sobota, 3 maja 2014

Francuz ładny, jeszcze trochę twardy z Langwedocji - 5 pkt.

Chateau Cazal Viel Syrah
Pays d'Oc 2012


Półka - na wysokości kolan
Gdzie i czemu tak drogo - Vininova i 35,90 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje!


Czerwone wino na początek maja - recenzja na krótko i szybko. Wino w duchu niedawnej Langwedocji organizowanej przez Winicjatywę (ale na degustacji tej producent - największy z tych, którzy przybyli - tam pokazał nieco inna wina). Mam nadzieję, że szybko nadrobię zaległości i w końcu je opiszę... Kupione po to, by przedłużyć sobie jeszcze pamięć o tym wydarzeniu, w warszawskim sklepie Vininowy. I po to, by słońcem z południowej Francji "zaplombować" jego braki na polskim niebie.

Wspaniały rubinowy, z fioletowymi refleksami kolor, o aromatach z początku jak serek waniliowy, potem owoców - porzeczek i wiśni (jak trochę postoi, ewoluuje w kierunku słodkiej truskawki, takiej już po 3 zł za kilogram).

W smaku trochę kwaskowe, o taninach jeszcze sztucznie wystających, niczym za wysoki chłopek zza płota i twardych jak betonowa cembrowina w studni miękkiej wody. Mocno wiśniowo-pestkowy finisz, długi i zakończony super kwaskiem.

Całość daje nadzieję na świetne wino za parę lat. Ale wypite dziś sprawi też sporo radości - choć zastrzegam - do ideału jeszcze trochę brakuje. Próbowane dziś do lekko zrobionej wieprzowiny (z kaszą gryczaną!) dało nawet radę. Niezbyt ciężkie (13 proc. alk. - co dziś chyba nie jest wysoką wartością), akurat na lato.
 

Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

piątek, 2 maja 2014

French Wine Discoveries 2014 - na biało

Odkrywamy Francję od białej strony

 Frederic Gauthier, Domaine Poiron Dabin, i jego wina
Ależ ja się nie mogę zebrać! Minęło kilkanaście dobrych dni od ciekawej wielkiej degustacji francuskich win zorganizowanej przez Wine4Trade w warszawskim hotelu Regent (dawny Hyatt). 22 producentów w różnych regionów - począwszy od Alyacji i Burgundii, poprzez Szampanię, Bordeaux i Dolinę Loary, po Cahors, Gaskonię i Langwedocję-Roussillon.
Spotkanie było raczej przeznaczone dla branżowców - zwłaszcza potencjalnych importerów - bo znakomita większość producentów nie ma w Polsce swoich przedstawicieli. A wina niektóre naprawdę ciekawe. Peregrynację zacząłem od białości i nielicznych różowości.

Pierwszych spróbowałem muscadetów. W Polsce na razie słabo obecne (o jednym pisałem tutaj). Muscadet-Sèvre et Maine sur Lie 2013 od Domaine Poiron Dabin z Doliny Loary (6 euro w sklepie) przykułby uwagę amatorów kwasowości. I może tych, co chcą potrzymać wino w piwnicy śmiało parę lat. Piękne butelki z ważką. Wino świeże, orzeźwiające bardziej niż starszy o trzy lata brat (we Francji wino jest mężczyzną). Bo Muscadet-Sèvre et Maine sur Lie 2010 z eksportowej linii (we Francji 5,80 euro w detalu) to wino o już małej kwasowości, za to z piękną brzoskwinią w aromacie!

Muscadet-Sèvre et Maine sur Lie 2010 z Domaine Poiron Dabin

Kto szuka starszego wina, to może wybrać Muscadet-Sèvre et Maine Haute Resolution Grande Reserve 2006. Co za kwasowość! A przy tym intensywność brzoskwiniowych aromatów! Bardzo już pełne, ciężkie, skoncetrowane, a przy tym wciąż megakwasowe i jednocześnie mineralne.

Muscadet-Sèvre et Maine Haute Resolution Grande Reserve 2006. Co za głębia!

