środa, 14 marca 2018

Wyprawa do Mołdawii cz. 2. Gdzieś w dolinach Besarabii

Hałas i disco niech zostaną w mieście...
 
Butuceni: krucyfiks i pomnik ku czci ofiar z czasów I wojny

O ile wielkie miasto w Mołdawii - Kiszyniów (o którym pisałem w poprzednim poście) - wspina się mozolnie i ku Europie, chcąc jej dorównać liczbą samochodów, krzykliwymi reklamami, bankami i kantorami, i ku Wschodowi, bo wciąż pełno tu postsowieckiej architektury, to wieś wydaje się być nieco odległa od tego wyścigu. A właśnie na wieś - do regionu Orhei - wyruszyliśmy drugiego dnia naszej wyprawy.
 
W muzeum - tak wyglądało wnętrze mołdawskiego domu

Na drogach pustki, gdzie okiem nie sięgnąć, zaśnieżone pola. Ale dymy unoszą się znad kominów. Po kilkudziesięciu minutach jazdy docieramy do wsi Clisova Noua, do starego przedszkola. Ale nie ma gwaru dzieciaków, bo w rozległym trzyskrzydłowym budynku działa Muzeum Rękodzielnictwa i Dywanów. Tych słynnych z Besarabii. To dzieła sztuki, z których Mołdawianie są szczególnie dumni.
W muzeum: haftowane ręcznie koszule

Przekazywane z pokolenia na pokolenie techniki ich tkania od 1 grudnia 2016 r. są wpisane na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Barwione naturalnymi barwnikami roślinnymi można już na pierwszy rzut oka odróżnić od importowanych z radzieckiej Rosji, na których kolory "biją po oczach" sztuczną intensywnością. Na tych besarabskich z końca XIX wieku barwy ewoluują w stronę barw ziemi - brązów, "zgaszonych" ciemnych czerwieni, zieleni. Plastycznie wszystko jest tu spójne.
 
Tu biologia, pewien cykl życia, zdaje się przeplatać z matematyką - motywy kwiatów i roślin powtarzają się w geometrycznie rozmieszczonych wzorach. Symbolika odwieczna - drzewo życia, winorośle, krople wody. Tradycja nakazywała gospodarzom wyposażyć córki w posag. Dywany tkano, ale też przekazywane z pokolenia na pokolenie. Zresztą nie tylko pokrywały podłogi, ale i ściany, chroniąc tradycyjne chaty ogrzewane piecami przed ucieczką ciepła. A w styczniu chłód wśród mołdawskich równin dotkliwy...
 
Teoretycznie wszystko takie proste (fot. Olaf Kuziemka)

Po obejrzeniu mnóstwa okazów - niespodzianka. Oto możemy zobaczyć jak się robi taki dywan. Na pionowych krosnach dwie kobiety wplatają nici kolorowej przędzy w naprężone cienkie i mocne sznurki osnowy. Robi się je ze sznura konopnego (Tak, to ta roślina o charakterystycznych liściach), gęste niczym struny harfy. 

I co chwila uderzają młoteczkami grzebykowymi, utwardzając tkaninę. Nasza przewodniczka mówi o tym, że kobiety tkając konopne dywany raniły się często do krwi, ale bólu było mało, bo substancja z konopii przenikała do krwi, przynosząc ulgę, może i inspirację?

Panie tkają dywan, cierpliwie, miesiącami... (fot. Olaf Kuziemka)

Utkanie dywanu o wymiarach 2,5 na 2,5 metra zajmuje kilka miesięcy, zależy od skomplikowania wzoru i od liczby tkających osób. Oraz od wprawy. Patrzymy z Olafem jak urzeczeni. Jak one to robią? Skąd wiedzą, że właśnie teraz trzeba wziąć ten kolor przędzy, a nie inny? No, jedno wiadomo - wina przy takiej pracy się chyba nie pije...
 
 Oglądamy ręcznie tkane koszule, narzuty, kamizelki i inne elementy tradycyjnych strojów. Słuchamy o starych zwyczajach. O roli bazylii - która symbolizuje życie. Jej całe wiązki zawieszano na belkach u powały, gdy ktoś umierał, i gdy ktoś się rodził. Podobno to bazylia właśnie wyrosła przy grobie Jezusa po jego zmartwychwstaniu.
Obok bazylii na belkach stoją pigwy, które roztaczały po całej chacie zapach świeżości. Takie była to wtedy domowe perfumy - prosta, miejscowa, naturalna. Wiecznie taka sama.
 
Wchodzimy do Epoca De Piatre

Kilkanaście minut jazdy i zmiana otoczenia. Tym razem schodzimy pod ziemię. Miliony lat temu było to dno wielkiego morza, które dało obecnie mnóstwo wapiennego budulca. Stąd w Mołdawii pełno podziemnych kompleksów. W nich wydobywano budulec na odbudowę Kiszyniowa zniszczonego podczas ostatniej wojny. 

I powstało mnóstwo miejsca na przechowywanie wina w korytarzach po usuniętych blokach. Wystarczy wspomnieć takie kompleksy jak Cricova czy Milestii Mici, które ogromne korytarze - w porównaniu z nimi powstający kompleks hotelowy Pivnitele Brănesti to maleństwo. Schodzimy zaledwie kilka metrów pod ziemię, na mały poczęstunek w restauracji Epoca De Piatre, przy wielkim ogniu. Bo chłodno!
 
Przy ogniu cieplej! (fot. Olaf Kuziemka)

Ma tu zostać wkrótce otwarty cały podziemny kompleks hotelowy - ze SPA, pokojami, restauracją, jadalnią, barem. Zaczątki już są, intensywne prace trwają. Będzie można też zostawić tu swoje wina na przechowanie. W sumie warunki idealne - ciemno, wilgotność wysoka, stała temperatura ok. 10 stopni cały rok... 

W wapiennych ścianach widać okrągłe otwory, które wkrótce wypełnią butelki. Kto chce, będzie miał całe swoje sale, zamykane przed wścibskimi. Przekąska - bo to żaden poważny lunch dzisiejszego dnia - to okazja do spróbowania win. 

Gogu Sauvignon Blanc 2017 (fot. Olaf Kuziemka)

Na pierwszy rzut Gogu Sauvignon Blanc 2017 - wino bardzo aromatyczne, ale jeszcze leciutko musujące, niedawno bodaj przed tygodniem spuszczone ze stalowych tanków. To dzieło Ilie Gogu, utalentowanego młodego winiarza z regionu Stefan Vodă, położonego najdalej na wschód Mołdawii. Zaskakujące, owocowe, pełne! 

Carpe Diem Femme Fatale (fot. Olaf Kuziemka)

Drugie białe z Regionu Codru - Carpe Diem Femme Fatale ze szczepów Feteasca Regala (65 proc.) i Feteasca Alba (35 proc.). To też dzieło młodego winiarza. Ion Luca chce z charakterystycznych dla Mołdawii szczepów stworzyć wina niepowtarzalne - ale z widocznym sznytem nowoczesności. Już etykiety są na wskroś europejskie, z uśmiechniętymi twarzami kobiet. Takim winem była w 2016 r. Femme Fatale. O ile Gogu było owocowe, tu mamy większą mineralność, wyższą kwasowość, szczupłość. Ale i jest nieco więcej cukru wyczuwalnego w ustach.
 
MinisTerrios Rosu Împărat 2015 (fot. Olaf Kuziemka)

Czerwienie są również bardzo dobre - MinisTerrios Rosu Împărat 2015 (Czerwony Cesarz) to z kolei dzieło Dana Prisăcaru, który fachu winiarskiego uczył się we Francji. Stąd może domieszka Cabernet Sauvignon (20 miesięcy beczki) do Feteasca Neagra (połowa była na rok w beczce) i Rara Neagra (8 miesięcy dębu). To rzeczywiście cesarskie wino, w stylu, jaki uwielbiam - czuć ciemne wiśnie, kakao, lekka wanilię, lekką kwasowość i dobrze wtopioną beczkę. W smaku wyraźny anyżek i pieprz. Czuć wiśnie, ale i tę elektryzującą nutkę na języku. Cena wysoka - 10 euro za butelkę!
 
