Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Margaux. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Margaux. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 listopada 2023

Biel i czerwień z Gór czyli z wizytą w Katogi Averoff

Pod niebem Epiru smakujemy cudów Grecji i... Chateau Margaux


Górska droga jest tak stroma, że nawigacja traci orientację. Bo po krótkiej prostej zakręt, tunel, przesmyk, zakręt, prosta (30 metrów pod tą pierwszą). Słońce pali tak, że lepiej z klimatyzowanego auta nie wychodzić. Światło zero-jedynkowe. Albo razi, albo cień. No i po lewej stromy stok, po prawej przepaść. Ale spokojnie, od drzwi auta jakieś trzy metry - jeszcze miejscowy land rover by się zmieścił i skuterek. Wszystko w takim świetle, że jedziesz w bieli, a potem wpadasz w taki drop-out. I znów ciemność, cień. Spokojnie, to tylko sosnowy zagajnik. U stóp pył - zupełnie jak pod iglakami na wydmach w Gdyni Orłowie... Tylko my nie jesteśmy nad Bałtykiem, ale w Grecji, w Epirze - krainie na szczęście nietkniętej przez liczne stopy turystów. Nie ma niebieskich dachów i lazurowej tafli.

 
Niepozorne wejście

Żeby tu dojechać znad brzegu Morza Jońskiego, trzeba się umordować: pokonać niezliczone górskie tunele (jakieś trzydzieści), a jazda nimi przypomina te wszystkie mickiewiczowskie bajania o syrenach, świteziankach i innych majakach. Zielone światełka po prawej i czerwone po lewej. Mijasz je w rytmie pach-pach-pach-pach... hipnotyzują, usypiają, czarują. Jeśli kierujesz autem, musisz błagać towarzysza siedzącego na fotelu obok o rozmowę. Jeśli jesteście pasażerem/-rką - jedyna rada: obudźcie kierowcę! Jeśli jedziesz sam, to rób wszystko. Byle tylko nie spotkać Morfeusza.

I oto jesteśmy w Metsowie. Miasteczko liczące podobno niespełna 3 tys. mieszkańców. Domy z łupkowymi dachami, a w bok od nich przepaść. Ale widoki takie, że chciałoby się złapać skrzydła lotni i jeśli nie wznieść do słońca jak Ikar, to chociaż polecieć po wino. Do Katogi Averoff!

Winnicę, którą wielu winopisarzy określa jako jedną z najlepszych w północnej Grecji, odwiedziłem latem - w porze, kiedy najlepsze wydają się wina białe, lekkie, może różowe. Ale zapewniam - czerwone też są o tej porze roku imponujące.

Pod koniec lat 50. XX wieku Evangelos Averoff - lokalny patriota, arystokrata i polityk, kilkakrotny minister – zaopatrzenia (1949–1950), rolnictwa (1951), spraw zagranicznych (1956–1963) i obrony narodowej (1974–1981), zasadził pierwszą winorośl Cabernet Sauvignon w Grecji na zboczach góry Pindus. W swojej domowej piwnicy w Metsovo zabutelkował pierwszy rocznik - taki ma być legendarny początek win Katogi Averoff.

 
Stare okazy z charakterystyczną etykietą

Sama winnica działa od 1963 r. Była osiem razy powiększana - dziś Katogi Averoff poza Metsowem ma też ziemię na Peloponezie. Ale ja jestem tu, w i tak gorącej północy, stoję za imponującym barem w nowoczesnej piwnicy - i próbuję Traminera 2022. Nieco się dziwię, że nie zaczynam od sauvignon blanc, ale zagadka się po chwili wyjaśnia.

Białe wina Katogi Averoff

Alba di Munte Traminer 2022 okazuje się zadziwiająco lekkim winem, podlanym jakby lekką żywicą, o średniej strukturze. Jest tu ładna kwasowość, sprężysta, intensywna. Ale nic z przesadnego bogactwa aromatów. Dobre wino!


