Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Mielżyński. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Mielżyński. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 sierpnia 2023

Degustacja win Mazzei u Mielżyńskiego

Jak Chianti, to Mazzei. A jak Mazzei to Mielżyński!

Francesco Mazzei i Robert Mielżyński

W jeden z ostatnich gorących dni tego lata miałem okazję posmakować toskańskich okazów Chianti Classico od jednego z czołowych producentów - Mazzei. W tytule użyłem zrównania Chianti = Mazzei, bo to właśnie w liście z 1398 r. przedstawiciel rodu - Ser Lapo Mazzei - użył w liście do przyjaciela słowa "chianti" - i tu według historyków ta nazwa się pojawia po raz pierwszy na świecie. Co znaczyło? - Nie mam pojęcia - przyznaje Francesco Mazzei, wiceprezes firmy i przedstawiciel 24. pokolenia winiarzy z Castello di Fonterutoli, gość degustacji win u Roberta Mielżyńskiego

Dziś areał Mazzei liczy ok. 650 ha, z czego winnice - m.in. Badiola, Belguardo, Belvedere, Caggio, Fonterutoli i Siepi - zajmują ponad 100 ha. Jest jeszcze 50-hektarowa posiadłość Zisola na południu Sycylii. Tu powstaje m.in. całkiem udane wino ze szczepu cataratto i grillo. 

Zisola - orzeźwiający akcent do crostini z pumpernikla z figą, kiełkami, orzechem włoskim i prosciutto

Ale co tam grillo, skoro chianti (classico) to jeden z winnych archetypów. Region położony jest między Florencją i Sieną na południu. Reguły apelacji dopuszczają produkcję wina z kilku szczepów, choć dominującym (80 proc.) musi być sangiovese. Jak mówi Francesco, Mazzei jest w tym regionie średnią winnicą, jej powstanie datuje się na 1435 r. i wina robi się tu tylko z najlepszych parceli leżących na różnych wysokościach. 

Od lewej roczniki 2004, 2008, 2012

Wszystkie przechodzą dojrzewanie w beczkach (225 i 500 litrów) z francuskiego dębu - ale to zaledwie dotknięcie, pozostawiające wyraźny ślad. Nie zmienia charakteru wina w taki sposób jak czujemy to choćby w bordoszczakach czy winach hiszpańskich (Ribera del Duero czy Rioja).  

Gość Roberta Mielżyńskiego opowiedział o sześciu wybranych rocznikach Fonterutoli Chianti Classico - 2004, 2008, 2012, 2016, 2020 (ten jest aktualnie w ofercie sklepu) i 2021 (ten będzie niedługo). Co ciekawe - próbowaliśmy win w odwrotnym porządku - od najstarszego. Jak wypadły?

Fonterutoli Chianti Classico 2004

Fonterutoli Chianti Classico 2004 - bardzo ciemne, granatowe, jak niefiltrowane - ale wciąż świeże. W aromacie bardzo korzenne wiśnie plus marcepan. Po dwóch kwadransach już mocno przyprawowe - szafran, zwietrzały pieprz, ale wciąż się trzymało. W smaku - pełne garbników, ładnie zintegrowanych, ale wyczuwalnych, lekko szorstka i wyraźna kwasowość. "Szeroko" rozlane, choć wciąż szczupłe, smukłe pyszne. 

Fonterutoli Chianti Classico 2008 - bardzo duża różnica - choć to tylko o cztery lata młodszy okaz. Zadziwiające, jak świeżo się trzyma 15-letnie wino. Na początku lekko schowany wiśniowy aromat, bez korzeni, bardziej czysty - całość bardziej przejrzysta, jeszcze wyższa kwasowość. Wino sprawiało wrażenie prostszego - jest gotowe, choć nie ma komplikacji, jakby jeszcze miało pokazać pazurek za dwa-trzy lata. Tanina bardzo duża - wręcz kwadratowa.

Fonterutoli Chianti Classico 2012 - pokazało swoją klasę "w drugim przebiegu". W pierwszym wiśniowość bardzo czysta, ładnie ułożona, jeszcze zawstydzona. Ale w smaku już znakomite - chianti w swoim szczycie. W jednym punkcie styka się kwasowość, garbnik, pewne poczucie słodyczy. Po dwóch, trzech kwadransach w aromacie czerwony owoc plus przyjemna kwiatowość - wciąż w pewnych ryzach elegancji. 

Fonterutoli Chianti Classico 2016

Fonterutoli Chianti Classico 2016 - podobno najłatwiejszy rocznik. W aromacie zmienność. Na początku bardzo schowana wiśnia, po chwili z boczkiem, akcentem dziczyzny, ciemnego proszku kakao. W smaku - początkowo delikatność i mała kwasowość, pozornie spokojne. Ale to tylko pozory - po dwóch kwadransach pięknie rozwinięte. Do wiśniowych aromatów dochodzi melon, biała morwa. Ten aromat rozchodzi się w piękny sposób. Świetne, intrygujące wino.

