środa, 14 stycznia 2015

Australia w Winosferze: Winne Blogi, riesling i shiraz

W ciemno - od cytryny, przez naftę
i beczkę,
po owocowo-syropową bombę!

Owinięte w sreberko butelki. Cóż tam w środku?
 Środek (polskiej) zimy, plucha, ciemno... Nie ma chyba innego wyboru - słoneczna Australia! Blogerzy z grupy Winne Blogi powrócili w gościnne ściany (a jakże, chroniące przed zimnem) Winosfery. Z butlami w sreberkach. Cel - sprawdzić, czy w Polsce można cieszyć się Australią białą (rieslingi) i czerwoną (shiraz) w ludzkich cenach - od 50 do 100 zł. No, by oddać sprawiedliwość - Maciej Sokołowski próbował na odległość rieslinga, nie w Warszawie, ale w Poznaniu. Ocenialiśmy wina w skali 10-punktowej.

O ogólnych wrażeniach można przeczytać w relacji z wieczoru, ale ja skupię się na kilku winach, które podobały mi się szczególnie, a "omiotę" te, którym można poświęcić mniej uwagi. Choć - pamiętajmy o tym - degustując w ciemno każde kolejne wino porównywaliśmy je do próbowanego sąsiada, co bez wątpienia rzutuje na ocenę.

Jacob's Creek Steingarten Riesling Eden Valley 2012 (nieobecne w Polsce)

Nasze rieslingi z Australii nie mają tej dzikości, jaką mają niektórzy niemieccy bracia. U nas w Europie jest powściągliwy dżentelmen, a tam... żywiołowy łowca krokodyli! Pełen różnych pierwiastków. Pierwszy riesling zaimponował nutą nafty, towarzystwem ogórków, cytryny, sporą kwasowością, która - choć złożona i obecna w smaku - w finiszu umykała. Jedno trzeba przyznać - wielki, przebogaty nos! Świetne wino do ryby i sałat, z vinaigrette... Ciała sporo. Wino bardzo fajne, na 8 pkt./10. To był Jacob's Creek Steingarten Riesling Eden Valley 2012 (nieobecne w Polsce). W Australii kosztuje od 15 dolarów (ok. 45 zł), u nas pewnie kosztowałby 99 zł na półce.

Peter Lehmann Riesling Eden Valley 2008 z (Winestory)

Podobnie wyceniłbym rieslinga nr 3. Ten miał sporo ciała i gruby aromat nafty. W smaku wydał się nieco wodnisty (aromat kandyzowanego grejpfruta podpowiadał, że to najstarszy riesling - i tak rzeczywiście było). Także dałem 8 pkt./10. To był Peter Lehmann Riesling Eden Valley 2008 z (Winestory). 59 zł na półce, ale przecenione.

Dylemat mam co do białego wina, które oceniłem o 1 pkt niżej (7 pkt./10). Wydało mi się delikatniejsze, świeże. Z dużą i wyraźną dawką łodygowości. Która pięknie się w smaku układa obok kandyzowanego owocu. Kwasowość mniejsza niż poprzednich win. Wino dziwne - w pewnym momencie zwykły owocowy aromat się kończył, jakby spadł ze schodów, a za chwilę zapachniało naftą. Przypuszczałem, że o dwa lata młodsze niż poprzednik, ale... okazało się o dwa lata starsze! Dziwne, bo według producenta właśnie na 2015 ma przypaść szczyt wielkości. Ja myślę, że nadejdzie dopiero w 2017 r. To był Wakefield Riesling Clare Valley 2010 (Vininova) 74 zł, ale przecenione.

Wakefield Riesling Clare Valley 2010 (Vininova)

Czerwone zebrały więcej punktów. No, może nie wszystkie. Trochę rozczarował dość jasny w sukni shiraz o aromacie troszkę gumiastym, banalnym, o płaskim smaku, trochę zbyt nachalnej beczce. Trochę słodyczy w nim było, ale kwasowości malutko. Dałem 4 pkt./10. I oceniłem, że pewnie kosztowało jakieś 32 zł. Chybiłem o 7,90 zł. Był to Wolf Blass Bilyara Shiraz South Australia 2012 (Alkohole Świata) - 39,90 zł.

