Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Winne Wtorki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Winne Wtorki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 8 maja 2018

Winne Wtorki: Riesling!

Nie tylko do szparagów, nie tylko z Niemiec!

Dziś w Winnych Wtorkach wpis na czasie: o winie na ciepłe wiosenne (a w zasadzie letnie, bo w stolicy po 28 stopni!) dni, pasującym do szparagów i... winie, którego dni właśnie się rozpoczęły - Tygodnie Rieslinga! Tak, tak to właśnie nasz bohater - Riesling!

Chyba nie trzeba go przedstawiać - ten biały szczep króluje w Niemczech, ale robi się z niego świetne wina na całym świecie - m.in. w Austrii, we Włoszech, Francji, RPA, Nowej Zelandii, Australii, na zachodzie i wschodzie USA (och te znad Finger Lakes!) oraz oczywiście - z coraz większymi sukcesami - i w naszej Ojczyźnie! Miałem sposobność spróbować i porównać w minionym tygodniu trzy okazy. Z trzech różnych źródeł, wina wyraźnie z różnych półek cenowych. I to za każdym razem jako wina do szparagów. Jeszcze świeżych, niełykowatych, rozpływających się w ustach... Jak wypadają etykiety?
 

Michel Frantz Riesling 2016 Vin d'Alsace (Auchan, ok. 30 zł) 

Michel Frantz Riesling 2016 Vin d'Alsace (Auchan, ok. 30 zł) - Riesling z Alzacji. Jak to na Alzację przystało powinien być oazą miękkości i... rzeczywiście wchodzi miękkość. Aż za duża. Już pierwszy atak nosa zawodzi. Bo oto aromat czuć bardzo słabo, dominują raczej nuty dojrzałego agrestu (takiego o żółtej skórce z włoskami) z akcentem owoskowo-miodowym, poważnym. Może troszkę wina redukcji, pewnego "ściśnięcia"... Po kwadransie otwierea się w kieliszku. W smaku jest na szczęście o wiele lepiej! Jest uszczypliwy, ładnie kwasowy, chrupki. Trochę się pod koniec rehabilituje. Do szparagów dobry, ale ja bym go już nie trzymał w piwniczce. Wypić, zapomnieć. Dla mnie jakieś 3,5 punkta Winiacza.
 

Hagn Riesling Trocken 2016 (Biedronka, ok. 30 zł) 

Hagn Riesling Trocken 2016 (Biedronka, ok. 30 zł) - to akurat Riesling austriacki - w zapachu bardziej od alzackiego siarkowy, emanuje draską zapałek, jest też bardziej landrynkowo-słodki. A przy tym z jakimś musującym akcentem (choć przysięgam poprawnie schłodzony!). Szparagi na szczęście jakoś go łagodzą, ale spróbujmy solo - będzie się rozlatywać na części składowe. Szkoda, ale i cena nie jest jakaś zabójcza (ok. 30 zł) i jak na austriackie wina powinna być alarmująca. A pamiętam, że rok temu bardzo ten Riesling mi smakował. Czyli czasem szkoda trzymać tanie wino! Dla mnie 3,5 punkta Winiacza.


Srebrna Góra Riesling 2017 (ok. 60 zł)

Srebrna Góra Riesling 2017 (w sklepach ok. 60 zł) - pierwsze wrażenie - zaskoczenie! I to jakie! Wino świetnej klasy, ostre, spiczaste, w smaku krystaliczne, czyste, szkliste, wręcz chrupkie. W strukturze bardzo dobrze wyważone, wykreślone bez zbędnej fałszywej nuty, może nie banalnie, ale w interesujący sposób, z pewną delikatną cukrową nutką. Ale jedno jest pewne - ze szparagami świetny, ale będzie pasował do wszelkich ryb, owoców morza, białych mięs... Znakomity okaz. Za wino tej klasy zza naszej zachodniej granicy trzeba dać tak ze dwa razy więcej. Kto schowa na kilka latek tez nie pożałuje! To jest wino na Winiaczową 6 z plusem!

Jeśli zainteresował was Riesling, to macie właśnie okazję skorzystać - spróbować wina (akurat niemieckiego - ale spokojnie, są świetne!) i kupić je taniej w sklepach i lokalach gastronomicznych. W dniach 7-27 maja, na terenie całej Polski odbywa się czwarta edycja Riesling Weeks. W akcji biorą udział restauracje, winebary oraz sklepy z winem. Cel jest prosty - promowanie smaku niemieckiego Rieslinga. Wiosenna akcja jest organizowana przez Niemiecki Instytut Wina – organizację działającą na rzecz promocji wina niemieckiego na świecie. Więcej na stronie rieslingweeks.pl

Rieslinga ze Srebrnej Góry otrzymałem do testów od producenta, pozostałe dwie sztuki - zakup własny.


A tak Rieslinga próbowali inni Wtorkowicze:

- Blurppp

- Italianizzato

– Nasz Świat Win

- Nóż i Widelec

– Powinowaci

– Winne Okolice

- Winne Przygody

– Winniczek 

– Z winem do kina

 

wtorek, 27 marca 2018

Winne Wtorki: wino na Wielkanoc

Abraham Pince Kakasok 2015


Na kilka dni przed świętami - taka okazja w Polsce jest dwa razy: przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą - internet zapełnia się pytaniami: "jakie wino na święta?". A jako że na dziś właśnie przypada Winny Wtorek, czemu nie próbować odpowiedzieć?

Temat w zasadzie znalazł się jakiś czas temu, gdy wielki miłośnik tokajskich win pan Andrzej z Gorlic, smakujący wina naszych bratanków bez "dręczenia się" ich opisywaniem (szczęśliwi, którzy mogą rozkoszować się winem hedonistycznie), przywiózł mi butelkę jednego z najostrzejszych furmintów, jakie miałem okazję próbować. To Kakasok 2015 z winnicy Abraham w Erdobenye (Tokaj).

Przedsięwzięcie Roberta Petera i Eniko Abraham to tylko 8 ha z kawałkiem - głównie na krzewy furminta (kawałek na szczep harslevelu), więc ilość produkcji iście butikowa. Ale jakość absolutnie równoważy tę małą produkcję! Kakasoka powstało w 2015 tylko 509 butelek. Jedna z nich stoi przede mną!

Problem jest tylko taki, że to wino nie ma importera. Kosztuje u producenta - trzeba pojechać do Tokaju - 4500 forintów, co daje jakieś 58-60 zł. Zalety są dwie: a. wina tej klasy taniej na pewno w Polsce nie kupicie; b. możecie je przechowywać pewnie z 10 lat!

Miałem okazję już spróbować jej do niedzielnego obiadu nieco zbliżonego charakterem do świątecznych dań. I absolutnie pasowało! Jest odmienne niż pewien furmint ostatnio próbowany, który w niskim, choć zalecanym (8-12 st.) zakresie temperatur wydawał się mdły i nijaki niczym pinot grigio... (wystrzelił dopiero po 18 st. C)

Kakasok nie bierze jeńców nawet wówczas, gdy jest zimniejszy niż zalecane 8 stopni! Jest od razu cudownie herbaciany, świeży, pachnie minerałami zaklętymi w płynie o lekko słomkowej barwie... Jest w smaku ostry jak żyletka nawet wówczas, gdy jego temperatura lekko wzrośnie, a to na wielkanocnym stole na pewno się zdarzy!

Gdy nieco już się ogrzeje, emanuje aromatem egzotycznych owoców, z lekkim, acz wyraźnym, rodzynkowym tłem. Ma wciąż w sobie to coś, co pozwala na wielki oddech od wszelkich tłustości. Znakomicie się wkomponuje w dania domowej produkcji, da radę nawet jajom na twardo, jajom faszerowanym, szynce, białej kiełbasie. Może tylko słodkie mazurki go zdominują... Ale jednego mi żal - że jeśli otworzymy butelkę na święta, na pewno wypijemy!

A takie wina na Wielkanoc polecają inni Winni Wtorkowicze:

- Blurppp: sherry manzanilla

- Italianizzato: też tokaj, ale na słodko!


- Nasz Świat Win: Gamay, choć nie tylko!

- Winne Okolice: pościć czy nie pościć? 

wtorek, 13 lutego 2018

Winne Wtorki na Walentynki!

Amorki = bąbelki?
Terra Serena Prosecco Treviso DOC (26.99 zł)

Niedawno odbyłem interesującą rozmowę. Interesującą z mojego punktu widzenia. Takiego trochę winnego kapryśnika, który Pinot Grigio nie poważa, a beczkę (stosowaną ze swoiście pojmowanym umiarem) uwielbia. Rozmowę z "Przypadkową Młodą Dziewczyną" (wiek jakieś 20-24 lata) poszukującą wina na Walentynki. Początkowo schwytała za jedną z butelek któregoś z "amerykańskich" popularnych win o cenach identycznych jak jej wiek. Po kursie 1 zł=1 rok. Czyli obracamy się w zbiorze 20-24 zł. I jakieś dobre cztery minuty zajęło mi przekonywanie, że może tę kwotę warto wydać na coś lepszego, może jaką czerwień z Portugalii, a może choćby bąbelki... Widziałem ten cień niepewności, to niedowierzanie...

Tak, tak, tematem dzisiejszych Winnych Wtorków - czyli dnia, w którym winni blogerzy próbują i opisują wina według jednego klucza - są wina na Walentynki. Bo Dzień Zakochanych już w środę. A dziś postanowiłem, że nie napiszę niczego o wydumanych winach tkwiących gdzieś na szczytach winnych uniesień za 150 zł, tylko dla osób, które chcą coś na ten dzień kupić zwykłego, dostępnego. Bo czasem nie warto słuchać blogerów wymądrzających się o walorach sherry oloroso (kocham) w czasie, gdy większość konsumentów wina sięga po półsłodki Kagor czy inny Monach. Mi się przekonać "Przypadkową Młodą Dziewczynę" udało. Wyszła z butelką bąbelków. Otóż to, czemu nie bąbelki?

Terra Serena Prosecco Treviso DOC (na zdjęciu powyżej) to wino za 26,99 zł. Zaskoczy was, bo korek sam nie wyskoczy z trzaskiem. Trzeba mieć korkociąg. Ale spokojnie, wyjdzie łagodnie, nie urywając wam ręki. Aromaty jakie uniosą się nad kieliszek będą całkiem fajne - lekko jabłkowe, lekko melonowe. W pewien nawet dość szlachetny sposób. Jeśli spróbujecie, wino okaże się leciutko pieniste, bardzo delikatnie. To nie agresywne Prosecco naładowane po kokardę gazem. Tu mamy bardzo delikatne Frizzante - chciałoby się powiedzieć, ale po chwili bąbelków jest jeszcze mniej! Całość całkiem fajna. Kupicie w Żabce, Freshmarkecie, ale widziałem też w innych marketach... Będzie pasować do wielu dań, a nawet - z racji na całkiem sporo cukru - do niezbyt przeładowanych cukrem deserów.


Cava Gran Baron (24,99 zł)

Kto natomiast ma trochę przesyt Prosecco, z różnych powodów - bo np. za modne, za słodkie, za proste... ale nie chce wykosztowywać się na szampana, niech z bąbelków nie rezygnuje. Cava Gran Baron kosztuje zaledwie 24,99 zł. A to już troszkę wyższy stopień wtajemniczenia.
 

To Cava - hiszpańskie wino musujące, świeże, ale specyficzne. Początkowo o dużych bąblach, potem już maleńkich, szampanowych. Ale wciąż pracowicie wijących się w kieliszku, z radością wydobywających się na powierzchnię... W aromacie delikatne migdały i kwiatowość, ale jest także całkiem spora dawka mineralności. W smaku o bardzo przyjemnej fakturze, powiewie orzeźwienia. W finiszu jest dość długie, ma ten charakterystyczny dla Cavy ciężar. Kupicie w Żabce i Freshmarkecie. Cena dla hiszpańskiej Cavy typowa, bardzo dobra!

