środa, 6 marca 2013

Białemu Francuzowi dobrze na chłodnym balkonie - 4 pkt

Vin d'Alsace Gewurztraminer 2011

 


Półka - na wysokości kolan

Gdzie i czemu tak drogo - Lidl i 27,99 zł (zakup własny)

Do Ideału? - W połowie doskonałe (4 pkt.)

 

Dziś taki słodki dzień - to raz! Słoneczny i pogodny - to dwa! Późny wieczór bardzo chłodny - to trzy. A co schłodzi nam białe wino na balkonie lepiej niż prawie zero stopni? Nic. Czas więc to wykorzystać, nim gorąco zrobi się na balkonie niemiłosierne.

Biały słodki Gewurztraminer z Lidla idealnie komponował się do wtorkowych urodzinowych ciastek. Im więcej ich było, tym bardziej wiem, że idealnie by się też komponował do ryby, może łososia na karbowanej patelni… Bo ileż ciastek można zjeść, jeśli się lubi czerwone wytrawne wina? Natury nie oszukasz.

Kwiatowy w zapachu i egzotyczno-owocowy. Nie od razu czuć z zapachu, że słodki. Zresztą, tej słodyczy to tyle wyczuwam, ile w zdecydowanym Chardonnay. Nawet barwa podobna. Tak to oto wygląda jeden z ostatnich białych winiaczy, jakie stały jeszcze na półce w Lidlu. Alzacki, trochę francuski, trochę niemiecki - może jakaś doskonałość w butli z brązową etykietą znajdę?

Zapach miły, a smak iście łagodny. Ładnie się to wino pije nawet samo, lepiej niż do ciastek. Bo czuć to, co zazwyczaj na ciastkach - kawałki ananasa, morelki, grejfruta, pomarańczy - pokrycie takiej pysznej owocowej babeczki. Do tego zostaje w ustach na długo, kończy się lekkim pieprzykiem…

Doskonałość? Taka może nieco za słodka. Brak w tym winiaczu jakiegoś haczyka, który by sprawił, że złapałbym go raz jeszcze. Ale gdy już je mam i chłodzi się na balkonie, to wiem, że to wino w połowie doskonałe!


Winiacz na 4 punkty w 7-punktowej skali!

poniedziałek, 4 marca 2013

Malbec, który zbyt szybko kończy - 2 pkt

Trapiche Malbec 2011

 


Półka - na wysokości pasa

Gdzie i czemu tak drogo - Centrum Wina i 34,90 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Lepiej niż gorzej (2 pkt.)

 
Nie tyle ptak na etykiecie przykuł moją uwagę, ile cena argentyńskiego malbeka. Bo nieco tańszy od ostatniego Argentyńczyka, i o trzy lata młodszy. A kto powiedział, że im starsze, tym lepsze? Degustujmy!

Korek zwykły, ot syntetyk wyskakujący jak pocisk z akacjowej pukawki. A zapach? Ciekawy, świeży - wiśniowy kompocik i kolor także kompotowo-wiśniowy. Głęboki i klarowny. Wrażenie zapachu jest o tyle ciekawe, że oddaje jakby ciepło - troszkę jest w nim nie tylko owoców, śliwek, ale i grzybów.

W smaku intensywne, mocne - czuć alkohol (13,5 proc.), w środku czuć wyraźnie owoce - szczególnie właśnie wiśnie i jagódki. Szukam tego, co w zapachu, ale jest już tylko rozczarowanie - bo poza owocami nie znajduję już tych grzybów, nie ma wanilii, zostaje coś takiego cienkiego jakby. Producent/importer poleca do grilla i pieczeni. Pewnie tak - będzie pasować do przypieczonych kiełbasek, bo z mocnymi serami (otwarcie pojemnika z lodówki było jak otwarcie Puszki Pandory - mocna rzecz!) komponuje się średnio. Raczej łagodzi.

Jak na mój nos to dobre wino do średnio szybkiego wypicia. Na sześć osób - czyli na jedną turę kieliszków - będzie w sam raz. Odstawione na dłużej zyskuje tylko wzrost ciepłych, wiśniowych aromatów. Tu, gdzie zwykle zaczyna się jakieś Bordeaux za 35 zł, kończy się Trapiche Malbec za taką samą cenę. Szkoda. Winiacz doskonały to to nie jest. Ale jest jakiś pozytyw: jest lepiej niż gorzej.

 
Winiacz na 2 punkty w 7-punktowej skali!

Jedwabisty choć skromny Hiszpan - 6 pkt

De Muller Tarragona Muscat 2011
 




Półka - na wysokości pasa
 
Gdzie i czemu tak drogo - Winosfera i 31 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Już ciut ciut!! (6 pkt.)


Raz w obecności amatora win na jednej z degustacji przyznałem, że o ile jeszcze do niedawna preferowałem czerwone, to ostatnio coraz bardziej toleruję, a nawet przekonuję się do białych. - Albo się zmieniła technologia wobec tej sprzed siedmiu lat, albo mi się zmienił smak - doprecyzowałem. On się tylko uśmiechnął.

A ja spróbowałem winiacza doskonałego poszukać właśnie z tego powodu (zmiany gustu, a nie uśmiechu znawcy) wśród białych tym razem win. Butelka De Muller Tarragona Muscat zachęca skromną szczerością.

I zapachem zielonego jabłuszka, który bije od razu po odkorkowaniu. Kolor jak to typowy muscat - żółciutki z zielonymi połyskami, gęste wino. Po zamieszaniu ananas, trochę mango. Pięknie i słodkawo. Podobnie ze smakiem. Ale ta słodycz nie ma nic wspólnego z namolnością różowych landryn. O, nie!

Tu czuć mięsisty jedwab. Atakujący morelowymi smakami, może lekko pieczonym jabłkiem. Wino, które długo zostaje na podniebieniu - może nieco za długo. Bo potem ten posmak zmienia się w coś dziwnego. Lepiej chyba zjeść trochę ryby, by zrównoważyć to wrażenie.

Ale ten winiacz przekonuje do białego wszystkich sceptyków. O ile spróbują i nie za bardzo przejmą się puentą, którą zaserwował mi na koniec refleksji o guście ów miłośnik win. - To nie technologia win się zmieniła. To na starość człowiek zaczyna preferować białe.

Starość czy młodość - jeden wniosek: taki muscat jest tylko ciut ciut od doskonałości!

 

Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

sobota, 2 marca 2013

Francuz, który nie zawiódł - 6 pkt

Bordeaux Comte de Beylac 2009

 
 
Półka - na wysokości pasa

Gdzie i czemu tak drogo - Kondrat Wina Wybrane i 29 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Już ciut ciut (6 pkt.)
 

Tyle narzekania, tyle mocnych wyrazów rozczarowania, tyle utyskiwania… Że seryjnie zawodzi pokładane nadzieje, że przereklamowana, że gdy tania, to do wylania, a gdy droga, to nieobliczalna (czytaj: na 90 proc. będzie do wylania) - Francja.

Ale jestem przekorny. Wielu się zachwyca włoskimi winami, ja mam o nich takie zdanie jak inni o Francji (ale pewnie te droższe niż po 200 zł za butelkę są lepsze). Francja więc dziś idzie na tapetę (do kieliszka) Winiacza.

Brązowa (bordowa) etykieta, złoty chateau na niej i białe litery - Bordeaux Comte de Beylac 2009. Piękny prawdziwy korek, mocno tkwiący w szyjce wyskakuje z trudem, jakby wino prosiło: ej, czekaj z otwarciem! Ale na co tu czekać?

Żywy rubinowy kolor i od razu czuć spokojny zapach. Wyraźna wanilia, trochę mokrych traw, wyraźnie wyczuwalny liść mięty, gdzieś w głębi nutka suszonej śliwki. I białych prześcieradeł rozwieszonych na sznurze w letni poranek. Pewnie na dziedzińcu klasycznego "szato", dość blisko kamiennego muru, za którym już tylko krzewy winorośli...

Gdyby punkty miał dawać sam mój nos, to dałby pewnie 6 a może i nawet 7! Ale język też ocenia i tu jest nieco gorzej. Smak jest nieco inny niż zapach - dość cierpki, ściągający. Bardzo wytrawne wino. Lekkie ziółka, nieco żelazistej ziemi, średnio kwaskowate, po przełknięciu nie pozostaje zbyt długo na podniebieniu. Bordeaux moich wspomnień, marzeń i wyobrażeń - takie idealne na 7 punktów - jest nieco bardziej szerokie, otwarte, o szerokim wachlarzu, gdzie są i kwiaty, i ziemia, i nieco pieprzu. Na początku brak czegoś w smakowym widmie. Brak, gdy pije się tylko wino, bez przekąsek. Ale wystarczy przegryźć kawałeczkiem cheddara i mamy wspaniałego winiacza. Wiem już, co będzie, jeśli podamy go do obiadu, do wieprzowinki w pieprzowym sosie albo na wegetariański stół do serowej pizzy. To jest dowód, że Francja za 29 zł jest jednak smakowita. I do doskonałości jest ciut ciut!
 

Winiacz na 6 punktów w 7-punktowej skali!

czwartek, 28 lutego 2013

Rześki Afrykańczyk przed półmetkiem - 3 pkt

Hill & Dale Pinotage 2011






Półka - na wysokości głowy

Gdzie i czemu tak drogo - Winosfera i 39 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Może nawet być (3 pkt.)



Dzika winna doskonałość z gorącej wyspy byłaby wspaniałym remedium na tę wiosnę, co tak nie chce przychodzić. To skoro gorąco nie chce przyjść do nas, ja muszę wyciągnąć rękę po nią. Australia czy Afryka? Hmm. Afryka i jej nieodrodny "synek" - Pinotage z RPA.

Hill & Dale Pinotage 2011 stał na wysokości kolan i ma dopiero dwa latka niecałe, więc charakteru nie nabrał. Albo raczej zachował - jak okazało się po odkorkowaniu - świeży i nieco cierpki. Bo tak po pierwszym już łyku czuć, że ten winiacz nie ma dużo z mocy "klasycznych" pinotaży.

Ma za to przyjemny rubinowy kolor z biskupimi refleksami. Jeśli ktoś nie lubi cierpkości, to dobrze trafił. To wino jest wyraźnie mięsiste, smakuje nieco jeżynowo, nieco wiśniowo, może gdzieś tam w głębi tłuczą się jakieś echa lodów waniliowych. Po przełknięciu pozostają przyjemne słodkie wrażenia…

Co najlepsze - alkohol, którego tu mamy pod dostatkiem (14 proc.), wcale nie dominuje ani w zapachu, ani na podniebieniu. Całość dobrze smakuje z mocnym wyrazistym serem, ba, z pleśniakiem także! Ale czegoś mi zdecydowanie brakuje? Może pewnej "mocy", którą chowają w zanadrzu inne pinotaże, o bardziej zdecydowanej barwie, bardziej skoncentrowanym, gęstszym jakby smaku.

Tamte uważałbym za lepsze. Niewykluczone, że są starsze. Ten taki zły nie jest, ale zostawia nas tak w niedosycie tuż przed półmetkiem do doskonałości. Jakbyśmy chcieli przejść przez mur, ale utknęli tuż przed jego szczytem i nawet nie zobaczyli, co się dzieje po drugiej stronie. A to oznacza, że jest to…
 

Winiacz na 3 punkty w 7-punktowej skali!

środa, 27 lutego 2013

Nieco jodynowy Hiszpan potrafi uspokoić - 5 pkt

Enate Somontano 2009



Półka - na wysokości głowy

Gdzie i czemu tak drogo - Biedronka i 24,99 zł (zakup własny)

Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje (5 pkt.)

 
W poszukiwaniu ukojenia po szaleństwach spod znaku malbec i syrah (ten ostatni to podstępny szczep, że hej!) sięgnąłem po wino, które obiecywało składem spokój, umiar i wyważenie. Składem, bo mazaj na etykiecie - kobieta w japońskim kimono (?) - raczej ostrzega, że może się tu dziać coś niepokojącego.

Czy wino spokojne może się okazać winiaczem doskonałym? Kolor niby rubinowy, ale pod pewnym kątem ma lekkie brązowe refleksy. W zapachu nos najpierw atakuje alkohol (aż 14,5 proc. - to pewnie ten niepokojący akcent w kimono), ale później jest troszkę dżemiku - przez ten alkohol takiego na skraju fermentacji.

Wystarczy potrzymać parę kwadransów w kielichu i wyraźnie łagodnieje - alkohol troszkę paruje, pozostawiając samą słodycz i kandyzowane owoce.

W smaku ten winiacz jest rzeczywiście spokojny, choć zarazem charakterny. Nie atakuje ślinianek, nie ściąga ust. Są dżemowe aromaty, słodycze lekko jakby waniliowe i troszkę jagód. Na końcu coś jakby octowego… Wyczuwam też troszkę jodyny - pachniała nią apteczka babci. Na szczęście tym winem nikt nie każe smarować zadrapań czy skaleczeń. Uff...

Najpyszniej mi się piło to wino, gdy pozostawiłem na dnie kieliszka maleńki łyczek i porządnie rozkręciłem. To winiacz doskonały? Bez wątpienia dobry, chociaż do doskonałości mu brakuje - tak z ośmiu godzin napowietrzania (na butelkę) i co najmniej dwóch punktów w mojej skali.

 
Winiacz na 5 punktów w 7-punktowej skali!

wtorek, 26 lutego 2013

Kulturalna degustacja nie tylko w ciemno

Jak Francja z Hiszpanią walczyła

Kieliszki i przekąski na beczkach, wokół amatorzy-klubowicze niedrogich, choć pysznych win, atmosfera "stojącego" rautu - zupełnie jak w ambasadzie! Taki był winny poniedziałek czyli czwarte spotkanie miłośników dotrzechdych. W miejscu niezwykłym, bo scenerią był Winebar Tapas y vino w Warszawie przy Ogrodowej 58. Niezwykłym, bo to kameralny bar, w którym można usiąść, wybrać spośród wielkiej ściany butelek jedną i - w tej samej cenie, bez upiornego korkowego - skosztować na miejscu! A wybór win - z oferty Kondrat Wina Wybrane - jest imponujący.



Pięć win - liczba już chyba tradycyjna dla tych spotkań. Pierwsze wino? Niespodzianka do "zdemaskowania" podczas ślepej degustacji.
Ładne białe wino, o bardzo jasnym słomkowym kolorze, ale zaskakujące, bo lekko kwaskowate, owocowe. O nieco stłumionym i dyskretnym zapachu. Idealne może nie tyle na stojący raut, ile na picie letnim wieczorem na tarasie z widokiem na las. Do tłustego sera i owoców morza… To Picpoul de Pinet Beauvignac z Langwedocji. Bardzo pyszny francuski winiacz na 3 punkty w naszej skali!


Jego kuzyn, smakowany w drugiej kolejności - Sauvignon Blanc Beauvignac - ma więcej "ciała", niemal jak chardonnay! Ma wyraźniejszy zapach, czuć ananasy, trochę brzoskwiń, nieco miodu gdzieś w tle. Zostaje w ustach na nieco dłużej. Jeśli tak smakują wina z południowej Francji, to smakują na 5 punktów w naszej skali, wyraźnie stały obok Winiacza Doskonałego!


Pazur - niejako koci - pokazało trzecie białe wino. Koci, bo nieco pachnące właśnie kotem. Albo wilgotnymi ścianami starej rudery. W smaku już nie tak szalone jak w zapachu. Bardzo treściwe i bogate w różne aromaty, nieco agrestu, ale też ociupinkę słodyczy. Rueda Vasallo 2011 ma z pewnością wielbicieli wśród amatorów win nieco szalonych, jeśli ktoś szuka spokoju, to taki winiacz nie dla niego. Ale może pyszne spagetti w sosie carbonara mogłoby z łatwością to wino okiełznać.


Pierwsze z czerwonych win - może podane nieco za gorące - od razu uderza feerią zapachów czereśniowo-wiśniowych, mocno ściąga usta, gdyby je podać w temp. do 19 stopni, pewnie byłoby winiaczem na 5 punktów. Les Trois Chemins Ventoux ze szczepów grenache, cinsault, syrah ma mocny smak, mocny kolor i jest mimo kompotowych lekko aromatów wyraziście wytrawnym winem.


Podobnie jak Les Trois Chemins, piąte wino - które również degustowaliśmy w ciemno - jest w smaku jak stary Francuz. Ale to nie jest francuskie wino, tylko… hiszpańskie!
 
To, że pyszne, to w sumie nic dziwnego, bo stały Czytelnik Winiacza zauważył, że testowane przeze mnie Hiszpany są zazwyczaj na piątki. Pyszne wino nieco kwaskowate, ale także pełne. Czuć w nim beczkę (tylko 4 miesiące), w smaku troszkę waniliowych akcentów. Dominio de Manciles Arlanza Tinto Roble 2011 także by dostało 5 punktów, a może nawet i 6!