Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Schloss Proschwitz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Schloss Proschwitz. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 listopada 2021

Blogerzy w winnej Saksonii - z wizytą u księcia w Schloss Proschwitz (cz. 2)

Jak Weißburgunder i Spätburgunder, to tylko z księciem!

Blogerzy z księciem Georgiem zur Lippe. W kieliszkach Weißburgunder (fot. Olaf Kuziemka)

Po wizycie w posiadłości Karla Friedricha Austa czas na ponowne - po czterech z górą latach - odwiedziny w Schloss Proschwitz. Najbardziej chyba znanego producenta win w Saksonii. Jeśli wstąpicie do dowolnego sklepu z winami w tym regionie, idę o zakład, że znajdziecie tam wina Proschwitz. W kwietniu 2017 r. o powrocie rodziny do Saksonii, pierwotnej niechęci władz regionu, nieufności miejscowych, żmudnym odzyskiwaniu majątku (drogą kosztownych wykupów) oraz oczywiście o winach opowiadała nam księżna Alexandra zur Lippe. A tym razem mieliśmy szczęście porozmawiać z samym księciem Georgiem. W jednej z komnat rodowego barokowego zamku w Proschwitz, a nie pobliskim Zadel, gdzie pozostał tylko książęcy hotel.

Barokowy pałac Proschwitz - od strony ogrodu (fot. Olaf Kuziemka)

Z księciem po raz pierwszy miałem okazję zamienić parę słów, gdy prezentował ofertę podczas degustacji win niemieckich. Wtedy, w Warszawie, było ogólnie o życiu, uprawach, a teraz - w Saksonii - o początkach pracy księcia w biznesie, jego studiach rolniczych, pracy w firmie, którą dziś byśmy określili jako "informatyczna", żmudnej odbudowie rodowej dumy - barokowego pałacu na zboczach Łaby i odbudowie winnicy, która jest jak sen o powrocie winnej potęgi tego regionu z czasów Sasów. 

W końcu przyszła kolej na wina - począwszy od pierwszego musującego (na pierwszym zdjęciu) - Weißburgundera brut. Kieliszek wina z księciem na powitanie to jest to! Wino świeże, o średniej wielkości bąbelkach, lekko kremowe, o całkiem sporej kwasowości i przyjemnie długim - idealne na aperitif, serów i białych mięs. 

Goldriesling - duma winnicy i sztandarowe wino, będące swoistym punktem odniesienia dla win białych - w aromacie z nutami cytrusowo-jabłkowymi, z całkiem wyraźną kwasowością i ładnym finiszem. Szczep Goldriesling powstał pod koniec XIX wieku w Alzacji, ale największą popularność zdobył właśnie w Saksonii - Proschwitz jest bodaj najbardziej znanym producentem win z tej odmiany.

 
Goldriesling Trocken (fot. Olaf Kuziemka)

Degustację czerwieni rozpoczęliśmy od Fruhburgundera Erste Lage z parceli Kloster Heilig Kreuz (na południowym brzegu Łaby) o bardzo delikatnej strukturze i pięknie wtopionym owocu. Owoc nieco cofnięty, z wtopioną już doskonale beczką. Całość przywodzi na myśl Pinot Noir (Fruhburgunder to pokrewny szczep PN, zwany czasem Pinot Madeleine), choć jest bardziej miękka, bardziej jednolita niż Spätburgundery (Pinot Noir).    

  

Fruhburgunder Erste Lage Kloster Heilig Kreuz

Co do Spätburgunderów - to mieliśmy okazję spróbować ich z trzech roczników. Najmłodszy, Barrique 2018 - to świeże jeszcze wino o wyraźnym aromacie maliny i wiśni. Wiśni świeżej, kompotowej, pestkowej. Wino, któremu jeszcze potrzeba czasu, bo picie dziś nie sprawia wyraźnej przyjemności. Cena w winiarni - 29,50 euro.

Spätburgunder Großes Gäwachse 2018

Rocznik 2017 już pokazuje zmianę ewolucyjną - tu wino wciąż ciemne w sukni, ale aromat idzie już delikatnie z kierunku owocowego w stronę piwnicy, w kierunku nut skórzanych, choć oczywiście owoc jest tu wyraźnie obecny. Całość jest świetnie ułożona i podlana bardzo ładną dawką kwasowości. Cena już wyraźnie wyższa - 44 euro.

