niedziela, 4 lutego 2018

Wyprawa do Mołdawii cz. 1. Są kontrasty i jest wino!

Tu się wina nie wstydzą...
 
Choinka z butelkami w centrum Kiszyniowa. Można kupić i słodziaki, i wina wytrawne. Nikt o zasłanianiu etykiet nie myśli. Dziwią się, gdy mówimy o polskiej ustawie o wychowaniu w trzeźwości

Pierwszy kontakt i już kontrast. Para oddechów pasażerów opuszczających samolot i krystaliczne niebo nad stolicą. Nisko leżące słońce oświetla lśniące kamienne płytki budynku lotniska, a obok - jak to na budowie - piętrzy się stos zbrojeń, jakiś żwir i budulec. Hotelowa limuzyna mija bloki ze ścianami wciąż czekającymi na tynk, ale zaraz toyotę wyprzedzają porsche, jaguar i maserati. Tylko po to, by zaraz posłusznie zatrzymać się za ruszającym z przystanku trolejbusem… A na asfalt usiany pęknięciami, purchlami i rysami kładą się coraz dłuższe cienie, bo za ścianą żelbetowych szkieletów, nad którymi dumnie górują dźwigi, zachodzi słońce. 

To się nazywa wyższa kultura bankowości. Praca od 9.00 do 16.30, ale przerwa od 13.00 do 14.00!

Oto państwo w ciągłej budowie, kraj rozdarty między Zachodnią Europą a Rosją, wciśnięty między Rumunię a Ukrainę. Kraj, w którym dogadasz się po rosyjsku, rumuńsku, bułgarsku, ukraińsku - a od biedy nawet po polsku. Kraj, którego kształt porównywany jest do kiści winorośli, a według tradycji gospodarzem nie jest ten, kto nie robi własnego wina - Mołdawia.

Miałem niedawno wraz z Olafem (Powinowaci) wziąć udział w podróży - jakże krótkiej - do tego kraju. Są bezpośrednie loty z Warszawy, nie trzeba wizy, wystarczy dowód osobisty, aby udać się na 90-dniowe wakacje. Ulice Kiszyniowa - stolicy, która była naszym pierwszym widzianym miastem - przypominają te pamiętane z dużych polskich miast z początku lat 90. Kruszący się tu i ówdzie asfalt, zachodnie auta sąsiadujące ze starociami, wpychające się dość głęboko w głąb chodników. 

Czasem ludziom ciężko znaleźć przejście na chodniku... 

Ale widać też respekt w stosunku do przepisowej prędkości (podobno ceny mandatów słone, a fotoradary na drodze wjazdowej robią zdjęcia wszystkim autom! By sprawdzić, kto bez pasów, a kto pędzi za szybko), dość duża w porównaniu z naszą ojczystą życzliwość wśród kierowców, a także… nowoczesność. 


Są i stare kamienice, i szkło ze stalą

Szybkie wi-fi w każdej restauracji, nawet na wsi w głębokim interiorze, terminale do płatności kartami (szybciej się łączą niż te u mojego fryzjera w bloku ze światłowodem) i wino w kartach mlecznych barów.
 
Kilka win do wyboru w mlecznym barze

Zima na pewno nie sprzyja wakacyjnym wojażom, ale nie o wakacje przecież chodziło... Bo głównie kierowała nami winna ciekawość. Bo wina z Mołdawii to już stały gość na polskich półkach marketów, wkładany nader chętnie przez Polaków do koszyków, choć nasi przewodnicy z Kiszyniowa kręcą nosami. - Tutaj mało kto pija takie wina. Sam będąc w Polsce byłem tym zdziwiony - mówi Alexiei. 

No właśnie, tu wina się nie wstydzą. Jest w wielu sklepach, stojak z butelkami ułożonymi na kształt choinki stoi na chodniku. Nikt nie myśli o zasłanianiu, bo wino w Mołdawii to nie alkohol, tylko produkt rolniczy. Eksportowany niegdyś do Rosji (choć były i pewnie jeszcze będą w tym kraju pragnącym zbliżenia z UE embarga), do Rumunii, do Polski.

Lotniskowa restauracja w Kiszyniowie. Zjeść spory obiad można za równowartość 30 zł! Uda się to w Polsce?

Kilka wizyt w winnicach (i tych wielkich, i tych małych) udowadnia nam, że w Mołdawii bez trudu można znaleźć wina dobre, bardzo dobre i znakomite, bez tak ukochanego przez niektórych cukru.

Cricova Brut Alb

I to najlepiej udowodniła pierwsza kolacja w tradycyjnej restauracji Vatra Neamului. Przed daniami spróbowaliśmy musiaka z największej winnicy będącej wciąż pod kuratelą państwa - Cricova Brut Alb. Lekki, o bardzo owocowo kwiatowym zabarwieniu aromatycznym, z lekką miodową bazą, o dość średnim finiszu. Przyjemny, choć z małymi bąbelkami. I bez cukru. Dobre wino na aperitif właśnie!
 
Gitana Winery Lupi Rezerva 2012

A wino z mniejszej winnicy - Gitana Winery - Lupi Rezerva 2012 - z gron z Cabernet Sauvignon, Merlot i Saperavi ujęło swoją lekkością i miękkością. Owoce w aromacie wyraźne - jest czarna porzeczka, jest śliwka, ładny marcepan, a potem pod tym wszystkim można wyczuć całkiem ładne tło. W strukturze, o dziwo średnio szczupłe. Atak na języku niezbyt słodki, wino nie jest "przeboldowane" jak słodko-owocowe bomby, ma całkiem długi i elegancki posmak. Do tego mamałyga ze śmietaną i startym owczym serem (to się miesza razem - jest słodko, jest ostro zarazem) i wieprzowiną. Może nie był to krwisty, lekko wysmażony stek, ale to był naprawdę niezły początek ekskursji pod hasłem #discovermoldova!
C.D.N.
Podróżowaliśmy na zaproszenie rządowej agencji promującej ten kraj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz