Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wina z Saksonii. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wina z Saksonii. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 grudnia 2021

Blogerzy w winnej Saksonii - Schloss Wackerbarth (cz. 3)

 W królestwie saksońskich musiaków

Schloss Wackerbarth z lotu drona. Pałac w lewym dolnym rogu, powyżej wspaniały ogród, powyżej - wśród winorośli na tarasach - górna kaplica, gdzie udzielane są śluby (fot. Olaf Kuziemka)

Po wizytach u Karla Friedricha Austa oraz u księcia zawiadującego Schloss Proschwitz przyszedł czas na największą z saksońskich winnic. Tu kiedyś - za potęgi Sasów - był dom ówczesnego marszałka, gubernatora i budowniczego barokowego Drezna Augusta Christopha Grafa von Wackerbarth. Dziś to własność należącej do landu spółki. Schloss Wackerbarth to z pewnością jeden z najbardziej rozpoznawanych producentów win musujących u naszego zachodniego sąsiada. W Radebeul - między Miśnią a Dreznem położona jest imponująca tarasowa winnica, u której stóp rozciąga się imponujący ogród - tu setki mieszkańców i turystów mogą wypoczywać przy kawiarnianych stolikach na trawie. Poniżej stoi barokowy pałac. Obok nowoczesny pawilon z betony, szkła i stali - w nim mieści się wytwórnia wina, biura oraz sklep.

Tu się odpoczywa i oddycha! Nikt się nie przejmuje czarnymi chmurami, które zasnuwają niebo (fot. Olaf Kuziemka)

Schloss Wackerbarth to wspaniały przykład miejsca, gdzie krzewi się kulturę wina. Może i masowy producent - bo powstaje tu rocznie ponad 600 tys. własnych win, ale produkcja to nie wszystko. Jest też produkcja dla mniejszych winiarzy oraz jest show!

Stal, beton, najwyższa higiena - to światowy standard produkcji wina (fot. Olaf Kuziemka)

Zwiedzić można nie tylko winnicę, ale na pokazowym poletku obejrzeć także różne odmiany winorośli. A nawet ich spróbować - gdy są jeszcze owocami, a nie kroplą wina. Organizowane są wycieczki po nowoczesnej winiarni, gdzie - jeśli mamy szczęście i trafimy na odpowiednią porę roku - przez szybę można oglądać produkcję wina. A jak ktoś nie ma na nic ochoty, może posiedzieć przy stoliku na ogrodowych tarasach, tuż poniżej winorośli...

 
Beczki i tysiące butelek z winem musującym czekającym na swój czas (fot. Olaf Kuziemka)

W piwnicy - podczas szczególnego seansu "dźwięku i światła", które odbijają stalowe ściany olbrzymich stalowych kadzi - przewodnik opowiada jak poszczególne składniki wina łączą się w symfonię, która właśnie wtedy brzmi w całej swojej pełni, swojej krasie. Dźwięk orkiestry spływa z sufitu, pod którym stoją kadzie, beczki i stojaki pełne leżakujących butelek pełnych musujących win. 

 
 
Osad - praźródło szampańskich aromatów - gromadzi się w szyjce butelki. Szyjka zostanie potem zamrożona, a osad, zestalony w lód, wyrzucony. Na szczęście aromat pozostanie w winie

Tak ustawionych, by każdy mógł zobaczyć gromadzący się w szyjkach drożdżowy osad, ale i na własne oczy zobaczyć jak obraca się butelki, by osad spływał coraz niżej i niżej. W sąsiedniej sali stoją żyropalety, maszyny, które wyręczają człowieka w uświęconej wielowiekową tradycją pracy. Nie pomylą obrotów, nie przekręcą wina za wcześnie lub za późno... Cóż, nowoczesność wszędzie się wkradnie.

Żyropalety. Wyręczają człowieka w pracy, którą uświęcają setki lat tradycji (fot. Olaf Kuziemka)

W sklepie - gdzie można kupić pamiątki z tego miejsca, regionalne specjały, szkło i wina - zaczynamy degustację właśnie od musujących okazów. 

