrywały podłogi, ale i ściany, chroniąc tradycyjne chaty ogrzewane piecami przed ucieczką ciepła. A w styczniu chłód wśród mołdawskich równin dotkliwy...
 
Teoretycznie wszystko takie proste (fot. Olaf Kuziemka)

Po obejrzeniu mnóstwa okazów - niespodzianka. Oto możemy zobaczyć jak się robi taki dywan. Na pionowych krosnach dwie kobiety wplatają nici kolorowej przędzy w naprężone cienkie i mocne sznurki osnowy. Robi się je ze sznura konopnego (Tak, to ta roślina o charakterystycznych liściach), gęste niczym struny harfy. 

I co chwila uderzają młoteczkami grzebykowymi, utwardzając tkaninę. Nasza przewodniczka mówi o tym, że kobiety tkając konopne dywany raniły się często do krwi, ale bólu było mało, bo substancja z konopii przenikała do krwi, przynosząc ulgę, może i inspirację?

Panie tkają dywan, cierpliwie, miesiącami... (fot. Olaf Kuziemka)

Utkanie dywanu o wymiarach 2,5 na 2,5 metra zajmuje kilka miesięcy, zależy od skomplikowania wzoru i od liczby tkających osób. Oraz od wprawy. Patrzymy z Olafem jak urzeczeni. Jak one to robią? Skąd wiedzą, że właśnie teraz trzeba wziąć ten kolor przędzy, a nie inny? No, jedno wiadomo - wina przy takiej pracy się chyba nie pije...
 
 Oglądamy ręcznie tkane koszule, narzuty, kamizelki i inne elementy tradycyjnych strojów. Słuchamy o starych zwyczajach. O roli bazylii - która symbolizuje życie. Jej całe wiązki zawieszano na belkach u powały, gdy ktoś umierał, i gdy ktoś się rodził. Podobno to bazylia właśnie wyrosła przy grobie Jezusa po jego zmartwychwstaniu.
Obok bazylii na belkach stoją pigwy, które roztaczały po całej chacie zapach świeżości. Takie była to wtedy domowe perfumy - prosta, miejscowa, naturalna. Wiecznie taka sama.
 
Wchodzimy do Epoca De Piatre

Kilkanaście minut jazdy i zmiana otoczenia. Tym razem schodzimy pod ziemię. Miliony lat temu było to dno wielkiego morza, które dało obecnie mnóstwo wapiennego budulca. Stąd w Mołdawii pełno podziemnych kompleksów. W nich wydobywano budulec na odbudowę Kiszyniowa zniszczonego podczas ostatniej wojny. 

I powstało mnóstwo miejsca na przechowywanie wina w korytarzach po usuniętych blokach. Wystarczy wspomnieć takie kompleksy jak Cricova czy Milestii Mici, które ogromne korytarze - w porównaniu z nimi powstający kompleks hotelowy Pivnitele Brănesti to maleństwo. Schodzimy zaledwie kilka metrów pod ziemię, na mały poczęstunek w restauracji Epoca De Piatre, przy wielkim ogniu. Bo chłodno!
 
Przy ogniu cieplej! (fot. Olaf Kuziemka)

Ma tu zostać wkrótce otwarty cały podziemny kompleks hotelowy - ze SPA, pokojami, restauracją, jadalnią, barem. Zaczątki już są, intensywne prace trwają. Będzie można też zostawić tu swoje wina na przechowanie. W sumie warunki idealne - ciemno, wilgotność wysoka, stała temperatura ok. 10 stopni cały rok... 

W wapiennych ścianach widać okrągłe otwory, które wkrótce wypełnią butelki. Kto chce, będzie miał całe swoje sale, zamykane przed wścibskimi. Przekąska - bo to żaden poważny lunch dzisiejszego dnia - to okazja do spróbowania win. 

Gogu Sauvignon Blanc 2017 (fot. Olaf Kuziemka)

Na pierwszy rzut Gogu Sauvignon Blanc 2017 - wino bardzo aromatyczne, ale jeszcze leciutko musujące, niedawno bodaj przed tygodniem spuszczone ze stalowych tanków. To dzieło Ilie Gogu, utalentowanego młodego winiarza z regionu Stefan Vodă, położonego najdalej na wschód Mołdawii. Zaskakujące, owocowe, pełne! 

Carpe Diem Femme Fatale (fot. Olaf Kuziemka)

Drugie białe z Regionu Codru - Carpe Diem Femme Fatale ze szczepów Feteasca Regala (65 proc.) i Feteasca Alba (35 proc.). To też dzieło młodego winiarza. Ion Luca chce z charakterystycznych dla Mołdawii szczepów stworzyć wina niepowtarzalne - ale z widocznym sznytem nowoczesności. Już etykiety są na wskroś europejskie, z uśmiechniętymi twarzami kobiet. Takim winem była w 2016 r. Femme Fatale. O ile Gogu było owocowe, tu mamy większą mineralność, wyższą kwasowość, szczupłość. Ale i jest nieco więcej cukru wyczuwalnego w ustach.
 
MinisTerrios Rosu Împărat 2015 (fot. Olaf Kuziemka)

Czerwienie są również bardzo dobre - MinisTerrios Rosu Împărat 2015 (Czerwony Cesarz) to z kolei dzieło Dana Prisăcaru, który fachu winiarskiego uczył się we Francji. Stąd może domieszka Cabernet Sauvignon (20 miesięcy beczki) do Feteasca Neagra (połowa była na rok w beczce) i Rara Neagra (8 miesięcy dębu). To rzeczywiście cesarskie wino, w stylu, jaki uwielbiam - czuć ciemne wiśnie, kakao, lekka wanilię, lekką kwasowość i dobrze wtopioną beczkę. W smaku wyraźny anyżek i pieprz. Czuć wiśnie, ale i tę elektryzującą nutkę na języku. Cena wysoka - 10 euro za butelkę!
 
Equinox 5 Elemente 2014 (fot. Olaf Kuziemka)

Na deser etykieta z winnicy Equinox, małej, liczącej 5 ha. 5 Elemente 2014. Powstało tylko 3160 butelek. Skład: Merlot (38 proc.), Shiraz (19 proc.), Carmenere (17 proc.), Malbec (17 proc.) i Rara Neagra (5 proc.). 14,6 proc. alkoholu i cena - 15 euro. Ale wino super! Czerwony owoc, skóra, bombonierka. Ale nie ma tu prosto ty, jest pieprz z owocem i ziołami. Jest też pewien eukaliptusowy charakter, nieco nowoświatowy. Żal tylko jednego - że czas i program gonią, a my nie dajemy się temu winu na dobre otworzyć!
 
Tak wygląda - w dole - wioska Butuceni

Kilkanaście minut jazdy krętymi drogami - wreszcie kończy się jednostajny płaskowyż - i oto zjeżdżamy w dół, do wioski Butuceni, położonej wśród przełomów rzeki, czy może raczej rzeczki, Reut. Kilkadziesiąt kilometrów dalej wpada do Dniestru. 

A tuż za rzeczką stroma, wysoka ściana wapiennego zbocza, z tu i ówdzie wyrytymi jaskiniami! Według legend gdzieś ukryto tu skarby, których bardzo pożądali tureccy najeźdźcy... Stąd pewnie tu i ówdzie dziury. Nad wioską góruje mały klasztorny kościółek i kamienny krzyż. Rosnące dość gęsto drzewa zazielenią się pewnie wiosną i jeszcze bardziej będzie można zapomnieć, gdzie tak naprawdę jesteśmy - ale i zimą można poczuć się jak poza cywilizacją. 

I tak tu właśnie jest! Korzystając z tego, że wapienne zbocza otaczają wioskę niczym widownia amfiteatr, w czerwcu 2016 r. i 2017 r. zorganizowano tu festiwale muzyczne. Z klasyczną orkiestrą i operą! Wydarzenie nazwane DescOpera zorganizowano przez Eco-Resort Pension Butuceni, Narodowy Teatr Opery i Baletu „Maria Bieşu” i artystów Filharmonii Narodowej „Serghei Lunchevici” w ramach Ministerstwa Kultury Republiki Mołdowy przy wsparciu strategicznego partnera USAID. Orkiestrą dyrygował Friedrich Pfeiffer z Filharmonii Wiedeńskiej.
 
Bach, Bizet, Dvorak, Smetana, Strauss, Verdi, Wagner… Opera na świeżym powietrzu podobno (że też nas wtedy nie było!) robiła niezwykłe wrażenie. Dla wielu miejscowych i przyjezdnych być może to jedyna okazja do obcowania z tak wysoką sztuką. W zeszłym roku po zachodzie słońca odegrano Carmen i to była prawdziwa bomba!
 
Ten kawałek balustrady i kolumny są także z wapienia

Idąc po nierównej i krętej głównej uliczce Butuceni mijamy domy trochę podobne do naszych, na oko z lat 70 XX wieku, ale tu i ówdzie uwagę przykuwają zadbane mniej lub bardziej tradycyjne domy z drewna na wapiennych podmurówkach, malowane na zieleń albo na intensywny błękit. I tu zaskoczenie, bo w wielu takich chatach działają pensjonaty, niektóre wykończone luksusowo (w wielu chatach uwijają się robotnicy). Są tu nawet baseny i sauny! 

 Jest i basen! Na zewnątrz -5 st., a w środku tak +18!