Rzut oka na piwnicę. Robi wrażenie - gdy pojawiają się tu klienci, włącza się światło i rusza spektakl. Beczki zaczynają słuchać niepokojącej muzyki jakby rodem z głębin oceanów. Projektor emituje nagranie pokazujące coś jakby fermentujące wino... W przeciwieństwie do słonecznego piekła na zewnątrz tu w piwnicy jest chłodno i ciemno. Jest klimat. Posłuchajcie sami:

Jak kolejne wino? Malvasia Aromatica 2022 z serii Lucky Squirrel jest lekko trawiaste i zielone, przyjemnie kwasowe o średnim finiszu - to jedno z tych win, z których zysk ze sprzedaży pomaga chronić miejscowe zwierzęta. Coś jak bociany w Tokaju. W przypadku Metsowa to właśnie wiewiórki. 

Inima Sauvignon Blanc 2022 - to jedno z tych win, w których próżno szukać "kociej kuwetki". Wino z dala od zielonej gamy. Dominują raczej aromaty gruszki i kwiatów, a nie trawy. Ale jest przyjemna lekkość i sprężystość. Wszystko w dużym kwasowym sosie.

Dry White Varietal Wine 2022 to kupaż trzech szczepów - roditis (50%), chardonnay (30%) i muscata (20%). To wino można kupić w wielu sklepach w turystycznych ośrodkach. Choć macie szansę kupić starszy rocznik. 2022 był świeży i ostry, a za to 2021 dostępny w wiejskim sklepie i tak zachwycał - krągłością spod znaku chardonnay, zielonością i wciąż wysoką kwasowością. 


Podstawowy róż z Xinomavro 2022 ma całkiem lekki kolor, w aromacie przeważa kwiatowość i lekkie wiśnie, może echo truskawek. Proud Squirrel Merlot 2022 jest już cięższe. Widać to po pierwsze po głębokim kolorze, a po drugie - czuć w ciężkiej, poważnej strukturze. 

Za to Inima Negoska Rose 2022 - choć ma za sobą 8 miesięcy francuskiej beczki - jest winem narysowanym bardzo precyzyjnie, subtelnie, cieniutką kreską. Bardzo przyjemny poziomkowy owoc, podbity przyjemną przyprawą. Beczka świetne zintegrowana - czuć ją może gdzieś w tle. Kwasowość bardzo wysoka, tanina także obecna. 


Czerwienie zaczynamy od "popowego" Dry Varietal 2020 - to także jedno z popularniejszych win w sklepach. W kupażu cabernet sauvignon (40%), merlot (30%), agiorgitiko (30%). Dojrzewało rok w beczce z amerykańskiego i francuskiego dębu. Ale beczka nie narzuca tu jakiejś francuskiej waniliowej peruki - wręcz przeciwnie. Całość jest nieco rustykalna, kwasowa, świeża. Jest pewna pieprzność i lekka zamszowa skóra. 


Black Squirrel Xinomavro Merlot 2018 - tu xinomavro z merlotem. W nosie skóra i wiśnia, nieco śliwki wędzonej. Ale całość lekka, nieprzeładowana owocem, podbita piękną kwasowością. Tanina średnia, przyjemna. 


Inima Xinomavro 2018 - na początku jest gładkość i miękkość, wręcz pluszowość w aromacie. Ale to pozory. Potem piękny owoc w zetknięciu z naszym językiem pokazuje inne oblicze - wina na dzikiego, szorstkiego, z ostrą, grubą garbnikowością. Całość świetna i nieco pokręcona (w pozytywnym sensie) - jest mech, leśna ściółka, ale i grzyby, nutka umami, może troszkę boczku. Wino bardzo dobre, apetyczne, dostojne.

Inima Negoska 2018 - tu już nieco inne nuty: bardziej stara biblioteka, pełna skórzanych mebli i oprawionych w skórę książek. Jest też czarna porzeczka i jeżyna. Ale jest zarazem lekkie, choć ma chyba najbardziej szorstką i "zgrubną" taninę ze wszystkich win Katogi Averoff.


Rossiu di Munte Vlachiko 2020 - Tu wychodzimy jakby z piwnicy - i wstępujemy w krainę górskiej lekkości. Rossiu di Munte znaczy w miejscowym dialekcie "czerwień gór". To czerwień niezwykła - jest w niej zwiewność, żywa, aromat to jakby z krzaka zjadane maliny i truskawki. Moi gospodarze zapewniają mnie, że ten szczep występuje tylko w Metsowie - ma lekkie ciało - podobne do sangiovese. Fermentuje miesiąc, a potem dojrzewa 11 miesięcy w 300-litrowych beczkach. Tylko 2,5 tys. butelek. Wszystkie o elegancko zawoskowanych na czerwono korkach.


Drugim okazem Rossiu di Munte jest Pinot Noir 2019 - o jakże lekkim ciele, ulotnym, wielkiej kwasowości, na której opiera się cały szkielet tego wina, którego powstało tylko 1200 flaszek. Tanina średnio zeszlifowana - wciąż elegancka, z przyjemnością poczeka jeszcze kilka lat. 


Flogero Merlot 2021 to okaz sprzedawany tylko w winiarni na miejscu. Rok w nowych francuskich beczkach. Czuć, że to młode jeszcze, dzikie, napięte jak łuk gotowy do strzału. Jest wysoki kwas, jest piękna tanina - u progu integracji, która już pokazuje wspaniały wstęp. 

I top of the top. Czyli największa duma Katogi Averoff. Rossiu di Munte Yiniets 2017. Z gron cabernet sauvignon. Pierwsze sadzonki były podarunkiem Chateau Margaux dla ministra Evangelos Averoffa. Zostały posadzone na jednej parceli w latach 1958-1959. Grona macerowane na skórkach 20 dni z 3- lub 4-krotnym (dziennie) battonage. Potem też battonage, ale już rzadszy - trzy razy w tygodniu przez dwa miesiące. I 21-miesięczny odpoczynek w dużych dębowych beczkach. Doskonała integracja, dominacja czarnych jagód, jeżyn, świeżo palona kawa. Po chwili leśna ściółka, ostróżyny z ołówka... Gładziutka bordoska drobna tanina i wspaniała koncentracja. Potwornie długie w finiszu wino. Potwornie dobre. 


Wyjście z piwnicy to powitanie ze światłem i upałem. A było już tak dobrze. Jeszcze jazda przez miasteczko jak po grani świata. Nad głową lazur absolutu. Ale ja wciąż czuję na podniebieniu absolut Rossiu di Munte rodem z Chateau Margaux...

  

 Zabudowania winiarni i hotel

Wina degustowałem dzięki uprzejmości Katogi Averoff. Dojazd własny, ale jakże emocjonujący ;)

poniedziałek, 3 listopada 2014

Chateau Palmer u Mielżyńskiego

Podróż w głąb magii ewolucji
 
Robert Mielżyński i 12 butelek Chateau Palmer

Zeszły tydzień zamknął się niezwykłym wydarzeniem - wspaniałą podróżą po kilku rocznikach bordoskiej sławy - Chateau Palmer. Palmer to winnica z trzeciego kręgu Grand Cru Classes pierwszej historycznej klasyfikacji 1855 r. Ale jej wina osiągają ceny zawrotne - czasem wyższe niż wiele win z winnic uznawanych za "bardziej renomowane".

Miałem niezwykłą przyjemność gościć na pionowej degustacji kilku roczników Palmera u pana Roberta Mielżyńskiego, który w swojej ofercie ma poza pierwszą, sztandarową etykietą (rocznik 2008 za nieco ponad 1500 zł), także drugą - Alter Ego (rok 2008 za 545 zł). I była to podróż niezwykła. Bo ukazująca piękno ewolucji wina ukrytego za takimi samymi etykietami, które różnią się tylko cyferkami roczników.

Palmer - od lewej roczniki 2007, 2006, 2004, 2001, 2000 i 1996

O tym, skąd wzięła się nazwa Chateau Palmer, napisał już bardzo ciekawie na swoim blogu Wine Mike, a o winach opowiadał podczas degustacji - i słuchał gości - dyrektor ds. eksportu Christopher Myers. Ja skupiłem się na podróży po smakach i aromatach. 

2007 - Pierwsze w kieliszku

Pierwszym z nalanych win był rocznik 2007 (49% merlot, 44% cabernet sauvignon i 7% petit verdot). W pierwszym wrażeniu - od razu po nalaniu - aromaty zdominowała czarna porzeczka, z leciutką nutą lukrecji i cedru. W smaku miękkie i delikatne, rozlewające się po języku z pewną dozą tłustości. Potem można było z podziwem obserwować ewolucję - choć mniejszą niż w przypadku innych roczników. Wino długo pozostawało zamknięte - przechodząc przez czekoladę, bombonierę, po orzechy, migdały i... medokańskie "bandaże". W smaku tłustość pozostawała nawet po godzinie. Za 10 lat to pewnie będzie wspaniałość!

2006 - gładsze w smaku

O rok starsze wino - 2006 (Cabernet Sauvignon: 56%, Merlot: 44%) wydało się bardziej pikantne, nieco mocarniejsze, na początku ziemiste (to zostanie w smaku, w finiszu), ale po 15 minutach dochodzi do głosu ciemna czekolada. A potem mięta i szpitalność. Jak przy sterylizacji narzędzi z chirurgicznej stali... W smaku jest gładsze, mniej kwasowe niż 2007, po godzinie dochodzi do głosu piękna ziemistość. I potężna kwasowość.

Ostatnia chwila przed degustacją: Marcin Jagodziński i Marta Wrześniewska z Winicjatywy, Robert Mielżyński
i Christopher Myers z Chateau Palmer

Dwa lata starszy rocznik 2004 (Merlot: 47%, Cabernet Sauvignon: 46%, Petit Verdot: 7%) to na początku lekko ściśnięty owoc, z którego po minutach uwalnia się stajnia, skóra, zwierzęcość... Po kwadransie całość subtelnieje. pojawia się większa nuta kredy. Kwasowość stanowczo na początku mniejsza, ale rośnie jakby w miarę ewolucji. Po godzinie osiąga ładną równowagę - i pokazuje się jako wino gotowe. Ma równowagę między nutą balsamiczną, która będzie coraz wyraźniejsza w starszych rocznikach, a nutą owocową i leciutką beczką.

Budzący kontrowersje rocznik 2001

Czwartym winem był nieco kontrowersyjny - jak się w czasie dyskusji okazało - rocznik 2001 (Cabernet Sauvignon: 51%, Merlot: 44%, Petit Verdot: 5%). Z początku aromat wydawał się łodygowy, ziemisty, zielony, kredowy. Ale w ciągu dwóch kwadransów przeszedł w nuty skórzano-stajenne, swoistej starości i elegancji. Ale co dziwne - wino z drugiej butelki okazało się mniej zielone, było pełniejsze, bardziej okrągłe. Tak samo jednak bardzo kwasowe. To wino było wyraźnie inne niż 2004, 2006 i 2007, a także 2000 - które podobało się sporej liczbie degustujących.



Co miało w sobie milenijne wino, poza brakiem petit verdot (Cabernet Sauvignon: 53%, Merlot: 47%)? Rocznik 2000 bardzo szybko przechodzi z lesistości do równowagi między owocem, a skórą, kakao, tytoniem i śliweczką. Smak był najpierw zdominowany przez taniny, ale po kwadransie stał się okrągły, leciutko balsamiczny, ale po godzinie już nieco prostolinijny, pozbawiający niespodzianki. To wino podobało się bardziej niż 2001! Tyle, że po dwóch godzinach było mniej interesujące niż każdy z innych roczników.


 
Puste już butle 1996, 2000 i 2001

Skok o kolejne cztery lata przenosi nas w jesień 1996 (Cabernet Sauvignon: 55%, Merlot: 40%, Cabernet Franc: 4%, Petit Verdot: 1%) to już jest zupełnie inne wino. Co za subtelność! Kolor - jasna czerwień, niemal róż z pomarańczą. Całość mętna. To w końcu stare wino, przecież 18-letnie, ale wciąż jeszcze krzepkie, choć nastąpiła ciekawa sublimacja - wino stało się leciutko wiśniowe, balsamiczne. Wciąż owocowe, ale przesiąknięte ziemią. W smaku czuć leśne nuty, ulotne, przechodzące w eter...

W kielichu ląduje Palmer 2006

Podczas obiadu mieliśmy jeszcze okazji spróbować rocznika 2008 oraz drugiej etykiety - Alter Ego 2006. Alter Ego - czyli druga etykieta winnicy (Cabernet Sauvignon: 53%, Merlot: 41%, Petit Verdot: 6%) - może mniej głęboki, mniej złożony, ale to też jest wino, które imponuje. Nieco powściągliwe, ale w smaku ładna, atramentowo-balsamiczne. Palmer 2008 (Merlot: 51%, Cabernet Sauvignon: 41%, Petit Verdot: 8%) miał strukturę przypominającą nieco 2006. Świetne, krągłe, majestatyczne!

Co bym zrobił, gdybym nie mógł zabrać na bezludną wyspę wszystkich tych świetnych win, a mógł zabrać... dwa? 1996 wziąłbym z sentymentu (i dla tej smakowej ulotności), a 2004 choćby dlatego, by sprawdzić, czy istotnie za kolejne 10 lat wino rozkwitnie!

czwartek, 4 lipca 2013

Grands Crus de Bordeaux w Warszawie

Rocznik 2010 świetny, ale będą lepsze!
I pewnie droższe, bien sur...

Goście zaraz będą...

- 2009 i 2010 to wielkie roczniki naszych win, wybitne, porównywalne z rocznikami 1959 i 1961. Idziemy w stronę pełnej naturalności wina, w stronę wierności ziemi, a nie w stronę techniki wykształconej przez człowieka. To trudna droga, wymagająca wielkiej inteligencji. Ale wierzę, że następne roczniki będą jeszcze lepsze. To zasługa naszych winiarzy, którzy się rozwijają, a dla tego, kto się nie rozwija, nie ma wśród nas miejsca - zapowiada Olivier Bernard, prezes związku Grands Crus de Bordeaux, który otworzył w Arkadach Kubickiego u podnóży Zamku Królewskiego w Warszawie wielką degustację Grands Crus rocznik 2010.
Olivier Bernard, prezes związku Grands Crus de Bordeaux i Michel Oldenburg z UBIFRANCE
Co to Grands Crus? Każdy amator win słyszał nazwy Pomerol, Margaux, Pauillac, Saint-Émilion - to tylko niektóre z okręgów i apelacji Bordeaux, z których pochodzą sławne wina. Te z niektórych posiadłości, które wchodzą do związku Grands Crus de Bordeaux, są przy okazji potwornie drogie. Cena 100 euro za butelkę w sklepie nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale zdarzają się i droższe.
Cenę kształtują tzw. negocjanci - pośrednicy, którym winiarze sprzedają swoją produkcję. - Moje wino na półce w sklepie kosztuje sto euro za butelkę, a ja sprzedaję negocjantowi za 34 euro - mówi przedstawiciel Château la Lagune (Haut-Médoc). Zapytany, czy dobrze być pośrednikiem, tylko się uśmiecha. Wino świetne, okrągłe i łagodne. Mieszanka cabernet sauvignon (60 proc.), merlot (30 proc.) i petit verdot (10 proc.). Pycha - szczególnie na tle niektórych niedojrzałych, bardzo tanicznych, kwaśnych win z Pessac-Léognan, które będą pewnie pyszne za 4-5 lat.

Papierek lakmusowy "ziemistego" rocznika - Château Giscours

Tylko czy im droższe, tym lepsze? Niekoniecznie. Spróbowałem ok. 50 win z rocznika 2010. Według prezesa Oliviera Bernarda to rocznik "wina ziemistego, księżycowego, raczej zimnego, męskiego". Pięknie brzmi i marketingowo, ale istotnie w niektórych przypadkach tę ziemistość istotnie dało się czasem wyczuć. Takie było np. Château Giscours. Mocno ziemiste już w aromacie, w smaku zaokrąglone i… wzorowe.

Przyznam się, że wiele win smakowało mi - nie nowość żadna - podobnie. Nic w sumie dziwnego, jeśli zważyć na słowa prezesa, że wszyscy producenci wkładają serce w pracę, a ziemia - na której żyją jako bliscy sąsiedzi - wkłada swój pierwiastek w wino. Zadziwiające jednak jest to, jak niewiele smakowo dzieli wina za 80 zł od tych win, których butelkę trzeba kupić w sklepie za sześciokrotnie wyższą cenę. No, ale to potęga marketingu.


Château Pape Clément - piękno białego ciała!

Z win białych wytrawnych zachwyciły mnie szczególnie Château Pape Clément i Château Larrivet Haut-Brion. Pierwsze (51 proc. sauvignon blanc, 33 proc. semillon,  13 proc. sauvignon gris i 3 proc. muscadelle) za apetyczny dojrzały ananas w aromacie i piękne ciało. Mocno kwasowe w finiszu, zachwycające doskonałością. Cena? ok. 160 dolarów za butelkę. Larrivet Haut-Brion Blanc (czterokrotnie tańszy według wine-searcher.com) jest jeszcze bardziej kwasowy z przyjemnie długaśnym finiszem.

Château Malartic-Lagraviere jeszcze czeka na swoją chwilę

Przy nich Château Malartic-Lagraviere (80 dolarów) jest bardziej wytrawny, jeszcze bardziej kwasowy - ale testowanie tego wina teraz to trochę jak jazda porsche tylko na pierwszym biegu. Czuć moc, ale wino jeszcze zbyt młode! Podobnie jest w przypadku Château de Chantegrive oraz Domaine de Chevalier.
A czerwone? Żal, że nie można było spróbować najsłynniejszych - Château Mouton Rothschild, Château Cheval Blanc, ale było za to mnóstwo innych smakowych wspaniałości. Od niedojrzałych jeszcze, strasznie ściągających usta win, w których zielone szypułki tak dominowały, że wydawało się, że można je z ust wyjąć.

Château Canon - jeszcze mocno niedojrzałe. Cena? Bagatela na Zachodzie 160 dolarów za butlę

Tak smakowało mi m.in. Château de Chantegrive, Domaine de Chevalier, Château Canon (160 dolarów za butlę - bardzo taniczne, dykretne w aromacie), czy Château Desmirail (ok. 35 euro we francuskich sklepach).

Château Brane-Cantenac z Margaux - co za głęboki kolor, a i smak też!

W stanach średnich znalazłem Château Brane-Cantenac z Margaux - o przepięknie ciemnym kolorze, z aromatami śliwek i czarnej porzeczki, Château La Tour de By (ok. 18 euro we Francji na sklepowej półce) czy nieco lepszy Château de Camensac (30 dolarów za butlę) o zachwycającym mocnym aromacie czerwonych owoców, ale o smaku jeszcze młodym, choć agresywnych tanin już mało. Eleganckie jest już Château La Tour Figeac, spójne, ale nie zachwyca szczególnie.


Château La Couspade - kredowe, z okrzesanymi taninami

Ziemistość - o której wspomniał prezes Olivier Bernard - reprezentują wybitnie dwa wina z Saint-Emilion: Château Franc Mayne i Château La Couspade. Obydwa nieco kredowe, z okrzesanymi taninami, które czujemy gdzieś daleko w głębi, w finiszu. Ziemiste o niezwykle pysznym smaku jest Château la Cabanne (Pomerol).

Château la Cabanne - ziemiste, ale pycha!