Tak więc nie słuchajcie (bezkrytycznie) winnych blogerów, odkrywajcie wina sami. Miłość - może także do pewnych smaków wina - możecie znaleźć tylko sami!

Wina otrzymałem do degustacji od Żabki.

A takie wina polecają inni Wtorkowicze:

- Blurppp: czemu nie marsala?

- Italianizzato: wino z Sycylii... oczywiście pyszne!  

- Nasz Świat Win: Moscato dla zakochanych. Moscato Giallo...

- Wine Trip Into Your Soul: czerwień z Hiszpanii

- Winne Okolice: też musiak, choć nie z Włoch ani nie z Hiszpanii

wtorek, 5 grudnia 2017

Winne Mikołajki czyli Chardonnay z Piemontu!

Cantine Povero Il Sendallo Piemonte DOC Chardonnay 2015



Już jutro Mikołajki - i zarazem Winny Wtorek - ale winni blogerzy nie czekają. Nie znoszą czekania. Bo wino, jakie smakują, już swoje w kadziach, tankach, beczkach - i oczywiście w butelkach - odczekało. Wcześniej grona czekały na krzewach i chłonęły słońce, którego teraz za oknem jak na lekarstwo. A teraz wino nam to ciepło i światło może oddać i bardzo dobrze!

Sam święty zapewnił, że zasłużyłem :)

Mój święty Mikołaj słusznie przypuszczał, że zasłużyłem na piękny prezent i przysłał via Laponia wino z... Włoch, a konkretnie z Piemontu! Ten region kojarzy się chyba wszystkim z winami czerwonymi - takim Barolo, a tu taka niespodzianka! Oczywiście białe szczepy to nie rzadkość, ale chyba z piemonckim Chardonnay nie miałem jeszcze do czynienia. Pora więc na Cantine Povero Il Sendallo Piemonte DOC Chardonnay 2015! 

Chardonnay ma zwykle sto twarzy - bywa i ostre jak żyletka, i kwiatowe, pełne, bogate... A tu ciekawe wino środka. W kieliszku dość ładne złoto (nie w rosyjskim stylu), w aromacie zdominowane przez jabłkową skórkę, choć jest też pewna ciekawa chlebowość, gdzieś przywodząca na myśl szampany. Jest też pewne echo orzechowości, które możemy pomylić z lekkim utlenieniem...

Ale w smaku nic na to utlenienie nie wskazuje. Jest ładny kwasowy szkielet, który trzyma na sobie ten grubo tkany owocowy płaszcz, który - trochę żałuję - został odebrany od krawca zbyt wcześnie. Wino ma sporą strukturę, czuć, że wchłonęło sporo słońca, a nie zrodziło się gdzieś 600 km na północ w Chablis. 

Wino importuje do Polski łódzka firma Winiamo - co tłumaczymy jako "kocham wina". No taki prezent od św. Mikołaja także kocham! 

Nawet osobiście się podpisał. Wiecznym piórem!

A tak zostali obdarowani inni winni blogerzy: 

- Nasz Świat Win: Nebbiolo na filmowo

- Blurppp: św. Mikołaj przyniósł mu też włoskie wino 

- Winne Przygody: Wyobraźcie sobie, że też Piemont!

- Italianizzato: Półsłodkie i to z Niemiec! 

- Enowersytet: Też niemiecki Riesling!!!

- Winniczek: post na 6 grudnia, ale ani słowa, że o Mikołajkach. Ale wklejam 



wtorek, 21 listopada 2017

Winne Wtorki - wino dla teścia? Tokaj!!!

Disznókő Aszú 6 Puttonyos Tokaj 2002

 

Tematem dzisiejszych Winnych Wtorków jest... Wino dla Teścia! Wino trudne, które powinno być zarazem winem jednoznacznie przystępnym - by nie powiedzieć podstępnym. Dobrać je nie tak łatwo. Bo to wino dla teścia, który winach, jakie uwielbiamy określa jednym słowem (którego nie uznajemy w głębi duszy za obelgę :) - "kwasiory", bo sam lubi bardziej coś mocniejszego...
 

Pewnie najlepsza byłaby grappa, ale to nie Grappowy Wtorek, tylko winny. No i wino powinno być podstępne w takim sensie, że my też zapewne - zmuszeni przez nieufnego ojca wybranki naszego serca - dostąpimy zaszczytu spróbowania owegoż wina. A my słabych win nie lubimy. No i powinno być to więc wino znakomite. Bo i teść musi mieć przeświadczenie, jak już go winami zarazimy, że dostał wówczas petardę - a nie coś kiepskiego.

I ja takiej petardy spróbowałem w ostatni poniedziałek podczas degustacji Dzień Tokaju organizowanego przez Winicjatywę. Mnóstwo było tu znakomitych win, naprawdę świetnych - ze cztery najgorsze zasługiwałyby może na Winiaczową Czwórkę, więc było wspaniale! O wielu z nich jeszcze napiszę, choćby dlatego, by oddać jeszcze wspomnienie z ostatniej tokajskiej wyprawy. Ale zdradzę wam, że w poniedziałek w Warszawie przeżyłem jeden z odjazdów zmysłów przy stoliku 23 - Disznókő.

Onegdaj - przy degustacji wytrawności z tokajskich aukcji - zachwyciłem się furmintem Disznókő Lajosok-dűlő z 2016 r. Wspaniałość, jeszcze lekko musująca, kwasowa, przednia. Na 6+! Ale za takie wino teść spuściłby nas ze schodów. Bo teściowi trzeba tego, co było perłą stolika nr 23 - Aszú 6 Puttonyos 2002!