1836 Hommage Au Bussard

Na pierwszy ogień 1836 Hommage Au Bussard (z fr. hołd dla Bussarda) - wino zrobione na cześć 180 lat tradycji wina musującego w Saksonii. Tu grona Rieslinga, Scheurebe, Weissburgundera i Kernera. Klasyczna fermentacja w butelkach plus dojrzewanie przez 18 miesięcy. Musiak ma lekki owocowy aromat z tłem z brzoskwini. Dobry na aperitif. Cena - ok. 15 euro.

Dwa musujące pinoty - 2016 Brut Nature i 2016 Brut

Wackerbarth Pinot 2016 brut - w środku trzy pinoty - blanc, gris i noir. Oczywiście w wersji blanc de noir. Ostre, żyletkowe, wciąż świeże, w aromacie eleganckie i naładowane aromatami bardziej jabłek i cytrusa niż skórki od chleba. Pewnie na to jeszcze jest czas. Ale za to wyraźna słodycz niż w Brut Nature - bo tu mamy do czynienia z winem bogatszym, bardziej kremowym, chlebowym, z charakterystyczną szampańską brioszką. Przy tym wciąż bardzo świeże wino, choć już niemal 6-letnie!

Wackerbarth Traminer 2019 ma ogromne bąble (fot. Olaf Kuziemka)

Wackerbarth Traminer Trocken 2019 to dopiero król aromatu! Gama bukietu niczym w gewurztraminerze, z wielkimi, bardzo wielkimi, bąblami. Wydaje się słodszy niż jest. Ma 16 gramów cukru na litr, ale także bardzo dobrą strukturę. To oleiste wino, które musi być mięsiste. Cena - ok. 25 euro.

Wackerbarth Riesling 2019 - w królestwie długowieczności

Na przeciwnym biegunie stoi Wackerbarth Riesling 2019. To wino o bardzo dobrej kwasowości i bardzo drobnych bąbelkach. Żyletkowy, ostry, charakterny. Ma bardzo długi finisz i jest świetnie zbudowane. Kompletne wino musujące. W dodatku ze sporym potencjałem do dojrzewania. W sklepie za ok. 18 euro.

Spokojny - już bez bąbelków - Wackerbarth Riesling Trocken 2019

W ofercie producenta są także wina spokojne. Nie mamy czasu spróbować wszystkich, wystarczy nam kilka. Wackerbarth Riesling Trocken 2019. W nosie typowy delikatny Riesling. Wydaje się, że ma sporo cukru, ale... ma go zero. Grona mocarne, całkiem mięsiste. I jest całkiem wysoka kwasowość (7 g).

Edition Paradise 2019 - to piękne wino spod znaku dojrzałego jabłka i białego melona. W smaku lekka słodycz. Ale ogólnie piękna elegancja.

 
Wackerbath Goldener Wagen Traminer Spätlese 2019

Wackerbath Goldener Wagen Traminer Spätlese 2019 - to już coś dla amatorów słodziaków. 25 g cukru na litr. Mały kwas (ok. 5 g), ale jeszcze wyczuwalny. Ładny finisz. Aromat jednak lekko wycofany - jest tu sporo kwiatów i białych owoców.

Jest też coś dla amatorów petrolowych rieslingów, które nie rujnują kieszeni (17 euro za butelkę 0,5 l). To Wackerbarth Riesling Auslese 2018. W kieliszku lekkie złoto. W aromacie początkowy petrol, świetna słodycz i bardzo kwasowy finisz. Nic dziwnego - kwasu jest tu ponad 8 g!

Jeżeli tylko będziecie mieli okazję tu zawitać, spróbujcie oczywiście bąbelków, ale nie zapomnijcie o tym, co spokojne!

Tu mieści się sklep z mnóstwem atrakcji

Do Saksonii podróżowaliśmy na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina

Tak wina z tego zamku odebrał Jerzy z Winne Okolice

A tak Olaf z magazynu "Exumag"

 

 

poniedziałek, 11 października 2021

Blogerzy w winnej Saksonii - najpierw Karl Friedrich Aust (cz. 1)

Saksonia nie tylko dla Orłów czyli najpierw "Szwajcaria", potem Karl Friedrich Aust

 

Może nie 17, ale 8 mgnień Saksonii. Collage - fot. Olaf Kuziemka i Robert Szulc 

Jeśli myślicie, że w tym regionie do degustacji wina wystarczy wam nos, t-shirt i sandały, jesteście w błędzie. Może nie jest tu tak stromo jak Calmont nad Mozelą, ale - zapewniam - łatwo nie jest. Sprawdziliśmy to na własnych nogach (i krzyżach) oraz oczywiście nosach. W gronie winnych blogerów odwiedziliśmy Saksonię.

 
Obłędny widok z tarasu leżącego jakieś 100 m ponad rzeką

To jeden z najmniejszych regionów winiarskich w Niemczech - i położony całkiem blisko naszego kraju. Dobre auto, godzina od Pałacu Łagów, gdzie spędziliśmy noc i jesteśmy na miejscu. No, jeszcze oczywiście wizyta w Szwajcarii Saksońskiej - świetnym miejscu dla amatorów górskich wypraw. Okolica Rathen w zakolu Łaby pełna jest wysokich formacji z fantazyjnie uformowanego przez naturę piaskowca. Tu warto poświęcić trochę czasu - bo jest ciekawie - leśne szlaki, skalne labirynty, zakamarki, przejścia itp. Mamy czas niestety tylko na wejście na słynny kamienny most Bastei wznoszący się jakieś 200 m nad nurtem Łaby. 

 
Jeszcze wyżej jest kamienny most! (fot. Olaf Kuziemka)

Wejście tam w wilgotny poranek, w lekkich adidaskach zakrawa na szaleństwo, ale nie buty są tu największą przeszkodą. Tylko kondycja. Ta nasza pod zdechłym azorkiem. Chodzicie po górach tylko we wspomnieniach z lat młodzieńczych? Znakomicie. Setki najpierw ziemnych, potem kamiennych i betonowych schodków dadzą wam w kość. Nam dały. Ale widok jest niesamowity - można dojść do kładki łączącej Bastei z resztkami średniowiecznego zamku Neurathen. Turystów dziesiątki - znakomicie kondycyjnie przygotowanych, w górskich butach. - Tak to można - mówi Jerzy. A jeszcze będziemy się wspinać! Niejeden raz. Może nie w lesie, ale na stoku, gdzieś między Rotterieslingiem a Weissburgunderem. 


A tak to wygląda u podnóży góry. By się tu dostać, trzeba pokonać psychologiczną barierę - wjechać w drogę ze znakami "Zakaz wjazdu" z niemieckimi napisami. Tylko dla Orłów!

Saksonia - świetna kraina, jeśli zamierzacie rozpocząć swoją przygodę z winem. W XVII wieku miała 5 tys. hektarów winnic, dziś jest tego z dziesięć razy mniej, ale powierzchnia upraw wciąż rośnie. Poważnych producentów jest niewielu, kilkunastu - jak podaje Niemiecki Instytut Wina, a winogrodników o wiele więcej. To ci, którzy sprzedają grona większym producentom. To świetna kraina, bo tutejsze wina znajdziecie w miejscowych sklepach - w okolicach i przedmieściach Drezna - Miśni, Radebeul, wzdłuż rzeki Łaby. Jeśli macie mnóstwo czasu i pogoda jest ładna, rower będzie idealny - ale kto ma mało czasu, stawia na samochód. Z nas tacy właśnie wygodni, winoturyści w niedoczasie, miłośnicy czterech kółek.

Główna siedziba Weingut Karl Friedrich Aust (fot. Olaf Kuziemka)

Niespełna godzina drogi i lądujemy w niepozornym miasteczku - wspomnianym już Radebeul. Tu, przy Weinbergtrasse stoi niepozorna - na pierwszy rzut oka - posiadłość z bramą-kamienicą z dumnym napisem "Karl Friedrich Aust". Krząta się tu kilka osób. 