Equinox 5 Elemente 2014 (fot. Olaf Kuziemka)

Na deser etykieta z winnicy Equinox, małej, liczącej 5 ha. 5 Elemente 2014. Powstało tylko 3160 butelek. Skład: Merlot (38 proc.), Shiraz (19 proc.), Carmenere (17 proc.), Malbec (17 proc.) i Rara Neagra (5 proc.). 14,6 proc. alkoholu i cena - 15 euro. Ale wino super! Czerwony owoc, skóra, bombonierka. Ale nie ma tu prosto ty, jest pieprz z owocem i ziołami. Jest też pewien eukaliptusowy charakter, nieco nowoświatowy. Żal tylko jednego - że czas i program gonią, a my nie dajemy się temu winu na dobre otworzyć!
 
Tak wygląda - w dole - wioska Butuceni

Kilkanaście minut jazdy krętymi drogami - wreszcie kończy się jednostajny płaskowyż - i oto zjeżdżamy w dół, do wioski Butuceni, położonej wśród przełomów rzeki, czy może raczej rzeczki, Reut. Kilkadziesiąt kilometrów dalej wpada do Dniestru. 

A tuż za rzeczką stroma, wysoka ściana wapiennego zbocza, z tu i ówdzie wyrytymi jaskiniami! Według legend gdzieś ukryto tu skarby, których bardzo pożądali tureccy najeźdźcy... Stąd pewnie tu i ówdzie dziury. Nad wioską góruje mały klasztorny kościółek i kamienny krzyż. Rosnące dość gęsto drzewa zazielenią się pewnie wiosną i jeszcze bardziej będzie można zapomnieć, gdzie tak naprawdę jesteśmy - ale i zimą można poczuć się jak poza cywilizacją. 

I tak tu właśnie jest! Korzystając z tego, że wapienne zbocza otaczają wioskę niczym widownia amfiteatr, w czerwcu 2016 r. i 2017 r. zorganizowano tu festiwale muzyczne. Z klasyczną orkiestrą i operą! Wydarzenie nazwane DescOpera zorganizowano przez Eco-Resort Pension Butuceni, Narodowy Teatr Opery i Baletu „Maria Bieşu” i artystów Filharmonii Narodowej „Serghei Lunchevici” w ramach Ministerstwa Kultury Republiki Mołdowy przy wsparciu strategicznego partnera USAID. Orkiestrą dyrygował Friedrich Pfeiffer z Filharmonii Wiedeńskiej.
 
Bach, Bizet, Dvorak, Smetana, Strauss, Verdi, Wagner… Opera na świeżym powietrzu podobno (że też nas wtedy nie było!) robiła niezwykłe wrażenie. Dla wielu miejscowych i przyjezdnych być może to jedyna okazja do obcowania z tak wysoką sztuką. W zeszłym roku po zachodzie słońca odegrano Carmen i to była prawdziwa bomba!
 
Ten kawałek balustrady i kolumny są także z wapienia

Idąc po nierównej i krętej głównej uliczce Butuceni mijamy domy trochę podobne do naszych, na oko z lat 70 XX wieku, ale tu i ówdzie uwagę przykuwają zadbane mniej lub bardziej tradycyjne domy z drewna na wapiennych podmurówkach, malowane na zieleń albo na intensywny błękit. I tu zaskoczenie, bo w wielu takich chatach działają pensjonaty, niektóre wykończone luksusowo (w wielu chatach uwijają się robotnicy). Są tu nawet baseny i sauny! 

 Jest i basen! Na zewnątrz -5 st., a w środku tak +18!

A właściciel restauracji Resort Butuceni, kilku pensjonatów i animator tutejszych wydarzeń (m.in. DescOpera) uśmiecha się rozmarzony. – Chcemy, by tu panował spokój i cisza, by nie gościła tu hałaśliwa muzyka, disco i gwar samochodów. To ma być miejsce, do którego trafiasz z miasta i o mieście zapominasz. No, wyjątek to muzyka poważna, klasyczna, opera… Tylko na to jest tu miejsce – dodaje.
 
Wnętrze mołdawskiego tradycyjnego domu (fot. Olaf Kuziemka)

Pokazuje nam na dowód wnętrza tradycyjnych domów (nawet w pensjonatach działają tradycyjne piece - schowane w ścianie - ale opalane prądem, by było bezpieczniej) oraz piwnicę pełną przetworów. Takiej ilości weków z ogórkami, burakami, jabłkami, pomidorami, papryką, pigwą i Bóg wie jeszcze z czym, w jednym miejscu nie widziałem. – Wszystko organiczne, bez nawozów, bez chemii – dodaje gospodarz.
 
Cała piwniczka... przetworów, a nie wina! (fot. Olaf Kuziemka)

A po chwili oddajemy się twórczości kulinarnej - robimy placinty. Placki skręcane ze zwojów… skręcanych z cieniutkiego i ciągnącego się ciasta przypominającego nieco (pop wypieczeniu) francuskie z różnym nadzieniem. To masa z tłuczonych ziemniaków, bryndzy, mielonego mięsa… 

Wałkuję! Jeszcze kilka miesięcy po 10 godzin i będę dobry! (fot. Olaf Kuziemka)

Trzeba rozwałkować ciasto, na blacie z rozlaną oliwą, wielkości piłki tenisowej tak mocno, aż będzie prześwitujące i elastyczne niczym jelito i stworzy płachtę 50 na 40 cm. Potem zakładamy 4-5 cm (niczym kołnierz) wzdłuż jednego z boków, nakładamy tam pasmo masy i zawijamy, tworząc długiego i cienkiego węża. A potem „węża” zawijamy w kółko, na blachę i do piekarnika. Proste. O ile się patrzy na miejscową kucharkę. Ale po siódmej próbie zaczyna i mi trochę wychodzić. Potrzebuję jeszcze kilka lat treningu.
 
A tak wygląda nasza upieczona już placinta!

Potem przychodzi czas na obiad – z placintą, mamałygą i wieprzowiną. Oraz na wino domowej roboty naszego gospodarza. Jakie są tu grona, nie wiadomo, ale całość granatowa, nieprzenikniona, niefiltrowana. – My tu pijamy właśnie takie naturalne, bez chemii, nasze – dodaje gospodarz. Wino jest nieco za chłodne, ale czuć przyjemną nieco dziką rustykalność, spontaniczność. Ale uwaga! Nie ma żadnego sztucznego cukru! Wino jest wytrawne jak czysty sok z winogron! 

Tradycyjny mołdawski dom - widoczny z tyłu restauracji

Podobne w charakterze jest Chardonnay podane w karafce – niefiltrowane i zimne, o dziwo bogate w smaku, ale trzymające się pewnej dyscypliny. I tylko szkoda, że placinty i mamałyga już zjedzone, Chardonnay i wino domowe wypite… Ale czas „zdobyć” monastyr wydrążony w skale!
 

Wydrążona w skale kaplica

Spacer po oblodzonych ścieżkach wijących się nad wioską robi wrażenie, ale jeszcze większe robią drzwi, po przekroczeniu których schodzimy po kilku stopniach w dół i stajemy w skrytej w półmroku kaplicy oświetlonej światłem woskowych świec i rozbłyskami witraży za którymi resztka popołudniowego słońca. Otwieramy następne drzwi i… stop! Za nimi dość wąska skalna półka, a pod nią kilkadziesiąt metrów przepaści. 

Krok w złą stronę i... (fot. Olaf Kuziemka)

Na zdjęciach grozy nie widać, ale gdy tak przenoszę ciężar z jednej nogi na drugą, stojąc na wyślizganym lodzie, odczuwam pewien niepokój i mrowienie gdzieś pod stopami. Podobno kiedyś była tu barierka, ale zdjęto ją, bo szpeciła półkę, no i nikt nie spadł. Była więc niepotrzebna. Jeszcze spacer do krzyża górującego nad wsią i do małego kościółka na szczycie góry. 


Panoramiczny widok robi wrażenie!

Wokół panuje cisza, przerywana tylko skrzypieniem śniegu i świstem wiatru w suchych źdźbłach, wystających tu i ówdzie spod śniegu… Gdy o zmroku nasz busik wytacza się na asfaltową drogę w stronę Chateau Vartely, czujemy się jak włożeni znów w kocioł cywilizacji – słychać radio, mołdawskie disco, a pojazd trzęsie się na każdym garbie. Czy jeszcze kiedyś uda się wrócić do Butuceni?