W tej butelce są spełnione dwa podstawowe założenia wina dla teścia - jest słodkie (checked!) i dość znane, bo Polacy wiedzą, że jak z tokaju to w potocznym rozumieniu musi być słodkie (checked!). Ale jeśli próbowaliście już innych tokajów 6-putonowych, i sądzicie, że Disznókő Aszú 6 Puttonyos 2002 jest taki sam, to jesteście w błędzie! 

Pierwszym wrażeniem jest nie słodycz, tylko... delikatność. W aromacie jest bardzo mało tej miodowości, pewnego akcentu pleśni czy utlenienia. Tu jest raczej miła i aksamitna trawiastość, lekkość. Jeśli szybko przełkniemy (niewprawny teść to zrobi, idę o zakład), pozbawimy się tego, co w tym winie najwspanialsze - wielkiego uderzenia kwasu! To jak przypływ oceanu gdzieś w zachodniej Szkocji. Szybki, ogromny, niespodziewany. Powalający wprost. To wino nie jest ot takim sobie prostym słodziakiem, ono tę słodycz wystawia gdzieś u bram, niczym nocny klub bramkarzy, a gdy wejdziemy głębiej, znajdziemy się w krainie ciężkiej do wyobrażenia sublimacji, smakowej orgii, która trwa, trwa, trwa... To jedno z win, które swoją pełnię uwydatnia nie w aromacie, ale w smaku, które wprost zachęca "wypij mnie!"

Teść przyjaźnie poklepuje nas po ramieniu i nie mamy wyjścia. Musimy nalać mu drugi, sążnisty kieliszek. Trudno, na szczęście możemy nalać także sobie!

Na Węgrzech butelka kosztuje ok. 16 tys. forintów (coś koło 210 zł), a w Polsce kupimy w Kondrat Wina Wybrane już za 259 zł. Ja degustowałem podczas Dnia Tokaju na zaproszenie Winicjatywy.

Inne wina dla teścia wybrali:

- Nasz Świat Win postawił na szampana

wtorek, 3 października 2017

Winne Wtorki: Węgry na biało!

Bogactwo, którego nie sposób opisać...


 Grona z winnicy Henye

To najbardziej znany winnym zapaleńcom region Europy Wschodniej. Region, który był kiedyś - i nie mówię tego z mocarstwowych pozycji - winną spiżarnią Polski. Tokaj. Nie leży daleko od nas. Ale z drugiej strony cholernie daleko... Ci, którzy mają szczęście mieszkać na Podkarpaciu, czy Małopolsce, mogą się przemieścić w trzy godziny. Snobi ze stolicy muszą poświęcić 10 godzin. Bo nikt przez te wszystkie lata nie pomyślał, żeby może pociągnąć autostradę Warszawa-Radom-Dukla-Tokaj...

Wraz z winnymi blogerami mieliśmy okazję pooglądać kilka winnic - jakże różnych z punktu tokajskiej filozofii. Jedna wytwórnia jest wielka - jak Dereszla, która skupia pod swoimi skrzydłami 7 winnic (m.in. Henye, z której pochodzi powyższe zdjęcie), inni winiarze są pasjonatami, którzy porzucili pracę w korporacjach, inni z kolei ortodoksami, którzy nie chcą podwiązywać krzewów, stosować chemii ani nowych dębowych beczek...

O naszych obserwacjach napiszę jeszcze za kilka dni, ale teraz mogę wam powiedzieć, że Tokaj to specyficzne miejsce. To nie Eger, gdzie kupicie wina w marketach czy sklepach z pamiątkami. Owszem, w samym Tokaju jest kilka sklepów, ale próżno szukać tu - my nie znaleźliśmy - sklepu z kilkoma półkami wypełnionymi reprezentatywnymi dla regionu winami. Trzeba pukać do poszczególnych winnic i smakować, kupować...

Można trafić wspaniale - jak do winnicy, którą polecił nam pan Andrzej z Gorlic - do Endre Demetera, onegdaj pracownika telekomu, który kocha crossowe motocykle i naturalne wina. Endre poczęstował nas winem, które może się równać jedynie z Ölberg Riesling Grosses Gewachs 2013 od Kuhling-Guillot. Wino z gron posadzonych na parceli 57, na szczycie jednego z miejscowych wulkanów sprzed milionów lat - Uragya Furmint 57.

Endre Demeter i jego Uragya 57 Furmint 2013


Jeśli śmiejecie się na dźwięk słowa "mineralność" (ja też to miałem, też kpiłem), to spróbujcie tego wina. To trawiastość, zieloność, to świeżość i moc ziemi, roślinność i sok płynący z tokajskich trzewi. Ciężko znaleźć słowny warsztat, by to opisać. Nie spotkaliśmy takiego okazu nigdy. Jeśli tylko będziecie w Mad, koniecznie spróbujcie! Cena nie tak wysoka - 9000 forintów czyli 14 zł razy 9 = 126 zł. Warto!!!

Ale jeśli jesteście po prostu z wielkiego miasta, na przykład z Warszawy, i chcecie wydać połowę tej kwoty, możecie w winotece 13win.pl kupić Füleky Pallas Late Harvest Tokaji 2012! Kosztuje bodaj 62 zł (ale butelka ma 0,5 l, a nie 0,75 l), ale to świetny stosunek jakości do ceny - wino jest słodkie, ma pewien woskowo-miodowy aromat, znad którego przebija się pewna jasna owocowość. Jest tu coś, co - gdy zamkniemy oczy - dojrzymy. 

Szlachetna pleśń obejmuje we władanie grona Henye

Te dotknięte szlachetną pleśnią winogrona, które występują jeszcze tylko we bordoskim regionie Sauternes. Zmarszczone niczym rodzynki, niedługo pójdą - zebrane dłońmi wykwalifikowanych zbieraczy - do kadzi. By dać tokajskie wspaniałości... 

O Tokajach wartych uwagi pisałem tutaj 

A tak o białych szczepach z Węgier pisali inni wtorkowicze:


- Italianizzato: Dereszla, znana z Lidla

- NieWinne Podróże też w sumie o bielach z Somlo

- Winne Przygody: Furmint na złe dni

- Nasz Świat Win: Wina z wulkanu, z gron Juhfark!

 

środa, 23 sierpnia 2017

Winne Wtorki: Pierwszy krok w świat wina

Château de Bordes-Quancard 2011 Bordeaux

Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - Inwino (import M&P) - ok. 45 zł
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje (z plusem!)

Dawno mnie w Winnych Wtorkach nie było, ale oto jestem :) W temacie, który sprawia, że serce bije nieco bardziej - pierwszy krok w świecie win. Tak, tak, pamiętam. W podstawówce, zamiast iść na przedstawienie "Zemsty", woleliśmy iść za stary mur obronny z XV bodaj wieku, gdzie wychyliliśmy - uprzednio odkorkowawszy za pomocą scyzoryka - plastikowy kapsel szczelnie okrywający szyjkę zielonej butelki. To był chyba klasyczny jabol, którego wziąłem łyk i szczerze mówiąc to był mój łyk jabola ostatni - bo nic w nim fajnego nie znalazłem. Oddałem tę przyjemność kolegom.

Porównanie miałem wówczas tylko z domowym winem z czerwonych porzeczek, które było o jakieś siedem razy lepsze niż ów wytwór fabryki w Dwikozach czy innym Pikutkowie. Nie mogłem pojąć, jak to się dzieje, że w jakichś filmach zachwycają się winem, wyczuwają te wszystkie nuty, dzięki którym potrafią zidentyfikować wiek i umiejscowienie stoku itp. 

Pomyśleć, że gdy to wszystko się działo, była zima 1986 r., w bordoskich piwnicach fermentowały sobie grona z jednego z najlepszych roczników XX wieku! O, tak... Bordeaux. To byłby dobry start. Problem w tym, że nie każdy miał - czy będzie miał - okazję zaczynać od wzorcowych butelek Mouton Rotschild, jak te na fotografii poniżej.


Półka w sklepie Lavigna w Paryżu

Bordeaux to oczywiście wzorzec wina - jak zauważył Sławomir Chrzczonowicz w jednym z artykułów na Winicjatywie - ale do tego wniosku nie dochodzi się tak od razu. Niektórzy cenią Nowy Świat - za jego świeży i intensywny smak; Hiszpanię - za krągłość, cenę i łatwość; Włochy - za sławę i splendor; Portugalię - za dostępność i klasę. No i francuską Burgundię - za mistrzostwo i ulotną niebiańskość.


Lata ogólniaka i studiów to raczej czas wielkiej umownej dowolności - Sophii i innych wynalazków. Na szczęście wszystko ma swój koniec i następuje moment olśnienia. To był Pomerol Château de Bel-Air z rocznika 1995, kupiony w jednym z paryskich sklepów. Nie mogę znaleźć zdjęcia. Ale wino było głębokie, skórzaste, zamszowe, zachwyciło mnie swoim przytłumionym owocem i tym czymś, co ciężko zdefiniować. Może to fotel skórzany w zakurzonej bibliotece, może mech w lesie o poranku, może zamglony jesienny zagajnik w ciężki dzień...

Tak to się zaczęło. Dziś za równowartość tego, co wówczas mnie zachwyciło, można kupić butelkę Château de Bordes-Quancard 2011 AOC Bordeaux. I sądzę, że to wino dziś oferuje podobne doznania, które pamiętam z owego czasu - trochę je dziś idealizując. Ale w Château de Bordes-Quancard 2011 mamy klasyczną bordoską mieszankę Cabernet Sauvignon i Merlota, przyciężki już owoc, spod znaku czarnej - lekko dżemowej już - porzeczki, jest ładny garbnik o niewielkiej fakturze, doprawiony zgrabnie cząstką kwasowości. Ale kto chce szukać absolutu, może zaczynać od takich butelek, jak poniżej :)



Ot, trochę skarbów z DRC. Też w sklepie Lavigna w Paryżu

A tak pisali inni wtorkowicze:



wtorek, 9 maja 2017

Winne Wtorki - Wino na wiosnę

Peter Mertes Grüner Veltliner Reserve 2015

 

Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Lidl i 14,99 zł w detalu (próbka od importera)
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje czyli 4 punkty na 7



 To miał być Winny Wtorek zawierający zaklęcie. Zaklęcie wiosny. Takie, by ją przywołać, by wreszcie zdecydowała się do diaska zostać. Przyznam się, że udało się zaklęcie zadane przed sobotą. Bo właśnie w piątek przed ostatnią sobotą kolega z pracy utopił Marzannę na kijku w Zalewie Zegrzyńskim. Zrobił zdjęcia na dowód, choć nie musiał.

I dobrze. Bo pierwsze pół soboty było takie, że człowiek żałował, że nie wydał 7 tysięcy złotych na klimatyzację do mieszkania (w Polsce potrzebna tylko w lipcu i sierpniu), czarna kierownica samochodu parzyła dłonie, a krótkie spodenki okazały się zbawieniem! Ale dobrze - użyjmy teraz sposobu wybranego przez Nasz Świat Win, który wojażuje gdzieś tam po Italii (zazdrościmy). Opiszmy wino i niech stanie się wiosna.

Ja akurat wybieram propozycję z Lidla, która powinna być właśnie na półkach tego sklepu. To Peter Mertes Grüner Veltliner Reserve 2015. Sygnowany przez producenta, który stoi za nieco wyśmiewanymi Liebfraumilchami w niebieskich butelkach bardziej przypominających luksfery z balkonu badylarza niż szlachetne flaszki. Tu mamy coś innego - zieleń butelkowa jest klasyczna, ma pewnie przywodzić szparagi (przed ugotowaniem)... I bardzo dobrze!
 