Fonterutoli Chianti Classico 2020 - tu kraina nowości - wiśnia bardzo wyraźna i jakby mocniej alkoholowa, całość bardzo świeża, w smaku bardzo żwawa tanina. Całość sprawia wrażenie jeszcze bardzo, ale to bardzo młodego. W drugim przebiegu, już staje się bardziej miękkie, przystępniejsze. Tanina przestaje tak dominować, po godzinie wino pięknie się otwiera. Ale ta butelka mówi: kup mnie i potrzymaj 10 lat, jeść (ani pić) nie wołam.

Fonterutoli Chianti Classico 2021 - ciemne, ale przejrzyste, czerwony owoc w aromacie mocno napięty. W smaku megagarbnikowe i bardzo kwasowe. Czuć wyraźnie pewną mineralność. Całość sprawia wrażenie wina bardziej gastronomicznego niż pokazywały to starsze roczniki. Po dwóch kwadransach pokazuje schowane walory - pewną przyjemną rustykalność, lekką obórkę, akcent pomarańczowej tartej skórki, zamszu. Smak się rozmiękcza. Może będzie lepsze niż 2020?

Po Chianti Classico próbowaliśmy kilku innych 100-procentowych sangiovese z różnych parceli, położonych na różnych wysokościach.

Vicoregio 36 2020

Vicoregio 36 2020 - Winnica leży 350 m npm - a wino dojrzewało 18 miesięcy w 500-litrowych beczkach z dębu francuskiego (50 proc. nowych). Drewna nie czuć. Całość świeża i radosna, pozornie lekkie - ale czuć, że świetnie zbudowane. W nosie wiśnia i pomarańcza. Całość czysta, zachwycająca. Niepozorna.

Castello Fonterutoli Gran Selezzione 2020

Castello Fonterutoli Gran Selezzione 2020 - Sangiovese z sześciu klonów z najlepszych działek wokół wioski Fonterutoli na wysokości 470 m npm. Także 1,5 roku w dębie, przedtem fermentacja w stali i cztery miesiące w betonowych kadziach. Tu czerwone owoce pdbite ładną mineralnością. Całość okraszona całkiem żwawą kwasowością i mocną taniną. Jeszcze lepsze pewnie za 10-12 lat!

Badiola Chianti Classico Gran Selezzione DOCG 2020

Badiola Chianti Classico Gran Selezzione DOCG 2020 - To wino z najwyżej położonych winnic - 570 m npm. Z trzech klonów sangiovese. 16 miesięcy w tonneau (tylko 30 proc. nowych). Produkcja tylko 6,2 tys. butelek. Owoc bardzo delikatny, bardzo finezyjny. Całość czysta, by nie powiedzieć - porównując do wcześniej próbowanych Classico - sterylna. Tanina bardzo drobna. Czuć tu słońce, dojrzałe jabłka. Wydaje się tak szczupłe, że jest jak duch wina. Najbardziej kwasowe z próbowanych tego dnia chianti. Jest jak akt strzelisty na ich tle!

Siepi 2021

I na koniec gwiazda wieczoru - Siepi 2021. Jeśli użytkujecie Vivino, pokaże wam ono, że to wino mieszczące się  w 1 procencie najlepszych win świata. Dostępne w lokacjach (na zapisy), więc marne szanse, że uda wam się ot tak kupić, bo kolekcjonerzy biorą wszystko na pniu. Ale można spróbować. Supertoskan - pół na pół sangiovese i merlot. Jak mówi Francesco Mazzei - dwa przeciwieństwa. Ten pierwszy szczep daje szkielet i kwas, drugi cały owocowy entourage. 

Delikates, owoc jest rzeczywiście piękny i pokomplikowany. Tanina wzorcowa - całość rozdwojona: wino jest istotnie i szerokie, rozłożyste i zarazem ostre jak brzytwa. Ma piekielnie długi finisz. Nie jadłbym do tego niczego, tylko smakował i kontemplował w zaciszu gabinetu ze skórzanymi fotelami. No, na sofie z Ikei także.

Mazurskie pomidory z cebulką, parmezanem, oliwą
Zwieńczeniem wieczoru była wspaniała - jak to u Mielżyńskiego - kolacja z mazurskimi pomidorami z cebulką na przystawkę. Muszę przyznać, że Ser Lapo 2019 pasuje do tej jakże polskiej potrawy - wzorcowo!

Ser Lapo 2019

Wina degustowałem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego



środa, 10 maja 2023

O jaki przyjemny bordoszczak od Mielżyńskiego!

Chateau Lousteauneuf No.9 2017

 
O tej butelce mowa - w Mielżyńskim 78 zł

Ciężko mi ostatnio - z bólem serca muszę przyznać - trafić na Bordeaux, które byłoby niezbyt drogie, a dawało całkiem niezłą satysfakcję. Tak, wiem - dzieje się tak z powodu kilku przyczyn. 