Pewnie fajny potencjał starzenia ma Muscadet-Sèvre et Maine sur Lie 2012 White Clos Perraud (Domaine du Moulin Camus) o bardzo długim finiszu i kwasowości tak sporej, że zdawała się atakować małymi bąblami moje podniebienie. Rocznik 2013 nie zachwyca dziś. Pewnie stan przejściowy.

Fajne i proste muscadety pokazał producent Domaine de la Foliette. Wszystkie wina bardzo kwasowe, lekkie. W większości mineralne - ale był jeden szczególny rodzynek. 1926-l'Origine Muscadet-Sèvre et Maine sur Lie 2013. To bardzo kwiatowe wino o średniej cenie (2,60 euro dla importera), z najlepszych parceli z winnicy. Bardzo kwiatowy w aromacie, a mało kwasowy.

1926-l'Origine Muscadet-Sèvre et Maine sur Lie 2013 od Domaine de la Foliette

Na przeciwnym biegunie leżą Vieilles Vignes Clos de la Fontaine Muscadet-Sèvre et Maine sur Lie 2013 (krzewy starsze niż 55 lat) i "Chateau" 2010. Obydwa kamienno-mokre, jeszcze młode, pełne świeżości, choć "Chateau" ma także aromaty bogatej łąki, kwiatowe i mnóstwo ciała, pełni!

"Chateau" i La Haye-Fouassiere. Tanie, ale pyszne. 3,50 i 7,50 euro za butelkę w hurcie

Jakie inne przykuwały uwagę? Ot, choćby Colombard Ugni blanc 2013 (Domaine des Persenades). Sam krzem i kwas do drugiej potęgi. Od tego producenta ciekawy było też "słodko brzmiący" (po tych muscadetach odczucie) Gros Manseng/sauvignon 2013.

Gros Manseng/sauvignon 2013 i Colombard Ugni blanc 2013 (Domaine des Persenades)

Co mnie zachwyciło? Kreacja skromnej winnicy Domaine de Tara. Większość etykiet zdominowana przez niebieski kolor. Czemu? Na degustacji winnicę reprezentowała dyr. zarządzająca Michele Folea, żona właściciela. - O, niebieski to po prostu mój ulubiony kolor - odparła z uśmiechem. Lepsze miała czerwone wina, ale z białych wielkie wrażenie zrobiło Hautes Pierres Blanc 2012 AOP Ventoux.

 
Błękitna etykieta to butelka Hautes Pierres Blanc 2012 AOP Ventoux

Wino rok dojrzewało w beczce, ale nie zdominowała całości. Grenache blanc 56 proc., roussanne 44 proc. Czuć leciutki miód, gruszkę, jest pełne w ustach, ale nie przegięte. Świetne wino do sushi na przykład. Albo szparagów.

Co pokazała Alzacja? Świetne wina. Domaine Louis Hauller lepiej idzie na froncie słodkości niż wytrawności. Bo ich gewurztraminer ma więcej aromatu niż tęcza kolorów - jest i cebulka, i kwiaty, i zielona łąka. W smaku mało "wurziga". Pieprzny charakter poszedł w pieruny i została słodycz. Etykieta też słodka zresztą. I nieładna. Taka wyglądająca na tanią. Ale może to i zaleta?

Wina Domaine Louis Hauller. Gewurz z prawej. Etykiety ja bym poprawił, bo z wyglądu paskudne

Ale marność etykiet niech was nie zwiedzie. Bo Rose okazuje się pyszne, bez landryny, za to z małą truskawką i delikatną naftą w tle; Sylvaner 2013 ma świetny finisz i pełną strukturę, a Edelzwicker 2012 (kojarzy mi się z późną wiosną) choć skryty, ma i kwiaty dla nas i słodkość pełną!