Wolf Blass Bilyara Shiraz South Australia 2012 (Alkohole Świata) - 39,90 zł

Za to następne było świetne! Piękna porzeczka w aromacie, taka z listkami jeszcze. Mnóstwo koncentratu. Likierowość z lukrecją. Beczkowe, ale niezbyt twarde, tanina średnia. Wino bardzo, ale to bardzo przyjemne, soczyste, owocowe. 9 pkt./10! Kupić go w Polsce nie można. To Jacob's Creek Centenary Hill Shiraz Barossa Valley 2009 (gdyby było, kosztowałoby pewnie z 199 zł)

Jacob's Creek Centenary Hill Shiraz Barossa Valley 2009


Dwa następne były w porównaniu z tym miękkie i mniej wyraziste. Ale godne zakupu. Cool Woods Shiraz South Australia 2012 (Dom Wina - 45 zł) ma więcej czerwonego owocu niż czarnego, w otoczce z lekkiej beczki czuję trochę szypułkowości. Ciało zdecydowane, trochę syropowate. Dałem 6 pkt./10.
Hereford Shiraz Heathcote 2012 (Dobrewina)

Punkt więcej dałem Hereford Shiraz Heathcote 2012 (Dobrewina - 100 zł). Tu już większa tanina niż u porzednika, ale kwasość na średnim poziomie, odpuszczająca szybko. Po chwili obcujemy już z syropowością. Ale niech was ta moja "średniość" nie zwiedzie - to naprawdę fajne wino! Świetne dnia drugiego!
Lehmann 2009 Futures Shiraz Barossa

Miało tego pecha, że po nim znalazło się wino świetne, ale to przepięknie ułożone. Odrobina zieloności, która pojawia się na początku przyćmiewa mocny koncentrat. Shiraz słodki w odbiorze, a pięknym kwasem wytrawiającym policzki. Dostojne, mocne i poważne. Z tostami i lekkim boczkiem. Bomba dla mnie i czysta pycha! 9 pkt./10. Wino? Lehmann 2009 Futures shiraz Barossa (z Wine Story - 89 zł).

Moja punktacja:

1. Jacob's Creek Steingarten Rieslin Eden Valley 2012 - 8 pkt./10

2. Wakefield Estate Riesling Clare Valley 2010 - 6 pkt./10
 
3. Peter Lehmann Riesling Eden Valley 2008 - 8 pkt./10

4. Wolf Blass Bilyara Shiraz 2012 - 4 pkt./10
 
5. Jacob's Creek Centenary Hill Shiraz Barossa Valley 2009 - 9 pkt./10

6. Cool Woods Shiraz South Australia 2012 - 6 pkt./10

7. Hereford Shiraz South Australia 2012 - 7 pkt./10

8. Peter Lehmann Shiraz Barossa Valley 2009 - 9 pkt./10

Inni blogerzy tak oceniali:

wtorek, 6 stycznia 2015

Winne Wtorki: czerwone wzmacniane wino na styczeń - 5 pkt.

Porto Messias Tawny



Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - Alkohole Świata i 49,99 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje

Zima, za oknem krajobraz wiadomo jaki, a tu Winny Wtorek się zaczął. I chyba temat okazał się w dziesiątkę, bo ocieplający - wzmacniane wina. Troszeczkę się wahałem, ale wybór padł na porto z nieodległego sklepu (jak jeszcze ani kapki śniegu nie było).

Ot, w kieliszku porto, a widok za oknem taki właśnie

Chciałem w zasadzie kupić coś za 45 zł, ale sprzedawca poradził raczej dołożyć 5 zł. - Tylko pięć, a wrażeń i satysfakcji będzie o wiele więcej - a że minę miał pewną, zdecydowałem się. I rzeczywiście. Nie pożałowałem.

