wtorek, 30 lipca 2013

Francuz jak zimny, to i fajny - 4 pkt.

Coteaux du Layon 2011



Półka - na wysokości głowy
Gdzie i czemu tak drogo - Carrefour i 26,99 zł (zakup własny)
Do Ideału? - W połowie doskonałe (4 pkt.)
 

Jak rekordowy upał, to niechże już będzie na biało, ech… Lekkie złoto w kieliszku, słodycz - jednym słowem Coteaux du Layon za 27 zł z Carrefoura. Jak jest biała Francja, to czemu nie próbować?
W aromacie jest miło, choć to nie rasowe sauternes. Ale jest pysznie: miód, akacje, ananas, nieco może innego cytrusa. Gdy się nieco ociepla, nie jest już tak dobre! O tym niestety podczas takich upałów trzeba pamiętać w każdej sekundzie.

Gdy zimne, na języku jest pełne, szczypiące. Co najciekawsze, słodycz nie zaburza kwaskowatości - ta jest może średniej wagi, ale jest. I sprawia, że wino nie wydaje się mdłe. Na ciepło pycha ginie.
Trzeba tylko pamiętać o schłodzeniu, bo już na ciepło nie jest tak fajnie. Ale do pasztetów albo ciastek mamy dobre wsparcie, słodkiego winiacza w połowie doskonałego. Oby tylko był zimny!

 
Winiacz na 4 punkty w 7-punktowej skali!

sobota, 27 lipca 2013

Włoch wspaniale umięśniony i mocarny - 6 pkt.

Colli Amerini Rosso Superiore 2008

 
Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Półka nieznana, prezent od Przyjaciółki
Do Ideału? - Już ciut, ciut!! (6 pkt.)

Co tam upały i jakaś zadziwiająca tęsknota - gdy termometr wskazuje powyżej 30 stopni - do picia tylko białych wynalazków, a już szczególnie portugalskich verde… Niech żyje czerwone czyli rosso!
A Colli Amerini Rosso Superiore 2008 to moc sama w sobie! Kupaż sangiovese (65 %), canaiolo (20 %) i Montepulciano d'Abruzzo (15 %) oddaje esencję albo raczej platońską ideę wina. Jest tu gdzieś owoc, ale raczej w przyjemnie zanikowej fazie.

Butelka stała odkorkowana przez kilka godzin, ale samo wino ledwo zaczęło otwierać przede mną swoje tajemnice. Alkohol w pierwszym aromacie wyczuwalny, ale absolutnie nie przesłaniający tego co znakomite - skóra, wiśnie, gdzieś w głębi mięta, może lukrecja. A w smaku pełne, mięsiste, charakterne. Oddające całe bogactwo ziemi pochodzące z owoców.
Takie wino włoskie to ja rozumiem. I uwielbiam. Tym bardziej, że śmiało można je pijać bez żadnego jedzenia - byle tylko rozkoszować się czystym smakiem. Bo do ideału tu już ciut ciut!!

 
Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

czwartek, 25 lipca 2013

Degustacja win tureckich w Wine O'clock

Białe owoce i czerwone łzy

Degustacja w szczycie - jest załoga Winicjatywy, i PoWINowaci, i gospodarz
Wielki kraj wielkich możliwości. Prawie jak my: duma z walecznego dziadka-ojca narodu Atatürka (taki w uproszczeniu nasz Piłsudski), niechęć do płacenia podatków, nieobliczalność za kierownicą. Turcja opisana stereotypowo. A wina? Takie, że to,  co przed chwilą napisałem, się nie liczy.
Win tureckich próbowałem na degustacji u importera - w wilanowskim WineO'clock, kameralnym winebarze w Miasteczku Wilanów, pełnym opisywanych już enomatów.  Były cztery białe i trzy czerwone producenta Kavaklidere, którego winnice są w centralnej i południowo-wschodniej Turcji.