Seria Collection Cave de Ribeauvillé: Riesling, Larghetto, Gewurztraminer, Andante

Pyszną Alzację przywiózł Willem Schicks z Cave de Ribeauville. O Zahnackerze już pisałem tuż po wystawie, ale warto też wspomnieć o dwóch liniach - Collection i Grand Cru. W pierwszej niezbyt udany był Alsace Pinot Blanc 2012 (z posmakiem słodkiej landrynki i takim sztucznie brzmiącym kwasem), ale stanowczo lepsze były Riesling 2012 (bardziej mineralny niż cytrusowy), Pinot Gris 2013 (kwaskowe, a jednocześnie bardzo pięknie zbudowane) i półwytrawne Andante 2013 - z gewurztraminera i muscata. Kompleksowe - pełne owocu i lekko kwiatowe. Znakomicie zbalansowane, lekko pieprzne, w głębi mineralne. Sam Gewurztraminer 2013 wydał się mega aromatyczny, słodziuchny, z piękną goryczką w finiszu, niezbyt kwasowy. Larghetto złożone pół na pół z rieslinga i pinot gris podąża w stronę mineralności i kwasu.

Riesling Grand Cru Osterberg 2010, Zahnacker, Grand Cru Altenberg de Bergheim Gewurztraminer 2010 i Gloeskerberg Pinot Gris 2008

Riesling Grand Cru Osterberg 2010 ma obok naftowych nut aromaty zielonego stawu, trawy, łąki. I wielką kwasowość! To był chyba najlepszy riesling tej degustacji. A Grand Cru Altenberg de Bergheim Gewurztraminer 2010 ma świetne nuty kandyzowanych owoców, a w smaku tak zrównoważoną kwasowością słodycz, że zupełnie ta drobina cukru nie przeszkadza!  

Gewurztraminer Grand Cru Marckrain Mambourg

Przyjemnymi "gewurzami" błysnął Michel Fonne. Słodkie i przyjemne okazały się Gewurztraminer Tradition 2012 oraz Gewurztraminer Grand Cru Marckrain Mambourg 2010 - cudownie słodki. Jeśli w niebie piją gewurza, to właśnie tego!  


Pouilly Fume z Domaine du Moulin Camus

Pouilly Fume? Stanowczo Domaine du Moulin Camus - 10 euro w detalu. Co tu mamy? Wielki finisz i świetne kwiatowe wino. Z nutami spalonych tostów. Ale do ostryg bardziej nadaje się Sancerre 2012. W zasadzie to wino ma ostrygę już wkomponowaną w aromat i smak. Ostre, męskie białe wino! A przy tym pamiętajmy, że mamy do czynienia z winem za 12-15 euro...

Sancerre 2012 z Domaine du Moulin Camus. Do ostryg idealne!

Białego Bordeaux było stosunkowo niewiele, a jak już, to w cenach dość wysokich. Z Chateau Morlan-Tuiliere godne uwagi było wytrawne Laubarit AOC Entre deux Mers Haut Benauge 2011 (muscadell 20 proc., sauvignon blanc 60 proc., semillon 20 proc. - 11 euro w detalu), owocowe, w ustach pełne, choć mało już kwasowe. Do ryb i owoców morza.

Laubarit AOC Entre deux Mers HT-Benauge 2011, Moulleux sweet, Laubarit AOC Entre deux Mers HT-Benauge 2012

Ale wolałbym słodkie Chateau Morlan Tuiliere Bordeaux Haut Benauge 2010. To pyszne białe złożone z semillon (80 proc.), musacadelle (10 proc.) i sauvignon blanc (10 proc.). W nosie miodowo-owocowe. Czuć kandyzowane brzoskwinie i figi, a w smaku pełniutki, miodowe o wyrazistym finiszu. Z serem pleśniowym na pewno wyjątkowe. Można trzymać ze 30 lat w piwnicy!

Każdą podobną degustację zaczynam od białych. Tak zrobiłem i tym razem. Czasem żałuję, że nie starczyło mi czasu dla czerwonych. Ale w tym przypadku wcale tak nie było. Co nie znaczy absolutnie, że czerwone były gorsze. To po prostu dwa inne światy! A trzeci to musujące, o których mam nadzieję już wkrótce!

wtorek, 29 kwietnia 2014

Włoszka, która pręży muskuły - 6 pkt.

Contessa di Radda
Chianti Classico 2008


Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Salute i 55 zł (próbka nadesłana przez importera)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!

Jeśli dziś wtorek, to czas na chianti classico! Tym bardziej, że od Salute - importera, który ma ofercie wina mnóstwo ciekawych włoskich win, otrzymałem paczkę z winami do oceny. Sam miałem przyjemność wskazać te, które chciałbym przetestować. To wina czerwone, a Contessa di Radda Chianti Classico 2008 DOCG Geografico wybrałem na początek.

Z początku było zamknięte - i to na fest! Szczerze powiedziawszy nawet na początku się przestraszyłem, że może coś nie tak, ale to tak długo trwa. Czekałem godzinę i dwie. I nic. Dopiero po czterech godzinach nastąpił przełom. I wielkie otwarcie! To czerwone wino, ale w tym przypadku nie ma się co nastawiać jakimiś książkowymi temperaturami rzędu 16-18 stopni. Tu trzeba dwudziestki! Zresztą, warto przelać do karafki, bo na dnie czai się troszeczkę osadu.

Po przełomie pojawia się aromatyczny duch chianti - nad cembrowinę kielicha wybuchają porzeczki, jeżyny, śliwki, delikatna czekolada i skóra, delikatne nuty grzybowe. Przy tym całość jest wciąż jeszcze świetnie kwasowa, pięknie garbnikowa, ale taniny są dość delikatne. 

Całość złożona z trzech szczepów - sangiovese (90 proc.), canaiolo (5 proc.) i Colorino (5 proc.) dojrzewała przez 18 miesięcy w 500-litrowych beczkach. To, co znajdzie się w butelce, jest jak słaba z pozoru panna, ukrywająca pod zwiewną szatą niekiepskie muskuły. Gdy je poczujemy, okazuje się winem, któremu do ideału już tylko ciut, ciut!! 


Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

niedziela, 27 kwietnia 2014

Francuz z Bordeaux, znaczy z Żabki, delikatny - 6 pkt.

Château Condat Saint-Émilion 2011
 
Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Żabka i 49,99 zł (próbka nadesłana przez importera)
Do Ideału? - Już ciu, ciut!!

Niedawna Wielkanoc była owocna - nie tylko w pyszności ze stołu świątecznego, ale i w podarki winne. Château Condat Saint-Émilion 2011 trafiło na półki Żabki jeszcze zimą, ale dla mnie to pierwsza okazja na kontakt z tym winem.
 
Pochodzi z winnicy Condat - jednej z 9 winnic rodzinnego przedsięwzięcia la Maison François Janoueix, firmy, która zajmuje się nie tylko produkcją wina, ale i sprzedażą win z Bordeaux (negociant). Ma zresztą renomowane sauternes - Romer sklasyfikowane jeszcze w 1855 r. Ale my nie o słodziakach dziś, tylko o czerwonym Saint-Émilion.

Ładna klasyczna etykieta, z zameczkiem - za nią szkło zamykające subtelność typowych dla bordeaux aromatów (niezbyt zresztą wybujałych) - porzeczek, jeżyn, troszkę zamszowej skórki, kwiatowego (jeszcze nie zakwitły!) ogrodu po deszczu. Żadnej wanilii, ciężkości beczki.

W smaku także delikatne, o świetnie wtopionych dość drobnych taninach, które nieco rosną na podniebieniu. Ale nie "klatkują" nam wnętrza ciernistym krzewem. Zasługa pewnie dominującego merlot - bo całość to kupaż trzech bordoskich szczepów: merlot (70 proc.), cabernet sauvignon (15 proc.) i cabernet franc (15 proc.).

Przez całość przebija nieco szypułki, niedojrzałości, ale w sumie to wino niespełna trzyletnie - szczerze powiedziawszy taki "żłobkowicz", który jeszcze nawet nie nadaje się do przedszkola. Najprzyjemniej byłoby potrzymać to wino ze cztery przynajmniej lata i potem spróbować. Tylko, że komu się chce na to czekać, skoro ma już teraz wino pyszne, któremu do ideału brakuje tylko ciut, ciut?!


Wino na 6 punktów w 7-punktowej skali! 

sobota, 19 kwietnia 2014

Włoch letni, jabłkowo-miodowy z kapslem - 6 pkt.

Garofoli Guelfo Verde Frizzante 2013

Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Kondrat Wina Wybrane i 32 zł w (próbka nadesłana przez importera)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!


Wiosna już raczej stała się faktem, a lato zaraz przyjdzie. W takim czasie do biura blogera zawitała przesyłka od Kondrat Wina Wybrane. Garofoli Guelfo Verde Frizzante 2013! Całkiem przyjemne lekko musujące wino - w dodatku o dość niezwykłej jak na współczesne czasy lekkości (10 proc. alkoholu).

Pochodzi z Marche - winiarskiego regionu Włoch położonego na wschód od Toskanii i Umbrii. Kupaż chardonnay, trebbiano i verdicchio zamknięto w pięknej butelce, którą aż przyjemnie postawić na rattanowym (ok, może być też plastikowy) stoliku na przyjęciu na tarasie. Ale warto pamiętać, by je pięknie schłodzić!

Otwierać jak piwo! Syknie podobnie, ręki ciśnienie nie urwie!

Na szczęście nie trzeba przynosić korkociągu, bo wystarczy otwieracz do kapsli - to tylko frizzante, więc nie bójcie się, że użycie otwieracz urwie wam rękę. Będzie raczej delikatny syk i... Oto otworzy nam się źródło bąbelków. Maleńkich, drobniutkich i szybko ulatujących po pierwszym nalaniu.

Producent - Garofoli - to najstarsze winiarskie przedsięwzięcie w Marche, a frizzante jest tylko jednym z wielu win tu powstającym (portfolio imponuje). Szczep verdicchio (charakterystyczny dla regionu) przynosi trochę goryczki, którą długo czujemy w finiszu. Drugi regionalny szczep - Trebbiano - nieco kwasowości i troszkę zielonych jabłuszek. A chardonnay - wiadomo: wnosi w posagu ciało i nutkę miodową wyczuwalną na dnie pustego kielicha. Więcej ma jednak na początku więcej mineralności, a trochę kwasowatości w wydaniu subtelnym. 

Wymarzone wino na niezobowiązujące przyjęcie, dla amatorów piwa, którzy nie chcą się raczyć brzuchogennym trunkiem, do lekkich dań włoskiej kuchni, raczej mącznych niż frutti di mare. Oraz jak najbardziej do lekkich sałatek.


Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

czwartek, 17 kwietnia 2014

Alzatczyk z legendy o Ludwiku XIV - 6 pkt.

Cave de Ribeauvillé
Clos du Zahnacker 2010


Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Próbka producenta, ok. 20 euro
Do Ideału?
- Już ciut, ciut!!

Nie mogę jakoś przestać myśleć o Francji klasycznej, Francji wyklętej (ostatnio pisałem o świetnym szampanie). Wszystko przez dobre wspomnienia z French Wine Discoveries Trade Show. Dziś na półce do zdjęć wyjątkowe dość wino złożone z trzech szczepów. Ale nie mieszanka gotowych win, tylko wino, które powstało z fermentacji gron rieslinga, gewurztraminera i pinot gris.

To Cave de Ribeauvillé Clos du Zahnacker 2010. Przywiózł je do Warszawy Willem Schicks z Cave de Ribeauvillé, a ja miałem przyjemność posmakować - i od razu... przepadłem zachwycony.

Cave de Ribeauvillé to najstarsza (założona w 1895 r.) spółdzienia winiarska we Francji. Skupia 40 członków-winogrodników, którzy wnoszą swoją całą produkcję do wspólnej piwnicy (cave). Areał niemały - 265 hektarów w okolicach Ribeauvillé w Alzacji, więc produkcja też imponująca. Półtora miliona butelek rocznie. W cenach jak dla Francuza przyjemnych - po ok. 20-27 euro. U nas (na razie brak importera w Polsce) osiągnęłoby wyżyny pewnie 160 zł!