Po pierwsze, to ostatnio było wiele Tokaju, białego oczywiście, bardzo dobrego. I niemal zero czerwieni. Po drugie - nie mieszkamy we Francji, a pamiętam (i wierzę, że to się wciąż tam dzieje) małe sklepiki z obecną półką win, gdzie kilka środkowych miejsc zajmowały bardzo przyzwoite bordoszczaki za kilka euro. Żadne tam Grand Crus, ale naprawdę przyzwoite i smaczne czerwienie. U nas to zjawisko nie występuje. Bo oto występuje zjawisko trzecie - nikt już w Polsce z importerów nie stawia na tanie, choć przyzwoite i przystępne Bordeaux, tylko na "pewniaki" - Portugalię, Hiszpanię, tzw. Kalifornię, może Gruzję, Mołdawię. Po czwarte - sam to słyszałem wiele razy z ust klientów sklepów winnych - "bo te wina francuskie to takie kwaśne...". Jeszcze można oczywiście dołożyć argumenty w postaci nazwy. Że pokażę - tytułem dygresji - jeszcze jeden "gwóźdź do trumny":

Nazwa Polaka nie zachęci, ale sam chętnie bym spróbował. Źródło: www.bordeaux.com

Coś takiego może zabić ostatecznie wszelkie próby dyskusji. Ale na szczęście nie wierzę do końca w takie zapatrywania i oto wiedziony ciekawością spróbowałem bordoszczaka (który chyba pojawił się dość niedawno, choć głowy nie dam) od Roberta Mielżyńskiego - Chateau Lousteaunef No.9 2017. Z Medoc. 

I to jest to! Tylko uwaga, nie od razu po wyjęciu korka. To bordos - kocha oddychać. I musi to robić. Bardzo przyjemna czerwień - na początku tylko kwasowy, i lekko owocowo-ziemisty, ale potem rozkłada wachlarz... Jest wiśnia i ciężkie drewno, jest leśna ściółka i szafa pełna skórzanych torebek starej ciotki. Takich zamszowych. A może to biblioteka stryja z oprawnymi w skórę starodrukami. Na języku jest to, co prywatnie nazywam "bateryjką" (dotykaliście kiedyś językiem dwóch elektrod płaskiej baterii? To jest to!). Jest tu pewna słoność, lekka słodycz (to raczej powaga struktury), jest też kwasowość. I tanina. Wszystko naraz. Oraz jeszcze świetna - w punkt zarysowana - koncentracja. W butli zostaje całkiem sporo osadu czyli filtrowanie, jeśli było, zostało przeprowadzone z umiarem.

Bardzo fajny bordoszczak w cenie, która nie zabija, a daje nadzieję, że jeszcze nam Bordeaux nie zginęło!

(Wino - Zakup własny)

niedziela, 10 czerwca 2018

Polskie wina u Roberta Mielżyńskiego

Patriotycznie i szlachetnie, bez hybryd!

U Roberta Mielżyńskiego patriotycznie - polskie wina z kilku winnic, produkowane nie z hybryd (ojciec polskiego winiarstwa wieścił, że tylko hybrydy się w naszym klimacie udadzą - ale trzeba przyznać, robi te wina mistrzowsko), tylko z winorośli szlachetnej - vitis vinifera. Degustacja to bez precedensu, bo u "Mielża" gościł do tej pory tylko Marek Krojcig, który Rieslingi robi w bardzo niemieckim stylu. A teraz - wszystko na to wskazuje - będzie także i Wieliczka, i Winnice Wzgórz Trzebnickich, i Turnau!


Marek Krojcig (pierwszy z lewej) opowiada o winach

Marek Krojcig przywiózł trzy wina. Jeden z polskich pionierów Rieslinga (od 2008 r.) kiedyś 70 proc. swojej produkcji przeznaczał na potrzeby swojego Winnego Dworku, ale teraz wina są bardziej dostępne (na potrzeby hotelu i restauracji idzie już tylko 40 proc.).
 

Marek Krojcig Riesling liryczny 2017

Riesling liryczny 2017 - to ostra sztuka. O zachodnim, niemieckim charakterze, jeszcze z musującym dnem. Troszkę wydaje się frizzante, ma mikroskopijne bąbelki. Ale to cecha młodego wina, jeszcze niespokojnego, nieuleżałego. Pamiętam jak piłem w 2015 r. Lirycznego z roku 2013, sprawił na mnie bombowe wrażenie. Był niemal doskonały! Ten, 2017, jest teraz uszczypliwy, jest mega kwasowy i taki na pewno pozostanie przez najbliższych kilka lat!


Marek Krojcig Riesling znad Pradoliny 2017

Riesling Znad Pradoliny 2017 - tu już wino określane jako półwytrawne, ale ma kamienny aromat, mega mocna struktura, tu wyraźnie więcej cukru i mniej kwasu. Ale może się zacząć zabawa gastronomiczna. Z rybami w ciężkich, śmietanowych sosach. Wciąż jednak bardzo świeże wino!
 

Marek Krojcig Pinot Gris 2017

Pinot Gris 2017 - zostało zabutelkowane kilka dni przed degustacją. Tu sporo aromatów bananowych, gumy do żucia, owoców. Zupełnie całość nie kojarzy się z Polską! Ale w strukturze piękna kwasowość - bardzo pięknie poprowadzona. Jakby dawała znak, że to właśnie już lada moment wino będzie gotowe!

Rafał Wesołowski z Winnicy Wzgórz Trzebnickich pokazał wina z 2016 r. Bo rocznik 2017 jeszcze niegotowy. Będą w sierpniu - wrześniu.
 

Winnica Wzgórz Trzebnickich Riesling 2016

Riesling 2016 - jest mega świeży, do tego ma szczupłą strukturę, w smaku jest pełen lekkiego grejpfruta, jest lekki. Nie ma oleistości - jest za to mega kamienność!
 
Winnica Wzgórz Trzebnickich Chardonnay 2016


Chardonnay 2016 - to moim zdaniem znakomite wino. Ma tylko 1,1 g cukru i mniej kwasu niż Riesling, ale jest świeże bardzo, szczupłe, przypomina te wszystkie przepyszne loarskie Chardonnay, które "zjadają" kozie sery i inne przekąski. To rzeczywiście wino do steka - jak czasami żartuje (a może mówi poważnie) Rafał.
Winnica Wzgórz Trzebnickich Gewurztraminer 2016

Gewurztraminer 2016 - tu 7 g cukru na litr, ale wino jest bardzo fajne, najbardziej pełne w smaku, ale zachowuje przy swojej pełni aromatów ostrą jak mała żyletka nutę rześkości.

Winnica Wzgórz Trzebnickich Pinot Noir 2016

Pinot Noir 2016 - jedna z dwóch czerwieni pokazanych tego dnia. Tu jest delikatność, spory kwas, ale i bogactwo. Jest wiśnia i truskawka w aromacie, a w ustach pojawia się lekki  anyżek. Struktura szczupła, wąska. Dla porównania można było spróbować rocznika 2015. Tu już zupełnie inny wydźwięk. Czuć, że wino jest starsze, ale... jeszcze bardziej kwasowe! Jest bardzo bogate, z miętą i ziołami w smaku. 
ó

Agnieszka Rousseau i Piotr Jaskóła z Winnicy Winniczka. Próbują Ewa Wieleżyńska z "Fermentu" i Ida Kymmer, promująca w Polsce wina z RPA

Winnica Wieliczka to przedsięwzięcie firmowane przez Piotra Jaskółę, leśnika z wykształcenia (ale po obserwacji i rozmowie podejrzewam, że to jeden ze starożytnych faunów, który osiedlił się w Polsce udając dla niepoznaki jednego z naszych) i Agnieszkę Rousseau, absolwentkę enologii Uniwersytetu w Montpellier we Francji. Oboje są fanami biodynamiki pojmowanej w rozsądny sposób, na bazie naukowych podstaw, a nie magii. Wina są robione w sposób biodynamiczny, choć bez certyfikatów (bo tu wiecie, zawsze ktoś chce wyciągnąć od winiarzy pieniądze!) W winach jest zerowa albo minimalna ilość cukru. Siarki także.
 

Winnica Wieliczka Riesling 2017 (w zastępczej butelce)

Riesling 2017 - jest kwiatowy z nutą cytrusów. Bogaty w aromacie, szeroki. To zasługa 6 miesięcy fermentacji na osadzie.
Cała paleta win z Winnicy Wieliczka

Cuvée Seraf 2017 - to mieszanka kilku szczepów. Jest 60 proc. Chardonnay, ale też Grüner Veltliner, Muscat i Sauvignon Blanc. Jest miękkie, przyjemne, w aromacie jabłkowe, ale za to w smaku dzieje się tu z dziesięć razy więcej. Jest więcej miękkości płynącej z Chardonnay i Muskata niż trawiastości dwóch pozostałych szczepów.

 
Winnica Wieliczka Chardonnay 2017


Chardonnay 2017 - O! To jest to! Znakomite Chardonnay do picia, a nie do wąchania! Ten szczep, najpopularniejszy na świecie, daje całe spektrum win. Często nijakich. Ale tu mnóstwo się dzieje fajnych rzeczy! Grona, a raczej sok, gościł cztery miesiące w beczce, stąd piękna maślaność. W aromacie jednak tej maślaności nie znajdziecie - bo jest lekkość i pewna dyskrecja. Ale wystarczy dotknąć ustami kieliszka i... zostałem właśnie przekupiony. Musicie spróbować! 

Winnica Wieliczka Cuvée Regis 2017

Regis 2017 - to drugie z czerwonych win tego dnia. Jest lekkość, a w aromacie truskawa z anyżkowym tłem. Ci z konsumentów, którzy nie szukają ciężkości, będą zadowoleni!

I na koniec jedna z największych dwóch winnic w Polsce, może najgłośniejsza, znakomicie marketingowo posadowiona - bo jest tu i Grzegorz Turnau, i Marek Kondrat jako pierwszy dystrybutor. Zresztą, już jedna rodzina.
 

 
Winnica Turnau Riesling 2016


Riesling 2016 - tu "aż" 9 g cukru na litr, ale i 7 g kwasu. Jest już na pierwszy rzut nosa bogate: czuć tropikalny owoc, mocny, zdecydowany. W strukturze, przez ten cukier, jest bogate. Ale przy tym wszystkim jest harmonijne. Przedstawiciele winnicy mówią, że to dzięki bezkompromisowej selekcji gron. Jakość będzie się poprawiać, bo krzewy Rieslinga zaledwie 5-letnie.
 

 
Winnica Turnau Chardonnay 2016

Chardonnay 2016 - to kolejne zaskakujące Chardonnay z polskiej winnicy. Tu mniej cukru niż w Rieslingu, bo tylko 5,5 g, ale dzięki temu kwasowości relatywnie więcej. Alkoholu całkiem sporo - bo 14 proc.! Jest robione z użyciem beczki, używanej co prawda, ale dała ona bardzo elegancką fakturę. Jest przyjemnie maślane, bogate w różne odcienie bardziej smakowe niż aromatyczne - będzie pasować do ciężkich dań z ryb, w śmietanowych sosach i do wędzonych węgorzy.

Przyznam, że największym zaskoczeniem tej degustacji były dla mnie nie tyle Rieslingi (bo tu już Polacy mają od dawna wielkie osiągnięcia, może mało znane w świecie, ale jakościowo na poziomie bardzo dobrym), ile właśnie Chardonnay oraz Pinot Gris. To drugie wino przez morze tanich i złych etykiet z Włoch, które zdominowały rynek, skazuje nas na liche "pinot grigio", na tle którego Pinot Gris Krojciga jest arcydziełem. Ale trzy powyższe Chardonnay to naprawdę znakomite okazy. Z takich okazów możemy być dumni!




Wszystkie Chardonnay świetnie pasowały do filetu z sandacza z buraczanym gratin i sałatką z młodego szczawiu!

wtorek, 27 lutego 2018

Rieslingi Dr. Bürklin-Wolf

Wina do kontemplacji, a teraz do skrei!


Są takie wina, o których niby wiemy, że są świetne, ale gdy tylko wrazimy nos do kieliszka i zamkniemy oczy, poczujemy, że wszystko, co pamiętamy nie było nawet połową tego, z czym właśnie obcujemy. Takie właśnie są rieslingi. I są świetne nie tylko wiosną czy w środku lata, ale nawet gdy dookoła mróz! Ze świetnymi miałem okazję poobcować u Mielżyńskiego - z rieslingami Dr. Bürklin-Wolf.
 

Winnica w Palatynacie istnieje od XVI wieku, ale w ostatnich latach winnica przeszła (od 2005 r.) na uprawę biodynamiczną - opartą na teoriach Rudolfa Steinera - na ponad 80 hektarach. A to, jak przyznaje Annette Siegrist, dyrektor ds eksportu, nie lada wyzwanie.

Wina Dr. Bürklin-Wolf są certyfikowane przez francuską organizację Biodyvin członkami są m.in. Chateau Climens i Chateau Fonroque). Między rzędami winorośli nie zobaczymy gołej ziemi, ale trawę, kwiaty... Moszcz fermentowany jest w starych drewnianych beczkach, czasem powstają tu wina Trockenbeerenauslese lub Beerenauslese.
 

Riesling trocken 2016 (57 zł)

Jak smakują? Riesling trocken 2016 - to wino robione z gron zebranych ze wszystkich parceli, podstawowe. Dwa gramy cukru. Wino ostre, lekkie, mineralne, szczupłe w swej szklistej strukturze z lekkim tłem. Wydaje się proste, ale to tylko pozory...

Wachenheimer 2016 (75 zł)

Wachenheimer 2016 - tu parcele oparte na piaskowcu, z udziałem bazaltu wulkanicznego bo w pobliżu usytuowany dawny wulkan. Rocznik uznawany za słaby, bo było zbyt dużo deszczu. Wino mało aromatyczne, jest gorzkie, ale dość długie, choć mało charakterystyczne. Nawet nie smakuje jak Riesling...

Wachenheimer 2015

Wachenheimer 2015 - tu od razu widać, po złocie w kielichu, że oto przed nami bomba aromatyczna - kwasowość jest wysoka, ale sprawia wina może nieco przegrzanego, krótkowiecznego - w aromacie jest sporo egzotycznych owoców - ananas, ale i nieco dojrzałych jabłek, świetnie się trzyma po prostu. Wielu producentów dałoby się pokroić za takie wino!

Wachenheimer 2014

Wachenheimer 2014 - to rocznik, kiedy pogoda była idealna. Wino jest jaśniejsze w kolorze, w aromacie na pewno mniej wybuchowe niż 15-tka, ale kwasowość jest bardzo wysoka! Całość ogromnie mineralna, po pół godzinie się otwiera w piękną stronę. Aromat staje się naftowy po dłuższej chwili.
Wachenheimer Altenburg 2016

Wachenheimer Altenburg 2016 - znów ten zły rocznik. Ale wino lekkie i delikatne, nienapastliwe i bardzo długie w finiszu. Gastronomiczne. Wachenheimer Goldeächel 2016 - tu już mniejsza kwasowość i mniejsza intensywność jest za bardzo wysoki kwas wspierający ogromnie długi finisz. W zasadzie, jeśli miałbym być szczery to sam kwas zamknięty w cieczy.
Gaisböhl 2015 (229 zł)

I pora na Grand Cru czyli Gaisböhl 2015. Tu się dopiero robi aromatycznie. Po godzinie dekantacji złote wino staje się delikatnie kwiatowe, złote, z lekką, bardzo delikatną naftą i porządną strukturą - mięsistą, skoncentrowaną. Tu można wyczuć nawet pewne miodowe akcenty. Czuć w smaku więcej cukru, ale co tam! Dla mnie to bez wątpienia najlepsze wino degustacji. I wcale nie ze względu na cenę (nawet nie było pytania o ceny podczas degustacji!).

Gaisböhl 2014

Lepsze, niż Gaisböhl 2014. Bo w czternastce jakby wszystko prostsze i oparte na większym cukru i mniejszej kwasowości. Choć to wciąż bardzo fajny Riesling, to trochę sprawia wrażenie płaskiego, choć finisz jest bez zastrzeżeń. Długi może nie jak linia graniczna Niemiec, ale na pewno Palatynatu.


Skrei z morskim szparagiem, liśćmi brokuła i korzeniem lotosu

Co pasuje do bielutkiego kawałka skrei, którego można spróbować w restauracjach Mielżyńskiego? Z morskim szparagiem (soliród), liśćmi brokuła i korzeniem lotosu? Zwykły "entry level" Riesling Trocken 2016 pasuje wzorcowo! Jestem na TAK!!!
Truskawkowa panna cota

A na deser oczywiście panna cota z truskawką w weku. I tu jest miejsce na Gaisböhl 2015!


Wina degustowałem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego

piątek, 24 czerwca 2016

Grand Cru u Mielżyńskiego - w piątek w Poznaniu!

Och, te biele!

Robert Mielżyński (z lewej) pełni honory gospodarza

W stolicy już ten dzień nastąpił (w czwartek, 23 czerwca), ale w Poznaniu Grand Cru Roberta Mielżyńskiego dzień później! I dobrze - bo to okazja do spróbowania wyjątkowych pyszności. Sam spróbowałem kilkunastu win (bardzo, ale to bardzo dobrych) - przyznam, że bardzo szybko. Ale na gorąco wspomnę tu o takich, które wywarły na mnie bardzo wielkie wrażenie!

Georg Breuer Riesling Berg Rottland 2012 (169,50 zł)

Rieslingi piło się oczywiście w taką pogodę wyśmienicie. Spróbujcie oczywiście wszystkich, ale nie możecie zapomnieć o tym - Georg Breuer Berg Rottland 2012. To, że nafta wyraźna, to jeszcze nic. Ale jest w tym Rieslingu taka potoczystość, świeżość, pewna krystaliczność z nutą lekkiej ziołowości, że proszę siadać. Nie warto tego wina psuć żadnym jedzeniem.

l'Esprit de Chevalier Blanc 2013

Jeśli coś musicie zjeść, to bierzcie l'Esprit de Chevalier Blanc 2013! Piękne kwiatowe białe Bordeaux. Ma ciało i krągłość semillon, a trawiastość i kwas Sauvignon Blanc. Pełne, a jednocześnie pięknie kwasowe! I do ryby, i do makaronów z białymi sosami... Nie zapomnijcie spróbować czerwonych z tego samego Chateau!

Domaine Bott Geyl Sonnenglanz Gewurztraminer Grand Cru 2008

Wino ze szczepu, który się czasem traktuje po macoszemu - Gewurztraminera. Bo aromatyczny, bo różany i tropikalny. Ale pochodzący z Alzacji Domaine Bott Geyl Sonnenglanz Grand Cru 2008 nie jest po prostu różany. Jest przede wszystkim pięknie złoty, jest oleisty (to akurat nie dziwne), a przy tym jest mocno tropikalny. Jakby te wszystkie róże zmieniły się w ananasa rosnącego - i pięknie pachnącego - w gęstwinie z ziół. W strukturze pełne, wyściełające wnętrze ust przyjemną otuliną. Ale czuć też elegancję! To Grand Cru, więc działka cenniejsza niż "zwykłe". Ma 1 hektar i przynosi 4,5 tys. butelek. Cena też wysoka - 154 zł. Ale wino tak zdecydowane, jak wiele południowoafrykańskich gewurzów. Producent zachwala - i ja mu absolutnie wierzę, że wytrzyma 15 lat. Więc można trzymać do 2023! Albo wypić już dziś!!!

Win próbowałem na degustacji publicznej.


piątek, 11 września 2015

Świetne białasy z Włoch i Nowej Zelandii u Mielżyńskiego cz. 1

A tutaj jeszcze lato!

Winopisarze testują Little Beauty w lokalu Mielżyński na Czerskiej

Winny Czwartek i działo się. Najpierw u Mielżyńskiego na Czerskiej. Nowoczesny lokal w biurowym zagłębiu Dolnego Mokotowa. I okazja do poznania win Little Beauty z Nowej Zelandii oraz Attems i Ammiraglia (winnice Marchesi de Frescobaldi).
Wina jakże odmienne w stylu. Pinot Grigio kojarzy się często (szczególnie w obecnych w większości na naszych pólkach, tanich etykietach) z winem środka. Można nalać dziewczynie nie pierwszej randce. Zębów nie pobrudzi, taniną nie zwiąże, nie pogryzie się specjalnie ani z wykwintną zupą rakową, ani z
sałatką Cezara.
Ale dwa wina, jakich spróbowałem, takie na szczęście nie są. Attems Pinot Grigio 2014 DOC Collio z
Friuli (68,20 zł) szczypie w usta świeżością. Czuć młodość, wibrowanie. Bardzo spora kwasowość. Zero nudy. W aromatach wysokja mineralność, kamienność, ale i wyraźne - choć krągłe - cytrusy. To jest
Grigio, jakim otwiera się oczy niedowiarkom.

Attems Pinot Grigio 2014 DOC Collio (68,20 zł)

Przy nowozelandzkim Pinot Grigio 2010 Marlborough z Little Beauty (86 zł) nie trzeba czapki z
głów. Sama spada. Świetne, żywe wino. Wystarczy zamknąć oczy. Jakby się próbowało białych poziomek. Takich dojrzałych wzrostem, ale z głębi krzaka - któremu siostry nie pozwoliły dojrzeć do czerwoności. Lekko oleiste, Mineralne i ostro kwasowe.

Little Beauty Pinot Grigio 2010 Marlborough (86 zł) fot. Michał WineMike Misior

Bardzo, ale to bardzo długie. Lubię wina "fest". To jednak urzeka swoją aromatyczną delikatnością i mocną strukturą smaku. Nowy Świat, owszem, ale jakże w swojej mocarności subtelny! 

Kto się przyzwyczaił do Grigio za 30 zł, może i jest zdziwiony cenami butelek. Owszem, drogie (Nowa Zelandia to koniec świata), to prawda, ale warto spróbować tak świetnych Grigio. (Sam próbowałem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego)


O Sauvignon Blanc w następnym odcinku

poniedziałek, 3 listopada 2014

Chateau Palmer u Mielżyńskiego

Podróż w głąb magii ewolucji
 
Robert Mielżyński i 12 butelek Chateau Palmer

Zeszły tydzień zamknął się niezwykłym wydarzeniem - wspaniałą podróżą po kilku rocznikach bordoskiej sławy - Chateau Palmer. Palmer to winnica z trzeciego kręgu Grand Cru Classes pierwszej historycznej klasyfikacji 1855 r. Ale jej wina osiągają ceny zawrotne - czasem wyższe niż wiele win z winnic uznawanych za "bardziej renomowane".

Miałem niezwykłą przyjemność gościć na pionowej degustacji kilku roczników Palmera u pana Roberta Mielżyńskiego, który w swojej ofercie ma poza pierwszą, sztandarową etykietą (rocznik 2008 za nieco ponad 1500 zł), także drugą - Alter Ego (rok 2008 za 545 zł). I była to podróż niezwykła. Bo ukazująca piękno ewolucji wina ukrytego za takimi samymi etykietami, które różnią się tylko cyferkami roczników.

Palmer - od lewej roczniki 2007, 2006, 2004, 2001, 2000 i 1996

O tym, skąd wzięła się nazwa Chateau Palmer, napisał już bardzo ciekawie na swoim blogu Wine Mike, a o winach opowiadał podczas degustacji - i słuchał gości - dyrektor ds. eksportu Christopher Myers. Ja skupiłem się na podróży po smakach i aromatach. 