A właściciel restauracji Resort Butuceni, kilku pensjonatów i animator tutejszych wydarzeń (m.in. DescOpera) uśmiecha się rozmarzony. – Chcemy, by tu panował spokój i cisza, by nie gościła tu hałaśliwa muzyka, disco i gwar samochodów. To ma być miejsce, do którego trafiasz z miasta i o mieście zapominasz. No, wyjątek to muzyka poważna, klasyczna, opera… Tylko na to jest tu miejsce – dodaje.
 
Wnętrze mołdawskiego tradycyjnego domu (fot. Olaf Kuziemka)

Pokazuje nam na dowód wnętrza tradycyjnych domów (nawet w pensjonatach działają tradycyjne piece - schowane w ścianie - ale opalane prądem, by było bezpieczniej) oraz piwnicę pełną przetworów. Takiej ilości weków z ogórkami, burakami, jabłkami, pomidorami, papryką, pigwą i Bóg wie jeszcze z czym, w jednym miejscu nie widziałem. – Wszystko organiczne, bez nawozów, bez chemii – dodaje gospodarz.
 
Cała piwniczka... przetworów, a nie wina! (fot. Olaf Kuziemka)

A po chwili oddajemy się twórczości kulinarnej - robimy placinty. Placki skręcane ze zwojów… skręcanych z cieniutkiego i ciągnącego się ciasta przypominającego nieco (pop wypieczeniu) francuskie z różnym nadzieniem. To masa z tłuczonych ziemniaków, bryndzy, mielonego mięsa… 

Wałkuję! Jeszcze kilka miesięcy po 10 godzin i będę dobry! (fot. Olaf Kuziemka)

Trzeba rozwałkować ciasto, na blacie z rozlaną oliwą, wielkości piłki tenisowej tak mocno, aż będzie prześwitujące i elastyczne niczym jelito i stworzy płachtę 50 na 40 cm. Potem zakładamy 4-5 cm (niczym kołnierz) wzdłuż jednego z boków, nakładamy tam pasmo masy i zawijamy, tworząc długiego i cienkiego węża. A potem „węża” zawijamy w kółko, na blachę i do piekarnika. Proste. O ile się patrzy na miejscową kucharkę. Ale po siódmej próbie zaczyna i mi trochę wychodzić. Potrzebuję jeszcze kilka lat treningu.
 
A tak wygląda nasza upieczona już placinta!

Potem przychodzi czas na obiad – z placintą, mamałygą i wieprzowiną. Oraz na wino domowej roboty naszego gospodarza. Jakie są tu grona, nie wiadomo, ale całość granatowa, nieprzenikniona, niefiltrowana. – My tu pijamy właśnie takie naturalne, bez chemii, nasze – dodaje gospodarz. Wino jest nieco za chłodne, ale czuć przyjemną nieco dziką rustykalność, spontaniczność. Ale uwaga! Nie ma żadnego sztucznego cukru! Wino jest wytrawne jak czysty sok z winogron! 

Tradycyjny mołdawski dom - widoczny z tyłu restauracji

Podobne w charakterze jest Chardonnay podane w karafce – niefiltrowane i zimne, o dziwo bogate w smaku, ale trzymające się pewnej dyscypliny. I tylko szkoda, że placinty i mamałyga już zjedzone, Chardonnay i wino domowe wypite… Ale czas „zdobyć” monastyr wydrążony w skale!
 

Wydrążona w skale kaplica

Spacer po oblodzonych ścieżkach wijących się nad wioską robi wrażenie, ale jeszcze większe robią drzwi, po przekroczeniu których schodzimy po kilku stopniach w dół i stajemy w skrytej w półmroku kaplicy oświetlonej światłem woskowych świec i rozbłyskami witraży za którymi resztka popołudniowego słońca. Otwieramy następne drzwi i… stop! Za nimi dość wąska skalna półka, a pod nią kilkadziesiąt metrów przepaści. 

Krok w złą stronę i... (fot. Olaf Kuziemka)

Na zdjęciach grozy nie widać, ale gdy tak przenoszę ciężar z jednej nogi na drugą, stojąc na wyślizganym lodzie, odczuwam pewien niepokój i mrowienie gdzieś pod stopami. Podobno kiedyś była tu barierka, ale zdjęto ją, bo szpeciła półkę, no i nikt nie spadł. Była więc niepotrzebna. Jeszcze spacer do krzyża górującego nad wsią i do małego kościółka na szczycie góry. 


Panoramiczny widok robi wrażenie!

Wokół panuje cisza, przerywana tylko skrzypieniem śniegu i świstem wiatru w suchych źdźbłach, wystających tu i ówdzie spod śniegu… Gdy o zmroku nasz busik wytacza się na asfaltową drogę w stronę Chateau Vartely, czujemy się jak włożeni znów w kocioł cywilizacji – słychać radio, mołdawskie disco, a pojazd trzęsie się na każdym garbie. Czy jeszcze kiedyś uda się wrócić do Butuceni?

 Latem w Butuceni jest jeszcze piękniej (mat. promocyjne)