Jeszcze dwa-trzy lata i będzie tu imponująca hala z pięknym tarasem na dachu - z widokiem na winny stok

Obok budowa przy sporej dziurze w ziemi - co wyjaśni się zaraz - i nagle zjawia się młodzieniec w marynarce i kaloszach. Szczery, bezpośredni, uśmiechnięty. Pozornym roztargnięciem maskujący wizję, którą nosi w sercu i niepokornej duszy. I trzyma w postaci technicznej wizualizacji na tablecie. Pokazuje nam. To we własnej osobie Karl Friedrich Aust. Jeden z tych winiarzy, którzy nie znoszą pośpiechu, szybkości, masówki. 

Gdyby nie wrześniowy ziąb i deszcz, to mogłaby być niezapomniana degustacja w winnicy. W tle góra - parcela Karla Friedricha Austa z wieżą Bismarcka 

- Robię wina tak jak chcę, na nikim się nie wzoruję - deklaruje. Bez żadnej pychy. Raczej jest tu introwertyczna skromność. Z dumą mówi o synu, któremu nie dał na imię jak on sam. Rośnie nowy Aust, ale nie Karl Friedrich. Posiadłość liczy w sumie 6,5 hektara - akurat, by samemu kontrolować wszystko.

Deszcz zmusza nas, byśmy degustację przenieśli z winnicy, gdzie trwają zbiory, do "Chateau". Kładziemy kieliszki, niesiemy to wszystko, chwilę trwa składanie prastarego stołu, potem zasiadanie. Wyjmujemy elementy blatu, zsuwamy szkielet, nakładamy blat, deski w kolejności, którą zna tylko Karl Friedrich... Wszystko to przywodzi na myśl świat, który odchodzi, z którym nie od dawna, goniąc za codziennością, nie obcujemy.
 

Auxerrois 2020. Jeszcze dwa tygodnie temu było w zbiorniku (fot. Olaf Kuziemka)
 
Próbujemy win. Od podstawowego Auxerrois 2020. Jest jak żyletka. Nic dziwnego, bo dwa tygodnie temu spuszczone z tanka. Wciąż stalowe i bardzo kwasowe, choć ma 8,7 g cukru i "tylko" 6 g kwasowości. Bardzo fajne wino. Wyśmienite do owoców morza na przykład. Kerner - to też wino wybitnej świeżości, o bardzo wysokiej kwasowości.
 
Aust Traminer & Riesling 2020 

Ale Traminer & Riesling 2020 choć także świeże, to już okaz o "gęstszej" strukturze. Przy 6 g kwasu ma 9,1 g cukru i - już na pierwszy rzut okazuje się, że wino głębsze, z dominacją egzotycznych owoców w aromacie, z bardzo wyraźną słodyczą - na pewno doskonałe do pikantnego drobiu na grillu. 

Aust Riesling Goldener Wagen 2019. Petrolowo.... rieslingowo...

Jeśli szukamy petrolu - a tak zazwyczaj mam, gdy próbuję rieslinga - to Riesling 2019 Goldener Wagen - z jednej z najlepszych austowych parceli - jest świetnym przykładem. Miłe petrolowe nosa początki... Tu dopiero jest kwasowość i elegancja. Wino niewątpliwie do wstawienia do piwnicy. I poczekania. Tak zresztą zrobię. Bo udało się kupić to i owo. A czas i wino - to para, która wiele nie kosztuje, a radości i zaskoczenia da kiedyś tak dużo!
 
Karl Friedrich Aust ze swoimi butelkami (fot. Olaf Kuziemka)
 
Chwilę o tym rozmawiamy. Karl przyznaje, że trzyma część win, po to właśnie, by się cieszyć zmianą ich charakteru. Bo już po dwóch - trzech latach widać wspaniałą ewolucję. Że jego marzeniem jest posiadanie kolekcji takich wiekowych nieco win - by cieszyć się próbowaniem na własnym języku tego, jak czas obraca świeżość w dojrzałość. I jak potem ta dojrzałość w kieliszku zmienia się jeszcze bardziej z każdym kwadransem.  
 