Producent z Douro - Messias - na tyle dumny, że strona internetowa otwiera się tylko po portugalsku, lekceważąc wszelkie próby otworzenia po angielsku. Wino złożone ze szczepów miejscowych - Touriga Nacional, Tinta Roriz, Touriga Franca, Tinto Cão, Tinta Barroca.

Ale co tam - niech przemówi samo wino! A to rzeczywiście jest bombowe! Nie ma tej płaskości charakterystycznej dla niektórych tańszych etykiet. Tu jest leciutko balsamiczna słodycz, na zimno nie robiąca takiego wrażenia, jak w temperaturze pokojowej. Tym bardziej, że sam producent zaleca pić w 16-18 st.

W aromacie piękna rodzynkowa słodycz, ciężkie czerwone owoce, scukrzone konfitury, trochę miodu, śliwy. Jest też odrobina lekkości, ziołowości, zieloności wręcz. Ale gdy się "wwąchamy" głębiej, czuć nawet pewne echa grzybów, pieprzu, może kapusty... W smaku jest przyjemna jedwabistość. 19,5 proc. alkoholu wlewa się pięknym ciepłem, 100,2 g cukru na litr plus alkohol cudownie rozgrzewają. Nie ma żadnego gumowego węża, żadnych lewych posmaków.

Może kwasowości nie ma tak wiele, jak 10-letnie Tawny Niepoort z oferty Atlantiki, ale można się upajać tym ciepłem... Zaraz zaraz, czy to nie właśnie porto uwielbiał pić Hans Castorp? Oj, chyba właśnie tak... Przypomina sobie o tym w zimnym Berghofie. 

Najfajniejsze w tym winie jest to, że nie ma tu żadnego nabożeństwa. Z tyłu na butelce jest nawet przepis na drinka - zmieszać porto z sokiem pomarańczowym, cytrynką, lodem i podawać na upał. A co tam! 

Z tyłu butli przepis na drinka - widać, że nabożeństwa tam nie ma

Więc nic nie stało na przeszkodzie, by dogodzić sobie jak hedonistom przystało. Takie porto będzie świetnie komponować się z czekoladą (ja użyłem nomen-omen Malagi). Smacznego!



Malaga do porto!

Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

A tak doświadczali inni wtorkowicze:

- Czerwone czy białe: porto do piernika

- Italianizzato: o maladze kupionej o świcie

- Nasz Świat Win: na bardzo słodko

- Pisane Winem: pocas, pocas!

- Winne Przygody na biało

- Zdegustowany: u rodziców mu wszystko prawie wypili

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Hiszpan, którego można nożem... - 6 pkt.

Berenguer Clos de Tafall Priorat DOQ 2012

Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Dolio Vini i 62 zł (próbka importera)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!

Ostatnio blogerzy - a tak naprawdę chyba bardziej ich mentorzy - postulują, by winu towarzyszyła jakaś historia, taki "korzeń", hak na pisanie o winie. Chcecie historii?

Malaga w Hiszpanii. Szybko, szybko, bo czasu wolnego jest niewiele. Zjeżdżamy z Gabrielem w podziemia marketu. Tam cały poziom to dział spożywczy. Czekolady, makarony, owoce morza, trufle, kawa... Ruchome schody drżą leciutko, dowożąc nas na poziom minus jeden, a my dostrzegamy stoisko z winem. No, niejedno. Dwa albo i trzy stoiska. - Stary, jakby był jakiś Priorat.... Mega!!! - zapala się Gab. Priorat to region na północnym wschodzie Hiszpanii. Górzysty. Sucho, słonecznie, winorośl szuka wody głęboko, wydajność z hektara niewielka. Jeden z tych regionów na Ziemi, gdzie mają powstawać - i powstają - wina wielkie. 