2007 - Pierwsze w kieliszku

Pierwszym z nalanych win był rocznik 2007 (49% merlot, 44% cabernet sauvignon i 7% petit verdot). W pierwszym wrażeniu - od razu po nalaniu - aromaty zdominowała czarna porzeczka, z leciutką nutą lukrecji i cedru. W smaku miękkie i delikatne, rozlewające się po języku z pewną dozą tłustości. Potem można było z podziwem obserwować ewolucję - choć mniejszą niż w przypadku innych roczników. Wino długo pozostawało zamknięte - przechodząc przez czekoladę, bombonierę, po orzechy, migdały i... medokańskie "bandaże". W smaku tłustość pozostawała nawet po godzinie. Za 10 lat to pewnie będzie wspaniałość!

2006 - gładsze w smaku

O rok starsze wino - 2006 (Cabernet Sauvignon: 56%, Merlot: 44%) wydało się bardziej pikantne, nieco mocarniejsze, na początku ziemiste (to zostanie w smaku, w finiszu), ale po 15 minutach dochodzi do głosu ciemna czekolada. A potem mięta i szpitalność. Jak przy sterylizacji narzędzi z chirurgicznej stali... W smaku jest gładsze, mniej kwasowe niż 2007, po godzinie dochodzi do głosu piękna ziemistość. I potężna kwasowość.

Ostatnia chwila przed degustacją: Marcin Jagodziński i Marta Wrześniewska z Winicjatywy, Robert Mielżyński
i Christopher Myers z Chateau Palmer

Dwa lata starszy rocznik 2004 (Merlot: 47%, Cabernet Sauvignon: 46%, Petit Verdot: 7%) to na początku lekko ściśnięty owoc, z którego po minutach uwalnia się stajnia, skóra, zwierzęcość... Po kwadransie całość subtelnieje. pojawia się większa nuta kredy. Kwasowość stanowczo na początku mniejsza, ale rośnie jakby w miarę ewolucji. Po godzinie osiąga ładną równowagę - i pokazuje się jako wino gotowe. Ma równowagę między nutą balsamiczną, która będzie coraz wyraźniejsza w starszych rocznikach, a nutą owocową i leciutką beczką.

Budzący kontrowersje rocznik 2001

Czwartym winem był nieco kontrowersyjny - jak się w czasie dyskusji okazało - rocznik 2001 (Cabernet Sauvignon: 51%, Merlot: 44%, Petit Verdot: 5%). Z początku aromat wydawał się łodygowy, ziemisty, zielony, kredowy. Ale w ciągu dwóch kwadransów przeszedł w nuty skórzano-stajenne, swoistej starości i elegancji. Ale co dziwne - wino z drugiej butelki okazało się mniej zielone, było pełniejsze, bardziej okrągłe. Tak samo jednak bardzo kwasowe. To wino było wyraźnie inne niż 2004, 2006 i 2007, a także 2000 - które podobało się sporej liczbie degustujących.



Co miało w sobie milenijne wino, poza brakiem petit verdot (Cabernet Sauvignon: 53%, Merlot: 47%)? Rocznik 2000 bardzo szybko przechodzi z lesistości do równowagi między owocem, a skórą, kakao, tytoniem i śliweczką. Smak był najpierw zdominowany przez taniny, ale po kwadransie stał się okrągły, leciutko balsamiczny, ale po godzinie już nieco prostolinijny, pozbawiający niespodzianki. To wino podobało się bardziej niż 2001! Tyle, że po dwóch godzinach było mniej interesujące niż każdy z innych roczników.


 
Puste już butle 1996, 2000 i 2001

Skok o kolejne cztery lata przenosi nas w jesień 1996 (Cabernet Sauvignon: 55%, Merlot: 40%, Cabernet Franc: 4%, Petit Verdot: 1%) to już jest zupełnie inne wino. Co za subtelność! Kolor - jasna czerwień, niemal róż z pomarańczą. Całość mętna. To w końcu stare wino, przecież 18-letnie, ale wciąż jeszcze krzepkie, choć nastąpiła ciekawa sublimacja - wino stało się leciutko wiśniowe, balsamiczne. Wciąż owocowe, ale przesiąknięte ziemią. W smaku czuć leśne nuty, ulotne, przechodzące w eter...

W kielichu ląduje Palmer 2006

Podczas obiadu mieliśmy jeszcze okazji spróbować rocznika 2008 oraz drugiej etykiety - Alter Ego 2006. Alter Ego - czyli druga etykieta winnicy (Cabernet Sauvignon: 53%, Merlot: 41%, Petit Verdot: 6%) - może mniej głęboki, mniej złożony, ale to też jest wino, które imponuje. Nieco powściągliwe, ale w smaku ładna, atramentowo-balsamiczne. Palmer 2008 (Merlot: 51%, Cabernet Sauvignon: 41%, Petit Verdot: 8%) miał strukturę przypominającą nieco 2006. Świetne, krągłe, majestatyczne!

Co bym zrobił, gdybym nie mógł zabrać na bezludną wyspę wszystkich tych świetnych win, a mógł zabrać... dwa? 1996 wziąłbym z sentymentu (i dla tej smakowej ulotności), a 2004 choćby dlatego, by sprawdzić, czy istotnie za kolejne 10 lat wino rozkwitnie!