Aust Spätburgunder 2018. Dajcie mu trochę czasu, a on się odwdzięczy (fot. Olaf Kuziemka)
 
I na takie wino trafiamy. Spätburgunder 2018. 9 miesięcy w barrique, ale z początku, tuż po odkorkowaniu wydaje się zbite, mało charakterystyczne. Ot, malinowy, czereśniowy i kwasowy okaz. Bardzo nieśmiało wchodzący w rejestr wiśni i czereśni, może delikatnego zamszu. Na początku jest ściśnięte i to bardzo. Nie robi na nas wrażenia... do czasu. - Weźcie tę zaczętą butelkę do hotelu, spróbujcie za kilka godzin, pod koniec dnia - zachęca twórca.
 
Zabieramy. Pod koniec dnia całkowita zmiana... Wino się otwiera. Jest już jak wiekowe, o wzorcowej strukturze. Jest nieco asfaltu w gorący dzień, jest wiśnia ze starej konfitury, jest boczek, jest suszone mięso, jest skóra. Taniny wciąż jeszcze szorstkie i bardzo ładna kwasowość. Finisz długi jak dolina Łaby w chłodną wrześniową noc. Bardzo dobre wino. 
 
Podarowaliśmy Austowemu Spätowi cząstkę czasu, a on nam oddał ją z pięknym, smakowitym naddatkiem. A my nazajutrz wróciliśmy na winne zakupy. By jeszcze coś zabrać do domu i otworzyć za rok, może dwa...

Do Saksonii podróżowaliśmy na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina

A tu odc. 2 - z wizytą w Schloss Proschwitz

C.D.N. 

Tak swoje wrażenia opisał Olaf w Exumagu

A tak Jerzy Moskała z bloga Winne Okolice 

 

wtorek, 10 października 2017

Winnym szlakiem do Saksonii - cz. 2

Jak smakuje Spätburgunder z dużej butli?
 
 Olaf, Jacquez du Preez i Paweł przy tankach

Zjeżdżając z wietrznego stoku człowiek marzy o tym, by zasiąść przed kominkiem z kubkiem gorącej herbaty albo ewentualnie kawy. Ale winny maniak kieruje swoje kroki do... piwnicy. W której z reguły jest jeszcze zimniej niż na stoku! Może nie pieruńsko, ale jakieś 10-12 stopni... I do piwnicy w Schloss Proschwitz porwał nas Jacques du Preez, winemaker z RPA, pracujący w Saksonii.
 

Drożdżowy osad w szyjce niedługo zostanie stąd - po zamrożeniu - wydobyty

Piwnica jak to piwnica - w tym miejscu stalowe tanki do fermentacji mają w sumie 650 tys. litrów pojemności. Wszystkie urządzenia lśnią czystością. Ale oto szczególna duma - produkowane od 2014 r. musujące wina. Tradycyjną metodą, zupełnie jak w Szampanii!
 

Są różowe, i są białe. Powstają z gron Spätburgunder (czyli Pinot Noir) i Dornfelder. Oglądamy stojaki, z których sterczą dumnie denka butelek. Tych ze Spätburgundera jest stanowczo więcej! Grona z tego szczepu lądują do otwartych kadzi, by moszcz nabrał koloru - 7 do 10 dni wystarczy na macerację i fermentację. Potem wszystkie do burgundzkich baryłek, ale tylko najwyższej jakości grona do nowych, drugi sort do beczek z drugiego przebiegu. - Na szczęście jest tu sporo słońca, ale za mało ciepła, aby grona mocno dojrzały - uśmiecha się Jacquez du Preez.
 

- Chcecie sprawdzić, jak smakuje z magnumka?

To człowiek czynu, bo pytany czy rzeczywiście można wyczuć różnicę między szampanem z małej butelki a magnum, nie odpowiada. Tylko sięga po butelki, zakapslowane jeszcze. I otwiera. Tryska piana z osadem.
 

I próbujemy Pinot Noi... to jest Spätburgundera!

I rzeczywiście - duża butla ma jakby wino o świeższym oddechu, jest jak woda pita z górskiego jeziora, a nie strumyka - ma nieco więcej owocu, pewnej głębi, a do tego wciąż wielkie bąble rosnące w ustach. Jak szampan, to tylko z magnumka!!!

Ale dość zimnicy w piwnicy - postanowiliśmy - i słusznie. Bo oto czas na spróbowanie innych specjałów Schloss Proschwitz! 



 Heilige Kreuz Weissburgunder 2015

Heilige Kreuz Weissburgunder 2015 - powstało z gron z jednej parceli. Jest wytrawne, ale mocno mineralne i pełne zarazem. Eleganckie, z pewnym drożdżowym posmakiem. Bardzo świeże i wciąż z wyczuwalnym bardzo stalowym charakterem.
                                                                                  Heilige Kreuz Grauburgunder 2015


Heilige Kreuz Grauburgunder 2015 - to wino jest już nieco bardziej złote. Jest jednak cierpkie - aromat przywodzi na myśl dość dojrzałe jabłko, może też zieloną brzoskwinię. Jest coś na kształt taniny pewna cierpkość. Ale i dojrzałość. Trochę egzotycznych owoców. Pełnia i wielka kwasowość. Wino długie w finiszu. Pojawia się też pewna mineralna słoność.


Traminer Riesling Spätlese 2015

Traminer Riesling Spätlese 2015 - 74-73 proc. Rieslinga i 26-27 proc. Traminera. Co zadziwiające, nie ma cukru, a ten słodki posmak to tylko koncentracja. Wino dość mocne, ma 14 proc. alkoholu. Całość świetnie aromatyczna, traminowa, pełna kwiatów i owoców. Jakby wyciąg z kwiatów pić. Takie mocne. Produkują niewielką liczbę flaszek! 


                                                                                         Traminer trocken 2015


Traminer trocken 2015 - jest sprzedawane tylko w winnicy. Nie wysyłane na eksport. Jest bardzo krągłe i też ma zero cukru. 13.5 proc Alkoholu. Tu jest koncentracja piękna. Słone także i to jak! Ale zadziwiająco nie oleiste tylko dyskretne.


Spätburgunder 2013

Spätburgunder 2013 - owoc i czekolada. Pierniczki. Tanina z leciutką i cienką jak brzytewka kwasowością.


Spätburgunder Großes Gewächs 2014

Spätburgunder Großes Gewächs 2014 - na początku jakby lekko tlenione, ale mięsiste. Pamiętajcie, że pijemy ze świeżo otworzonej butelki! Jest tytoń i pudełko z cygarami, skóra i fotel. Super. Robią tylko 2 tys. butelek. W smaku jest jakby się boczek jadło. Tłuste i długie!


Do Saksonii podróżowaliśmy na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina oraz Niemieckiej Centrali Turystyki


W następnym odcinku: Jak to księcia witano i jak to z tym żyrandolem było... 

piątek, 28 lipca 2017

Winnym szlakiem do Saksonii - cz. 1

Jak do książęcej winnicy, to z fasonem!


Jazda po winnicy Schloss Proschwitz (fot. Olaf Kuziemka)


W kwietniu, gdy jeszcze w Polsce zima przeplata się z wiosną, tchnąc w przyrodę jakby ironicznie resztkę jesieni z głębi gardła wydartej, my gramy jej na nosie. Wygodnym lexusem przemierzamy drogę do Saksonii. Winni blogerzy nie mają pojęcia, jak to blisko. Ale co tam blogerzy! Wielu Polaków nie ma pojęcia, że tuż tuż za granicą jest winne zagłębie, które może nie tyle kusi, ile pozostaje niezbadane, nieznane, tajemnicze. Choć to ziemie królów, którzy byli także władcami Polski!

Saksonia wita nas wietrznym porankiem. Z poznańskiej autostrady wjeżdżamy (to ok. 100 km, ale szybkość to przyjemność) - przez granicę - w ziemię, która bardziej przypomina moją rodzinną Warmię. Saska Szwajcaria. Pagórki i kręte drogi. Zielono. Ukoronowaniem jest Miśnia, do której wpadamy na razie na chwilkę. Miasto słynne od wieków z manufaktury porcelany i same przypomina przepiękną zdobioną cukiernicę. Starówka położona na wzgórzu, stromym jak te znane z Lizbony... Wśród kamieniczek pną się schody i wąskie uliczki. Prowadzą w górę - do biskupiego zamku Albrechtsburg. Świetne miejsce, żeby zacząć przygodę ze sportem, znakomite, by potrenować bieganie, i doskonałe, by poznać tutejsze... wina. Bo sklepy, restauracje i hotele pełne są miejscowych etykiet. Lokalny patriotyzm? Pewnie tak, ale w regionie jest ok. 500 hektarów winnic, które uprawia 35 winiarzy. Położone na stokach widocznych, gdy jedziemy wzdłuż Łaby (niem. Elbe), tzw. Saechsische Weinstrasse.


Saksoński Szlak Wina. Musicie tu kiedyś przyjechać!

Jeśli zatrzymacie się w jakimś tutejszym hotelu, w minibarze z pewnością znajdziecie butelkę z etykietką Weingut Schloss Proschwitz. To z winnicy prowadzonej przez księcia Georga zur Lippe i jego sympatyczną żonę Alexandrę. Ze stoków w Zadel über Meissen widać Miśnię. Gdy zajeżdżamy do winnicy, nie wiemy jeszcze, że spędzimy wiele niezapomnianych godzin. O wiele więcej niż przewidywał sporządzony z niemiecką precyzją plan! Ale co tam, dodamy nieco polskiej fantazji!
 



Jesteśmy przyjmowani - grupa polskich winnych blogerów - iście po książęcemu! Czeka na nas nie tylko piękna bryczka, ale i musujące wino! Oczywiście różowe Proschwitz Pinot Madeleine (Frühburgunder). Są tu wielkie bąbelki, poziomkowa świeżość. Grono to mutacja Pinot Noir, bardziej odporna na zimno. A chłodno jest. Doświadczamy tego podczas jazdy na stok w towarzystwie księżnej! 

Jeden ze stoków książęcej winnicy. W dole rzeka Łaba (Elbe)

Książę zur Lippe ma 100 hektarów winnic, ale uprawa to tylko 80. Reszta ziemi odpoczywa. Jeśli ktoś wam powie, że wiatr w winnicach to domena południowej doliny Rodanu, to zaproście go na stoki w Zadel nad Łabą. Wieje i to jak! 
- Posadziliśmy cztery kilometry żywopłotów, by były ochroną przed wiatrem, ale i tak jak czujecie to mało daje - uśmiecha się księżna Alexandra. 

Księżna, wiatr (taki, że krzesła przewraca!) i wino. Kieliszki trzymamy mocno!

Rzeczywiście. Bez solidnej kurtki w kwietniu nie sposób wytrzymać. Ale dla winnych krzewów to dobrodziejstwo. Powiew chroni przed nadmierną wilgocią. A my się wiatru nie boimy i zatrzymujemy na popas pod wielkim bzem. Piknikowy kosz na ławeczce, targany co chwilę wiatrem. A co w koszu?
W piknikowym koszu Schloss Proschwitz Goldriesling 2016 i serowe ciasteczka (zjedliśmy!)

Księżna wyjmuje Goldriesling 2016 - lekko złote, orzeźwiające, nieco mineralne, nieco brzoskwiniowe. Taki aperitif. Bo drugie już jest zupełnie inne - Muller Thurgau 2015. Jest niemal białe, bezbarwne, to idealne na lato, które z wolna bardzo tu przychodzi - jest lekko słone i szczupłe. Idealnie pasuje do słonych serowych ciasteczek, które przygotował syn księżnej. I niech mi ktoś powie, że wina źle smakują w winnicy!



W następnym odcinku m.in.:
- Jak smakują bąbelki z małej i dużej butli, a jak inne wina Schloss Proschwitz


Do Saksonii podróżowaliśmy na zaproszenie Niemieckiego Instytutu Wina oraz Niemieckiej Centrali Turystyki