Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #winoblogi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #winoblogi. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Francuz na sierpniowy wieczór - 6 pkt.

Chablis Château de Viviers
Loupe-Cholet 2012

Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Prezent dostała ongiś żona (ktoś kupił w dobrewina.pl)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!

Robi się pod wieczór taka pora, w której słońce chowa się gdzieś daleko za Powązkami, albo jeszcze dalej i choć zostaje skwar, to nie jest już tak dojmujący i dobrze schłodzonego wina nie nagrzewa w ułamku sekundy.

Czas więc wyciągnąć jeden z zimowych jeszcze "skarbów", otrzymanych niegdyś przez żonę - Chablis Château de Viviers Loupe-Cholet 2012. Ostryg nie ma, ośmiornicy też, ale co tam! Jest za to obietnica tego wszystkiego w pierwszym uderzeniu aromatu znad kieliszka.

Zapach pełny, mocny, unoszący się na dobry cal albo i półtora nad cembrowiną szkła. Jest w nim pewna grzybowość, mineralność i pewna dawka ziołowości, takiej zielonej, soczystej. Trochę jak woda z leśnego biwaku nad Symsarną, w której unoszą się mikroskopijne kawałeczki drzewnej kory.

W kielichu złoto, a smaku pełnia i ładna struktura, średnia, niezbyt cienka. Całość świetna nawet wówczas, gdy się nieco ogrzeje. Pasowałoby do owoców morza, ostryg, przegrzebków, ech... Ale w tak gorący dzień świetne jest nawet solo. W sierpniu do ideału ma już ciut, ciut!!


Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

środa, 4 czerwca 2014

Langwedocja i Roussillon "Na Czerwono"

W czerwieni jest do twarzy i do smaku!

Red. Marta Wrześniewska z Winicjatywy i czerwone (w większości) wina

Najwyższy czas wrócić do jednej z najbardziej ekscytujących wiosennych degustacji w Warszawie - Langwedocji i Roussillon, zorganizowanej przez Winicjatywę jeszcze w kwietniu. O winach białych już pisałem, teraz czas na kilka refleksji o czerwonych.

Do hotelu Mamaison Le Regina powrócili jak przed rokiem (o czym wówczas także miałem przyjemność poczynić wpis na Winiaczu) winiarze, którzy klasy udowadniać nie muszą, ale byli także i nowi, w większości nie mający jeszcze importerów w Polsce. 



Wśród nich Domaine Saint Hilaire z m.in. przyjemnymi Advocat 2011 (100 proc. syrah - 3,50 euro we Francji) i Silk 2010 (70 proc. cabernet sauvignon i 30 proc. merlot). Pierwsze bardzo ciemne, delikatne, ze świetną kwasowością, choć w finiszu wyczuwalne nuty czekoladowe; a drugie młode jeszcze, typu bordoskiego, choć już świetne i w aromacie czarno-porzeczkowe, to jeszcze trawiaste w tle, zielonkawe. Silk 2010 (syrah i grenache) jest nie tylko intensywnie porzeczkowe w "nosie", ale także ujawnia pierwiastki chlebowe, w smaku jest pieprzne, ma lekko kakaowy posmak.

Nostalgia od Domaine Bassac

Beczkowego, świetnego Manpot (produkowanego w niemal unikalnej ilości 6,5 tys. butelek rocznie) miałem okazję próbować w zeszłym roku. Wówczas był to rocznik 2010. W tym roku Louis-Adrien Delhon przywiózł rocznik 2011. Zero lipnej wody, mistrzowsko grający nutami czarnych owoców. Zasługa pewnie merlot, który na terroir Bassac (szuka importera) wychodzi nie jako "wątłusz", tylko mocarz! Nostalgia 2012 (7,5 tys. butelek) nie jest nostalgiczna, tylko pokazuje obcas i przytup. Mocny ekstrakt, ze stalowej kadzi, ale jest troszkę skór i tytoniu W smaku piękne taniny!

Louis-Adrien Delhon i Manpot 2011

Nicolas Mollard z Domaine Le Clos du Serres (importer DeliWina) przywiózł kilka czerwonych okazów. Tańsze - Le Clos 2012 i Les Maros 2012 wydały mi się nieco zbyt subtelne (Le Clos ma ciekawe benzynowo-naftowe nuty i pierwiastek truskawek), ale imponowały bardzo La Blaca 2012 (syrah, grenache i old carignan) oraz wspaniały Humeur Vagabonde 2012 (ten ostatni to butikowa produkcja rzędu 3 tys. butelek rocznie).

Nicolas Mollard z Domaine Le Clos du Serres i Humeur Vagabonde

Humeur to świetne wino! 70 proc. gron to carignan ze stuletnich krzewów. Jest esencją czarnych i czerwonych owoców, doprawionych lukrecją i pieprzem, w smaku pięknie taniczne, takim maciupeńkimi drobinkami, o wdzięcznej kwasowości. Można sobie wyobrazić, jak będzie smakowało za jakieś 4 lata...

Larmanela Pic Saint Loup 2011 z Bergerie du Capucin - wyśmienite!

Także piękna okazała się Larmanela Pic Saint Loup 2011 z Bergerie du Capucin (importer poszukiwany). 90 proc. syrah i 10 proc. carignan. Wydajność tylko 25 hl z hektara (5 tys. butelek rocznie) skutkuje świetnym koncentratem, winem o aromacie czekolady, czarnej porzeczki, kwaskowym, wyśmienitym!

Magdalena Bogucka-Jolie i wspaniałe Rouge 2006

Eksplozję także cudownej porzeczki poczułem w Rouge 2006 Virgile Jolie (importer poszukiwany). Tu obecna ociupinka żelazistości, ale reszta smakowita jak porzeczka paluchem ściągnęta z patelni babci przygotowującej konfitury) i w Minervois La Liviniere 2010 z Domaines La Rouviole (DeliWina) - tu w aromacie owocowość i skórka od chleba, a w smaku lekka kwasowość, jeszcze pełnia ekstraktu i pieprzność. Rocznik 2009 to wino subtelniejsze, szczuplejsze, o wielkich taninach i sporym ładunku kwasowości. - Po prostu 2009 był rokiem bardziej suchym, tak wyszło - kwituje Frank Leonor.


Minervois La Liviniere 2009 i 2010 z Domaines La Rouviole

Odmienną filozofię wina - z dala od konfitur - pokazał John Bojanowski z Le Clos du Gravillas (DeliWina). W jego Lo Vielh Carignan 2011 czuć świeże owoce, ale i nutki lasu, grzybów, pewną lekkość. Całość jest pięknie zestrojona - są i piękne drobniusieńkie taniny, i niewielki - acz wyrazisty - kwas, i pieprzność.

La Chapelle 2008 z Saint Jacques d'Albas

Graham Nutter z Saint Jacques d'Albas (szuka importera) grona do wina La Chapelle zbiera z parceli leżących tuż koło 1000-letniego kościółka romańskiego, który stoi na jego ziemi. Wyjątkowo owocowy smak (mimo 18 mies. beczki) wino pewnie zawdzięcza temu, że wokół kościółka rozpościerało się cmentarzysko Wizygotów! Czuć ziemię w smaku i wyważoną kwasowość. Rocznik 2003 jest oczywiście jeszcze mocniejszy - pełen ekstraktu i to takiego, który pierwszym dotykiem sprawia wrażenie czekoladowego dotyku (cukru tylko 1,5 g/l).

Larmes de Fées 2007 od Laurent Miquel

Szczyt beczkowości - choć moim zdaniem jeszcze przyjemnie akceptowalny - miały "łzy wróżek" - Larmes de Fées 2007 od Laurent Miquel (importer DeliWina). W nosie już nie owoc, ale kakao, czekolada, razowy chleb, ale w smaku nie dżem czy ulepek, ale te nieco zagubione owoce i piękne taniny. 

John Bojanowski i jego Lo Vielh Carignan 2011

Odmienne także - ale nie mniej mi smakowało - okazało się młode dość wino Le Ciel Vide 2011 z Domaine Treloar (DeliWina). W nos buchnęły z kielicha pierniki, jeżyny, czekolada. Język zaś i podniebienie zasmakowały w eleganckich garbnikach pięknie ułożonych mimo młodego wieku wina.

