sobota, 16 grudnia 2017

Biała Francja z Boutique Konesera

Francuskie białasy dobre też na polskie święta!



Jakie wina są najlepsze na święta? Akurat polska tradycja jest taka, że święta obchodzimy w porach raczej zimowych. Bo białe Boże Narodzenie. Bo Wielkanoc też czasem w odwilży. A skoro zimowe to święta, to i dania tłuste, rybo-kapustne. Jak najbardziej wina białe są idealne. 

Po pierwsze dlatego, że ich kwasowość to jedyny sposób, by pokonać tę tłustość, by zdjąć ten ciężar rodzinnego obiadku... Po drugie - te w Polsce to nam najlepiej wychodzą właśnie białe. Cienkie, może bardziej żyletkowe, ostre. Spontaniczne, szybkie, proste, pyszne. Kocham właśnie polskie białe, w czerwone jeszcze trochę nie wierzę...
 

Ale, ale pamiętajcie - wino do obiadu pijemy wraz z potrawą. W trakcie jedzenia. Mieszając to, co mamy w jamie ustnej, z łykiem tego, co w kielichu. Powszechne podejście "zjedliśmy, to teraz napijmy się winka" ma swój rodowód raczej w wódczanych rytuałach - bo podkład i gorzała. Nie, nie nie!!! 

Tak się składa, że ostatnio gościłem w znakomitym lokalu - Winsky - na degustacji win białych z portfolio Boutique Konesera (Piotr Klimczyk prowadzi go w warszawskiej Galerii Północnej). I z tego zestawu na święta poleciłbym niejedno wino!



Chateau du Pouey sur Lie Pecherenc du Vic-Bilh sec Sud-Ouest 2015 (48 zł).
Miłe, przyjemne, wręcz radosne. Jest tu wysoka kwasowość i agrest. Struktura całkiem szeroka, mocna. I jeszcze ta przyjemna cena!


Bo za dwukrotność dostajemy Chateau de la Mar Marestel Le Verney sur Lie 2014 Altesse (95 zł). Jest pełne. Lekko warzywne, ale potem - gdy pierwszy aromat się ulatnia - zostaje wrażenie kremowe, jak z ciacha. Kojarzy się z herbatnikami na maśle, orzechowymi. Mocna struktura, podbita ładną kwasowością, która najmocniej dochodzi do głosu w finiszu. A w dodatku jest bardzo długie w finiszu.
 



Chateau Carre, Muscadet Sevre et Maine sur Lie 2016 (46 zł) - to bardzo kwiatowe wino. Kwasowość trzyma na wodzy, ale jest w duszy troszkę wodniste. Było kiedyś w Lidlu. Fajne, ale dość szczerze powiem, że nie urywa tego i owego. Jest nieco drzewiaste w pewnej nucie, ale wciąż proste. Takie właśnie do ostryg, ryb itp.


Komplikację znajdziemy w takim Raimbault-Pineau Sancerre 2016 (106 zł). Wiem, jest dwa razy droższe niż ten Muscadet, ale jest czyste jak górski strumyk. A w dodatku tej wody brak. Ma sporą strukturę, jest ładne i szlachetne, eleganckie. Bardzo długie i tu jest zajefajna kwasowość. Tu dawka białego melona, ale niech was nie zmyli ta owocowość. Bo jest też spora mineralność.



Raimbault-Pineau Sancerre Prestige 2014 (139 zł) - trzymane na osadzie 12-24 miesięcy, plus pół roku w butelce. Powiem nawet wierszem: "Oj, co za bogactwo i ciasteczka. Ładny kwasek, choć... jest agresywna nieco beczka". 

Metrum może kuleje, ale ja to uwielbiam. Bo sądzę, że dlatego właśnie winiarz wymyślił beczkę, by nadać sokom z gron nieco swojego piętna. Jest tu żywiczność, jest tostowość i masło. To wino jest długie i pokomplikowane jak żywot człowieka. Ale też jest krągłe, eleganckie i dłuuuugie. Ma też pewną słoność.
 

Jean Lissage Petit Secret Blaye Cotes de Bordeaux 2015 (55 zł) - tu Sauvignon Blanc 90 proc. i Muscadelle 10 proc. To jest dość dziwne dość zielone, ma nieco białych owoców, ma kwasu sporo w finiszu. Do jedzenia będzie fajne, choć bez fajerwerków.



Chateau Marjosse Entre-deux-Mers 2016 (69 zł) - w nim cztery szczepy: Sauvignon Blanc i Sauvignon Gris, Muscadelle i Semillon (po 25 proc.). Fajne, drzewne, rześkie, bardzo drzewne liściaste.... Ale w przeciwieństwie do muscadetów nie ma wodnistości, a jest świetna owocowość.



Dubordieu Clos Floridene 2015 Graves (127 zł) - wino oparte na prostych zasadach. Jak żołnierz. Jest ciasteczko, bogactwo i fajna kwasowość. I to daje komplikację posadowioną na kwasowym szkielecie. Ale jest też fajny owoc. Jest piękna równowaga. Graves jest świetne na czerwono, ale tu widać, że białe też super!
 



Virginie de Valandraud 2012 (210 zł) - oto kolejne wino do przechowania. Prestiżowe, doskonałe. Ma lekką słoność w finiszu, białe owoce i ciężko dającą się zdefiniować elegancję.
 


Moutard Diligent Chablis 2016 (99 zł) - jeszcze mało ułożone. Na razie sporo kwasu w smaku, a w nosie lekki rozgotowany rabarbar i biała truskawka. To dobry prognostyk na przyszłość. Jest mało beczki, raczej wąskie. Kwas będzie procentował przez najbliższe 5-8 lat.


Domaine des Terres Gentilles Macon Lugny Dame Chlea 2015 (57 zł) - wino o perfumowanej fakturze. Jakby poprószone mocną gumą do żucia, z nutą bananów, ale lekkie, o sprężystej strukturze! Chyba już gotowe, chyba nie będzie lepiej...



Domaine Thierry Drouin Pouilly Fuisse Plaisance 2015 (119 zł) - troszkę takie wino stylu zerowego, choć może za młode. Ma sporą strukturę i ciepło. Atak ładny i mineralny, jest trochę białej czekolady.



Drogie i to mocno. Capuano-Ferreri Chassagne-Montrachet 1er Cru Morgeot 2014 - 265 zł! Ale czuć cenę. Jest ciasteczkowe, mocne, lekko wykręcone, ma beczkę, atakuje powonienie masłowym tostem, jest też lekko prochowe, świetne świeże, mocna struktura, kwasowe przyjemnie. To jest wino na prezent dla prezesa, kolegi, przyjaciela. Za 5-6-9 lat odwdzięczy się wam czymś wspaniałym, czego nie doświadczycie ot tak.


Słuchajcie, jeśli zaś szukacie świetnego stosunku jakości do ceny, to polecam Vignoble Art Mas Cotes du Rhone Villages "il etait une fois..." 2015. Tylko 69 zł, ale to potężne wino. Ma spore ciacho i owoc (brzoskwinia), ma też mocny kwas, który z wiekiem może łagodnieć. Ma pełną strukturę i znakomicie pasuje np. do mięs. Takiej jagnięciny.
 


Znów wróćmy do średnio-górnych rejestrów cenowych. Laurent Habrard, Crozes-Hermitage 2016 (127 zł). Szczepy południowe raczej - Marsanne 90 proc., Roussanne 10 proc. Wino miękkie, ma w sobie pewną podpuszczkowość, przejawiającą się pewną goryczką. Zarazem jest dość delikatne.
 

Jeśli jeszcze czegoś szukacie dla przyjaciela, to może Domaine Barou Condrieu Imagine 2015. 195 zł. Dziewięć miesięcy w beczce. Wino z certyfikatem bio. Można wmówić, że nie powoduje kaca. Tu jest fajna kwasowość z gorzkiego grejpfruta, skórka spieczona chleba. Beczkowe, ale ten dąb jest ładnie wtopiony. Poczułem się, jak kiedyś, kiedy mogłem gryźć skórkę spieczonego bochenka. Super!