Ale w sklepie zamiast fascynować się Prioratem (i całym mnóstwem innych win - białych, czerwonych, różowych, musujących, wzmacnianych), stajemy zafascynowani przed stoiskiem z serami. Dziadeczek, który na bank pamięta rządy generała Franco, opiera się o ladę chłodniczą i próbuje chyba z 7 kawałków manchego i zabiera mu to z... kwadrans. A właściwie to nie tyle jemu, co sprzedawcy. Nieśpieszne gadulstwo i próbowanie. I jeszcze pomstowanie na to i owo. Pewnie polityka, ale zbyt słabo znam hiszpański, by zrozumieć. Klient kupuje kawałek. Jeden. Ale sprzedawca u uśmiechnięty, nam proponuje próbowanie poszczególnych manchego i cabrales. Zachwyt! Próbujemy i próbujemy, a czas się kończy. Kupujemy po 6 kawałków, płacąc jakiś majątek - ale przyjemności potem ze dwa tygodnie! Sery są jak marcepan z mleka! Są grudkowate, słodkie, tłuste, lekko słone, zwarte... Nie kupiliśmy żadnego Prioratu w butelce.

Przyszedł za to teraz w paczce od gdańskiego importera Dolio Vini. Rioja tego importera robiła wrażenie. A Priorat? Niepozorna butelka z prostą etykietką - Berenguer Clos de Tafall Priorat DOQ 2012. Gabriel miał rację. To wino jest jak ten ser ze sklepu. To jest wino, które można nożem pokroić! Mocny, owocowy, atramentowy, skoncetrowany. Z trzech szczepów - Grenache, Carignan i Cabernet Sauvignon. Mimo, że beczka jest tu przynajmniej roczna (producent używa się beczek rocznych, 2-,3- i 4-letnich), to nie odbija swojego stempla zbyt mocno. Producent deklaruje, że takich butelek powstaje 25 tys. rocznie.

W aromatach czarne owoce, piękna śliwka, gdzieś obok asfalt, kakao, tosty... Tanina akuratna, "wiążąca pysk" stanowczym gestem, ale bez prostactwa, bez "drewna". Więcej tu jedwabistości niż szorstkiej faktury. Kwasowość jest taka jak w syropie - w dużym łyku wina nieobecna, ale ujawniająca się dopiero w małej warstewce na końcu języka. Potem utrzymuje się przez długi, długi finisz. Warto zdekantować, bo na dnie butli sporo osadu. Ale napowietrzać nie trzeba zbyt długo. Wino naprawdę pyszne i dające ogromną radość i uśmiech tym, którzy nie szukają kwasowości frezującej szkliwo zębów, tylko dotknięcia czerwonego ciepła. To jest wino, które na szóstkę zasługuje w pełni, kto wie, czy nawet nie na SIÓDEMKĘ? Jest w każdym razie od niej o tyci włos! 


Wino na 6 punktów w 7-punktowej skali!

sobota, 3 stycznia 2015

Afrykańczyk konfiturowy, choć niezbyt ciężki - 6 pkt.

Simonsig The SMV 2009 Stellenbosch

Półka - na wysokości piersi
Gdzie i czemu tak drogo - Vininova i 57,90 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!


Wiedziony namacalnym niemal wspomnieniem smaku syrah z viognierem z pierwszej degustacji Winnych Blogów odwiedziłem Vininovę, w poszukiwaniu niemal podobnie aromatycznego wina. Może też kupażu czerwonego szczepu z białym? Na razie pal sześć dyskretne perlistości sylwestra, ulotne nuty zwiewnych bąbelków, ducha zaklętego w osad zgromadzony w szyjce butelki wbitej w ziemię czy włożonej w stojak... Żądamy tanin i aromatów na zimę! 

I znalazłem. Shiraz 89 proc., Mourvedre 10 proc. i 1 proc. Viognier. The SMV Simonsig ze Stellenbosch w RPA. Wino wydaje się na pozór - gdy wąchamy - jak przedpokój świata przeszłości, w którym właśnie wchodzimy do kuchni, w której babcia smaży wiśniowe konfitury i to smażenie jest już na etapie zaawansowanym! Wszystko jeszcze podlane dymem, czekoladą. Czuć owocową bombę, ale też czuć to, co za chwilę powędruje do słoiczków, a potem do piwnicy. 