Le Ciel Vide 2011 z Domaine Treloar

Nieco mniejsze garbniki miało o rok młodsze wino - Prestige de Château Guilhem 2012 (importer poszukiwany!). Przyjemne, z kredowym posmakiem, mają więcej jaja niż bordoskie odpowiedniki. Znajdziemy tu merlot, cabernet sauvignon, cabernet franc i malbec. To wino w aromacie bogate jeżynami, czarną porzeczką, pieprzem, czekoladą i skórką od razowca! Grand Vin wydało mi się z pewnością pyszniejsze, ale w przyszłości - na razie w smaku dominują bardzo zielone taniny nieco drutujące podniebienie. 

Prestige de Château Guilhem 2012

Wyjątkowe są wina skromnej (co roku stawiają ją w kącie) Brigitte Chevalier z Domaine de Cebene (DeliWina). Każde pyszne, każde odmienne - Belle Lurette wycofane; Ex Arena liściaste, jakby było esencją dżungli; Les Bancels mocne jak kamień. A Felgaria 2011 (3 tys. butelek rocznie) pełne ciała, ekstraktu i tanin. Otwierające się godzinami!

Brigitte Chevalier z Domaine de Cebene i jej czerwone wina

Inne kobieta - Liz Bowen z Sainte Croix (także DeliWina) - pokazała świetne Carignan 2011 (tu tak naprawdę jeszcze 10 proc. grenache i 10 proc. mourvedre). 100-letnie krzewy i odpowiednie zabiegi dają superkoncentrat, nute starej piwnicy, balsamiczność, pierwiastki madery, pewną trudno uchwytną "włoskość"...

Liz Bowen z Sainte Croix i fajny Carignan

Jak już wszyscy są znudzeni, to teraz będzie o ciągu quasi-geometrycznym i perełkach-zabytkach. A propos ciągu - to taki, w którym wartości rosną (w uproszczeniu tłumacząc) lawinowo, podwajając się. Przedstawiciele Domaine du Clos des Fees - interes prowadzi były dziennikarz z Paryża (zna się na interesach) - przywieźli pięć win. Najtańsze kosztuje 6,50 euro, drugie 12, trzecie 25, czwarte oczywiście 50, a piąte już nie tam sto, tylko 200 euro! To Mała Syberia - najdroższe - i zdaniem wielu gości - najlepsze wino degustacji.

La Petit Syberie 2011. 200 euro!!!

Nie sposób odmówić oczywiście klasy (grenache, syrah, mourvedre - bez siarki). Wszystko tu jest tak pięknie zrobione, tak krągłe, że chce się wzdychać, aromatem oddychać i smakiem napychać. Cena i niska produkcja (3 tys. butelek) sprawią, że wielu będzie o tym tylko marzyć. Pomyśleć, że za 200 euro można by kupić z 7-8 wspaniałych win od innych producentów obecnych na sali...

17-letnie Guigniers de Centeilles od Clos Centeilles

A kto chce poobcować z zabytkowymi perełkami, powinien poczekać aż polski importer Kanato ruszy pełną parą. Bo Kanato ma sprowadzać wyjątkowo ciekawe wina z Clos Centeilles - jedno było szczególnie fascynujące. 17-letni pinot noir o brązowej już, rdzawej barwie. Ciężkie do opisania, stareńkie, lekko metaliczne, wciąż skoncentrowane, ze ślicznym kwasem! Z gron wyciskanych... stopami. Produkcja - tylko 500 butelek!

Wszystkich tych win próbowałem z taką przyjemnością, że pisać o nich wydawało się trochę syzyfową pracą. Na szczęście, miejmy nadzieję, za rok też będziemy mogli mieć podobne rozterki!

Wojciech Bońkowski podczas seminarium o Langwedocji i Roussillon

Degustowałem u gości - a także na porywającym seminarium - na zaproszenie organizatora - portalu Winicjatywa!

wtorek, 15 kwietnia 2014

Winne Wtorki: Pepe - Hiszpan do Pintxos - 6 pkt.

Tio Pepe Palomino Fino Muy Seco!
Tio Pepe i panorama Malaga wieczorową porą. Wino ma 4 stopnie, powietrze jakieś 24!

W Winnych Wtorkach (inicjatywie blogerów, którzy w każdy 2. i 4. wtorek miesiąca opisują wino dobrane według wspólnego klucza) trunek w Polsce niszowy. Czytaj "u nas drogi", za granicą "tani". Tio Pepe Xeres Palomino Fino!

W Polsce sherry kojarzy się głównie z jednym - słodkim czymś, co ma w nazwie "cherry" i jeszcze wisienkę na etykiecie ze złotymi literami. A tymczasem sherry (czy jerez lub xeres) to także trunek niebywały szczególnie w wersji Fino Muy Seco!

Ta butla pochodzi z winnicy Gonzalezów z ponad 160-letnią tradycją. Powstało ze szczepu palomino. Nie ma tu rocznika, bo wino dojrzewa w rzędach beczek ułożonych jedna na drugiej w systemie solera - dość skomplikowanym. Często są to cztery rzędy. Najmłodsze wino jest w beczkach na górze, najstarsze na samym dole. Do butelek wlewa się wino z dolnych beczek. Puste miejsce zapełnia się winem z beczek, które stoją na najstarszych. I tak samo z kolejnym rzędem. Trochę jak z zasileniem starej gwardii obecnej od roku na froncie kompanią młodych żołnierzy, którzy właśnie przyjechali z koszar.

Palomino Fino jest takim frontowcem po czterech latach solery - mocno utlenionym i cholernie wytrawnym. Tak mocno, że nawet szampany "zero dosage" - czyli bez dosładzania - wydają się słodkie na tle Tio Pepe. Tu wytrawność jest taka, że wykrzywia gębę niemiłosiernie. Kto spojrzy na nalane do kieliszka, nie zauważy nic dziwnego - ot, złote wino z zielonymi refleksami. Jeśli jeszcze kieliszek jest oszroniony - ma najwyżej 5 stopni - to dobrze. Jeśli nie ma, to nie radzę! Producent radzi pić od 4 do 7 stopni i jak ktoś nie ma duszy odważnego eksperymentatora, to nie radzę!

Gabriel z dotrzechdych.pl mawia, że fino się albo kocha, albo nienawidzi. Coś w tym jest. Już zapach jest alarmujący - jakby sygnalizował: powąchaj, jeszcze możesz uciec. W aromacie przywodzącym na myśl nieco wadliwe wino (ech, to utlenianie) czuć migdały i pewną ostrość, która zaatakuje w pełni po umieszczeniu łyka między językiem a podniebieniem. O rany!

W pierwszym odruchu chcę uciec, wypluć, krzywię się niemiłosiernie. Jakbym popił zimny słony bulion albo coś w tym stylu. Nie ma tu kwasowości, jest za to słoność. Poza tym oczywiście moc - bo wino ma 15 proc. alkoholu! (odczuwalnego chyba z 18!!!).

Pintxos z deserowymi sztućcami. Pyszne kanapeczki z łososiem, tłustym tatarem i szynką!

Czasem jak ktoś mówi, że dane wino jest "gastronomiczne", to się śmieję w głębi ducha. Bo lubię delektację winem bez jedzenia. Ale to wino bez jedzenia broni się tylko jako aperitif w ilości kieliszka. Trzeba jeść. Najlepiej tapaski (czy pintxos - jak mówią w euskera Baskowie). Pintxos były wspaniałe, nawet jeśli tłuste, to Fino radzi sobie z tym świetnie, neutralizując nawet mdławy smalec. Za to wszystko mogę dać Palomino Fino 6 punktów, bo wierzę, że jeszcze znajdę takie Fino Muy Seco, że mnie powali na kolana!