Kolejnośc degustacji: Ancyra 2011, Vin&Art 2011 i Selection 2010

Gdy Ancyra Narince 2011 (54,50 zł) została wlana do kieliszka, uniósł się aromat jakby chardonnay. Ale narince to lokalny turecki szczep. A ja dałbym sobie uciąć, e… głowę. Ale potem zniknął i zaczął wychodzić charakterek zgoła inny - bardzo kwaskowaty, cytruskowy. O dłuuugim finiszu. Ja bym dał 4 punkty winiacza, a może nawet i pięć.
Niektórzy malkontenci twierdzili, że może korek, że może za ciepłe, ale… moim zdaniem otworzenie zimnej butelki nie pokazało błędów pierwszej. Wręcz przeciwnie - to drugie, schłodzone na tyle, że na ściankach pokazał się kondensat pary wodnej, okazało się zamknięte w aromacie. A w smaku może zimno podbiło kwasowość, ale czy to warto? Lekkie ocieplenie nie zaszkodziło.

Chardonnay na pewno jest za to w Vin&Art Cappadocia 2011 (60 zł). Razem z Narince. Aromat jest dzięki temu wyraźnie cięższy, dochodzi nieco pikantności. To wino na pewno przy schłodzeniu może zyskać. Wyższa cena o te 4,50 zł, ale warto. Mniejsze wrażenie robi Selection Narince Emir 2010 (70 zł). Ma mocne aromaty, owszem, fajną kwiatowość, ale na tle pierwszego i drugiego smakuje tak sobie.
Cotes d'Avanos Cappadocia Narince Chardonnay 2011. Pyszne, ale drogie
Wrażenie robi oczywiście - choć cena wysoka 122 zł - Cotes d'Avanos Cappadocia Narince Chardonnay 2011, którego krzewy uprawiane są na 900 m n.p.m.  Świetne wino, na 6 albo i 6,5 punkta w skali winiacza. Mega owocowe. Brzoskwinie w aromacie, a wyraźne plastry ananasa w smaku. Przy tym nie ma tu żadnej słodkiej kleistości. Szkoda, że wino niemal dwa i pół raza droższe niż podstawowe.

Ancyra Kalecik Karasi 2012 (54,50 zł) - pierwsze z czerwonych - masłowe nieco w pierwszym nosie. Ale potem się otwiera pięknymi czereśniami i wiśniami. Żywiołowe i świeże. Może za młode jeszcze. Alkohol z początku mocny, potem łagodniejszy.
Ancyra 2012, Selection i Vin&Art. I Izabela Kamińska
Wystarczy rok różnicy, by w połowie przemiany zastać drugiego czerwonego Turka - Vin&Art Kalecik Karasi Syrah 2011 (60 zł). Jest łagodniejsze, zaczyna być dżemowate - smakuje jak mocno dojrzałe albo nawet stare czereśnie. Po kilku minutach ujawnia się delikatna skóra, czekolada, trochę śliwka. Te 4,50 zł robi małą różnicę w cenie, ale w jakości…


Selection Okuzgozu Bogazkere 2010

Ale warto dopłacić do 70,50 zł, by dostać Selection Okuzgozu Bogazkere 2010. Co za charakter! I tylko 9 miesięcy dojrzewało w dębowej beczce. Mocno dojrzałe, troszkę przywodzące na myśl włoskie wina, z wyraźną czereśnią, skórą, może nutą pieprzu. Bez wątpienia najlepsze czerwone wino, które w dodatku nie kosztuje 2 czy 3 razy tyle co podstawowe.
Acha - co ważne - wszystkie te czerwone wina mają mięsiste ciało i regularne łzy na kielichu. Jakby jeszcze chciały dojrzewać w zaciszu butli, ale wiadomo - nie ma tak łatwo.

P.S.
Wina degustowałem na zaproszenie Wine O'clock

Francuz, trochę niemiecki, pachnący kwiatami - 6 pkt.


Edelzwicker Alsace Leon Boesch



Półka - na wysokości piersi
Gdzie i czemu tak drogo - VinoTrio i 53 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Już ciut ciut!! (6 pkt.)

- To podstawowe wino producenta. Schłódź, spróbuj, opisz - poradził pan Dariusz z VinoTrio. Wydaje się to takie proste… Trochę myślałem, że jak z Alzacji, to taki będzie "Francuz z niemieckim przegięciem". A tu proszę - już z tropu zbił mnie korek. Prawdziwy, nie kapsel. No i nie żadna pianka. Prawdziwy twardy korek.
 
Piękny korek - twardy, męski! Nie jakiś tam flaczek!!!
A pod nim… łąka pełna kwiecia! Nie jakaś tam chłodne nordyckie gołoborze, mega mineralne (no, może troszkę), przywodzące na myśl zroszony nad ranem kamień graniczny na Linii Maginota.
Piękny złoty kolor, a poza tym sama radość, wiosna, kwiaty, zielona trawa, słońce. Mógłbym białe piersi ssać i gryźć po prostu i zapijać tym winem! Z kurczaka oczywiście te piersi…
Edelzwicker to taka mieszanka sylvanera, pinot blanc i muscata. Z francuskiej Alzacji. Jedyne mieszane w różnych proporcjach, nierocznikowane. Tu wyraźnie czuć, że ton nadaje muscat. Ale to dobrze. Polecane do drobiu ryb i sałatek. Rzeczywiście - do sałatek wyborne. Takich, co to pomidory i oliwki… Z nimi - albo i bez - mamy wino, któremu do ideału już tylko ciut, ciut!!

Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

wtorek, 23 lipca 2013

Czerwona Australia z enomatów w Wine O'Clock

Serpico bije błazna i potwora,
ale cała trójca jest wyborna!

Tak się obsługuje enomat. Proste!

Dziś nieco filologicznie. Przed wojną było 3M: Miasto-Masa-Maszyna. A dziś się nieco zmodernizowało: jest Miasteczko-Kameralność-Maszyna. Oto kwintesencja nowego winnego lokalu Wine O'Clock w Wilanowie.

Jeśli na wprost spojrzymy na błyszczącą miedzią (jeszcze nie ukradli!) kopułę Świątyni Opatrzności Bożej, to po prawej mamy Wine O'Clock - kameralny lokal, którego tonąca w półmroku ściana imponuje maszynerią - enomatami. Czyli po polsku: dystrybutorami z winem.
W każdej maszynie 8 butelek. Tu czerwień!
Osiem przeszklonych lad mieści w sumie 40 butelek. Są otwarte, ale - przynajmniej w teorii - nie powinny się zbyt szybko utleniać. W miejsce po winie pompowany jest azot, maszyna utrzymuje wino w odpowiedniej temperaturze (można ją dowolnie zaprogramować), a kto chce, podchodzi i może spróbować wina bez kupowania całej butelki! Wystarczy włożyć kartę z czipem, podstawić kielich i wcisnąć guzik. Maszyna naleje próbkę (np. za 2,40 zł), średni kielich albo duży (bodaj 175 ml). I już!
O rieslingach i gewurztraminerach to ja tu pisał zbyt dużo nie będę, bo wielki ich fan Marcin Jagodziński (Enofaza) na Winicjatywie opisał je znakomicie. Ale nie tylko nordycka biel została zamknięta w Enomatach. Jest też tu trochę wspaniałej czerwieni!

Mother of all Harvest z komiksową etykietą

Wino Mother of all Harvest producenta First Drop to australijskie wino… włoskie - Tempranillo, Nebbiolo, Barbera. Wino  z krzykliwą komiksową etykietą (49 zł za butelkę) jest wyborne. Owocowe, że uch! A przy tym średnio mocarne. Nie wydaje się zbyt ciężkie.

Delikatne, a 100 proc. Shiraz! Mother's Milk

Przy nim Mother's Milk (75 zł za butlę) jest oazą delikatności. 100 proc. shiraza, ale bardzo łagodnego, lekkiego, wręcz wiśniowo-czereśniowego. Ktoś, kto lubi zdecydowanie esencjonalną pigułę shiraza, będzie zdziwiony.  

Harry's Monster! Potwornie - wiadomo - dobry

Oznacza to, że powinien sięgnąć po… potwora! Czyli po Harry`s Monster Giant Steps 2006. Butla co prawda 92 zł (próbka 25 ml kosztuje 4,60), ale aromat i smak są tego warte. Niezwykła etykieta z głową potwora na szyi. Pachnie ziołami i skórą. Wybornie pikantne!

Mitolo Jester mocno uderza alkoholem (14,6 proc.)
Myślałem, że po takim monstrum już mnie nic nie zaskoczy. A jednak… Mitolo Jester McLaren Vale Cabernet Sauvignon 2011 - z błaznem na etykiecie - najpierw uderza alkoholem (14,6 proc.). Mocna czereśnia, goździk, troszkę ziołowe, w smaku nieco żelaziste. Ale ta żelazistość to może przypadek, bo zmieszaliśmy wino z dwóch butelek. Z drugiej było nieco inne. Cena - 58 zł. Próbka 25 ml - 2,90 zł; Kieliszek 125 ml - 14,50 zł.


Mitolo Serpico: pycha, choć cena wysoka

Dokładnie trzy razy tyle - 174 zł - kosztuje prześwietne Mitolo Serpico 2009! Jak już przełkniemy cenę, to rozkoszujemy się australijskim winem zrobionym z francuskiego cabernet sauvignon włoską metodą amarone. Efekt oszałamia bardziej niż cena: głęboka czereśnia, skóra, wyraźne taniny wgryzające się w policzki i długaśny finisz, zostający na podniebieniu. Tak oto Serpico pokonał i potwora, i błazna. Tym, których odstrasza cena, pozostaje pocieszenie: na szczęście można kupić kieliszek z enomatu!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Francuzik ze spółdzielni, który pożąda dekantera - 3 pkt.

Cotes du Rhone Reserve Les Dauphins 2011



Półka - na wysokości piersi
Gdzie i czemu tak drogo - Leclerc na Ursynowie i 29,99 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Nawet może być (3 pkt.)

Dziś Dzień Stylu Zerowego - pogodowo. Ani za gorąco, ani za zimno. Kto chce, ubiera tiszerta, inny marynarkę i jedzie po pracy do Leclerca - legendarnego na Ursynowie, w którym (czasem) są dobre wina. I ulega złudzeniu marketingowemu - nieco na życzenie i programowo.
Les Dauphins to wielka spółdzielnia winiarska. A jak wielka - i cena na półce w Polsce nie przekraczająca 30 zł - to wino doskonałe być nie może? Od czego test!

Wrażenia? Mieszane, jak wino w kielichu. Bo oto po wydłubaniu piankowego sztucznego korka w nochala uderza alko-aromat. I to mocny! 13,5 proc., bardziej przywodzący na myśl produkty z Chile z mocnym alkoholem, który przykrywa aromaty takim futerałem, że mało co się wydostaje na zewnątrz.

A to co się wydostaje, nie jest tak proste i radosne jak Cotes du Rhone z Lidla (to, którego już pewnie nie uświadczymy). Jest troszkę czarnej porzeczki, pieprz, skóra, trochę tytoniu - gdy agresywnie wciągamy powietrze przez szpary między zębami. Problem tylko taki, że bardzo to mało subtelne.
Jak się zachowuje, gdy skażemy taką rezerwę na postój i "areszt wydobywczy" aromatów? Przeżyjemy niespodziankę. Bo winiacz zyskuje. Tak o punkt albo i… półtora. By stać się winiaczem, który nawet może być. Tylko czy dla wina za 29,99 zł trzeba używać dekantera, lodówki i czasomierza?

 
Winiacz na 3 punkty w 7-punktowej skali!

sobota, 20 lipca 2013

Australijczyk ciężkiej, choć letniej, wagi - 6 pkt.

Jacob's Creek Chardonnay Reserve 2009



Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Ogólnodostępne i ok. 40 zł (próbka od Pernod Ricard Polska)
Do Ideału? - Już ciut ciut!! (6 pkt.)

Mikroskopijne bąbelki unoszące się w kielichu po trzech minutach znikają i zostaje samo czyste złoto z aromatami zupełnie innej półkuli, końca świata: brzoskwinia, trochę cytrusów, gdzieś tam w głębi cytrusy…
Chardonnay Reserva Jacob's Creek jest tłuste, mięsiste. Mój język to wyraźnie czuje. Potem jest kwaskowatość i zielone jabłuszka - pycha. Średnio długo się utrzymuje, ale jest tak przyjemne, że ręka raz jeszcze wyciąga się w stronę kielicha.

Chardonnay - żadna to nowość - potrafi być tak plastycznie ukształtowane przez winiarza, że aż przedobrzone. Czasem można trafić na charakterystyczną pyszność, czasem na dziwactwa. Tu na szczęście takiego dziwactwa nie ma. Może nie ma też wyjątkowo idealnej pyszności, ale w tę stronę ta rezerwa ma o wiele bliżej.
Kilka dni temu opisałem - i oceniłem na 5 punktów - musujące muskato JC. Tamto było pyszne do szarlotki, na deser, jako rozrywka. Jak plażowy koszykarz. A chardonnay reserve jest jak poważny gracz wagi cięzkiej. To wino, któremu do ideału już tylko ciut, ciut!!

Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!