Spółdzielnia robi mnóstwo naprawdę dobrych win - mam nadzieję, że się zmobilizuję i napiszę wkrótce trochę więcej - a wśród nich wyjątkowe jest właśnie Clos du Zahnacker. Nazwa pochodzi od winnicy, której początki sięgają VIII wieku. Teraz to 124 hektary. Legenda głosi, że winnicę odwiedził Król Słońce - Ludwik XIV. Pił to wino pił ze specjalnego pucharu (pewnie szczerozłotego) i był zachwycony.

Ja tam kształt okrągły mam, choć Królem Słońcem nie jestem, ale zdanie jego podzielam. Pięknie złote wino fajnie byłoby pić w złocie, ale musi wystarczyć tylko szkło. Nie szkodzi - w aromacie czuć i róże "gewurza" i chłód rieslinga. W smaku nie wiem co mnie atakuje najpierw - czy cudowna kwasowość szczepu na "R" czy różany ogród "G"... Czy może ta cała reszta "PG"?

W smaku są piękne żółte egzotyczne owoce, cudowna kwasowość i pieprzność. Finisz trwa i trwa, stapiając w sobie pięknie całość. Przy czym początek jest zaskakujący, bo to roztrojenie, jakiego doświadczam czasem przy bordeaux, tu jest także odczuwalne i to namacalnie, ale potem wybrzmiewa i łagodnieje. Bo oczywiście cała mieszanka - jak przystała na Francję (mimo królewskiego rodowodu) została złożona z równych części rieslinga, gewurztraminera i pinot gris. Czyli wiadomo: liberté, égalité, fraternité!


Wino na 6 punktów w 7-stopniowej skali!

środa, 16 kwietnia 2014

Francuz z bąblami nieco grzybowy - 6 pkt.

Veuve A. Devaux Champagne
Grande Reserve Brut Blanc de Noirs


Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - 27-28 euro (próbka producenta)
Do Ideału? - Już ciut, ciut!!


Ponad 160 lat tradycji. Francja wyklęta*, Francja klasyczna. Piękna posiadłość (Manoir), gdzie możemy odpocząć. Devaux. Dziś w kielichu Winiacza prawdziwy szampan z linii Classiques - Blanc de Noirs. Grona pochodzą z parceli leżących w Côte des Bar - tu uprawia się niemal wyłącznie pinot noir. A w Blanc de Noirs mamy właśnie ten szczep.

Wino przywiózł do Warszawy m. Pierre Damidot z Champagne Veuve A. Devaux na tegoroczną edycję French Wine Discoveries Trade Show. Co mamy w aromacie? Jak zawsze z wieloma "musiakami" jest na początku problem bąbelków - są jak szum nieco przysłaniający zapach. Na wystawie win francuskich spróbowałem kilku o ogromnych bąblach, ale tu ich nie ma. Jest gracja, Francja-elegancja i drobnoziarnistość. 

Po chwili od nalania bąbelki uspokajają się i nos wypełnia się echem nieco grzybowym, nieco miodowym, lekko orzechowym i delikatnie miodowym, może gdzieś w głębi jest miętowy zakręt. Ale głowy bym sobie za tę miętę uciąć nie dał. Kwasowość jest średnia, nie przytłacza absolutnie innych wrażeń.

Znawcy polecają do lekkiego kurczaka z lemonem itp. Ale i owoce morza będą pasować, i sery także. Sam sprawdziłem. Wino świetne, o pięknym złotym kolorze. A złoto zasłużone, bo wystawiam 6 punktów na 7 możliwych w skali Winiacza!


Przypis
* wielu polskich "winopisarzy" lekceważy wina francuskie. Słusznie czy nie - kwestia gustu, ale nie wierzcie im na słowo. Próbujcie sami!