Pintxos bar w Bilbao

Pić Palomino Fino miałem przyjemność w Bilbao, w Hiszpanii, w urokliwym czynnym do późnej nocy barze, w restauracji nad miastem w Maladze oraz w domu (kupione w ulicznym markecie za 6,95 euro - czyli ok. 29 zł). W Polsce wina te są w koszmarnie wysokich cenach! Nic dziwnego - zainteresowanie jest maleńkie, bo to wino rzeczywiście kocha się lub nienawidzi!



O sherry napisali także inni wtorkowicze:

Dotrzechdych - zawiedziony Sandemanem

Nasz Świat Win - przerażony Manzanillą

Pisane Winem – szykuje się na wielką rozprawę o sherry

wtorek, 11 marca 2014

Dotknięcie absolutu - wina włoskie na I Zjeździe Winnej Blogosfery

Żaden smak już nie będzie taki sam...

Wojciech Bońkowski i jego wybór włoskich win

Ma gadane. Bez wątpienia. Może mówić - i to pasjonująco, wciągając słuchacza, co najmniej dwie godziny. I osiem minut. A potem milczeć, co doceniają inni winomaniacy, smakując to, co czuli dwa tysiące lat temu Rzymianie... Wojciech Bońkowski, red. naczelny Winicjatywy, pokazał podczas I Zlotu winnej Blogosfery tuzin win włoskich. Smaków w większości niezapomnianych, w pewnych jednostkowych przypadkach (może w porównianiu z sąsiadami) troszkę rozczarowujących.

Malibran Prosecco Superriore Valdobbiadene 5 Grammi

Punktem odniesienia - pierwszym winem - było "proste" Malibran Prosecco Superiore Valdobbiadene 5 Grammi (nr 1) z ofert Vini e Affini. Z historycznej krainy Prosecco. Ma wyczuwalne nuty drożdżowe, świeże, z super bąbelkami i ociupinką landrynek; bez ordynarnego kwasu - jakim nas raczą producenci tańszych, masowych okazów.

Pieropan Soave, Schiopetto Collio Pinot Grigio i Cantina Terlano Alto Adige Chardonnay 1992

Pieropan Soave Classico Calvarino 2010 (nr 2) to już mega aromatyczne wino (z oferty Wino646.pl - ok. 70 zł). Średnio żółte, ze strefy klasycznej uprawy Soave. W butelce szczepy garganega i trebbiano di soave (10 proc.). Trochę migdałowe na ustach, akacjowe w dość bladym aromacie. Mario Schiopetto Collio Pinot Grigio 2010 (nr 3). W tym winie jest moc. Wojciech Bońkowski porównał je wręcz do kanclerza Schroedera u szczytu sławy, ja z Jackiem Taranko (wino i oliwa) raczej do Dolpha Lundgrena. W nosie kwiaty. Cena już wysoka - bo coś koło 100 zł. A Cantina Terlano Alto Adige Chardonnay 1992 (nr 4) to już doskonałe wino. Nie dość, że najbardziej intensywne złoto w kielichu, to jeszcze wyłażą z niego chlebowe zapachy. Jak na białe to staruszek, ale jeszcze może i to jak! Dojrzewało w stalowej kadzi, bez żadnej beczki! Jeszcze spokojnie mogłoby tam leżakować kolejne 10 lat! To jest wino na 7 punktów Winiacza bez żadnego "ale".
 

COS Sicilia Pithos 2011 i dwa Barolo - Elvio Cogno Elena 2004 i Luciano Sandrone Le Vigne 1999

COS Sicilia Pithos 2011 (nr 5). 40 proc. frapatto i 60 proc. nero d’avola. BYło zamknięte w amforach - nie tylko po ceglastym kolorze widać, że to wino z całkiem innej metody. Czuć w smaku świetną pikantność, zamiast tępej beczki, trochę na początku ogóry i geranium, ale potem łagodnieje. Długi finisz kończy się troszkę dziwnie, pewną włosowatą cienkością. Ale i tak dałbym Winiaczową 6-tkę! Z kolei nietypowe Barolo (ze szczepu nebbiolo rose) - Elvio Cogno Barolo Vigna Elena 2004 (nr 6), użyczone z prywatnej kolekcji przez panią Beatę Gawędę z Vini e Affini, ma łagodny kwas, jest bardzo lekkie i dość nietypowe. Troszkę wydało się cierpkie, ale garbników tu niewiele. Zupełnie inne jest Luciano Sandrone Barolo Le Vigne 1999 (nr 7). Tu już jest i wyczuwalna beczka, i widzialna "cegła" ze złotymi refleksami. Doskonałe, super wtopione garbniki i kwas. Ma 15 lat u jeszcze jakby zostało otwarte za kolejnych 10 lat, byłoby świetne! Kiedyś kosztowało ok. 250 zł, teraz pewnie więcej - okaz z prywatnej kolekcji. 

Querciabella Toscana Camartina 1999 i słynne Biondi Santi Brunello di Montalcino 2000

Querciabella Toscana Camartina 1999 (nr 8). 35 proc. cabernet-sauvignon, reszta sangiovese. W wyraźną beczkę świetnie wtopione taniny, choć troszkę czuć moc alkoholu, to po chwili w nos uderza razowy chleb, kawa. Całość znakomicie złożona - po prostu doskonała, która być może za bardzo zdominowała swojego sąsiada - Biondi Santi Brunello di Montalcino 2000 (nr 9). Uznawane za jedno z najlepszych, o ile nie najlepsze, wydało mi sie nader delikatne. Może powinno po prostu stać w innej kolejności? O wiele mniej kwasowości, ciało zwarte, wyraźne, ale może po prostu nie zdołało się jeszcze otworzyć? Jestem pewien, że to wino próbowane w innych warunkach pokazałoby się zupełnie z innej strony.

Foradori Granato 2009, Quintarelli Valpolicella Classico Superiore 2005 i Meroni Amarone della Valpolicella 1990

Z delikatności nastąpił skok w czerń. A raczej w granat! Foradori Granato 2009 (nr 10) to dzieło kobiety - Elisabetty Foradori. Barwa jest tak intensywna, że przechylenie lekko napełnionego kieliszka nad białą kartką, w rzęsiście oświetlonej sali nic nie daje! Granat w aromacie tak ziemisty i zdecydowany, że przyćmiewał sobą wszystko. Na after party był rocznik 2001, także wyrazisty, choć może mniej dziki.

Nieprzeniknione Foradori Granato 2009

Jeszcze lepszy okazał się przedostatni okaz - Quintarelli Valpolicella Classico Superiore 2005 (nr 11). Wino autorskie - Giuseppe Quintarelli zadbał o to, by całość stała się po prostu świetna. 6 lat beczki, ale jest i kwas wypalający dziury niemal jak cremant (ale tylko - co zadziwiające - na początku, przy pierwszym łyku), i słodycz. W nosie są razowiec, kawa, śliwa, ziemia - całe bogactwo.
Doskonalsze mogło być tylko jedno - Meroni Amarone della Valpolicella 1990 (nr 12). To już amarone, wino spokojniejsze niż Quintarelli. Także użyczone z prywatnej kolekcji. Winifikowane metodą pewnie taką jaką znali starożytni Rzymianie, podsuszając winogrona, by się nie psuły. Stąd najstarsza na świecie śliwa w smaku? W smaku sama rozkosz - mogłyby nie istnieć już żadne słodycze świata. - To jest takie wino kontemplacyjne, które się pije i milczy - uśmiechnął się Wojciech Bońkowski i... wszyscy tak pomilczeliśmy, dotykając absolutu, znajdując się poza czasem, poza przestrzenią, zatopieni tylko w czystym smaku. 


A tak wyglądało pierwszych sześć win w kieliszkach:

Odpowiednie numery są w tekście powyżej przy winach

Tak czerwone (od nr 7 do 11)

Brakuje tylko dwunastego

A tak ostatnie, które wzbudziło tyle (niekłamanego) zachwytu - Meroni Amarone della Valpolicella 1990. Słodziak po prostu!

