Rocznik 2010 świetny, ale będą lepsze!
I pewnie droższe, bien sur...
Goście zaraz będą...
- 2009 i 2010 to wielkie roczniki naszych win, wybitne, porównywalne z
rocznikami 1959 i 1961. Idziemy w stronę pełnej naturalności wina, w stronę
wierności ziemi, a nie w stronę techniki wykształconej przez człowieka. To
trudna droga, wymagająca wielkiej inteligencji. Ale wierzę, że następne
roczniki będą jeszcze lepsze. To zasługa naszych winiarzy, którzy się rozwijają,
a dla tego, kto się nie rozwija, nie ma wśród nas miejsca - zapowiada Olivier Bernard,
prezes związku Grands Crus de Bordeaux, który otworzył w Arkadach Kubickiego u
podnóży Zamku Królewskiego w Warszawie wielką degustację Grands Crus rocznik
2010.
Co to Grands Crus? Każdy amator win słyszał nazwy Pomerol, Margaux, Pauillac,
Saint-Émilion - to tylko
niektóre z okręgów i apelacji Bordeaux, z których pochodzą sławne wina. Te z niektórych
posiadłości, które wchodzą do związku Grands Crus de Bordeaux, są przy okazji potwornie
drogie. Cena 100 euro za butelkę w sklepie nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale
zdarzają się i droższe.
Cenę kształtują
tzw. negocjanci - pośrednicy, którym winiarze sprzedają swoją produkcję. - Moje
wino na półce w sklepie kosztuje sto euro za butelkę, a ja sprzedaję negocjantowi
za 34 euro - mówi przedstawiciel Château la Lagune (Haut-Médoc). Zapytany, czy
dobrze być pośrednikiem, tylko się uśmiecha. Wino świetne, okrągłe i łagodne. Mieszanka
cabernet sauvignon (60 proc.), merlot (30 proc.) i petit verdot (10 proc.). Pycha
- szczególnie na tle niektórych niedojrzałych, bardzo tanicznych, kwaśnych win
z Pessac-Léognan, które będą pewnie pyszne za 4-5 lat.
Papierek lakmusowy "ziemistego" rocznika - Château Giscours
Tylko czy im droższe, tym lepsze? Niekoniecznie. Spróbowałem ok. 50 win z rocznika 2010. Według prezesa Oliviera Bernarda to rocznik "wina ziemistego, księżycowego, raczej zimnego, męskiego". Pięknie brzmi i marketingowo, ale istotnie w niektórych przypadkach tę ziemistość istotnie dało się czasem wyczuć. Takie było np. Château Giscours. Mocno ziemiste już w aromacie, w smaku zaokrąglone i… wzorowe.
Przyznam
się, że wiele win smakowało mi - nie nowość żadna - podobnie. Nic w sumie dziwnego,
jeśli zważyć na słowa prezesa, że wszyscy producenci wkładają serce w pracę, a
ziemia - na której żyją jako bliscy sąsiedzi - wkłada swój pierwiastek w wino. Zadziwiające
jednak jest to, jak niewiele smakowo dzieli wina za 80 zł od tych win, których
butelkę trzeba kupić w sklepie za sześciokrotnie wyższą cenę. No, ale to potęga
marketingu.
Château Pape Clément - piękno białego ciała!
Z win białych wytrawnych zachwyciły mnie szczególnie Château Pape Clément i Château Larrivet Haut-Brion. Pierwsze (51 proc. sauvignon blanc, 33 proc. semillon, 13 proc. sauvignon gris i 3 proc. muscadelle) za apetyczny dojrzały ananas w aromacie i piękne ciało. Mocno kwasowe w finiszu, zachwycające doskonałością. Cena? ok. 160 dolarów za butelkę. Larrivet Haut-Brion Blanc (czterokrotnie tańszy według wine-searcher.com) jest jeszcze bardziej kwasowy z przyjemnie długaśnym finiszem.
Przy nich
Château Malartic-Lagraviere (80 dolarów) jest bardziej wytrawny, jeszcze
bardziej kwasowy - ale testowanie tego wina teraz to trochę jak jazda porsche tylko
na pierwszym biegu. Czuć moc, ale wino jeszcze zbyt młode! Podobnie jest w przypadku
Château de Chantegrive oraz Domaine de Chevalier.
