wtorek, 11 listopada 2014

Biała oferta Lidla na późną jesień 2014 r.

Listopad pod znakiem wielkich bąbli
i słodyczy z renomą

Cremant d'Alsace biały Weiber - wielkie bąble!

Prężne wprowadzanie win przez dyskont rodem z Portugalii (o czym pisałem ostatnio tu i ówdzie) musiało się skończyć kontratakiem sieci niemieckiej - Lidla. Tak mniej więcej za 6 dni od dziś Lidl wprowadzi nową, co do większości etykiet, ofertę win. Francuskich, a jakże. Miałem przyjemność uczestniczyć w degustacji 35 win. Dziś pora na biel i róż! Choć to mniejsza część oferty - bo róże są raptem trzy (jeden musujący), a bieli jest sześć (w tym jeden "musiak") oraz cztery białe wina słodkie - na koniec. Na deser!

Lidl ma ofertę bardziej "stromą" - nie ma widełek od 9,99 zł do 29,99 zł jak Biedronka. Będzie wino za 14,99 zł i za 149 zł. A pomiędzy nimi sporo takich, co do których sprawdza się prawidło - im droższe, tym lepsze.


Cremant d'Alzace brut rose - 29,99 zł

Gdybym miał dziś kupić za 29,99 zł cremanta, wybrałbym różowego. Różowy musiak - z tych drogich - wydał mi się lepszy, a z tych do 30 zł także! Bo biały musujący Weiber ma owszem, wielkie bąble, orzechowo-migdałowy aromat, ale goryczka - taka zbyt prosta - w nim przeważa. Różowe daje więcej spektrum, pełni, mniejszą goryczkę. Obydwa cremanty mają takie same wielkie bąble i taką sam cenę!


Château Les Girards (14,99 zł)

Kwestią nie tyle ceny, co smaku, jest alternatywa w przypadku bordoskiej bieli - Château Les Girards (14,99 zł) i Château Marjosse 2008 (24,99 zł). Pierwsze jest kamienno-stalowe. Proste, ziemisto-kredowe, orzeźwiające i nagietkowe stoi po przeciwnej stronie niż bogatsze, wylewne Marjosse. To drugie jest dla amatorów win kwasowych, mocno zbudowanych, otoczonych sporym kołnierzem smaku i armoatu. Girards to kamienny kwiat w stalowym płaszczu, może zimowy jeszcze, a Marjosse kwiat w środku wiosny! Skomplikowany, mocno łodygowy. 

Château Marjosse 2008 (24,99 zł)

Nie smakował mi Riesling Weiber 2013 (19,99 zł), bo zbyt prosty, bezfinezyjny jak na szczep o tysiącu kwaśnych twarzach. Zresztą, ostatnio byłem zbyt rozpieszczony finezyjnymi - a zarazem prostymi - etykietami. W Weiberze poza grejpfrutem może dopatrzyłem się lekkiego kakao. Ale nie mokrych otoczaków z Kamieńczyka.

Gewurztraminer Weiber (29,99 zł)

Za to finezji więcej ma - Lidl nie ma z tym kłopotu w przypadku akurat tego szczepu - Gewurztraminer Weiber 2012. W nosie klasyka gewurza : róża, liczi, kwiaty... Kwasowość niezbyt uderzająca, ale powiedziałbym, że w sam raz! Ja bym dał śmiało z pięć punktów w skali Winiacza!

Pinot Gris 2013 (24,99 zł)

Pinot Gris 2013 od tego samego producenta już aż tak wspaniały mi się nie wydał. Choć to i tak dobra propozycja jak na wino za 25 zł. W smaku ociupina słodyczy, lekka kwasowość, a struktura (szczególnie po ogrzaniu) wyraźnie mięsista.


Chateau Croix Merlin 2013 (14,99 zł)

Z dwóch win różowych wybrałbym o trzy złote droższe - Pinot Rose Le Haut Damier 2013 za 17,99 zł. Bardziej w aromacie owocowe, wyraźnie słodsze - w przeciwieństwie do stonowanego Château Croix Merlin 2013 (14,99 zł). Wino z motylkiem jest może bardziej przewidywalne, ale niesie ze sobą wyraźnie lekki letni akcent!

Pinot Rose Le Haut Damier 2013 za 17,99 zł

Słodkości znalazły się cztery - z czego jedna (Le Vendanges de la Saint-Luc 2010 z Sauternes nie było. Będzie kosztować 24,99 zł. Jakie będzie? Sam jestem ciekaw.


Eclats de Bulles Muscat/Sauvignon z Pay d'Oc (16,99 zł) troszkę wydało mi się jednowymiarowe. Owszem, jest ładna akacja w aromacie, kwiatowość i słodkie tło. Chociaż, zauważmy, że to jedno z tańszych win w ofercie. Za tę cenę nie jest takie złe. 

Château Haut Galouchey Moulleux 2013 (16,99 zł)

Bardziej interesujące wydało mi się Château Haut Galouchey Moulleux 2013. W identycznej cenie - ale już w aromacie jest wyraźnie inne: nieco mineralne, trochę orzechowo-migdałowe, słodycz w smaku dominuje, ale nie jest obezwładniająca.

Château Guiraud 2004 (149 zł)

Za to ostatnia słodycz, z Sauternes, to sensacja! Bo oto za 149 zł na półki trafi Château Guiraud 2004. Smakowałem rocznik 2010 podczas wielkiej degustacji Grand Crus Bordeaux, a w Vino Trio rocznik 2005 był za... 309 zł! Guiraud to rodzynek, bo to wino słodkie z pierwszej historycznej jeszcze klasyfikacji 1855 r.
W nosie słodycz bynajmniej nie kleista, ale rozcieńczona nutkami cytryny, pomarańczy, gorzkiego grejpfruta... Pycha pierwsza klasa!


Wina degustowałem na koszt importera

wtorek, 4 listopada 2014

Winne Wtorki: Grek z Cypru, znaczy z półki za 22 zł

Imiglykos Semi Sweet


Półka - na wysokości pasa

Gdzie i czemu tak drogo - Wine4you i 22 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Lepiej niż gorzej


Karkołomny wybór Enoeno - tym razem w Winnych Wtorkach czas na Grecję. Hmm, w Polsce kupić dobrą Grecję (piszę z pozycji zwykłego konsumenta, przechadzającego się po ulicach stolicy) to jakiś koszmar. Większość to Retsina (próbowałem takiej na jednej z ostatnich imprez - y... średnie wino - odpowiem dyplomatycznie). Na półkach w Almie tez Grecja jakaś taka... nieprzekonywująca.

Ale co się dziwić - skoro Bułgarię w Polsce reprezentuje głównie Sophia, a Mołdawię Kagor, to jaką Grecję możemy spotkać "na ulicy"? Trudno, wybór padł na osiedlowy sklepik specjalistyczny (na półkach m.in. Atlantika, Wine4You) i na tańsze z dwóch win - czerwone półsłodkie, cypryjskiego pochodzenia - Imiglykos za 22 zł z katalogu Wine4you. Takiego wyboru dokonałby zapewne zwykły klient, zachodzący po wino umówione na współczesny sympozjon.

Jeszcze nie zdążyłem posmakować, tylko wraziłem nos w kielich. W aromatach nie było tak źle, bo oto jest i dojrzała wiśnia, i dżemistość soku z czarnej porzeczki, takiego gęstego, i kolor jakby "rosso di"... jest i śliweczka. Po czymś takim dotknięcie ustami włoskiego wina kończy się wspaniałym uczuciem. A tu żona zakrzyknęła: - Co to za ulepek?!

W kolorze "prawie jak rosso"

Ale skoro ona alarmuje, to znaczy, że sytuacja jak z pewnymi polskimi winami czerwonymi: kolor piękny, aromat obiecujący, a w smaku kwach i generalnie rozczarowanie. Za cenę dwa razy wyższą niż dobre wino z Piemontu. Z tym, że tu nie jest aż tak źle - bo smak idzie w słodycz, ale nie aż w tak paskudną stronę, jak polskie hybrydy.

Da się to wino wypić, choć zostawia taki dziwny posmak, o ile nie weźmiemy następnego łyka. Rozgrzewa mimo niskiej zawartości alkoholu (11 proc., ale to pewnie ten cukier tak działa na podniebienie). Przy odrobinie pikantnego węgierskiego salami by świetnie się pokazało. W grzańcu z korzeniami i cząstką pomarańczy także pewnie by się sprawdziło lepiej niż tak samotnie w kielichu. Tyle, że wino o historii Grecji czy Cypru - butelkowane przez D-SN w D-14375140 - mówi nam raczej niewiele.


Winiacz na 2,5 punkta w 7-punktowej skali!


Ciekawe, jakie obserwacje mają inni wtorkowicze:

– Blurppp: białe i dobre! 

- Enoeno: wysmakowane wino..

– Nasz Świat Win: Jasu Nemea!


– Pisane Winem: wybór z Peloponezu 

poniedziałek, 3 listopada 2014

Chateau Palmer u Mielżyńskiego

Podróż w głąb magii ewolucji
 
Robert Mielżyński i 12 butelek Chateau Palmer

Zeszły tydzień zamknął się niezwykłym wydarzeniem - wspaniałą podróżą po kilku rocznikach bordoskiej sławy - Chateau Palmer. Palmer to winnica z trzeciego kręgu Grand Cru Classes pierwszej historycznej klasyfikacji 1855 r. Ale jej wina osiągają ceny zawrotne - czasem wyższe niż wiele win z winnic uznawanych za "bardziej renomowane".

Miałem niezwykłą przyjemność gościć na pionowej degustacji kilku roczników Palmera u pana Roberta Mielżyńskiego, który w swojej ofercie ma poza pierwszą, sztandarową etykietą (rocznik 2008 za nieco ponad 1500 zł), także drugą - Alter Ego (rok 2008 za 545 zł). I była to podróż niezwykła. Bo ukazująca piękno ewolucji wina ukrytego za takimi samymi etykietami, które różnią się tylko cyferkami roczników.

Palmer - od lewej roczniki 2007, 2006, 2004, 2001, 2000 i 1996

O tym, skąd wzięła się nazwa Chateau Palmer, napisał już bardzo ciekawie na swoim blogu Wine Mike, a o winach opowiadał podczas degustacji - i słuchał gości - dyrektor ds. eksportu Christopher Myers. Ja skupiłem się na podróży po smakach i aromatach. 

2007 - Pierwsze w kieliszku

Pierwszym z nalanych win był rocznik 2007 (49% merlot, 44% cabernet sauvignon i 7% petit verdot). W pierwszym wrażeniu - od razu po nalaniu - aromaty zdominowała czarna porzeczka, z leciutką nutą lukrecji i cedru. W smaku miękkie i delikatne, rozlewające się po języku z pewną dozą tłustości. Potem można było z podziwem obserwować ewolucję - choć mniejszą niż w przypadku innych roczników. Wino długo pozostawało zamknięte - przechodząc przez czekoladę, bombonierę, po orzechy, migdały i... medokańskie "bandaże". W smaku tłustość pozostawała nawet po godzinie. Za 10 lat to pewnie będzie wspaniałość!

2006 - gładsze w smaku

O rok starsze wino - 2006 (Cabernet Sauvignon: 56%, Merlot: 44%) wydało się bardziej pikantne, nieco mocarniejsze, na początku ziemiste (to zostanie w smaku, w finiszu), ale po 15 minutach dochodzi do głosu ciemna czekolada. A potem mięta i szpitalność. Jak przy sterylizacji narzędzi z chirurgicznej stali... W smaku jest gładsze, mniej kwasowe niż 2007, po godzinie dochodzi do głosu piękna ziemistość. I potężna kwasowość.

Ostatnia chwila przed degustacją: Marcin Jagodziński i Marta Wrześniewska z Winicjatywy, Robert Mielżyński
i Christopher Myers z Chateau Palmer

Dwa lata starszy rocznik 2004 (Merlot: 47%, Cabernet Sauvignon: 46%, Petit Verdot: 7%) to na początku lekko ściśnięty owoc, z którego po minutach uwalnia się stajnia, skóra, zwierzęcość... Po kwadransie całość subtelnieje. pojawia się większa nuta kredy. Kwasowość stanowczo na początku mniejsza, ale rośnie jakby w miarę ewolucji. Po godzinie osiąga ładną równowagę - i pokazuje się jako wino gotowe. Ma równowagę między nutą balsamiczną, która będzie coraz wyraźniejsza w starszych rocznikach, a nutą owocową i leciutką beczką.

Budzący kontrowersje rocznik 2001

Czwartym winem był nieco kontrowersyjny - jak się w czasie dyskusji okazało - rocznik 2001 (Cabernet Sauvignon: 51%, Merlot: 44%, Petit Verdot: 5%). Z początku aromat wydawał się łodygowy, ziemisty, zielony, kredowy. Ale w ciągu dwóch kwadransów przeszedł w nuty skórzano-stajenne, swoistej starości i elegancji. Ale co dziwne - wino z drugiej butelki okazało się mniej zielone, było pełniejsze, bardziej okrągłe. Tak samo jednak bardzo kwasowe. To wino było wyraźnie inne niż 2004, 2006 i 2007, a także 2000 - które podobało się sporej liczbie degustujących.



Co miało w sobie milenijne wino, poza brakiem petit verdot (Cabernet Sauvignon: 53%, Merlot: 47%)? Rocznik 2000 bardzo szybko przechodzi z lesistości do równowagi między owocem, a skórą, kakao, tytoniem i śliweczką. Smak był najpierw zdominowany przez taniny, ale po kwadransie stał się okrągły, leciutko balsamiczny, ale po godzinie już nieco prostolinijny, pozbawiający niespodzianki. To wino podobało się bardziej niż 2001! Tyle, że po dwóch godzinach było mniej interesujące niż każdy z innych roczników.


 
Puste już butle 1996, 2000 i 2001

Skok o kolejne cztery lata przenosi nas w jesień 1996 (Cabernet Sauvignon: 55%, Merlot: 40%, Cabernet Franc: 4%, Petit Verdot: 1%) to już jest zupełnie inne wino. Co za subtelność! Kolor - jasna czerwień, niemal róż z pomarańczą. Całość mętna. To w końcu stare wino, przecież 18-letnie, ale wciąż jeszcze krzepkie, choć nastąpiła ciekawa sublimacja - wino stało się leciutko wiśniowe, balsamiczne. Wciąż owocowe, ale przesiąknięte ziemią. W smaku czuć leśne nuty, ulotne, przechodzące w eter...

W kielichu ląduje Palmer 2006

Podczas obiadu mieliśmy jeszcze okazji spróbować rocznika 2008 oraz drugiej etykiety - Alter Ego 2006. Alter Ego - czyli druga etykieta winnicy (Cabernet Sauvignon: 53%, Merlot: 41%, Petit Verdot: 6%) - może mniej głęboki, mniej złożony, ale to też jest wino, które imponuje. Nieco powściągliwe, ale w smaku ładna, atramentowo-balsamiczne. Palmer 2008 (Merlot: 51%, Cabernet Sauvignon: 41%, Petit Verdot: 8%) miał strukturę przypominającą nieco 2006. Świetne, krągłe, majestatyczne!

Co bym zrobił, gdybym nie mógł zabrać na bezludną wyspę wszystkich tych świetnych win, a mógł zabrać... dwa? 1996 wziąłbym z sentymentu (i dla tej smakowej ulotności), a 2004 choćby dlatego, by sprawdzić, czy istotnie za kolejne 10 lat wino rozkwitnie!

wtorek, 28 października 2014

Rioja - wino znienawidzone czy kochane?

Od ściśniętej beki po...
ziemię z esencją owocu

Degustację prowadziła Ewa Rybak z Magazynu Wino. Maciej Nowicki z Winicjatywy napełniał kielichy

Grand Prix Magazynu Wino 2014 - wielka impreza w Zamku Ujazdowskim w Warszawie - było okazją nie tylko do zapoznania się z ofertą nagrodzonych winiarzy, ale także spróbowania win i posłuchania o winach niezwykłych - choć przez niektórych znawców - dyplomatycznie to określę - niecenionych. Bo dziś w dobrym tonie są widziane wina bardziej owocowe, troszkę dzikie i nieokrzesane, wyjątkowe ze względu na miejsce (siedlisko czyli terroir) niż wina techniczne, nieco staroświeckie...

Rioja w kwietniu. Stoimy w słońcu, a daleko w górach śnieg!

Rioja. W wydaniu czerwonym. Wino w Polsce popularne (hiszpańskie są w czołówkach sprzedaży), ale powszechnie kojarzące się z "zabitą dębowymi klepkami" niezbyt wykwintnym napojem, najczęściej w przysłowiowej cenie do 3 dych. 

Ale Ewa Rybak pokazała - dochodząc krok po kroku - jak bardzo "znawcy" mogą być w błędzie. Pierwszym winem było Macan 2011. Młoda rioja, trzyletnia zaledwie, będąca nowym wspólnym projekt winiarskich sław - Benjamina Rotschilda (z Bordeaux) i Vega Sicilia (Ribera del Duero).


Wspólny projekt winiarskich sław - Baron de Rotschild i Vega Sicilia
 
Jak to na Hiszpanię przystało - produkcja niezbyt butikowa. 110 hektarów winnic, w których uprawia się wyłącznie szczep tempranillo, wiek krzewów od 35 do 90 lat. Dopiero weszło na rynek.

14-15 miesięcy w beczkach z dębu francuskiego (60 proc. to beczki nowe), potem dopiero decyzja czy to, co beczki opuszcza jest winem Macan czy też winem Macan Classico. Cena 50 euro z butelkę, ale w niej jeszcze młodość, płochość. W smaku dość drewniane, choć tanina jest ładnie już związana. Pachnie ładnie, choć jest ściśnięte. Według Sławomira Chrzczonowicza (Winkolekcja) ma trochę nieprzyjemne zapachy na początku. Może i ma, ale ulatują i pozostawiają nieco kredowe echo. Zostawiam w kieliszku do końca degustacji - by obserwować, jak się zmienia. A zmienia się wyraźnie!

Bodegas Roda I 2007

Troszkę bardziej otwarte było wino Bodegas Roda I 2007 klasy Reserva (czyli 3 lata dojrzewania, co najmniej rok w beczkach). To już bardziej otwarte, kwasowe, gliniaste. Owoc w aromacie trochę na podbudowie marcepanu, trochę na nucie lukrecji. Ale taniny są ładnie osadzone (import Mielżyński - butla za 206 zł).

Lopez de Heredia Vina Tondonia Reserva 2002

Trzecie wino to Lopez de Heredia Vina Tondonia Reserva 2002. To już jest coś ładnego. To już jest wino, w którym beczki (w wydaniu znanym z tanich win) nie mamy. Tu jest już ciekawa balsamiczna nuta, w charakterze staje się nieco pokrewne włoskim wino. Tu jest też duża kwasowość. Coś jest w tym winie starego, zmurszałego - okazuje się, że to styl produkcji. To nieco staroświeckie wino produkowane jak w latach 80-tych. Tylko, że mi się to wino cholernie podoba :). Niech obok sobie sarkają...
 
Bodegas Muga Gran Reserva 1994
 
Czwarte wino to Bodegas Muga Gran Reserva 1994. Grona zerwano w czasach, gdy byłem jeszcze na studiach. W winnicy nie używa się stalowych kadzi. Beczki robi czterech bednarzy, z czego jeden robi wielkie kadzie dębowe do fermentacji. W takich 210 kadziach fermentują grona tempranillo (80 proc.), garnacha, graciano i mazuelo (20 proc.). A potem leżakują 4 lata w beczkach z dębu francuskiego (większość) i amerykańskiego. 
Co wychodzi po tylu latach? Wciąż piękna kwasowość, lekkie balsamiczne akcenty, skóra. Tu widać, że owoc z ziemią pokonały beczkę! Importerem jest The Fine Food Group
 
La Rioja Alta 904 Gran Reserva 1995
 
Ostatnim winem - które wydało mi się także świetne - była La Rioja Alta 904 Gran Reserva 1995. Powstała z 40-letnich krzewów tempranillo (90 proc.) i graciano (10 proc.). Nad procesem produkcji czuwają enolodzy z Francji. Beczki (słabo ją czuć) pochodzą z tutejszej produkcji, a wino leżakuje w nich 49 miesięcy, a potem jeszcze 4 lata w butelkach, nim dostanie się na rynek. Jest ziołowe i to mocno! Czuć jeszcze czekoladę i kandyzowane owoce... Szkoda, że to wszystko takie drogie...
 

 

piątek, 24 października 2014

Portugalska oferta w Biedronce - na listopad 2014 r.

Portugalia czyli czerwień górą

Większa część win prezentowanych w czwartek

Winna portugalska oferta owadziego dyskontu na listopad - czyli na miesiąc chłodny - zdominowana już nie przez rześkie biele, ale czerwień. Na 25 win, które mają na biedronkowych półkach stanąć od 30 października, aż 19 to wina czerwone. Amatorzy różu znajdą jedną sztukę, a bieli - 5. Z czego Marques de Borba to spadek z poprzednich ofert. Z win czerwonych znajomych jest też 5 win. Miałem okazję spróbować 8 win z nowego zbioru. 

Pinho Real Vinho (13,99 zł)

Pinho Real Vinho (13,99 zł) ze szczepu Loureiro to rześka propozycja dla amatorów kwiatowo-cytrusowych nut. W smaku nie sprawiło wrażenia półwytrawnego wina (tak jest sklasyfikowane w katalogu). Kwasowość niezbyt wielka, ale w finiszu się pojawia, wraz z miętową lekko goryczką. Całkiem zgrabne wino do ryby, lekkich sałatek czy indyka. W skali od 1 do 7 na mocną czwórkę! Mi przypadło do gustu bardziej niż drugie białe wino.

Conde de Vimioso VR Tejo (13,99 zł)

Conde de Vimioso (szczepy arinto, fernao pires) miało pewną nutkę witaminową, nasuwającą na myśl bobo-vita, o ile pamiętacie z dzieciństwa, w smaku akcenty trochę migdałowo-orzechowe. Mniejszy ładunek rześkości niż Pinho. Gdybym miał wydać 13,99 zł na białe, wybrałbym raczej Pinho. 

Segredos de Sao Miguel 2013 VR Alentejano (11,99 zł)

Segredos de Sao Miguel 2013 VR Alentejano będzie się pewnie podobać, bo to półsłodkie wino i w dodatku za 11,99 zł. Ale na szczęście ta słodycz nie narzuca się w pierwszym wrażeniu. Zamiast niej na początku czuć sporą taninę - obezwładniającą cierpkość (szczepy Alicante bouschet, aragonez, touriga nacional, trincadeira). To już jest wino na 5 w skali Winiacza.

Na szóstkę jest za to F'Oz Dao DOC 2012 (nie zrobiłem niestety zdjęcia), choć kosztuje już 17,99 zł. Jest przyjemnie owocowe, dość taniczne (ale nieprzesadnie), w odbiorze zdecydowanie mocne i kwasowe. Do steka i dziczyzny!

Dom Divino Dao 2012 (13,99 zł)

Półwytrawne za 13,99 zł Dom Divino Dao 2012 jakoś mi nie przypadło do gustu, jak F'Oz. Jest owszem owocowe, z pikantnością i drutującymi usta taninami, ale pokroić za to wino bym się nie dał. Chociaż jeśli dłużej postało w kieliszku, zyskiwało. 

Marques D'almeida Beira Interior DOC 2010 (19,99 zł)

Warto dołożyć 6 zł i spróbować Marques D'almeida Beira Interior DOC 2010 (19,99 zł). Tu już tanina ładnie skrojona, bardziej gładka, wtapiająca się w podniebienie bez natarczywości.

Quinta das Setencostas 2010 (24,99 zł)

Równie delikatna tanina była w Quinta das Setencostas 2010 (24,99 zł). To wino, z rocznika 2009, już było prezentowane rok temu. Wówczas było bardziej kakaowe w aromacie. Rocznik 2010 wydaje się już jakby mniej intensywny. Dalej jest dominacja jagód, mocnej czereśni, ale czekoladowość mniej razi. 

Izidro Fine Rich Madeira - 29,99 zł

Prezentację zakończyła słodycz - Izidro Fine Rich Madeira - ot, taki rodzyneczek do ciast i deserów. Co prawda to najdroższe wino wieczoru (i wzmacniane - ma bodaj 19 proc.) ale bardzo dobre! Wyraźne nuty palonych orzechów, szczypta pomarańczy, karmelu. Zadziwiająco czyste w odbiorze, jednolite, bez obcych posmaków. Nie ma tu finezji wiekowego sauternes, ale na imieniny do cioci warto wysupłać 30 zł (acha, może wyjść taniej, bo za 6 dowolnych win z tej oferty płaci się jak za 5).

Reasumując - pokazowa ósemka win, a może raczej czerwona szóstka - trzyma dobry poziom. I to dość wyrównany. Nie było tu wina, które w zdecydowany sposób by odrzucało, ale też nie było takiego, które na tym tle szybowało. Ale - jak to Biedronka ma w zwyczaju robić - czuję, że coś dobrego może "czaić się" w pozostałych etykietach... Spróbujemy, zobaczymy!

Degustowałem i jadłem - na koszt importera

czwartek, 23 października 2014

Remanent z wiosny czyli World Wine Festiwal - Wine4You i TiM

Najdłużej pisana notka o winach świata!
Paola Bassi i prezes Wine4you Jarosław Cybulski

Tak, tak, oto przed Wami najdłużej pisana notka o winach. Z bólem przyznam - byłem na kilku zaskakujących degustacjach, które nie mają śladu materialnego w postaci relacji, refleksji czy jakiejś tam innej notki. Ale tym razem się zawziąłem. I oto jest! 
To było jeszcze wiosną - World Wine Festiwal - impreza dla przedstawicieli hoteli, restauracji, sklepów z winem, dziennikarzy, blogerów i klientów Wine4You oraz TiM. A gościli przedstawiciele świetnych winnic, których wina importują organizatorzy - m.in. z Francji, Włoch, Nowej Zelandii, RPA, Niemiec, USA. Był także polski producent - Winnica Jaworek - której win już miałem okazję raz próbować.

Lech i Ewa Jaworek. Skromni, życzliwi. A jakie wina!

Państwo Ewa i Lech Jaworek pokazali dwa pinore (pinot noir) - z 2011 i 2012 r. Pinore XI jest kwasowy i nieco kościsty, żelazisty. Ale XII to lepsze wino - w opakowanie aromatu z czekoladą i kakao, zapakowano smakową zawartość leciutko beczkowych tanin. Ale bez przesady. Pod spodem czuć przyjemne czerwone owoce. Bardzo dobre jest białe Moscato - mieszanka różnych szczepów. Pyszne aromaty, cytrusy i kwiaty. Nie ma tępego uderzenia w nos - jest przyjemna selektywna mieszanka.

Wino na lato Verde Lagosta (33,20 zł)

Lepszy od Jaworka jest Miner. Tyle, że to białe wino. Miner wbrew nazwie żadnych bomb nie nastawia, jedyna bomba, to dyskretny wybuch struktury, słodyczy i owocowości. Nikogo nie raniący. W kategorii win na lato Wine4You ma fajne Verde - Lagosta (33,20 zł) - w aromatach jak to verde - skąpe - ale w smaku lekko wibrujące, z pięknym posmakiem. Sporo kwasu, ale schłodzone-wymarzone. 20 proc. arinto, 30 proc. trajadura, 30 proc. loureiro, 20 proc. azal. Mimo bogactwa pochodzenia w aromacie skąpe, ale w smaku - bardzo bogate, dość wibrujące (sporo CO2), z długim finiszem. Ma tylko 9 proc. alkoholu i na upał świetna sprawa!

Villa Maria z Nowej Zelandii - Lightly Sparkling Sauvignon Blanc 2012

Jeszcze - gdy jesteśmy wśród białych win, warto wspomnieć o bogatych aromatycznie, a potem o bogatych… duchowo (a może lepiej smakowo). Wśród tych aromatycznych przyjemne były Villa Maria z Nowej Zelandii - Lightly Sparkling Sauvignon Blanc 2012 pachniała bogactwem spod znaku warzywnego ogródka i grządki zielonej truskawki. Co za aromaty!

Coppola Director's Chardonnay 2010

Ładne było także Coppola Director's Chardonnay 2010 - liście czarnej porzeczki, zioła, aromat wystający stanowczo znad kielicha. Co do win Coppoli, to zauważyłem jedną charakterystyczną rzecz - czerwone mają warzywny pierwiastek w aromacie. W Shiraz czuć to bardzo wyraźnie, ale na szczęście w Zinfandelu mniej - to według mnie najlepsze wino z winnicy reżysera. Jest tu i pierwiastek ziołowości i pieprzność i moc. Jest piękna budowa. W USA 13 dolarów, a w Wine4You 138,80 zł (cóż, odległość, cła, banderole, akcyzy…).
Zinfandel od Coppoli

O 1 zł 70 gr jest tańszy Pinot Noir, ale nie zamieniłbym pełni kształtów Moniki Belucci na Stefkę Costadinovą rodem z Sonoma. Naftowo-benzynowe nuty mnie nie przekonują. Choć może dla szpanu…

Deidre Taylor i jej skarb

Za to ujmują mnie takie nuty, jakie czuję w winach z Południowej Afryki - Kanonkop. Deidre Taylor trzymała u siebie skarby, częstując takimi słabościami jak Kadette 2011 czy Pinotage 2010. Ale już Pinotage 2004 to świetny okaz. Jest w aromacie sporo truskawek, trochę wiśni - ale sublimuje w stronę ducha pinot noir. Benzynowości, mięsistej, a nawet mięsnej mocy. Na tym tle Paul Sauer 2009 jest perełką! Dwa lata w beczce robi z tego wina mocarza. Skomplikowanego, mocnego, pełnego czarnych owoców z taninowymi okrągłościami.

Chablis Premier Cru Vau de Vey 2011

Pamiętacie te wszystkie filmy, w których znawca bierze w dłoń kieliszek, wącha wino i mówi: południowy stok, Chablis, 2011? Antoine Laudet z Jean-Marc Brocard pokazał w sposób praktyczny jak to rozróżnić. Spróbowałem trzech win - z ekspozytora. Pierwsze powściągliwe - kwas, kamień i ziemia. Drugie - ciepłe, pełne, asfaltowe, okrągłe. Trzecie - sam minerał (pustka czyli lizanie zimnego kamienia). A potem - gdy to wszystko mu opisałem, wyjął spod lady mapę, taką "fizyczną", plastikową, ze wzniesieniami. I pokazał stoki, na których rosły krzewy.

Chablis Cainte Claire 2012

Pierwsze wino - Chablis Cainte Claire 2012 - lekko powściągliwe, ale z charakterem. Ekologiczne, ekspozycja południowa. Ładne, nie krzyczące, chardonnay po 9 miesiącach stalowej kadzi. Drugie wino - Chablis Premier Cru Vau de Vey przy tym eksplozja barw i aromatów. Bo to ekspozycja wschodnia - winorośl łapie słońce już o wschodu! Cały dzień!!! Trzecie wino - Chablis Grand Cru Valmur - z ekspozycją północno-zachodnią, a kawałek parceli z południową. Kamień, Wiking, Got... Wspaniałe krystaliczne wino.

Barbera d'Alba Sovrana 2011 z Beni di Batasiolo

Paola Bassi z Beni di Batasiolo - winnicy w Piemoncie (a raczej siedmiu winnic) - prezentowała perełki. Białe - Gavi di Gavi (100 proc. cortese) to kwiatowy mocny smak i mikry aromat. Dolcetto d'Alba 2010 imponował kwasowością i pięknym owocowym aromatem. Wino jednakowoż bardziej lekkie niż skomplikowane. O dwie półki wyżej stoi Barbera d'Alba Sovrana 2011. Grona pochodzą z dwóch parceli. Czuć świetność - w nosie poza owocem jest kawa, czekolada i pieprz, a w smaku pieprzny finisz i ładne drobne taniny.

Paola Bassi z Beni di Batasiolo i Barolo 2009

Bardzo fajne i godne uwagi było Barolo 2009. Lekkie, zdecydowanie pachnące subtelnym suszonym pomidorem. Garbnik świetnie drutujący usta. Kwasowość całkiem subtelna. Tu jest dopiero finisz!!!

Moscato d'Asti. Słodyczy mnóstwo i tylko 5,5 proc. alkoholu. Jak w piwie

Ale największe zaskoczenie, to Moscato d'Asti! Przepięknie brzoskwiniowe, kwitowe, oddające świeżość. Bardzo kwasowe i eleganckie. Co zadziwiające, ma tyle alkoholu, co polskie piwo - 5,5 proc. Początek fermentacji w 0 st. C. Gdy osiągnie 5,5 proc. alkoholu, temperaturę się podnosi i przerywa fermentację. Kosztuje ok. 15 euro we Włoszech.

Natalia Strozzi

Toskanię reprezentowała księżniczka Natalia Strozzi, odległa krewna (bardziej w czasie niż więzach krwi) prawnuczka najsłynniejszej sportretowanej kobiety na świecie - Mony Lisy z obrazu Leonarda da Vinci. Dziś ta pełna pogody ducha i uśmiechnięta aktorka jest twarzą win Guicciardini Strozzi. Interesujący wywiad z nią można znaleźć na blogu Powinowaci.

Guicciardini Strozzi Vernaccia di San Gimignano Riserva 2010

Jej białe Guicciardini Strozzi Vernaccia di San Gimignano Riserva 2010 imponuje owocem i oleistością. Czerwone są jeszcze lepsze! Chianti może mniej - bezbeczkowe i nieco jeszcze szypułkowe, bardzo taniczne i kwasowe wydało mi się nieco zbyt żelaziste i twarde. Ale już Sodole Rosso 2007, produkowane zaledwie od 30 lat, to już jest kawał dobrego wina.

Sodole Rosso 2007

Ale najlepszym winem z Guicciardini było Vignare Strozzi Bolgheri Superiore 2008. Ot, takie włoskie Bordeaux - w butli cabernet sauvignon, cabernet franc i merlot. Ciepłe wino, w pierwszym dotyku języka słodkie, miękkie. W aromacie bardzo mocno owocowe. Jest też trochę kredy, trochę mokrego lasu. Moc w tym winie jest imponująca.

Vignare Strozzi Bolgheri Superiore 2008

Jeszcze słów kilka o winach z zimniejszych stron. Z Mozeli imponował bardzo Riesling Spätlese 2013 Rudolf Müller (8 proc. alkoholu). Kruchość i kwasowość, krzemień dominujący, z czającą się głęboko w tle aromatu brzoskwinią.

Rieslingi Rudolf Müller

Auslese zachwycało kompleksowością, a Kabinett 2011 świetnym kwasem, ale to jednak nie to, co Spätlese 2013... Poza winami Wine4You można było spróbować win TiM-a, ale szerzej o nich pisałem w jednym z ostatnich wpisów.

Cristal 2006

Jeszcze o jednym nie napisałem wspaniałym winie - Cristalu Louis Roederer. Szampanie, którego Quentin Tarantino (a raczej grany przez niego Chester) w filmie Cztery Pokoje, przedkładał nad wszystkie inne szampany. Najbardziej intrygująca rzecz - sprawdzić, czy dno jest płaskie, jak mówi legenda. Jest! A reszta jest po prostu esencją smaku. Puenta w dwóch słowach: urywa d...!!!