A te bardzo dobre wina - niekoniecznie te, za które trzeba dać się pokroić? Były i takie - pysznym i wyjątkowym winem jest Château la Louviere, z aromatem kawy, czekolady. W smaku już gotowe, już dojrzałe. A to - jak tłumaczy Florence Ducross - zasługa bardzo późnych zbiorów w jednej z części winnicy. Stąd i aromat i smak wyjątkowe.
Florence Ducross z Château la Louviere
Dobrze smakuje także Château Larrivet Haut Brion oraz Château Malartic-Lagraviere, który już za dwa lata ma być pięknie dojrzały. Mocą razi Château Smith Haut Lafitte - wprawdzie pierwszy aromat to uderzenie mocnego alkoholu (14,5 proc.), ale już w smaku jest pyszne, lekko taniczne, o średnim finiszu, zachwyca elegancją.


Château Smith Haut Lafitte - jest i moc, i elegancja

Bardzo dobre wydają się być takie "krainy łagodności" z Pomerola, jak Château Clinet, Château Gazin (nieco miętowy) i Château Maucailou - solidne, lekko taniczne, ale krągłe.
Château Gazin z miętowym nieco aromatem
Za jaką czerwień dać się pokroić? Mojemu podniebieniu najlepsze wydały się wina z Haut-Medoc, Medoc, Margaux, jedno z Pauillac i jedno z Saint-Estephe. Château de Pez - to jest siódemka winiacza (ok. 50 dolarów). Świetne, głębokie, nieco śliwkowe.

Château de Pez - 7 punktów w skali Winiacza!

W granicach tej samej ceny jest elegancki Paulliac Château Haut-Bages Liberal. Niestety, na degustacji niezdekantowany, z osadem. Ale co tam… Świetny, pyszne, głębokie wino - dałbym między 6 a 7 punktami Winiacza!


Château Beychevelle - drakkar wiedzie w krainę świetności

Tej samej klasy jest Château Beychevelle (ok. 100 dolarów za butelkę), okrągłe, mocne, świetne, jeszcze młode, ale już pokazujące mięsistość. Château Prieure-Lichine jest ociupinkę słabsze, ale i tak dostałoby szóstkę.

Château Kirwan - po prostu klasa. Zachwycające wino!

Jeszcze ostatni cios przyjąłbym w obronie Château Kirwan - po prostu klasa! Krągły aromat i smak, świeże i dębowe zarazem, wyważone. Zachwyt. Nie wszyscy zachwyt tym winem podzielają (Wojciech Bońkowski z Winicjatywy nie podziela), ale cóż: de gustibus... Dostępne w Polsce, ale problem w tym, że straszliwie drogie! U Roberta Mielżyńskiego za 346 zł.

Średniak z Sauternes - Château de Fargues

Co do słodziaków z Sauternes - deseru degustacji - można powiedzieć krótko: wspaniałości z jednym średniakiem: Château de Fargues. Dałbym tak 4 winiaczowe punkty, bo owszem, oaza słodyczy, ale w smaku syropowate, nic nadzwyczajnego.
Château Guiraud z ciekawą nutką kwiatową

O niebo lepsze były Château de Rayne Vigneau (kwiatowe, pełne ciężkiej słodyczy) i Château Doisy Daëne (bardziej kwasowe, gęste aż od słodyczy). Ciekawą nutkę miało Château Guiraud (niestety 309 zł za butlę w VinoTrio). Więcej sauvignon blanc dało posmak czegoś kwiatowego wśród ananasów.
Ale perełką wśród rodzynków jest niewątpliwie Château la Tour Blanche. O najświetniejszym aromacie wśród wszystkich zmakowanych sauternes, rodzynkowy, z kwasowością tak wyważoną i miękką jak zawieszenie francuskich prezydenckich citroenów.
Czy taka impreza w Polsce ma sens? Skoro wina w cenach straszliwych, z reguły  niedostępne - a jeśli już, to z wyjątkowym przebiciem? Różnie można to odbierać. Ja jestem za. Chwała i brawa dla UBIFRANCE za świetną organizację i doskonałe warunki degustacji (choć czasu było o godzinkę lub pół za mało). Czekam ze zniecierpliwieniem na przyszły rok - bo warto czasem posiorbać ideału.

Sam prezes wie, że warto posiorbać :)