Białe wino wytrawne. W kolorze czyste, ledwo żółte. W aromacie pierwsze uderzenie zwiastuje sporą kwasowość. I w pierwszym ataku na języku jest! Co w aromacie? Zdecydowanie białe owoce - gruszka, melon, ale też nieco brzoskwini i lekkiej goryczki, całkiem spora szczypta pieprzu. Nieco kredowego tła. Kwasowość lubi tu płatać psikusa. Raz jest dojmująca, po chwili nieco się trywializuje. By po chwili znów pokazać pazurek. Inny w zależności od naszego nastawienia. Stanowczo to jedzenia lepsze niż do próbowania solo. Oby Grüner wiosnę nam przyniósł!




A tak wiosnę czarują inni Wtorkowicze:

- Nasz Świat Win: Riesling z Nahe, przywieziony z wycieczki

- Winne Przygody: Zaklinanie Rieslingiem 

- Winniczek: po sklepowym rozczarowaniu czas na wino z kolekcji


wtorek, 4 kwietnia 2017

Winne Wtorki: Riesling z Nowego Świata

Villa Maria Riesling Private Bin 2014



Kuba Jurkiewicz z Nowej Zelandii - "spirytus mowens" (o ile można o "winnym" animatorze mówić per "spirytus") Winnych Wtorków wymyślił, by tematem dzisiejszych postów był Riesling z Nowego Świata. Wybór tak prosty, że aż... znakomity! 

Z reguły, gdy myślimy o tym szczepie, to w dwóch, no może trzech, znaczeniach. Te mineralne z Nadrenii, miękkie z Mozeli i jeszcze bardziej miękkie (choć niekoniecznie!) z Alzacji. Samo wspomnienie tych niemieckich przywołuje już na myśl tę legendarną kwasowość, kamienność, lekką zieloność, cytrusowość. Myśl o Alzacji przywodzi zaskoczenie, jakiego doznałem pijąc jedno z trzech win przywiezionych przez Sebastiana z bloga Zdegustowany.com. To rozwiało wszelkie stereotypy o Rieslingach z tego regionu!

Ale te z Nowego Świata także potrafią zaskakiwać. Do amerykańskich odkryć pchnął mnie Maciek z bloga Viniculture.pl. Trzeba było polecieć do Nowego Jorku!

Nowy Świat. Uff, dolecieliśmy! Manhattan już tuż tuż!


Będąc już na Manhattanie pojeździłem po kilku sklepach w poszukiwaniach Rieslingów z Finger Lakes, krainy wielkich Jezior ze stanu NY. Niby wina krajowe, ze znanego regionu, ale... w Wielkim Jabłku uświadczysz więcej win włoskich i niemieckich oraz kalifornijskich niż win z tego samego stanu! Ale od czego limuzyny?!

Teraz szybko, limuzyna już czeka!!!

Udało się znaleźć wspaniałe dwa okazy. Jeden w sklepie specjalistycznym, drugi "u Chińczyka". Zdegustowaliśmy je w blogerskim gronie, co świetnie opisał Nasz Świat Win. Obydwa znakomite. Jeden petrolowo-woskowy, drugi bardziej elegancki, z początku zamknięty, ale z upływem czasu rozwijający swój dywan mineralności...

Stąd ucieszyło mnie zadanie Kuby. W sukurs przyszedł mi sklep Białe czy Czerwone, gdzie znalazłem nowolezandzkiego Rieslinga z Villa Maria. Chyba wszystko o tej winnicy napisał Andrzej Daszkiewicz z Magazynu Wino, gwoli przypomnienia nadmienię, że to działo chorwackich imigrantów, a dziś wina robią ich potomkowie. Stąd może europejski duch, który drzemie w Rieslingu Private Bin Marlborough 2014? 

Całość jest jasnosłomkowa, z pozoru prosta. W nosie czujemy zapowiedź naftowości, ale po chwili na powierzchnię wychodzą cytrusy - morele i brzoskwinie, gdzieś w zakamarki nozdrzy wciska się kwasowość wyciskająca pierwsze krople ze ślinianek... W smaku krągłość, spójność. Bardzo ładna kwasowość, ślinianki ruszają z produkcją! Ser, nawet pleśniowy albo owczy, owoce morza, ryby... Pewnie też wieprzowina w białym grzybowym sosie, bitki duszone... Takiego Rieslinga mógłbym pić i do śniadania, i do obiadu, i do kolacji! Ale no tak, już po północy czyli nie wolno podjadać!!! 

Wino dostępne jest m.in. w sklepie Białe czy Czerwone w Warszawie

A takich wyborów dokonali inni Wtorkowicze:

- Blurppp: R. z Australii

- Czerwone czy Białe: także R. z Nowej Zelandii!

- Nasz Świat Win: też R. z USA i... z Austrii na dodatek!

wtorek, 21 marca 2017

Winne Wtorki - czym poczęstowałbym kosmitę?

Winem gości, a nie tylko chlebem i solą!


Pamiętamy wszyscy niedawne rewelacje NASA o odkryciu gdzieś tam w kosmosie, całkiem blisko – kilkadziesiąt lat świetlnych od nas – bliźniaczego układu planet. Mają tam być prawie takie same warunki jak u nas. A więc nie tylko chodzą do szkół, stoją w korkach i wypruwają żyły w korporacjach, ale po godzinach mogą raczyć się winem!

Stąd właśnie mój temat Winnych Wtorków. Zastanawiałem się, jakim winem powitałbym kosmitów, gdyby u nas wylądowali. Przy założeniu, że nie są krzemową formą życia (wtedy częstowałbym pewnie szkłem wodnym), tylko białkową – czyli całkiem podobną do nas.

Zastanawiałem się długo i szczerze mówiąc w sukurs przyszedł mi Festiwal Win Kalifornijskich (California Wine Festiwal), organizowany kilka dni temu w Warszawie, w hotelu Victoria. A to z dwóch powodów. 

Po pierwsze, bo USA mają pewną już wprawę w przyjmowaniu UFO-ludków. Że wspomnę „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” czy „ET” (w pozytywnym znaczeniu) i „Dzień Niepodległości” czy „Wojna Światów” (w świetle niezbyt przyjaznym). 

Po drugie – podanie win z RPA nie wchodziło raczej w grę ze względu na „Dystrykt nr 9”, bo pamiętamy, że przybysze nie zostali zbyt gościnnie przyjęci w kraju złotych krugerandów.

Po trzecie – bo spróbowałem wina, które zrobiło na mnie ogromne, wręcz piorunujące wrażenie. Na szczęście zdążyłem spróbować jeden kieliszek – Ridge Monte Bello Cab 2013!

Pierwszy zwiastun już w składzie podanym na dole etykiety: 80 proc. Cabernet Franc, 8 proc. Petit Verdot, 7 proc. Cabernet Franc i 5 proc. Merlot. Bordoskie składniki, niby nic niezwykłego... W aromacie jest zaledwie przedsmak pewnej  niezwykłości, bo oto czerwone i czarne owoce, trochę lukrecji, pieprzność... Ale wystarczy łyk wziąć na język i następuje eksplozja! Jest przede wszystkim lekkość i elegancja. To pierwsze co przychodzi na myśl. Że oto mamy wino powietrzne, potem dopiero dochodzi korzenność, podnoszące się gdzieś pierwiastki balsamico, trochę śliwki, nieco ziemistości, przepływ eleganckiej, zeszlifowanej na błysk taniny... Jest też kwasowość, która czyni ten cały odbiór jeszcze smuklejszym, jeszcze czystszym!!! 

Żadne z win próbowanych na tym festiwalu nie zbliżyło się w stronę Monte Bello. Nie znaczy to, że nie było wyśmienitych win, ale Monte Bello jest po prostu wyjątkowe! Sama winnica zresztą też ciekawa, bo leży zupełnie z dala od winiarskich słynnych dolina Napa i Sonoma. Ridge leży na wzgórzach na południu od San Francisco i na zachód od San Jose. 900 metrów nad poziomem Pacyfiku, od którego dzieli ją 15 mil lasów. 

Grona pochodzą z 24 parceli, przechodzą selekcję maszynową, potem ręczną. I są starzone w beczkach (96 proc. nowego amerykańskiego dębu suszonego na powietrzu i 4 proc. nowego francuskiego) długo – 18 miesięcy.

Rocznik 2012 został w zeszły, roku jednym z 10 win 2016 roku Wine Spectatora! Zajął w rankingu 7. miejsce. Całkiem niezła wizytówka dla „nie-ziemian”. Oczywiście 2013 jest uznany nieco gorszym winem – ale myślę, że kosmici o te 1-2 punkty nie będą robić dramatu. No, chyba że mają w swoich piwniczkach już rocznik 2001, który uznawany jest za wino 99-punktowe. Ale co zrobić... 

Do Polski Ridge sprowadza Winkolekcja, ale Monte Bello nie ma. Jakby było, kosztowałoby z 600 zł albo i więcej. Bo powstaje jedynie 36 tys. butelek, z czego jedna trzecia nie opuszcza USA. Acha, wszyscy krytycy są zgodni, że najlepsze lata wino ma przed sobą, bo będzie świetne od 2020 nawet do 2050 roku. Kosmici mogą więc wziąć coś wziąć ze sobą na podróż. W końcu parę lat świetlnych do siebie będą wracać. Na przyjazd będzie jak znalazł!


A tym częstowaliby ufoludków inni Winni Wtorkowicze:

- Catalandelights czyli Marzena z Hiszpanii: Garnachą 

- Italianizzato: proste Negroamaro!

- Nasz Świat Win: trzy wina do wyboru 

- Zdegustowany: bąbelki dla UFO-ludków 

wtorek, 7 marca 2017

Winne Wtorki: A jakby tak Chardonnay?

A właśnie, że Chardonnay! Czyli Donna Fugata Chiaranda 2013 Sicilia Contessa Entellina DOC



Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - La Barbatelle i 199 zł w detalu (próbowane na degustacji branżowej)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!

Znacie to: "Everything but chardonnay!" czyli "wszystko byle nie Chardonnay!" To hasło jest jak najbardziej trafne w większości przypadków. Nic dziwnego - Chardonnay szczep najpopolarniejszy chyba na świecie, większość robionych z niego win jest ogólnie mówiąc - średnia. I to niestety tych win, które u nas trafiają na półki.

Ale są wyjątki! Jednym z nich jest Donna Fugata Chiaranda 2013, importowana z Sycylii przez La Barbatelle. Spróbowałem je właśnie na dzisiejszej degustacji i... wyszedłem zachwycony!

To czyste Chardonnay, którego połowa przez pół roku dojrzewa w baryłce z francuskiego dębu. A połowa w kadziach z cementu. I to jak dojrzewa! Jest złote w kielichu, ale - o dziwo - wcale nie przeładowane beczką i masłem. Masło oczywiście jest, ale nieco schowane, posypane lekkim popcornem... I jest bardzo mocno mineralne!
 
W nosie czuć biały owoc i pieprzność - choć nie dominuje on nad mineralnością, a w smaku czuć oleistość, moc, harmonię! To wino świetne poradzi sobie z wieloma potrawami, w tym z mocnymi tłustymi rybami. Ale indykiem czy kurczakiem także! Takie Chardonnay mógłbym pić codziennie!
 


A tak pisali inni Wtorkowicze:

- Czerwone czy Białe: 10 lat na osadzie!

- Dolina Mozeli: o dwóch Francuz(k)ach

- Nasz Świat Win: Chardonnay z Polski!

- Pisane Winem: Poczucie porażki, ale wcześniej były dwa szampany...

- Winniczek: Chardonnay z Penedes




wtorek, 21 lutego 2017

Winne Wtorki: Toskania inaczej

Il Vezzo Morellino di Scansano 2014


Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - 6win.pl i 39 zł (zakup własny)
Do Ideału? - W połowie doskonałe



Gdy słyszę "Toskania" to widzę jakoś nieodmiennie kadry z romansowych filmów albo Hannibala Lectera, gdy smażone na stalowej patelni kawałeczki mózgu Ray'a Liotty zapija Chianti... Wiem, wiem, bardzo popowe skojarzenie. Ale może właśnie dlatego w dzisiejszych Winnych Wtorkach nie miało być ani o Chianti, ani o Brunello, ani Nobile di Montepulciano...

Dlatego jest więc wino z Morellino di Scansano - jednej z południowych apelacji Toskanii. Apelacja DOC powstała tu w latach 70. XX wieku, a do rangi apelacji wyższej (DOCG) podniesiono ją w 2007 r. Wedle jej reguł tutejsze wina mają powstawać w co najmniej 85 proc. z Sangiovese. 15 proc. może być z innych czerwonych gron uprawianych w regionie. Mogą być to odmiany włoskie (np. Canaiolo), ale także międzynarodowe (np. Cabernet sauvignon, Cabernet Franc czy Shiraz).

Wina z Morellino są bardziej owocowe i bardziej miękki niż takie Chianti - i to rzeczywiście w mojej butelce czuć! Wiele zwiastuje już kolor - dość żywy, rubinowy, bez żadnych brązów czy żółci. Nieco myli aromat, dostarczając owocowej bazy, ale z fiołkową nadbudową. W smaku jest za to pewna miękkość, słodkawy i krągły atak na języku. Owocowość rzeczywiście tu góruje, struktura jest raczej średnia, garbnik zgrabnie w ten owoc wpuszczony, mocno zaszyty. 

Finisz jest na szczęście długi. O wiele dłuższy niż można byłoby się spodziewać. A to dzięki całkiem sporej kwasowości. Może nie jest taka wysoka jak w niektórych Chianti, ale jest bardzo dobrze w tym przypadku wyważona!

Nie jest to może wino, za które dałbym się pokroić, ale takiej Toskanii na pewno warto spróbować.

A tak smakowali inni Winni Wtorkowicze:

- Korek od Wina: La Cuerce z Montecucco

- Winniczek: Assolati z Montecucco



wtorek, 7 lutego 2017

Winne Wtorki: Pinot Noir z Nowej Zelandii. I nie tylko...

Dwa Pinoty z Nowego Świata

Nelson Pinot Noir 2015 (48,99 zł w M&S)

Tematem Winnego Wtorku - w takie dni blogerzy piszą na jeden temat - jest Pinot Noir z Nowej Zelandii. Oraz - o ile ktoś lubi, chce, ma możliwość - porównanie z "wzorcem metra" czyli Pinotem z Burgundii. Cóż, postanowiłem pójść troszkę na przekór. Troszkę, bo Pinot Noir z Nowej Zelandii mam właśnie w kieliszku, ale nie porównuję go z bratem z Francji, ale z... Chile! Obydwa wina zakupiłem w Marks&Spencer w sumie za 74,58 zł.

Nową Zelandię reprezentuje Nelson 2015 - jak zobaczycie czytając inne blogi nie był to tylko mój wybór. Wino jest dziełem (to blend różnych win - jak można przeczytać na kontretykiecie) pani winemakerki Jeneve Williams. Jak wynika z krótkiego śledztwa w google, twórczyni jest nieco podobna do naszej Małgorzaty Rozenek (Sami sprawdźcie - jest tu pierwsza od góry). Ale wino to nie odkurzanie - na szczęście jest zrobione bardzo fajnie!

Gdy nalałem sobie do specjalnego pinotowego kieliszka,całkiem małą ilość, wino okazało się dość jasne. W większej masie ma jednak ciemne, przyjemne zabarwienie. W pierwszym aromacie jest jak wiśnia wyjęta z kompotu. Z całkiem ładnym owocowo-warzywnym tłem, dość zimne w odbiorze, z pewną ziołowością. Potem, po pewnym czasie napowietrzania, do głosu dochodzą truskawki i jeżyny. 

W smaku truskawka jest jeszcze wyraźniejsza. Taka zebrana nad ranem, z liśćmi tu i ówdzie poprzylepianymi. Wino ma kwasowość całkiem żwawą, struktura strzelistą, niezbyt opasłą. Raczej wąską w barach.

Tierra y Hombre Pinot Noir Casablanca Valley 2015 (25,59 zł w M&S)

Zupełnie inne wrażenia zapewnia Tierra y Hombre Pinot Noir Casablanca Valley 2015. Także wino z Nowego Świata, i także dzieło naszej Jeneve, choć wespół z chilijskim winemakerem Roberto Carrancá (robi on także wina w Indomita). Ale to wino już bardziej przysadziste, szersze, tęższe w barach. Po pewnym czasie napowietrzania emanuje trochę aromatem garażu, warsztatu samochodowego z otwartym kanałem. Jest czerwony owoc, ale nieco rozlazły, żurawinowy, trzymany jednak "spinaczem" rozmarynu. Już się obawiałem, że to wino bez właściwości, ale...

... w smaku jest za to o wiele przyjemniej! Struktura jest już bardziej rozbudowana, czuć truskawkę z żurawiną, ale kwasowość jest tutaj wyraźną dominantą. Nie taką przykrą, jak w niektórych polskich winach, ale jest bardzo wyraźna!

Jeśli miałbym wybrać jedno z win, postawiłbym na Nową Zelandię. Choć wolałbym, by nie były to marketowe Pinoty, ale takie okazy, jak te od Seresina, których próbowałem podczas wizyty mistrza kamery w Warszawie!

A takie spostrzeżenia o swoich Pinot Noirach mieli inni blogerzy:

- Czerwone czy Białe

- Nasz Świat Win

- Pisane Winem

- Winne Przygody

- Winniczek