Sebastian Bazylak i Piotr Klimczyk degustują

Win próbowałem na degustacji dla blogerów w Winsky Bar

sobota, 9 grudnia 2017

Jeszcze w niedzielę Kiermasz Win w Hali Gwardii. Są smakołyki!

Są winne niespodzianki!

Manuel Majoral (Atlantika) i jego czerwony rodzynek

Sobota i niedziela to dni Świątecznego Kiermaszu Win Winicjatywy i okazja do zakupów win, wśród których można trafić sporo "fajnych strzałów". Przyjechali importerzy, którzy w stolicy bywają z rzadka, więc jest okazja, by Halę Gwardii odwiedzić. Bo i każdy z prezentujących o winach opowie i doradzi, co by tu fajnego skosztować i z jakim daniem świątecznym sparować. Kto się nie zapisał, tylko przychodzi z ulicy, płaci 20 zł. Ale tę kwotę można odjąć od ceny wina (o ile się je zakupi). Trzeba mieć też 20 zł na kaucję na kieliszek. Albo własne szkło. Ja znalazłem na kiermaszu kilka perełek.



Polska Winnica Jadwiga i jej Muscaris 2016 to przykład bardzo fajnego wina pełnego aromatów, które warto na świątecznym stole mieć. Nazwa nie myli - Muscaris to krzyżówka szczepu Solaris z odmianą Muskat Biały. Wino zachowało muskatowe, bardzo charakterystyczne nuty aromatyczne, jest z ładną kwasowością i cukrem resztkowym. Wszystko jest tu ładnie bardzo ułożone, nic nie odstaje. Bardzo dobre polskie wino! Kupicie na stoisku Wine Republic.


Na stoisku Winnacji Paweł Woźniak prezentuje wina rumuńskie Prince Stirbey. Sporo tu etykiet, ale uwagę zwraca wino musujące ze szczepu Cramposie, znanego od wieków, choć tego wina próbowałem po raz pierwszy. Lekki, czysty, bardzo mineralny i kwasowy. Bardzo fajny musiak!


Szampany - i to w cenie od 89 zł (choć jest jeden znakomity droższy) - sprzedaje za to Impresja z Podlasia. Crochet-Rivière Blanc de Blanc to właśnie okaz za 99 zł. Orzeźwiający, nieco ziołowy, lekki, pełen wielkich bąbli. Super wino, którym warto spełnić noworoczny toast. Jeszcze lepsze, jeszcze bardziej wyrazisty jest okaz z Pinot Noir - Allouchery-Perseval, ale to już 118 zł.



Na stoliku firmy Zacne Wino kilka super okazów, ale najfajniejsza czerwień to Tenute Marta Rosa Tintilia. Owoc i żywioł zamknięty w butelce. Wino, które nie widziało beczki, ale jest mocne, barczyste, skoncentrowane, szlachetne, głębokie. Generalnie lubię z umiarem (czasem z nadmiarem) użytą beczkę, ale tu mi jej w ogóle nie brakuje.



Na stoliku Atlantiki częstował sam Manuel Majoral. I pochwalił się swoim magazynowym odkryciem: Quinta de Sao Tiago Reserva 2008 Beira. Nie ma jej na liście do sprzedaży, ale można... to znaczy trzeba - spróbować! Bogate, głębokie, pełne czerwonego owocu, gęstego, ładnie już jest wszystko wtopione, syropowe.



Jeszcze stolik wrocławskiej Taszki z kilkoma portugalskimi etykietami. Wniosek z odwiedzin - po co się rozdrabniać, skoro można wziąć jedną flaszkę, ale świetną? To Quinta da Pellada Baga 2012 w butli magnum (1,5 litra). Wino lekkie w charakterze, a jednocześnie finezyjne, szlachetne. Szkieletowa i elegancka, a jednocześnie - nie wiem, jak oni to robią - pełna owocowego życia. Cena 320 zł, ale wychodzi 160 zł za standardową butelkę, co nie jest taką wygórowaną ceną.

Zresztą, jest wiele wspaniałości także na innych stoiskach - warto spróbować, czasu na pewno wam wystarczy!

Paweł Woźniak z Winnacji i jego stoisko

wtorek, 5 grudnia 2017

Winne Mikołajki czyli Chardonnay z Piemontu!

Cantine Povero Il Sendallo Piemonte DOC Chardonnay 2015



Już jutro Mikołajki - i zarazem Winny Wtorek - ale winni blogerzy nie czekają. Nie znoszą czekania. Bo wino, jakie smakują, już swoje w kadziach, tankach, beczkach - i oczywiście w butelkach - odczekało. Wcześniej grona czekały na krzewach i chłonęły słońce, którego teraz za oknem jak na lekarstwo. A teraz wino nam to ciepło i światło może oddać i bardzo dobrze!

Sam święty zapewnił, że zasłużyłem :)

Mój święty Mikołaj słusznie przypuszczał, że zasłużyłem na piękny prezent i przysłał via Laponia wino z... Włoch, a konkretnie z Piemontu! Ten region kojarzy się chyba wszystkim z winami czerwonymi - takim Barolo, a tu taka niespodzianka! Oczywiście białe szczepy to nie rzadkość, ale chyba z piemonckim Chardonnay nie miałem jeszcze do czynienia. Pora więc na Cantine Povero Il Sendallo Piemonte DOC Chardonnay 2015! 

Chardonnay ma zwykle sto twarzy - bywa i ostre jak żyletka, i kwiatowe, pełne, bogate... A tu ciekawe wino środka. W kieliszku dość ładne złoto (nie w rosyjskim stylu), w aromacie zdominowane przez jabłkową skórkę, choć jest też pewna ciekawa chlebowość, gdzieś przywodząca na myśl szampany. Jest też pewne echo orzechowości, które możemy pomylić z lekkim utlenieniem...

Ale w smaku nic na to utlenienie nie wskazuje. Jest ładny kwasowy szkielet, który trzyma na sobie ten grubo tkany owocowy płaszcz, który - trochę żałuję - został odebrany od krawca zbyt wcześnie. Wino ma sporą strukturę, czuć, że wchłonęło sporo słońca, a nie zrodziło się gdzieś 600 km na północ w Chablis. 

Wino importuje do Polski łódzka firma Winiamo - co tłumaczymy jako "kocham wina". No taki prezent od św. Mikołaja także kocham! 

Nawet osobiście się podpisał. Wiecznym piórem!

A tak zostali obdarowani inni winni blogerzy: 

- Nasz Świat Win: Nebbiolo na filmowo

- Blurppp: św. Mikołaj przyniósł mu też włoskie wino 

- Winne Przygody: Wyobraźcie sobie, że też Piemont!

- Italianizzato: Półsłodkie i to z Niemiec! 

- Enowersytet: Też niemiecki Riesling!!!

- Winniczek: post na 6 grudnia, ale ani słowa, że o Mikołajkach. Ale wklejam 



wtorek, 21 listopada 2017

Winne Wtorki - wino dla teścia? Tokaj!!!

Disznókő Aszú 6 Puttonyos Tokaj 2002

 

Tematem dzisiejszych Winnych Wtorków jest... Wino dla Teścia! Wino trudne, które powinno być zarazem winem jednoznacznie przystępnym - by nie powiedzieć podstępnym. Dobrać je nie tak łatwo. Bo to wino dla teścia, który winach, jakie uwielbiamy określa jednym słowem (którego nie uznajemy w głębi duszy za obelgę :) - "kwasiory", bo sam lubi bardziej coś mocniejszego...
 

Pewnie najlepsza byłaby grappa, ale to nie Grappowy Wtorek, tylko winny. No i wino powinno być podstępne w takim sensie, że my też zapewne - zmuszeni przez nieufnego ojca wybranki naszego serca - dostąpimy zaszczytu spróbowania owegoż wina. A my słabych win nie lubimy. No i powinno być to więc wino znakomite. Bo i teść musi mieć przeświadczenie, jak już go winami zarazimy, że dostał wówczas petardę - a nie coś kiepskiego.

I ja takiej petardy spróbowałem w ostatni poniedziałek podczas degustacji Dzień Tokaju organizowanego przez Winicjatywę. Mnóstwo było tu znakomitych win, naprawdę świetnych - ze cztery najgorsze zasługiwałyby może na Winiaczową Czwórkę, więc było wspaniale! O wielu z nich jeszcze napiszę, choćby dlatego, by oddać jeszcze wspomnienie z ostatniej tokajskiej wyprawy. Ale zdradzę wam, że w poniedziałek w Warszawie przeżyłem jeden z odjazdów zmysłów przy stoliku 23 - Disznókő.

Onegdaj - przy degustacji wytrawności z tokajskich aukcji - zachwyciłem się furmintem Disznókő Lajosok-dűlő z 2016 r. Wspaniałość, jeszcze lekko musująca, kwasowa, przednia. Na 6+! Ale za takie wino teść spuściłby nas ze schodów. Bo teściowi trzeba tego, co było perłą stolika nr 23 - Aszú 6 Puttonyos 2002!

W tej butelce są spełnione dwa podstawowe założenia wina dla teścia - jest słodkie (checked!) i dość znane, bo Polacy wiedzą, że jak z tokaju to w potocznym rozumieniu musi być słodkie (checked!). Ale jeśli próbowaliście już innych tokajów 6-putonowych, i sądzicie, że Disznókő Aszú 6 Puttonyos 2002 jest taki sam, to jesteście w błędzie! 

Pierwszym wrażeniem jest nie słodycz, tylko... delikatność. W aromacie jest bardzo mało tej miodowości, pewnego akcentu pleśni czy utlenienia. Tu jest raczej miła i aksamitna trawiastość, lekkość. Jeśli szybko przełkniemy (niewprawny teść to zrobi, idę o zakład), pozbawimy się tego, co w tym winie najwspanialsze - wielkiego uderzenia kwasu! To jak przypływ oceanu gdzieś w zachodniej Szkocji. Szybki, ogromny, niespodziewany. Powalający wprost. To wino nie jest ot takim sobie prostym słodziakiem, ono tę słodycz wystawia gdzieś u bram, niczym nocny klub bramkarzy, a gdy wejdziemy głębiej, znajdziemy się w krainie ciężkiej do wyobrażenia sublimacji, smakowej orgii, która trwa, trwa, trwa... To jedno z win, które swoją pełnię uwydatnia nie w aromacie, ale w smaku, które wprost zachęca "wypij mnie!"

Teść przyjaźnie poklepuje nas po ramieniu i nie mamy wyjścia. Musimy nalać mu drugi, sążnisty kieliszek. Trudno, na szczęście możemy nalać także sobie!

Na Węgrzech butelka kosztuje ok. 16 tys. forintów (coś koło 210 zł), a w Polsce kupimy w Kondrat Wina Wybrane już za 259 zł. Ja degustowałem podczas Dnia Tokaju na zaproszenie Winicjatywy.

Inne wina dla teścia wybrali:

- Nasz Świat Win postawił na szampana

sobota, 18 listopada 2017

Chateau Dereszla blogerskim okiem i nosem


Tokajska posiadłość we francuskich rękach


Król win, wino królów - zwykło się mówić o tokajach, winach z północy Węgier - regionu, który dziś jest najbardziej znanym winiarskim zagłębiem Europy Wschodniej, a setki lat temu historycznie dostarczał wina głównie na rynek Polski!
 
Fot. Olaf Kuziemka

Do Tokaju pojechaliśmy w gronie blogerów - Powinowaci, Winne Okolice i Winiacz - na krótką wycieczkę luksusowym lexusem (dzięki uprzejmości Toyota Polska). Krótką, bo cóż znaczą tam trzy dni...

Fot. Olaf Kuziemka

Odwiedziliśmy cztery winnice - każdą o jakże innym podejściu do tego czym jest terroir, wino, smak... - w dwóch słowach: tokajska tradycja. Czy o którejś winnicy można powiedzieć, że reprezentuje lepszą stronę Tokaju?
 
Na pierwszy ogień Chateau Dereszla - duży producent znany choćby z win, które można kupić w Lidlu. Posiadłość należy od 2000 r. do francuskiej rodziny D'Aulan z Szampanii, w której posiadaniu jest także m.in. Taittinger. Ale metody produkcji pozostały jak najbardziej tradycyjne - choć widać, że kapitał w celach inwestycyjnych się przydaje!

W skład Dereszla wchodzi 7 miejscowych winnic (w sumie 60 ha), m.in. Henye, której budynek można podziwiać na stoku (tu jest ok. 10 ha). Nie przypomina tokajskich Chateau, tylko nowoczesne budynki w Hiszpanii.

W środku są pomieszczenia produkcyjne - na prasy, tanki i beczki do fermentacji i dojrzewania, a także linia do butelkowania i magazyn. A nad tymi pomieszczeniami jest imponującej wielkości bar winny, salka ze sceną oraz część hotelowa (otwarta w marcu br.) - z kilkoma dwuosobowymi dużymi pokojami (każdy ma nazwę zaczerpniętą od tokajskiego szczepu winnego) z widokiem na rzekę Bodrog. W dwóch pokojach zresztą mieszkaliśmy.


Gron sporo, ale to i tak nie wystarczy do produkcji (a produkcja Dereszli to ponad pół miliona butelek). Trzeba dokupić. To częsta praktyka w Tokaju. Tu odbywa się to na zasadzie kontraktu - winorośli jest kontraktowana jeszcze we wczesnym stadium i kontrolowana w trakcie wzrostu. Jakość gron jest bardzo ważna, bo ona decyduje o tym, ile będzie słodkich win. Ostatnio było to ok. 100 tys. butelek, ale bywałych lata, gdy udało się wyprodukować dwa razy tyle, ale także lata złe - np. 2012 - gdy nie wyprodukowano żadnego słodziaka!
Gdy zaczynają zbiory (w 2017 r. był to 28 sierpnia) na poziomie zero stawiana jest prasa, moszcz spływa na dół, na poziom minus jeden. Ale część gron jest transportowana także na poziom minus jeden, gdzie stoją jeszcze dwie prasy. Dziennie można tu wycisnąć cztery tony winogron. W Henye tłoczy się jedynie wina wytrawne i półwytrawne (do 25 g cukru na litr), słodziaki tłoczy się w starych budynkach. Tu są zresztą magazynowane beczki. Zawsze robione z węgierskiego dębu, tzw. medium toasted. Co roku Dereszla kupuje nowe beczki.
Poziom minus dwa w Henye to stalowe zbiorniki (każdy o poj. 10 tys. litrów) z płaszczami wodnymi do kontrolowania temperatury i schładzania wina w celu przerwania fermentacji.  
Przechodzimy do kolejnych pomieszczeń, jest jeszcze kilka pustych hal - to na przyszłość. Dereszla to dynamicznie rozwijająca się firma, bo zaledwie dwa lata produkowano tu dwieście tysięcy butelek, dziś maksymalna wydajność to 500 tys. butelek, ale plany zakładają podwojenie tej produkcji.

Fot. Olaf Kuziemka

A rynki zbytu są! Najlepsi odbiorcy to Wielka Brytania oraz Polska. Jak mówi nasz gospodarz, Lidl to dobry odbiorca, ale nie tylko dlatego, że kupuje duże ilości, tylko dlatego, że dociera z winami do szerokiej grupy klientów, a nie tylko do garstki klientów sklepów specjalistycznych.
Jedziemy do starych piwnic. Tu w korytarzach wydrążonych w tufie stoją beczki, leżą butelki - mnóstwo skarbów. Chodzimy, oglądamy. A po chwili testujemy.
Tokaji Dry 2015 - to assemblage kilku szczepów: 85 proc. Furmint, 7 proc. Hárslevelű, 5 proc. Yellow Muscat i 3 proc. Kabar. Jest tu pewne lekkie utlenienie, ale leciutkie, delikatne. I taką ledwo wyczuwalną pewną starość. To sprzedawane do winotek. Do Wielkiej Brytanii, ale też Niemiec (do kupienia w galerii Kaufhoff). 7 g cukru. 13 proc. Alkoholu. 5,7 g kwasu. Wino bardziej mineralne niż owocowe czy kwiatowe.




Tokaji Muskotaly 2016 - 13 proc. 11 cukru. Przyjemnie aromatyczne wino, choć nie ma ani grama nachalności. Fermentowany jedynie w stali, z nakrętką. Ma bardzo przyjemną mineralność i krótki finisz, ale ma jakby trochę cierpkości, jakby taniny. Struktura dość oleista, przyjemna!

 


Tokaji Kabar 2015 - Kabar to krzyżówka odmian hárslevelű i bouvier, w 2006 r. zatwierdzony w Tokaju do produkcji tutejszych win. Zapewnia wysoki poziom cukru i jest podatna na działanie szlachetnej pleśni. To wino było fermentowane w beczkach z nowego dębu i starzone 8 miesięcy z częstym battonage. Powstaje tylko od 2 do 3 tys. butelek rocznie. W aromacie czuć przyjemny ostry owoc - grejpfrut z ostrą brzoskwinią. Wino jest ostre i kompleksowe. Ma długi finisz i spory kwas! Bardzo dobre!


Fot. Olaf Kuziemka

Furmint Late Harvest 2015 - proste słodkie wino w małej butelce (0,375 l). Nie wszystkie grona muszą być dotknięte botrytisem, ale muszą być wysokiej jakości. Enolog je kontroluje przed zbiorami i po. Cukru jest tu 94 g na litr, kwasu 6,8 g na litr. W aromacie ciepły owoc spod znaku brzoskwini oraz trochę miodu. To wino dobrze się sprzedaje w Wielkiej Brytanii.


Tokaji Aszu 5 puttonos 2009 - piękne złoto w kieliszku! Jest tu więcej kwasu (9,5 proc.) niż alkoholu (9 proc.). A cukru 152 g cukru na litr. Jest oleiste i herbaciane, w aromacie czuć owoc egzotyczny i kwiaty, ale lekkie, delikatne. Jest też pewna woskowa nuta, raczej bliższa głębi.
 



Tokaji Aszu 6 puttonos 2008 - tu już 283 g cukru i kolor ciemnego złota. W aromacie egzotyczne owoce - suszone brzoskwinie, daktyle, rodzynki i dżemik. Propolis i wosk, miodowość, sporo kwasu. Wino bardzo dobre, półlitrowa butelka kosztuje coś koło 50 euro.


W Tokaju nocowaliśmy i śniadaliśmy dzięki uprzejmości Chateau Dereszla

O wyprawie poczytacie także na Winne Okolice

UWAGA: Win z Tokaju, także od Dereszli, możecie spróbować już w poniedziałek!

poniedziałek, 13 listopada 2017

Riesling z Austrii już na święta w Biedronce?

Schloss Bockfliess Riesling Kies(gärten?) 2016

Biedronkowa etykietka ma inny napis na etykietce - Kies, zamiast (jak widać na stronie www producenta) Kiesgärten


Półka - na wysokości piersi

Gdzie i czemu tak drogo - Biedronka i 19,99 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje (z plusem!)
Etykietki na półkach dyskontu wskazują na to, że lada moment pojawią się wina na święta. Kilka już stoi. Była madera i dwa wina z Austrii - Schloss Bockfliess (Gruner Veltliner i Riesling za 24,99 zł). Rieslingów mało - z sześć może stało w pobliskim sklepie za szpalerem Grunerów niczym Tusk za szpalerem pisowskich ministrów. Ale sięgnąłem.

I jak? Bardzo sympatycznie. Wino bardzo aromatyczne, jest tu i brzoskwinia, i nieco żółtego jabłuszka. W smaku przeważa raczej ten egzotyczny owoc, jest całkiem spora dawka miękkiego kwasu, przyjemnego i pewna pieprzność. Są drzewa i trawy - jest pewna miękkość, ale określiłbym ją jako półmetek na długiej drodze z Rheingau do Alzacji. Nie ma szczególnej finezji, nie ma tej wspaniałej komplikacji, ale jest też trochę mineralnego szkiełka, miłośnicy poszukujący niedrogich Rieslingów powinni być zadowoleni! Dla mnie wino na Winiaczową Piątkę z plusem!

poniedziałek, 6 listopada 2017

Świetny cydr Opoczka - od Michała Oleksińskiego!

Michał, trzymamy kciuki! I czekamy na lodowy!!!

 Michał Oleksiński (fot. z FB)

Z Michałem znam się od dość dawna - to jeden z kombatantów spotkań, które zaniknęły w otchłani mroków, inicjatywy dotrzechdych, w czasach, gdy zajmował się nią z sercem - i nim zmonetyzował - Gabriel Matwiejczyk. Coś tam kiedyś Michał przebąkiwał, że interesuje go cydr, ale nie sądziłem, że toi tak na poważnie! A tu proszę...
Michał stanął do konkursu i to nie byle jakiego. Na Mistrza Cydru 2017 (na domowy cydr) - zorganizowanym przez Lubelskie Stowarzyszenie Miłośników Cydru, gdzie 23 konkursowe napoje oceniało jury w składzie: prezes spółki Cydrownia JRBB Monika Bierwagen (Dzik Polski Cydr, Cydr Grójecki, Cider Inn), główny technolog AMBRA Artur Dubaj (Cydr Lubelski), wiceprezes Lubelskiego Stowarzyszenia Miłośników Cydru Tomasz Solis, Bartosz Wilczyński z Winicjatywy, dr Agata Czyżowska z Politechniki Łódzkiej i dr hab. Agnieszka Nowak z Politechniki Łódzkiej.

Michał zgarnął pulę medalową niewąską - bo oto drugie miejsce za OPOCZKĘ NIEZNANĄ. I jeszcze trzecie miejsce (wraz z Waldemare Cybulakiem CZAR CZERNIEJOWA 2015) za cydr OPOCZKA CESARZ. Drugie i trzecie miejsce z marszu to wielkie osiągnięcie i chwała Michałowi za to! Byłem tylko nieco zły, bo tu Michał tyle nagród dostaje, a ja tych cydrów nie próbowałem... To na szczęście się zrehabilitował.

Cydr Michała Opoczka w kieliszku

Dostałem butelkę. Potrzymałem dwa dni w lodówce, bo szczerze mówiąc to jakimś fanem cydrów nie jestem. Może dlatego, że u nas są albo jabcoki doprawiane czymś chemicznym albo inne straszne wynalazki. Podszedłem więce absolutnie fenomenologicznie. Rozlałem butelkę żonie i sobie. Spróbowałem... I odpadłem.
Najpierw zapach jabłka, ot, taki naturalny, sokowy i czysty. Choć po chwili wdziera się lekki zapach obórki - wiecie, taka rustykalna nuta - która nie przeszkadza. Jest też ogromna świeżość wznosząca się przy pokręceniu kieliszka, uwalniana z bąbelków, które wznosząc się ku tafli, pękają tuż przed moim nosem.

Łyk i jest dobrze. W smaku już tej obórki nie ma. Jest za to konsekwencja istnienia tych bąbelków w płynie: chmura iskierek wbijających się w podniebienie. Całkiem długi finisz. Pycha! Michał zapowiada, że teraz szykuje cydr lodowy. Kibicuję mu bardzo.

Jabłka na cydr Opoczka. Plus czuby roboczego obuwia cydrowników :)

Aha, jak przyduszę kiedyś Michała o więcej szczegółów (i więcej cydru), to wam napiszę ile ma sadów, skąd te jabłka bierze i jak je przetwarza. Słowo!