A czerwone? Żal,
że nie można było spróbować najsłynniejszych - Château Mouton Rothschild, Château
Cheval Blanc, ale było za to mnóstwo innych smakowych wspaniałości. Od
niedojrzałych jeszcze, strasznie ściągających usta win, w których zielone
szypułki tak dominowały, że wydawało się, że można je z ust wyjąć.
Château Canon - jeszcze mocno niedojrzałe. Cena? Bagatela na Zachodzie 160 dolarów za butlę
Tak smakowało mi m.in. Château de Chantegrive, Domaine de Chevalier, Château Canon (160 dolarów za butlę - bardzo taniczne, dykretne w aromacie), czy Château Desmirail (ok. 35 euro we francuskich sklepach).
Château Brane-Cantenac z Margaux - co za głęboki kolor, a i smak też!
W stanach
średnich znalazłem Château Brane-Cantenac z Margaux - o przepięknie ciemnym kolorze,
z aromatami śliwek i czarnej porzeczki, Château La Tour de By (ok. 18 euro we
Francji na sklepowej półce) czy nieco lepszy Château de Camensac (30 dolarów za
butlę) o zachwycającym mocnym aromacie czerwonych owoców, ale o smaku jeszcze
młodym, choć agresywnych tanin już mało. Eleganckie jest już Château La Tour
Figeac, spójne, ale nie zachwyca szczególnie.
Château La Couspade - kredowe, z okrzesanymi taninami
Ziemistość - o której wspomniał prezes Olivier Bernard - reprezentują wybitnie dwa wina z Saint-Emilion: Château Franc Mayne i Château La Couspade. Obydwa nieco kredowe, z okrzesanymi taninami, które czujemy gdzieś daleko w głębi, w finiszu. Ziemiste o niezwykle pysznym smaku jest Château la Cabanne (Pomerol).
A te bardzo dobre
wina - niekoniecznie te, za które trzeba dać się pokroić? Były i takie - pysznym
i wyjątkowym winem jest Château la Louviere, z aromatem kawy, czekolady. W
smaku już gotowe, już dojrzałe. A to - jak tłumaczy Florence Ducross - zasługa bardzo
późnych zbiorów w jednej z części winnicy. Stąd i aromat i smak wyjątkowe.
Florence Ducross z Château la Louviere
Dobrze smakuje także Château Larrivet Haut Brion oraz Château Malartic-Lagraviere,
który już za dwa lata ma być pięknie dojrzały. Mocą razi
Château Smith Haut Lafitte - wprawdzie pierwszy aromat to uderzenie mocnego
alkoholu (14,5 proc.), ale już w smaku jest pyszne, lekko taniczne, o średnim
finiszu, zachwyca elegancją.
Château Smith Haut Lafitte - jest i moc, i elegancja
Bardzo dobre
wydają się być takie "krainy łagodności" z Pomerola, jak Château Clinet,
Château Gazin (nieco miętowy) i Château Maucailou - solidne, lekko taniczne,
ale krągłe.
Château Gazin z miętowym nieco aromatem
Za jaką
czerwień dać się pokroić? Mojemu podniebieniu najlepsze wydały się wina z
Haut-Medoc, Medoc, Margaux, jedno z Pauillac i jedno z Saint-Estephe. Château de Pez - to jest siódemka winiacza (ok. 50 dolarów). Świetne, głębokie, nieco śliwkowe.
Château de Pez - 7 punktów w skali Winiacza!
W granicach tej samej ceny jest elegancki Paulliac Château Haut-Bages Liberal.
Niestety, na degustacji niezdekantowany, z osadem. Ale co tam… Świetny, pyszne,
głębokie wino - dałbym między 6 a 7 punktami Winiacza!
Château Beychevelle - drakkar wiedzie w krainę świetności
Tej samej klasy jest Château Beychevelle (ok. 100 dolarów za butelkę), okrągłe, mocne, świetne, jeszcze młode, ale już pokazujące mięsistość. Château Prieure-Lichine jest ociupinkę słabsze, ale i tak dostałoby szóstkę.
Jeszcze ostatni cios przyjąłbym w obronie Château Kirwan - po prostu klasa! Krągły aromat i smak, świeże i dębowe zarazem, wyważone. Zachwyt. Nie wszyscy zachwyt tym winem podzielają (Wojciech Bońkowski z Winicjatywy nie podziela), ale cóż: de gustibus... Dostępne w Polsce, ale problem w tym, że straszliwie drogie! U Roberta Mielżyńskiego za 346 zł.
Sam prezes wie, że warto posiorbać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz