poniedziałek, 12 maja 2014

Post Scriptum: Touraine Chenonceaux "Armel" 2012 od Les Pierrines

Wino i ludzie jak laleczki

Caroline Simier i Fabrice Delaunay z Domaine des Pierrines z Touraine Chenonceaux "Armel" 2012

Na każdym winnym pokazie ktoś elektryzująco przyciąga uwagę. Czasem magik, alchemik, cudotwórca, czasem ekscentryk, wesołek - dbający o świetny przekaz marketingowy. Na zeszłorocznej Langwedocji organizowanej przez Winicjatywę (ta winnica była także w tym roku) takimi osobami byli Francois-Manuel Delhon i jego żona Jacqueline z Domaine de Bassac - wytatuowali sobie wąsy na wewnętrznych stronach palców, zupełnie takie same, jak na ich flagowym winie Le Manpot, a na tegorocznej degustacji French Wine Discoveries takimi osobami byli Caroline Simier i Fabrice Delaunay z Domaine des Pierrines, z Doliny Loary. 
O ich musującym Dans les Etoiles pisałem przy okazji wpisu o szampanach i innych bąbelkach. Pomyślałem jednak, że warto im poświęcić parę słów - bo ich przykład pokazuje, jak ciekawie można zacząć budować wizerunek winnej marki.

- To wy? - zapytałem, wskazując na etykietę win Domaine des Pierrines. Są na niej dwa korkociągi stylizowane na postać męską i kobiecą. A raczej na laleczki - chłopca i dziewczynkę. Są też na "standzie" (czy jak tam nazywa się to ustrojstwo, które mają na stanowisku). - Tak, to my! - uśmiechają się Caroline Simier i Fabrice Delaunay. Oboje rzeczywiście są jak laleczki. Fabrice ma najwyżej 168 cm wzrostu, Caroline o 10 albo i 12 mniej. Uśmiechnięci. Mają razem dzieci, choć nie są małżeństwem. - On trochę nie chce się żenić - zwierza się Coroline, gdy Fabrice częstuje dwa metry dalej jakiegoś gościa. 

Nie tylko młodo wyglądają, ale chcą także odmłodzić wizerunek wina - sprawić, by stało się kumpli, przyjaciół, ale też przyjemnością. I o ile o Bordeaux też można by tak mówić, to pijąc wino znad Żyrondy wyobrażam sobie raczej dwóch nobliwych bankierów, a w przypadku des Pierrines raczej zbuntowanych studenciaków - synków owych bankierów, biesiadujących z koszykiem pod filarami mostu na Sekwanie w Paryżu.

Tym bardziej, że wino des Pierrines nie odstrasza ceną. 5 euro kosztuje Touraine Chenonceaux "Armel" 2012 (50 proc. malbec, 50 proc. cabernet franc - całość fermentowała razem w betonowych kadziach) - flagowy produkt. Całość W aromacie czarne owoce i pieprz, a w pierwszym wrażeniu smaku zaskakująco jedwabiste. Całość kompleksowa i ładnie ułożona, w finiszu znów dochodzi do głosu przyprawowość. Taniny całkiem przyjemne, szybko zanikające. Wprost przeciwnie niż te dwie korkociągowe laleczki patrzące na mnie z etykiety!

niedziela, 11 maja 2014

French Wine Discoveries 2014 - na czerwono

Południe pobiło na głowę całą resztę!

Monsieur Roger Jeanjean reprezentujący Domaine de l'Argenteille i Millesime Sud i Château St Eulalie La Cantilène AOP Minervois La Livinière 2011

Czas na zamknięcie rozdziału o French Wine Discoveries 2014. W poprzednich dniach opisywałem wina białe i szampany (z nielicznymi musującymi), zostawiając sobie na koniec właśnie czerwone - z Burgundii, Langwedocji, Roussillon, Doliny Rodanu, Cahors, Prowansji, Gaskonii i Bordeaux.

Domain Petit Jean: Cotes d'Auxerre 2010

Domain Petit Jean reprezentowały dwa delikatne burgundy - Cotes d'Auxerre 2010 i Les Boisseaux 2012. Pierwsze o lekko benzynowo-owocowym zapachu, lekkim kolorze i ostre. Młodsze wino było jeszcze bardziej owocowe - jak kompot: wiśniowe, bardzo pestkowe, z lekkim aromatem skóry. W smaku zaś bardzo ostre i kwasowe - będzie pewnie ciekawe za 5 lat. Teraz nie bardzo.


Domaine Saint Andrieu: W L'oratoire 2011

Domaine Saint Andrieu: W L'oratoire 2011 dominował cabernet sauvignon (wino kupaż z syrah). Poza czerwonymi owocami w aromacie obecna kreda, ale też leciutkie fiołki. Wino jest pieprzne, taniny są ładnie wtopione, całość jest kwasowa - może jeszcze za dużo, może za młode?
Château Sénéjac Haut Médoc 2006
Podobnie za młody wydał mi się Château Sénéjac Haut Médoc Grand Vin de Bordeaux - choć to już rocznik 2006! W kolorze pięknie już zbrązowiały na obwódce, ale dość delikatny i bardzo lekki jak na Haut Médoc. Owocowy, ale wciąż jeszcze mocno szypułkowy! Jakby najlepsze miał jeszcze przed sobą!

Château La Nauze Premium Rouge 2010

Wyjątkowo ciekawe jak na Bordeaux okazało się Château La Nauze Premium Rouge (syrah i merlot). Obydwa w smaku bardzo przyprawowe, pieprzne i  kwasowe, a w aromatach głęboko owocowe. Rocznik 2010 podobał mi się bardziej niż 2009 - ten był zbyt taniczny, zbyt ściągający i cierpki. IDentité (95 proc. merlot i 5 proc. petit verdot) było ciut zbyt piwniczne w smaku, choć bardzo przyjemne w aromacie - czekolada, kakao, okrągłość!

Domaine Saint-Lannes: Côtes de Gascogne Cuvée du Pic du Jer 2011

Gaskonia ujmowała lekkością, choć nie zachwycała. Domaine Saint-Lannes i jej Côtes de Gascogne, Cuvée du Pic du Jer 2011 trochę było powściągliwe, ale za to kwasowe, z rozwijającymi się stopniowo taninami. Leciuchne jeszcze bardziej było Côtes de Gascogne Les Peyrades - lekko pieprzne, ale jeszcze bardziej pozbawione tanin.
 
MJ Charlotte 2013 i MJ Candice 2012

Z Ventoux przyjemne były też dwa wina z Domain de Tara: Terre d'Ocres 2013 AOC Ventoux - to akurat młodziutkie, lekkie, pełne owocu, absolutnie pieprzne. Drugie o wiele lepsze - Hautes Pierres 2010 AOC Ventoux (80 syrah, grenache, carignan) - już ciemne, niemal fioletowe, dobrze ułożone jak solidny lokaj we francuskim dworze! Rok starzone w beczkach, o aromacie czarnych porzeczek i wiśni, z nutką anyżku, o pięknym finiszu... Michele Follea zapewnia, że może czekać 10 lat w piwniczce!

Hautes Pierres 2010 AOC Ventoux

Ale najwspanialsze okazy pokazała Langwedocja i Roussillon. Z Domaine Chemin Faisant zachwycało Côtes du Roussillon Villages Tautavel MJ Candice 2012 - proste, lekko cierpkie zgrabnymi taninami, leciutko beczkowe, do tego przyjemnie skoncentrowane, absolutnie nie przegrzane, bez żadnej megawanilii.
BIO Casots 2012 AOP Côtes du Roussillon
Les Vignobles du Sud Roussillon - kooperatywa trzech producentów - miała trzy bardzo ładne etykiety czerwieni. Dość dziwne w aromacie BIO Casots 2012 AOP Côtes du Roussillon, za to o świetnej śliwce w smaku i balsamiczności w finiszu. Cuvée du Gouverneur 2012 (50 proc. wina starzone w stali, połowa w beczce) - o troszkę dyskretnym owocowym aromacie, aksamitnym smaku i przyjemnej kwasowości i... perełka - Les Aspres 2012 Pierre d'Aspres! Kupaż syrah, grenache noir i carignan.
Les Aspres 2012 Pierre d'Aspres
To ostatnie to jest dopiero wino! Cudowne aromaty czarnych owoców, jagód, czarnych porzeczek, może troszkę lukrecji. Pierwsze odczucie smaku - słodycz, ale to po prostu pełnia ekstraktu. W smaku pełnia - nie tylko winnej duszy, ale i pikantność, pieprzność, kwasowość przyprawiona świetnie wyważonymi taninami.
Clos de Lort Vieil AOP Faugères 2010

Monsieur Roger Jeanjean reprezentujący Domaine de l'Argenteille i Millesime Sud przywiózł tylko czerwone wina - większość była znakomita. O różnych charakterach. Clos de Lort Vieil AOP Faugères 2010 (grenache 35 proc., 30 proc. carignan, 30 proc. syrah, 5 proc. mourvèdre) lekkie, bez koncentratu, ale ładnie złożone i pieprzne. W nosie pojawia się cały kompleks czarnych owoców.

Domaine de l’Argenteille Garric AOP Terrasses du Larzac 2012

Domaine de l’Argenteille Garric AOP Terrasses du Larzac 2012 - chyba jedno z najlepszych win tej degustacji! Całość o fioletowym połysku, jest wspaniałe, w aromacie nieco kwiatowe, nieco cynamonowe, gorące. W smaku pięknie złożone - choć to syrah, mourvèdre i carignan noir, to ma coś z ostrego charakteru pinot noir. Jest troszkę jak dzikus ze słonecznego kraju!


Château St Eulalie La Cantilène AOP Minervois La Livinière 2011

Na pewno nie gorsze było Château St Eulalie La Cantilène AOP Minervois La Livinière 2011 (55 proc. syrah, 20 proc. grenache, 25 proc. carignan). Trochę chyba mniej tu południowego żywiołu. Raczej pełne ekstraktu, owoców w aromacie, z tostowym przykryciem. Wino przesiąknięte taniną, taką przyjemnie drzewiastą, ale całość nie jest przesadnie "zielona". Kto wolał wina typu burgundzkiego, mógł spróbować French Baguette, IGP Pays d'Oc Merlot Cabernet 2012. Tylko pytanie - czemu nie próbować wspinać się ku słońcu?!

Następna degustacja French Wine Discoveries (organizowane przez Wine4Trade) pewnie za rok - szkoda, że tak długo przyjdzie czekać. Bo organizacja była bardzo dobra - wielka przestrzeń hotelowej sali balowej, mnóstwo czasu na rozmowy z przedstawicielami winnic, nikt nie gonił, nie popędzał, nie przeganiał. Dla winiarzy z pewnością mordęga i ciężka harówa, ale dla gości - niezwykła przyjemność!

piątek, 9 maja 2014

Brazylijczyk ze słońcem z Biedronki. Na tle błękitu - 5 pkt.

Salton Flowers


Półka - na wysokości piersi
Gdzie i czemu tak drogo - Biedronka i 17,99 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Jeszcze trochę brakuje!

Błękit nieba za oknem tego wymagał - fotografii białego wina. Najlepiej by wyglądało szczerze powiedziawszy jakieś złote sauternes, ale… niech wystarczy słomkowy Salton Flowers z owadziego dyskontu. To część nowej oferty - win z Nowego Świata, która teraz dominuje na półkach (ale spokojnie - stara oferta też jeszcze stoi).

Brazylijskie wina ma mega długą nazwę, choć ze śledztwa gogle wynika, że to Salton Flowers Demi-Sec. Z jednej z największych brazylijskich wytwórni. Tyle, że z inną etykietą, przygotowaną zapewne na nasz rynek. Nie ma za to rocznika, ale co tam - nie o rocznik chodzi. 

Chodzi o duch wina na lato - ot, takiego edelzwickera, oczywiście o klasę słabszego (ale i trzykrotnie tańszego), od tego, którego miałem przyjemność latem degustować.

Generalnie czuć, że to młoda mieszanka moscato, malvasii i gewurztraminera. W dodatku o dość niskiej zawartości alkoholu - 11,5 proc., świetny na upały, brzoskwiniowo-jabłkowy, leciuchny i nie zmuszający do zadumy, do poszukiwań głębi.

Kwasowość to się pojawia dopiero, gdy wino jest ciepłe i ma jakieś 9 stopni. (Może to cierpkość, ale może być), wówczas też jest lepszy finisz. Polecany niby do owoców morza, ale chyba bym bardziej wybrał do owocowej sałatki!


Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

 

czwartek, 8 maja 2014

Dziś u Mielżyńskiego - 8 maja, godz. 17.00

Wieczorem spróbuj bąbelków!

Robert Mielżyński i bąbelki Nino Franco

Post na szybko, bo i okazja dzisiejsza - szybka. O godz. 17.00 Bud Break u Mielżyńskiego przy ul. Burakowskiej w Warszawie (jutro Poznań). Pięciu wspaniałych producentów - Champagne Deutz, Champagne Lenoble, Nino Franco, Perelada i Saracco.

Od tego ostatniego producenta koniecznie spróbujcie Pinot Nero - czyli Burgund z Piemontu - męski, cielisty, z benzynowo-mięsnymi nutami. Panie (i amatorzy słodkości) będą zachwycone słodkimi Moscato d'Asti!

Warto też spróbować szampanów Deutz 2006. Ostatnie butelki na świecie - producent ostrzega, że wykupione już z magazynów niemal w całości. Świetne też jest Prosecco Primo Franco 2012. Pycha i klasa sama w sobie!

Prosecco Primo Franco 2012

P.S.
Szerzej o winach wkrótce!!!

Sycylijczyk bardzo południowy i wręcz doskonały - 7 pkt!

NeroBaronj Sicilia I.G.T. Nero d'Avola 2004


Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Salute.pl i 139 zł (próbka nadesłana przez importera)
Do Ideału? - DOSKONAŁOŚĆ!!!

Drugie już wino, które mam przyjemność sprawdzić z oferty importera win włoskich Salute. W odróżnieniu od poprzedniego (bardzo dobre Chianti Classico Contessa di Radda) to pochodzi z południa Włoch - a w zasadzie z Sycylii. I to jej najbardziej na południe wysuniętego rogu. 

Nero d'Avola to charakterystyczny dla Sycylii szczep, z którego powstają czerwone wina rozpalone słońcem - nasz NeroBaronj też! Producent - Gulfi - pisze, że parcela, na której rosną grona, jest wysunięta bardziej na południe niż Tunis, ok. 50 m nad poziomem morza. Nic dziwnego, że tyle w tym winie słońca i gorąca! 

Wino ma już 10 lat - stąd piękny kolor - w zasadzie czerwony, ale przykryty taką delikatną bordową suknią. W kielichu widoczne brązowe obwódki. Jak pachnie? Po prostu znakomicie. Aromat jest głęboki, mocny, niemal duszący. Bardzo wielki - wystaje świetnie poza kielich. Bardzo kompleksowy - czarna porzeczka i konfitury.

Co mi to przypomina? To, co kiedyś - gdym dziecięciem był - odnalazłem w przykurzonym kredensie w piwnicy (stał tam jeszcze drewniany magiel!). Za małymi drzwiczkami stały omszałe słoiki z datą - żebym nie skłamał chyba 1971 lub 1974. W środku były absolutnie jadalne konfitury, które po otwarciu tchnęły tym czymś, czym tchnie Neobaronj! Może to nie wino jest konfiturowe, ile konfitury zamieniły się w wino! Tu owoc też zmienił się w platońskie wino.

Czego tu jeszcze - poza tym, co wymieniłem - nie ma! Jest też stajnia - piękna, łagodna, ziemista, i czekolada, i goździki. Beczka? wino było w niej od 18 miesięcy, ale nie ma żadnej prostackiej wanilii. Na stronie salute.pl o tym winie czytamy, że zniknie za dwa lata, ale to zupełnie inna "beczka" niż z hiszpańskich okazów.

W smaku w pierwszym dotknięciu ust wydaje się skoncentrowane, ale po chwili napływa taka kwasowość, że wywraca do góry całe pojęcie, które nam się ukształtowało, gdy zanurzaliśmy w kielich jedynie nos. Dobra, zostawiam na noc…
 
Na drugi dzień fenomenalne - nic się nie zmienia. Chociaż zaraz, troszkę może łagodnieje, może jakby pękała wierzchnia skorupka - zostaje samo jądro! Taniny są pięknie wtopione - ale to tak niedostrzegalnie, jakby były nie z tego wymiaru. Wino dnia trzeciego też smakuje bardzo dobrze, choć już wybijają się nuty balsamiczne, bardziej ziemiste niż owocowe i leciutkie octowe.

139 zł to z pozoru sporo. Ale nie wydaje się wygórowaną ceną za wino, które pozwala poczuć żar Sycylii, które pasuje do najciężej i najostrzej przyrządzonych mięs, które ma w sobie tyle pierwiastka czystej ziemi.


Winiacz na 7 punktów w 7-punktowej skali! 
 

wtorek, 6 maja 2014

Winne Wtorki à rebours: biała Francuzka substytutka - 5 pkt.

Château Cazal Viel Chardonnay 2012

Półka - na wysokości kolan
Gdzie i czemu tak drogo - Vininova i 35,90 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Jeszcze trochę brakuje!

Kurczak wymaga czegoś "special", ładnej kwasowości i bieli - wybór w takim razie na Chateau Cazal Viel Chardonnay 2012 z Vininowy. W nosie piękne cytrusy i słone migdały - niemal takie jak w Hiszpanii sprzedawane na ulicy. Ale dziś Winny Wtorek - dzień, w którym entuzjaści i blogerzy mieli ocenić Bandol. Różowy lub czerwony. O tym winie poczytajcie klikając w linki poniżej. Warto!

Ciężko go jednak zdobyć ot tak, czasu mało, więc jest substytut. A może substytutka, bo zwiewna - ani nie czerwona, ani nie różowa, tylko biała. I chardonnay. Z serii opisywanej już na blogu Cazal Viel. Z Langwedocji.

To moje chardonnay ma piękny żółty kolor - nie do końca złoty, ale świetlisty. W nosie wyraźnie poza cytrusami troszkę tu także wstrzemięźliwych nut stalowych, bo wino nie było starzone w beczkach. Ciało ma mocne, choć nie jakieś przesadnie muskularne - ot, niewiasta na zgrabnych nogach. Z kwaśnym jeszcze uśmiechem.  

Wino idealne na wiosenne przyjęcie - albo nawet i letnie! Proste, nie ma tu szczególnej finezji, ale jest za to taka szczerość. Finisz długi i bardzo przyjemny. Powstaje po nim apetyt na jeszcze więcej!
 

Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali! 


A co napisali Winni Wtorkowicze, którzy zdobyli Bandol?

>>> Czerwone czy Białe zanurzył się we wspomnieniach

>>> Jongleur: pomysłodawca - miał aż trzy, skubaniec

>>> Nasz Świat Win też z substytutem. Nie jestem sam!

>>> Winniczek idzie w róż!

niedziela, 4 maja 2014

French Wine Discoveries 2014 - na bąbelkowo!

Francja szampańska i musująca

Szampany Philippe Gonet

Było o winach białych przedstawionych przez producentów obecnych na French Wine Discoveries 2014 (organizator Wine4Trade) w hotelu Regency (b.Hyatt), teraz słów kilka o tym, co Damy i Huzary kochają najbardziej. Czyli o nieodzownym składniku oficerskiego śniadania - z czasów, które zagubiliśmy wraz z rozwojem tzw. cywilizacji - szampanach! I to tych prawdziwych, bo akurat na tej degustacji Szampania była reprezentowana w liczbie pięciu producentów, ale swoje wina musujące pokazali też inni winiarze.

Les Chèvres Pierreuses - 1er Cru de Cumières od Leclerc Briant

Monsieur Frédéric Gauthier z Leclerc Briant przywiózł siedem okazów - najciekawszy z nich to sąsiad Dom Perignon. Les Chèvres Pierreuses - 1er Cru de Cumières powstał z gron rosnących na parceli położonej tuż obok "Króla Królów". A kosztuje w sklepie zaledwie 35 euro (we Francji). Piękne wielkie bąble, lekko złoty kolor, dużo mineralności i troszkę kwiatów. Dla amatorów powściągliwej klasyki - ot, hrabiny, która szykuje się do brydża z rotmistrzami w Petersburgu.

Cuvée Divine - w środku roczniki 2006, 2005 i 2004. Pycha!

Z ręką na sercu powiem, że bardziej mi smakowały inne okazy tego producenta - jak Brut Rosé (75 proc. pinot noir i 25 proc. pinot meunier) czy Cuvée Divine (50 proc. pinot meunier, 30 proc. pinot noir i 20 proc. chardonnay). Brut Rosé nie ma nic w smaku ani zapachu z różowości... Ale Cuvée Divine to jest to! Nie jest rocznikowe, bo robione metodą Solera (jak hiszpańskie sherry - dolewając do starszych beczek młodsze wino). W butelce na degustacji był blend roczników 2006, 2005 i 2004. Całość o pięknej złożoności - są orzechy, nutki migdałów, głębia. Troszkę też utlenienia podobnego do sherry fino, a w finiszu jest nawet balsamiczność. Wszystko okraszone solidną kwasowością.

Gremillet: Blance de Noirs Brut, Zero dosage brut nature, Rose Brut

Zaskakującym szampanem Gremillet jest Brut Rosé - ma zupełnie inny aromat niż smak. W zapachu wstrzemięźliwy jak kawaler koło przyzwoitki, a w smaku cała pełnia sadownika - czarna porzeczka i wiśnie. Blanc de Noirs (100 proc. pinot noir) zdecydowany i męski, pieprzny. Ale mnie najbardziej zachwycił Brut Nature Zero Dosage (50 proc. pinot noir i 50 proc. chardonnay). Ogromne puchnące na języku bąble, kamienno-miętowe orzeźwienie. Trochę migdałów. Nie dziwię się, że panie księżniczki sięgałyby po coś takiego o poranku. Lepsze niż espresso!

Champagne Devaux - Ultra D

Jednemu z szampanów Devaux poświęciłem kilka dni temu jeden z wpisów - Blanc de Noirs. Ale świetne są także inne - choćby Ultra D. Przeogromna kwasowość, bąble jak kaskady Niagary, owoce w tle. Suknia ze zwiewnego tiulu! Ogromnie długi finisz... Z kolei Cuvée D jest bardziej skórkowe, chlebowe.

Grande Réserve

Grand Resérve wchodzi w rejestry żółtych owoców - brzoskwini. Devaux Rosé jest leciutko orzechowy, grzybowy, ma taką "wibrującą" leciutko bąbelkami kwasowość. Ale bardzo, ale to bardzo delikatną. Są też w aromacie nuty chlebowe, a nawet zapach mięsnej pieczeni (wszak 50 proc. to pinot noir). Finisz długi i goryczkowy. Amatorom słodkich różowych nie polecam, bo nie znajdą tam nic oczywistego.

Pysznymi winami częstowała Claire Minet z Champagne Philippe Gonet. Świetny 3210 - nazwa jest jak hasło do startu rakiety w kosmos. Rakieta jest, to prawda, ale wyjaśnienie cyfr jest proste - 3 lata dojrzewania, 2 terroirs skąd pochodzi 1 szczep i 0 dosage. W posmaku lekka imbirowość, w aromacie kamienie.  

Champagne Philippe Gonet: 3210

Blanc de Blancs 2007 Grand Cru ma niekończące się bąble, jest tostowe i leciutko orzechowe. Ale najbardziej chyba złożonym okazem szampana tego dnia było wino, którego zdjęcia - jak się okazuje - nie zrobiłem.

Belemnita 2004 Confidentielle Edition najwidoczniej postanowiło nie dać skraść swojej duszy. Spróbowałem wina na 7 punktów w skali Winiacza!!! 10-letni okaz, którego powstało zaledwie 4 tys. butelek (producent produkuje w sumie ok. 200 tysięcy). 100 proc. chardonnay zbieranych z parceli, które powstały na cmentarzysku belemnitów. Do dziś, sprzed milionów lat czasem na żwirowiskach można znaleźć kamienne stożki (zwaliśmy je w dzieciństwie "piorunami", wierząc, że to stopiony piasek po uderzeniu błyskawicy), pozostałości po belemnitach. A one się szykowały do użyźnienia parceli pod szampana! Mocnego, orzechowego, dosłownie oleistego (ale kwasowego) w smaku, cytrusowego i mineralnego w aromatach. Parker dał w 2013 r. 94 punkty. 

Champagne Mandois: Victor Mandois Vieilles Vignes 2005

Nieco podobny w charakterze był także Victor Mandois 2005 - Champagne Mandois. Nazwany od imienia seniora rodu. Troszkę beczkowo-masłowy, trochę miodowy, ładnie złożony, choć nie mający takiej rześkości jak czyste Zero Dosage (tu 7 g cukru na litr). Ale dla amatorów ciężkości (sam jestem jednym z nich) wyśmienity! Dla innych jest Brut Zero (40 proc. chardonnay, 30 proc. pinot noir i 30 proc. pinot meunier; 12 proc. alk.) - z drobinami spalenizny osiadłymi na mokrych wapieniach.  


Bullé Privée Brut Méthode Ancestrale z Domaine du Moulin Camus

Co fajnego poza Szampanią? Oczywiście ceny. Wina trochę mniej - bo nic nie "bąbluje" z taką siłą jak szampan. Ale z innych win musujących warte uwagi były takie okazy jak Bullé Privée Brut Méthode Ancestrale z Domaine du Moulin Camus - o słodkim wydźwięku, choć wytrawne. Świetne, ze średnimi bąblami, słabo owocowe.

Domaine de Tara - Eclat(s) de Tara białe i rosé

Z dwóch win Domaine de Tara - Eclat(s) de Tara - białe (clairette 50 proc., grenache 50 proc.) było lepsze niż różowe (to było troszkę za słodkie - w nosie truskawki). W białym cudownie zachowano równowagę między kwiatowością, owocami i rześkością minerałów.

Dans les Etoiles z Domaine des Pierrines

Białe Dans les Etoiles (4,20 euro w hurcie) z Domaine des Pierrines (Dolina Loary) trochę za szybko gubi bąbelki (50 proc. chenin, 50 proc. chardonnay). Szkoda, choć przyjemnie gruszkowo-kwiatowe.

Teraz, po tych kilkunastu dniach, z notatek odtwarzam wrażenia ze smaków i zapachów. Niektóre ulatują tak szybko, inne zostają. Ale nie da się zapomnieć na pewno jednego - przeogromnych bąbli, które zostały zaklęte w najdrobniejszy łyk francuskiego szampana!