Spätburgunder Großes Gäwachse 2017

Wino jeszcze o dwa lata starsze już pokazuje najpiękniejszą stronę Pinot Noir. Rocznik 2015 to scena, z której przykurzony jakby owoc zszedł za kulisy, ustępując miejsca zamszowej skórze, nutom suszonego mięsa, lekko wędzonego boczku. Tu całość już świetnie się stopiła w jedność. To już wino, które warto mieć w swojej piwniczce. Wciąż zachowana całkiem spora kwasowość pozwala cieszyć się winem i patrząc na etykietę wspominać zrealizowane marzenia pogodnego księcia z Saksonii!

Spätburgunder Großes Gäwachse 2015. Klasa!

poniedziałek, 11 października 2021

Blogerzy w winnej Saksonii - najpierw Karl Friedrich Aust (cz. 1)

Saksonia nie tylko dla Orłów czyli najpierw "Szwajcaria", potem Karl Friedrich Aust

 

Może nie 17, ale 8 mgnień Saksonii. Collage - fot. Olaf Kuziemka i Robert Szulc 

Jeśli myślicie, że w tym regionie do degustacji wina wystarczy wam nos, t-shirt i sandały, jesteście w błędzie. Może nie jest tu tak stromo jak Calmont nad Mozelą, ale - zapewniam - łatwo nie jest. Sprawdziliśmy to na własnych nogach (i krzyżach) oraz oczywiście nosach. W gronie winnych blogerów odwiedziliśmy Saksonię.

 
Obłędny widok z tarasu leżącego jakieś 100 m ponad rzeką

To jeden z najmniejszych regionów winiarskich w Niemczech - i położony całkiem blisko naszego kraju. Dobre auto, godzina od Pałacu Łagów, gdzie spędziliśmy noc i jesteśmy na miejscu. No, jeszcze oczywiście wizyta w Szwajcarii Saksońskiej - świetnym miejscu dla amatorów górskich wypraw. Okolica Rathen w zakolu Łaby pełna jest wysokich formacji z fantazyjnie uformowanego przez naturę piaskowca. Tu warto poświęcić trochę czasu - bo jest ciekawie - leśne szlaki, skalne labirynty, zakamarki, przejścia itp. Mamy czas niestety tylko na wejście na słynny kamienny most Bastei wznoszący się jakieś 200 m nad nurtem Łaby. 

 
Jeszcze wyżej jest kamienny most! (fot. Olaf Kuziemka)

Wejście tam w wilgotny poranek, w lekkich adidaskach zakrawa na szaleństwo, ale nie buty są tu największą przeszkodą. Tylko kondycja. Ta nasza pod zdechłym azorkiem. Chodzicie po górach tylko we wspomnieniach z lat młodzieńczych? Znakomicie. Setki najpierw ziemnych, potem kamiennych i betonowych schodków dadzą wam w kość. Nam dały. Ale widok jest niesamowity - można dojść do kładki łączącej Bastei z resztkami średniowiecznego zamku Neurathen. Turystów dziesiątki - znakomicie kondycyjnie przygotowanych, w górskich butach. - Tak to można - mówi Jerzy. A jeszcze będziemy się wspinać! Niejeden raz. Może nie w lesie, ale na stoku, gdzieś między Rotterieslingiem a Weissburgunderem. 


A tak to wygląda u podnóży góry. By się tu dostać, trzeba pokonać psychologiczną barierę - wjechać w drogę ze znakami "Zakaz wjazdu" z niemieckimi napisami. Tylko dla Orłów!

Saksonia - świetna kraina, jeśli zamierzacie rozpocząć swoją przygodę z winem. W XVII wieku miała 5 tys. hektarów winnic, dziś jest tego z dziesięć razy mniej, ale powierzchnia upraw wciąż rośnie. Poważnych producentów jest niewielu, kilkunastu - jak podaje Niemiecki Instytut Wina, a winogrodników o wiele więcej. To ci, którzy sprzedają grona większym producentom. To świetna kraina, bo tutejsze wina znajdziecie w miejscowych sklepach - w okolicach i przedmieściach Drezna - Miśni, Radebeul, wzdłuż rzeki Łaby. Jeśli macie mnóstwo czasu i pogoda jest ładna, rower będzie idealny - ale kto ma mało czasu, stawia na samochód. Z nas tacy właśnie wygodni, winoturyści w niedoczasie, miłośnicy czterech kółek.

Główna siedziba Weingut Karl Friedrich Aust (fot. Olaf Kuziemka)

Niespełna godzina drogi i lądujemy w niepozornym miasteczku - wspomnianym już Radebeul. Tu, przy Weinbergtrasse stoi niepozorna - na pierwszy rzut oka - posiadłość z bramą-kamienicą z dumnym napisem "Karl Friedrich Aust". Krząta się tu kilka osób. 

Jeszcze dwa-trzy lata i będzie tu imponująca hala z pięknym tarasem na dachu - z widokiem na winny stok

Obok budowa przy sporej dziurze w ziemi - co wyjaśni się zaraz - i nagle zjawia się młodzieniec w marynarce i kaloszach. Szczery, bezpośredni, uśmiechnięty. Pozornym roztargnięciem maskujący wizję, którą nosi w sercu i niepokornej duszy. I trzyma w postaci technicznej wizualizacji na tablecie. Pokazuje nam. To we własnej osobie Karl Friedrich Aust. Jeden z tych winiarzy, którzy nie znoszą pośpiechu, szybkości, masówki. 

Gdyby nie wrześniowy ziąb i deszcz, to mogłaby być niezapomniana degustacja w winnicy. W tle góra - parcela Karla Friedricha Austa z wieżą Bismarcka 

- Robię wina tak jak chcę, na nikim się nie wzoruję - deklaruje. Bez żadnej pychy. Raczej jest tu introwertyczna skromność. Z dumą mówi o synu, któremu nie dał na imię jak on sam. Rośnie nowy Aust, ale nie Karl Friedrich. Posiadłość liczy w sumie 6,5 hektara - akurat, by samemu kontrolować wszystko.

Deszcz zmusza nas, byśmy degustację przenieśli z winnicy, gdzie trwają zbiory, do "Chateau". Kładziemy kieliszki, niesiemy to wszystko, chwilę trwa składanie prastarego stołu, potem zasiadanie. Wyjmujemy elementy blatu, zsuwamy szkielet, nakładamy blat, deski w kolejności, którą zna tylko Karl Friedrich... Wszystko to przywodzi na myśl świat, który odchodzi, z którym nie od dawna, goniąc za codziennością, nie obcujemy.
 

Auxerrois 2020. Jeszcze dwa tygodnie temu było w zbiorniku (fot. Olaf Kuziemka)
 
Próbujemy win. Od podstawowego Auxerrois 2020. Jest jak żyletka. Nic dziwnego, bo dwa tygodnie temu spuszczone z tanka. Wciąż stalowe i bardzo kwasowe, choć ma 8,7 g cukru i "tylko" 6 g kwasowości. Bardzo fajne wino. Wyśmienite do owoców morza na przykład. Kerner - to też wino wybitnej świeżości, o bardzo wysokiej kwasowości.
 
Aust Traminer & Riesling 2020 

Ale Traminer & Riesling 2020 choć także świeże, to już okaz o "gęstszej" strukturze. Przy 6 g kwasu ma 9,1 g cukru i - już na pierwszy rzut okazuje się, że wino głębsze, z dominacją egzotycznych owoców w aromacie, z bardzo wyraźną słodyczą - na pewno doskonałe do pikantnego drobiu na grillu. 

Aust Riesling Goldener Wagen 2019. Petrolowo.... rieslingowo...

Jeśli szukamy petrolu - a tak zazwyczaj mam, gdy próbuję rieslinga - to Riesling 2019 Goldener Wagen - z jednej z najlepszych austowych parceli - jest świetnym przykładem. Miłe petrolowe nosa początki... Tu dopiero jest kwasowość i elegancja. Wino niewątpliwie do wstawienia do piwnicy. I poczekania. Tak zresztą zrobię. Bo udało się kupić to i owo. A czas i wino - to para, która wiele nie kosztuje, a radości i zaskoczenia da kiedyś tak dużo!
 
Karl Friedrich Aust ze swoimi butelkami (fot. Olaf Kuziemka)
 
Chwilę o tym rozmawiamy. Karl przyznaje, że trzyma część win, po to właśnie, by się cieszyć zmianą ich charakteru. Bo już po dwóch - trzech latach widać wspaniałą ewolucję. Że jego marzeniem jest posiadanie kolekcji takich wiekowych nieco win - by cieszyć się próbowaniem na własnym języku tego, jak czas obraca świeżość w dojrzałość. I jak potem ta dojrzałość w kieliszku zmienia się jeszcze bardziej z każdym kwadransem.  
 
Aust Spätburgunder 2018. Dajcie mu trochę czasu, a on się odwdzięczy (fot. Olaf Kuziemka)
 
I na takie wino trafiamy. Spätburgunder 2018. 9 miesięcy w barrique, ale z początku, tuż po odkorkowaniu wydaje się zbite, mało charakterystyczne. Ot, malinowy, czereśniowy i kwasowy okaz. Bardzo nieśmiało wchodzący w rejestr wiśni i czereśni, może delikatnego zamszu. Na początku jest ściśnięte i to bardzo. Nie robi na nas wrażenia... do czasu. - Weźcie tę zaczętą butelkę do hotelu, spróbujcie za kilka godzin, pod koniec dnia - zachęca twórca.
 
Zabieramy. Pod koniec dnia całkowita zmiana... Wino się otwiera. Jest już jak wiekowe, o wzorcowej strukturze. Jest nieco asfaltu w gorący dzień, jest wiśnia ze starej konfitury, jest boczek, jest suszone mięso, jest skóra. Taniny wciąż jeszcze szorstkie i bardzo ładna kwasowość. Finisz długi jak dolina Łaby w chłodną wrześniową noc. Bardzo dobre wino. 
 
Podarowaliśmy Austowemu Spätowi cząstkę czasu, a on nam oddał ją z pięknym, smakowitym naddatkiem. A my nazajutrz wróciliśmy na winne zakupy. By jeszcze coś zabrać do domu i otworzyć za rok, może dwa...

Do Saksonii podróżowaliśmy na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina

A tu odc. 2 - z wizytą w Schloss Proschwitz

C.D.N. 

Tak swoje wrażenia opisał Olaf w Exumagu

A tak Jerzy Moskała z bloga Winne Okolice 

 

wtorek, 10 października 2017

Winnym szlakiem do Saksonii - cz. 2

Jak smakuje Spätburgunder z dużej butli?
 
 Olaf, Jacquez du Preez i Paweł przy tankach

Zjeżdżając z wietrznego stoku człowiek marzy o tym, by zasiąść przed kominkiem z kubkiem gorącej herbaty albo ewentualnie kawy. Ale winny maniak kieruje swoje kroki do... piwnicy. W której z reguły jest jeszcze zimniej niż na stoku! Może nie pieruńsko, ale jakieś 10-12 stopni... I do piwnicy w Schloss Proschwitz porwał nas Jacques du Preez, winemaker z RPA, pracujący w Saksonii.
 

Drożdżowy osad w szyjce niedługo zostanie stąd - po zamrożeniu - wydobyty

Piwnica jak to piwnica - w tym miejscu stalowe tanki do fermentacji mają w sumie 650 tys. litrów pojemności. Wszystkie urządzenia lśnią czystością. Ale oto szczególna duma - produkowane od 2014 r. musujące wina. Tradycyjną metodą, zupełnie jak w Szampanii!
 

Są różowe, i są białe. Powstają z gron Spätburgunder (czyli Pinot Noir) i Dornfelder. Oglądamy stojaki, z których sterczą dumnie denka butelek. Tych ze Spätburgundera jest stanowczo więcej! Grona z tego szczepu lądują do otwartych kadzi, by moszcz nabrał koloru - 7 do 10 dni wystarczy na macerację i fermentację. Potem wszystkie do burgundzkich baryłek, ale tylko najwyższej jakości grona do nowych, drugi sort do beczek z drugiego przebiegu. - Na szczęście jest tu sporo słońca, ale za mało ciepła, aby grona mocno dojrzały - uśmiecha się Jacquez du Preez.
 

- Chcecie sprawdzić, jak smakuje z magnumka?

To człowiek czynu, bo pytany czy rzeczywiście można wyczuć różnicę między szampanem z małej butelki a magnum, nie odpowiada. Tylko sięga po butelki, zakapslowane jeszcze. I otwiera. Tryska piana z osadem.
 

I próbujemy Pinot Noi... to jest Spätburgundera!

I rzeczywiście - duża butla ma jakby wino o świeższym oddechu, jest jak woda pita z górskiego jeziora, a nie strumyka - ma nieco więcej owocu, pewnej głębi, a do tego wciąż wielkie bąble rosnące w ustach. Jak szampan, to tylko z magnumka!!!

Ale dość zimnicy w piwnicy - postanowiliśmy - i słusznie. Bo oto czas na spróbowanie innych specjałów Schloss Proschwitz! 



 Heilige Kreuz Weissburgunder 2015

Heilige Kreuz Weissburgunder 2015 - powstało z gron z jednej parceli. Jest wytrawne, ale mocno mineralne i pełne zarazem. Eleganckie, z pewnym drożdżowym posmakiem. Bardzo świeże i wciąż z wyczuwalnym bardzo stalowym charakterem.
                                                                                  Heilige Kreuz Grauburgunder 2015


Heilige Kreuz Grauburgunder 2015 - to wino jest już nieco bardziej złote. Jest jednak cierpkie - aromat przywodzi na myśl dość dojrzałe jabłko, może też zieloną brzoskwinię. Jest coś na kształt taniny pewna cierpkość. Ale i dojrzałość. Trochę egzotycznych owoców. Pełnia i wielka kwasowość. Wino długie w finiszu. Pojawia się też pewna mineralna słoność.


Traminer Riesling Spätlese 2015

Traminer Riesling Spätlese 2015 - 74-73 proc. Rieslinga i 26-27 proc. Traminera. Co zadziwiające, nie ma cukru, a ten słodki posmak to tylko koncentracja. Wino dość mocne, ma 14 proc. alkoholu. Całość świetnie aromatyczna, traminowa, pełna kwiatów i owoców. Jakby wyciąg z kwiatów pić. Takie mocne. Produkują niewielką liczbę flaszek! 


                                                                                         Traminer trocken 2015


Traminer trocken 2015 - jest sprzedawane tylko w winnicy. Nie wysyłane na eksport. Jest bardzo krągłe i też ma zero cukru. 13.5 proc Alkoholu. Tu jest koncentracja piękna. Słone także i to jak! Ale zadziwiająco nie oleiste tylko dyskretne.


Spätburgunder 2013

Spätburgunder 2013 - owoc i czekolada. Pierniczki. Tanina z leciutką i cienką jak brzytewka kwasowością.


Spätburgunder Großes Gewächs 2014

Spätburgunder Großes Gewächs 2014 - na początku jakby lekko tlenione, ale mięsiste. Pamiętajcie, że pijemy ze świeżo otworzonej butelki! Jest tytoń i pudełko z cygarami, skóra i fotel. Super. Robią tylko 2 tys. butelek. W smaku jest jakby się boczek jadło. Tłuste i długie!


Do Saksonii podróżowaliśmy na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina oraz Niemieckiej Centrali Turystyki


W następnym odcinku: Jak to księcia witano i jak to z tym żyrandolem było... 

piątek, 28 lipca 2017

Winnym szlakiem do Saksonii - cz. 1

Jak do książęcej winnicy, to z fasonem!


Jazda po winnicy Schloss Proschwitz (fot. Olaf Kuziemka)


W kwietniu, gdy jeszcze w Polsce zima przeplata się z wiosną, tchnąc w przyrodę jakby ironicznie resztkę jesieni z głębi gardła wydartej, my gramy jej na nosie. Wygodnym lexusem przemierzamy drogę do Saksonii. Winni blogerzy nie mają pojęcia, jak to blisko. Ale co tam blogerzy! Wielu Polaków nie ma pojęcia, że tuż tuż za granicą jest winne zagłębie, które może nie tyle kusi, ile pozostaje niezbadane, nieznane, tajemnicze. Choć to ziemie królów, którzy byli także władcami Polski!

Saksonia wita nas wietrznym porankiem. Z poznańskiej autostrady wjeżdżamy (to ok. 100 km, ale szybkość to przyjemność) - przez granicę - w ziemię, która bardziej przypomina moją rodzinną Warmię. Saska Szwajcaria. Pagórki i kręte drogi. Zielono. Ukoronowaniem jest Miśnia, do której wpadamy na razie na chwilkę. Miasto słynne od wieków z manufaktury porcelany i same przypomina przepiękną zdobioną cukiernicę. Starówka położona na wzgórzu, stromym jak te znane z Lizbony... Wśród kamieniczek pną się schody i wąskie uliczki. Prowadzą w górę - do biskupiego zamku Albrechtsburg. Świetne miejsce, żeby zacząć przygodę ze sportem, znakomite, by potrenować bieganie, i doskonałe, by poznać tutejsze... wina. Bo sklepy, restauracje i hotele pełne są miejscowych etykiet. Lokalny patriotyzm? Pewnie tak, ale w regionie jest ok. 500 hektarów winnic, które uprawia 35 winiarzy. Położone na stokach widocznych, gdy jedziemy wzdłuż Łaby (niem. Elbe), tzw. Saechsische Weinstrasse.


Saksoński Szlak Wina. Musicie tu kiedyś przyjechać!

Jeśli zatrzymacie się w jakimś tutejszym hotelu, w minibarze z pewnością znajdziecie butelkę z etykietką Weingut Schloss Proschwitz. To z winnicy prowadzonej przez księcia Georga zur Lippe i jego sympatyczną żonę Alexandrę. Ze stoków w Zadel über Meissen widać Miśnię. Gdy zajeżdżamy do winnicy, nie wiemy jeszcze, że spędzimy wiele niezapomnianych godzin. O wiele więcej niż przewidywał sporządzony z niemiecką precyzją plan! Ale co tam, dodamy nieco polskiej fantazji!
 



Jesteśmy przyjmowani - grupa polskich winnych blogerów - iście po książęcemu! Czeka na nas nie tylko piękna bryczka, ale i musujące wino! Oczywiście różowe Proschwitz Pinot Madeleine (Frühburgunder). Są tu wielkie bąbelki, poziomkowa świeżość. Grono to mutacja Pinot Noir, bardziej odporna na zimno. A chłodno jest. Doświadczamy tego podczas jazdy na stok w towarzystwie księżnej! 

Jeden ze stoków książęcej winnicy. W dole rzeka Łaba (Elbe)

Książę zur Lippe ma 100 hektarów winnic, ale uprawa to tylko 80. Reszta ziemi odpoczywa. Jeśli ktoś wam powie, że wiatr w winnicach to domena południowej doliny Rodanu, to zaproście go na stoki w Zadel nad Łabą. Wieje i to jak! 
- Posadziliśmy cztery kilometry żywopłotów, by były ochroną przed wiatrem, ale i tak jak czujecie to mało daje - uśmiecha się księżna Alexandra. 

Księżna, wiatr (taki, że krzesła przewraca!) i wino. Kieliszki trzymamy mocno!

Rzeczywiście. Bez solidnej kurtki w kwietniu nie sposób wytrzymać. Ale dla winnych krzewów to dobrodziejstwo. Powiew chroni przed nadmierną wilgocią. A my się wiatru nie boimy i zatrzymujemy na popas pod wielkim bzem. Piknikowy kosz na ławeczce, targany co chwilę wiatrem. A co w koszu?
W piknikowym koszu Schloss Proschwitz Goldriesling 2016 i serowe ciasteczka (zjedliśmy!)

Księżna wyjmuje Goldriesling 2016 - lekko złote, orzeźwiające, nieco mineralne, nieco brzoskwiniowe. Taki aperitif. Bo drugie już jest zupełnie inne - Muller Thurgau 2015. Jest niemal białe, bezbarwne, to idealne na lato, które z wolna bardzo tu przychodzi - jest lekko słone i szczupłe. Idealnie pasuje do słonych serowych ciasteczek, które przygotował syn księżnej. I niech mi ktoś powie, że wina źle smakują w winnicy!



W następnym odcinku m.in.:
- Jak smakują bąbelki z małej i dużej butli, a jak inne wina Schloss Proschwitz


Do Saksonii podróżowaliśmy na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina oraz Niemieckiej Centrali Turystyki

piątek, 7 czerwca 2013

Festiwal Niemieckiego Wina czyli białe nad czerwonym!

Rodzynki nie tylko z książęcej winnicy
 
Dr Georg Prinz zur Lippe i jego wina

Ordnung muss sein, a czas to pieniądz. W życiu pełnym pośpiechu wbiegłem spóźniony nieco na Festiwal Niemieckiego Wina. Jako że niemieckiego wina, a nie brazylijskiego czy greckiego, to zaczęło się punktualnie, więc zostało mi pół godziny. Wszystkich okazałości nie udało się zdegustować, ale kilka rodzynków i owszem.
Ordnung muss sein, więc dla porządku powiem - co odkryciem pewnie nie jest - że czerwone wina niemieckie jakoś zaprezentowane przez niektórych producentów wybitne nie były. Na przykład trzy czerwone winiacze Weingut Heitlinger - Rotwein Cuvee 2011, Koenigsbecher Pinot Noir 2009 i Dicker Franz Lemberger 2009 były może eleganckie, ale jakieś takie cienkie, bez potęgi i ciała.

Brauneberg Juffer-Sonnenuhr Spatlese 2010

Ordnung muss sein, więc warto odnotować, że białe wina, a przynajmniej sporo ich reprezentantów, były znakomite. Rieslingi Weingut Max Ferd. Richter są doskonałe. Może bez pompatyczności i nafty, ale za to z nutką kwaskowatego ananasa i  wyczuwalną słodyczą (Muelheimer Sonnenlay Riesling Auslese 2008). Brauneberg Juffer-Sonnenuhr Spaetlese 2010 był bardziej kwasowy, ale już taki "Zeppelin" 2012 miał naprawdę świetny aromat i przyjemny smak! Poza tym na tych winach etykiety są tak piękne, gotykiem pisane, symetryczne i uporządkowane, że po prostu… ech.
Hochheimer Riesling Classic Domdechant Werner'sches Weingut

Ordnung muss sein, więc trzeba odnotować, że inne rieslingi też były imponujące. Hochheimer Kirchenstuck Erster Gewachs 2011 to dopiero majstersztyk! Białe burgundy były nieco gorsze i kto gustuje w rieslingach z zaskoczeniem przyjmie zbyt taniczne i lekko benzynowe smaki Weißburgundera Weingut Sommer. Ale uśmiech wróci po spróbowaniu Die Drei Hambacher Riesling Terrase, którego arbuzowe nieco nuty są świetne na zimno!

Ordnung muss sein, więc nie sposób nie zauważyć jaśniejących książęcych skarbów - win Schloss Proschwitz, którymi częstował sam dr Georg Prinz zur Lippe. Z czarującym uśmiechem przyznał rozbrajająco, że jest prawdziwym księciem, właścicielem pięknego pałacu i… w dodatku jego wina są równie czarujące.
Goldriesling 2012 - to tylko punkt odniesienia
 
Sam podstawowy Goldriesling 2012 jest poprawny, ale to, jak zauważył książę, tylko punkt odniesienia. Już rocznik 2011 był lepszy o klasę ze swoimi jabłuszkowymi aromatami. Frühburgunder 2011 był leciutki i elegancki, a Grauburgunder Kloster Heilig Kreuz 2011, świetny. Ze średnią kwasowością i takim krągłym aromatem kwiatowo-marcepanowym. Najlepszym z książęcych skarbów, który bije na głowę inne, jest Weissburgunder Grosses Gewächs 2011! Owocowo-kwiatowy delikates za 24 euro.
Weissburgunder Grosses Gewachs 2011. Pycha!
 
Ordnung muss sein, więc trzeba też dodać, że jeden ze skarbów schowany był w małej turystycznej lodówce. Przedstawiciel Weingut Weinheimer Hof miał tylko dwie butelki dobrego Spätburgundera Blanc de Noir. Kwiatowość w aromacie i kwasowość w smaku umiarkowane, ale finisz długi i niezły!



Spatburgunder Blanc de Noir prosto z lodówki