Meroni Amarone della Valpolicella 1990


niedziela, 9 marca 2014

I Zjazd Winnej Blogosfery by Winicjatywa

(W)inicjatywa, by wirtual
spotkał się w realu

Za stołem prezydialnym Tim Atkin, Wojciech Bońkowski i Marta Wrześniewska z Winicjatywy, a reszta - blogerzy

Dziś trochę nudniej, bo o branży. Każdy pasjonat wina sobie pisze, publikuje, ocenia tylko lub przy okazji opowiada pasjonujące historie. Z winem, o winach, o ludziach wina... Prowadząc winiarskie blogi w wirtualnej przestrzeni. Ale w sobotę na parę godzin - dzięki Winicjatywie - mieliśmy okazję spotkać się w jednym czasie i miejscu, w hotelu Le Regina.

Trochę można było poczuć się jak na zjeździe zaocznych studiów, bo były wykłady i ćwiczenia, ale za to ciekawe. Specjalny gość - Tim Atkin, guru w świecie winnych ekspertów i dziennikarzy (a może właściwiej: winopisarzy), opowiadał dowcipnie, udzielił wielu rad, które warto rozpatrzyć. Wśród nich były i te górnolotne: opowiadaj ciekawe historie i te przyziemne: nie rzucaj pracy, wierząc, że utrzymasz się z pisania o winie! Płacą coraz gorzej!

Tim Atkin: pisz ciekawie i nie rzucaj normalnej roboty

Było trochę o dylematach - czy jesteśmy sprzedawczykami, którzy dobrze o winie napiszą za butelkę, czy w zasadzie dziennikarzami, czy subiektywnymi "wine-communicatorami". Dylematy to oczywiście ważne, bo stoimy u progu, na samym początku w zasadzie, świata nowych mediów. Upada stary świat dziennikarski, spada drastycznie poczytność tradycyjnej prasy, czytelnik, widz - czy po prostu użytkownik - internetu może być też autorem i zbierać audytorium większe niż gazety czy tygodniki.

Tomasz Machała, red. naczelny Natemat.pl

Nie ma od tego odwrotu, a to, co liczy się teraz najbardziej, to szybka, unikalna  informacja przekazana z emocjami - przekonywał Tomasz Machała, szef natemat.pl. Sam przyznał, że największego kopa w karierze dostał w zasadzie dzięki swojemu politycznemu blogowi kampania na żywo.

Wojciech Bońkowski bezskutecznie usiłował się dowiedzieć, czy i gdzie teraz jest granica między "prawdziwym dziennikarstwem", a wolnym blogowaniem bez konsekwencji. Ewa Wieleżyńska z Magazynu Wino wyrażała obawy o to, co się stanie ze światem, gdy owo prawdziwe dziennikarstwo upadnie. Ot, granica będzie się zacierać, a świat nie upadnie!

Było też trochę o tym, jak robić zdjęcia, jak lepiej się "pozycjonować" w sieci, ale były też jeszcze bardziej fascynujące rzeczy - jak rozpoznać typowe szczepy białych i czerwonych win, jak poznać wady, jak dobrać wina do potraw. Swoje typy do czterech smakowitych przystawek proponowali mistrzowie-sommelierzy Michał Jancik i Paweł Białęcki.

Michał Jancik (z lewej) i Paweł Białęcki

Ten pierwszy wygrał moim zdaniem konkurencję z "dorszem z łuską ziemniaczaną, salsą pomidorowo-imbirową i świeżą kolendrą" proponując Riesling Grand Cru Alsace Moenschberg 2012, a drugi za to wybrał trafniej wino (rieslinga Weingut Max Ferdinand Richter Graacher Himmelreich Kabinett 2011) do "pieczonej piersi z kaczki barbaryjskiej z sosem śliwkowo-imbirowym. Panowie przyznali, że... improwizowali nieco, nie znając naprawdę smaku przystawek, tylko ich skład. Ale widać, że riesling się broni!

To już za moment - degustacja komentowana 12 win włoskich. Butle ustawia Wojciech Bońkowski, zdjęcia robi Jacek Taranko

Potem było to, na co czekałem z ekscytacją od dłuższego czasu - degustacja win włoskich prowadzona przez Wojciecha Bońkowskiego. Mówił, będąc w świetnej formie dwie godziny i osiem minut. Ale o tym w następnym poście!