Nie ma tu jeszcze tej ciężkości, która jest dana tym słojom z powidłami, o których zapomnieliśmy przez dwa, trzy lata... Na języku czuć to jeszcze lepiej. Jest pewna doza mineralności, lekkości, ale też pieprzu. Kwasowość ujawnia się dopiero wtedy, gdy wino potrzymamy dłużej na języku - wbija się weń, zakotwicza na średnio długi finisz. Może znika za szybko, ale zostawia bardzo fajne wspomnienie. Producent deklaruje, że wino najlepsze od 3 do 5 lat od zbiorów, więc teraz do picia akurat! 


Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

piątek, 2 stycznia 2015

Winne Blogi degustują: Monte da Ravasqueira

Portugalia niecodzienna, hobbystyczna

Butelki MR nabierają właściwej temperatury

Monte da Ravasqueira - tę etykietę znamy z owadziego dyskontu. Portugalia z Alentejo. O czerwonym pisałem już w kwietniu, z okazji wprowadzenia do Biedronki katalogu win portugalskich. Można je zresztą kupić jeszcze w niektórych sklepach już chyba poza Warszawą. Pamiętam, że smakowało mi bardziej niż osławione vallado (inne butelki, próbowane potem - z wyprzedaży za 10 zł - wydały się lepsze).

Tym razem jednak, dzięki Tomaszowi Koleckiemu-Majewiczowi, grupa winnych blogerów mogła na swoim pierwszym spotkaniu spróbować (w gościnnej sali warszawskiej Winosfery) win MR niecodziennych - by nie rzec: hobbystycznych. Z gron uprawianych na maleńkich areałach, w ilościach niewiele przekraczających 3 tys. butelek.

Alvarinho 2013

Na pierwszy rzut poszło Alvarinho 2013 (3,2 tys. butelek). Bardzo kwasowe i bogate w aromaty, bo wino leżakowało w stali, na osadzie 5 miesięcy. Na początku było - jak zauważył Tomasz - lekko bananowe, ale potem aromat nabrał charakteru cytrusowego, trochę ananasowego. Kwasowość aż wyciska ślinianki do dna! Mało kamienistości znanej z Vinho Verde, ale za to sporo ciała! W tle jest taka ścianka, czy może warstewka z białej czekoladki, może palonej gumy, gorącego asfaltu. Inni degustatorzy określili to wino mianem gastronomicznego. Ja byłbym skłonny podczas gorącego lata pić to wino na tarasie solo. Owszem, przed obiadem. Przed kolacją także!

Viognier

Wyraźne piętno beczki miał Viognier 2013. Pół roku dojrzewania we francuskich baryłkach sprawiło, że wanilia przykrywa lekkie resztki owocu. Ta mgła pewnie uleci za rok... Cukru tylko 0,1 g/litr, kwasowości za to aż 7,9 g/l. Jeszcze niepoukładane, ale gdy już się całość dotrze, będzie pewnie pyszne! 

Może tak właśnie pyszne, jak Premium MR White 2012: kupaż szczepów Viognier, Alvarinho, Semillon, Arinto i Marsanne. 12 miesięcy w beczce dało wino waniliowe, z odrobiną aptecznego pierwiastka obecnego gdzieś głęboko w finiszu.
Pięć szczepów: Viognier, Alvarinho, Semillon, Arinto and Marsanne

Alkohol (12 proc.) jest dość ładnie wtopiony, sporo goryczki, zielonej kwasowości. Na szczęście w trakcie degustacji - po kwadransie schodzi odrobina beczki i pojawiają się owoce i kwiatowość.

Włoska robota w Portugalii? Czemu nie! MR Nero d'avola 2012 (na butli oznaczenie NA) okazało się - już po spróbowaniu wszystkich win - czarnym koniem tej degustacji. Chrupkie i zadziwiająco lekkie jak na ten szczep.

Nero d'Avola z Portugalii

Produkcja tylko 3,3 tys. butelek. Nim wino do nich trafiło, spędziło 16 miesięcy w beczkach. Każdy łyk przynosił coś nowego - najpierw sporą kwasowość i poczucie sporej taniny. Potem garbniki stawały się mniej dojmujące, w tle pojawiła się czerń asfaltu i gumy. Ale także ziołowa lekkość spod znaku rozmarynu. Świetne wino!


Jeśli "włoska robota" daje radę, to jak będzie smakować Syrah z Viognierem (3 proc. tego drugiego)? Połączenie szczepu białego z czerwonym to nie nowość, że wspomnieć choćby Simonsiga The SMV z RPA (Shiraz, Mourvedre, Viognier).  

Syrah + Viognier

Tu już półtora roku francuskiej beczki - i to nowej! Ledwie 3374 butelek (13,5 proc. alkoholu). Beczka wyczuwalna, owoc trochę przykryty, ale w smaku jest ładnie - ciało jest lekkie, a tanina krucha, mniejsza niż w NA.

Touriga Franca (fot. Olaf Kuziemka)

Troszkę zaskoczyło MR Touriga Franca. Także 18 mies. beczki, aromaty śliwkowe, poważne, kwasowość mniejsza niż w poprzedniku, ale rozwód nosa ze smakiem. Lekki, z młodości pewnie wynikający. Na języku nie ma tego, co czuliśmy w nosie, jest nadmierna lekkość. Kto bekę lubi - jak ja - może poczuć niedosyt.

Zupełnym przeciwieństwem było Vinha das Romas 2012. Tu 70 proc. Syrah i 30 proc. Touriga Franca. Inna też skala produkcji, bo 30 tys. butelek. Aromaty z marcepanem, czarnymi owocami. Struktura mocna, skoncentrowana, finisz przy samym przełyku leciutko warzywny. Tanina zdecydowana, trzyma od środka "za pysk" i to jak!
A już ostatnie wino - MR Premium (Syrah, Touriga Nacional, Touriga Franca and Aragonez) - to wielka klasa! 22 miesiące beczki ułożyło taniny w pięknej falandze w towarzystwie zdyscyplinowanej kwasowości.

Dwie perełki MR podano z dekanterów

14 proc. alkoholu, cukru tyle, co nic - a w pierwszym kontakcie z ustami słodycz - zasługa pięknej koncentracji. W finiszu długie, asfaltowe, gorące! Jak to lato, które dopiero za pół roku przyjdzie...
 
O winach próbowanych w gronie blogerów będziemy pisać - o ile wszelkie okoliczności pozwolą - jeszcze nie raz. Warto zaglądać na stronę Winnych Blogów oraz oczywiście na strony samych autorów.

wtorek, 30 grudnia 2014

Bułgar pełen owoców, znad rzeki Strumy - 5 pkt.

Lagodaj Nobile Rubin 2011



Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - Łup z Bułgarii i ok. 40 zł (import własny)
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje

[Minus siedem za oknem, czas na gorąco we wspomnieniach. Z bałkańskich wakacji oczywiście]: Z nieba lał się skwar, gdy naganiacz w jednym ze sklepów (klimatyzowanych na szczęście) zachęcał do kupowania wina. Wskazywał na Mavrud, ale tym razem wybrałem Rubin. - Też może być - uśmiechnął się naganiacz w koszuli ze sztucznego jedwabiu, w sandałach i złotym łańcuchu. - Bułgarski szczep, narodowy!

Lagodaj Nobile Rubin 2011 czekał aż nastąpi czas, kiedy nikt już sandałów nosił nie będzie. Zresztą na szczęście Rubin nic wspólnego ze złotym łańcuchem i koszulą ze sztucznego jedwabiu nie ma! Szczep rzeczywiście bułgarski, krzyżówka syrah i nebbiolo z 1944 roku (Boże, u nas wojna, a oni tam sobie winorośl krzyżują....).

I wyszło im całkiem ładnie! W aromatach po prostu owocowa bomba - sporo truskawki z jeżyną, wiśnią, morwą, może leciutką śliwką. Jest też mocny akcjent czekoladowy (rok beczki, raczej nienachalnej). W smaku bardzo przyjemne - bardziej garbnikowe niż kwasowe. Choć też ten garbnik raczej jako towarzysz w cieniu ukryty niż wybijający się na pierwszy plan. Struktura jedwabista, pełna.

Gładkie fajne wino krainy ciepłej, nie aspirujące do świata balsamico, tylko raczej jako kuzyn owocowego koszyka. Pasowałoby do mięs raczej łagodnych. Jak można przeczytać na stronie producenta, winnica z 1994 r. leży w Dolinie rzeki Strumy, w zachodniej Bułgarii. Nie było tanie, owszem, kosztowało równowartość ok. 40 zł. U nas, od normalnego importera kosztowałoby pewnie ze 120 zł. Żal, że takich win z Bułgarii się do nas nie importuje, tylko te potworki masowe za 9 czy 12 złotych...


Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Emma bąbelkowa z cytrusową nutą - 6 pkt.

Giavi Emma Brut Conegliano
Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG

Na szyjce jest oczywiście zatyczka, a nie oryginalny korek

Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Le Barbatelle i ok. 60 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!


Zbliżający się sylwester to w polskich sklepach czas wyjątkowy - kiedy półki zapełniają się "bąbelkami", wypierając na najniższe stanowiska (a może i do magazynów) na jakieś 3 tygodnie butle podłe, acz "wolumenowe". Mam wrażenie, że wszelkie Fresco i Sofie poznikały, ustępujące miejsca musiakom.

Są wśród nich oczywiście i dorata, i igristoje, i cin-ciny itp., ale na półkach znaleźć można i całe zatrzęsienie różnych prosecco, i cavy, i sekty. Nie mówiąc już o prawdziwych szampanach. Górny regał średnich osiedlowych delikatesów zapełnił mi się MUMM-em, Moetem Chandonem i Veuve Clicquotem.

Ale bardzo ciekawą butlę znalazłem na targowisku w jednym z centrów handlowych, na stoisku Prosto z Włoch. Tu mnóstwo prosecco sprzedawał Miro Pianca z Le Barbatelle.

Na czerwonym dywanie? No, akurat na obrusie

Butle wędrują do różnych sklepów. Na bohaterkę tego wpisu wybrałem Emmę - Giavi Emma Brut Conegliano Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG. To wino z najbardziej prestiżowej apelacji. Tu szczep glera nazywa się właśnie prosecco.

11 proc. alkoholu, którego nie czuć. Jest mnóstwo bąbli - szczerze powiedziawszy mimo spokojnego otwierania wystrzał piany był nie do powstrzymania. Może w złym guście jak na szampana, ale jak na prosecco imponujący! Mnóstwo bąbli, które powoli się uspokajały.

Co wyczuwa nos? Szału nie ma takiego jak w przypadku franciacorty, ale i cena nie ta. Jest za to piękny, zrównoważony i elegancki ład. Dyskretny aromat jabłuszek, z akcentem cytrusowym. W smaku kwasowość wręcz przyjemna (ok. 6,2 g/l), nie atakująca szkliwa ani nie wywołująca refluksu u wrażliwców. Bąbelki ją niosące lekko wrzynają nam się w podniebienie, pobudzając apetyt.

Nic dziwnego - dobre na aperitif, ale nie tylko - także do ryb. Raczej tych o niezbyt mocnym smaku, by nie przyćmiło wina. A i do świętowania Nowego Roku dobre. Jak wstrząśniemy, to wystrzał będzie nieziemski, a korek poszybuje wyżej niż petarda sąsiada umocowana na kijku wbitym w trawnik.

No i na koniec te kształty... To prosecco jest w butelce raczej przywodzącej na myśl butle z rumem czy porto. Ot, taka mała pękata Emma, niemal doskonała!


Winiacz na 6 pkt. w 7-punktowej skali!