 Latem w Butuceni jest jeszcze piękniej (mat. promocyjne)

 

czwartek, 8 marca 2018

Pora na super Pinot Noir z Winnice.eu!

Tibor Gal Pinot Noir Superior 2012


Półka - na wysokości piersi
Gdzie i czemu tak drogo - Winnice.eu i 69 zł (próbka importera)
Do Ideału? - Już ciut ciut!!


Muszę przyznać, że obecność takiego importera jak Winnice.eu, są promykiem słońca w naszej rzeczywistości. Dojazd może nieco trudny, bo Fort Okęcie leży z dala od pieszych szlaków winomanów, ale warto tam zajrzeć z kilku powodów. Po pierwsze same wina - jest nieco nowej Francji, którą wkrótce opiszę, po drugie - są wina węgierskiego klasyka z Egeru Tibora Gala juniora (w zasadzie już średniego, bo sam junior ma syna, także Tibora), a po trzecie - ceny są bardzo przyjemnie niskie. 

Za podstawową etykietę Pinot Noir 2014 zapłacimy 36,90 zł, a trzy dychy musimy dołożyć do specjalności - Pinot Noir Superior 2012. Co znajdziemy w środku? Gdy próbowałem to wino ponad dwa lata temu, wydawało się lekkie i owocowe, spod znaku raczej czereśni czy pestkowej wiśni. Teraz nabrało wyczuwalnej mocy i powagi...

Wrażenie nosa w kielich skutkuje wrażeniem obcowania z ciemnym owocem, cedrem, kawą, skórą, a może raczej starym klubowym fotelem z tapicerką z trzeszczącej skóry ustawionym przy oknie w pokrytej kurzem bibliotece... Wraz z tym czuć pewną nutę wanilii (18 miesięcy w węgierskim dębie), ale także na początku dużą dozę lesistości, leśnej ściółki, która z czasem przechodzi w aromat lżejszy, kwiatowy. Ale wciąż mocno aromatyczny!

Struktura wina jest o dziwo dość elegancka, choć może nieco zaskakiwać spora ilość garbnika, dość jeszcze szorstkiego, jakby niesfornego... Wino na pewno można śmiało potrzymać jeszcze ze 2-3 lata. I poczekać aż taniny złagodnieją. A potem się cieszyć bardzo dobrym winem, wartym już dziś Winiaczową szóstkę!


wtorek, 6 marca 2018

Duorum Tons tinto Douro 2016

Lepiej byś został w Ruby...

Półka - na wysokości pasa
Gdzie i czemu tak drogo - Biedronka i 18,99 zł (zakup własny)
Do Ideału? - Lepiej niż gorzej
W Biedronce jeszcze wina portugalskie, a wśród nich Duorum Tons tinto 2016, wino, które podobno jest ciężko uchwytne... Może uciekło gdzieś z magazynu, by nie być wlane do wielkiej beczki i stworzyć "normalne" słodkie porto ruby?

Bardzo możliwe. Wolało jednak Tons zostać zabutelkowane i stanąć na półce, prężąc dumnie pierś. Tylko słaba ta pierś. Jakaś taka mizerna, o aromacie z nieokreślonych czerwonych owoców, z pewnym cedrowym akcentem, za to pełna dębowej deski.

To wino atakuje prostą taniną, zwykłym garbnikiem, który jest jak dezerter, bo jego miejsce jest właśnie w wielkiej beczce ze zwykłym słodkim porto - i to raczej ruby niż tawny, gdzie przyda może czegoś ekscytującego w towarzystwie oceanie innych win. Niby 19 zł bez grosza, ale oferuje pijącemu absolutny brak ekscytacji powiązany z neutralnością. Niby wino - bo czerwone, z taniną i alkoholem. Ale co z tego? Techniczne na maksa, może i czyste, ale nie przynoszące żadnej emocji. Ciężko się zachwycać, ciężko się radować... Tak więc mój drogi Tonsie, lepiej byś został w ruby...


Winiacz na 2 punkty (może z plusem) w skali 7-punktowej


wtorek, 27 lutego 2018

Rieslingi Dr. Bürklin-Wolf

Wina do kontemplacji, a teraz do skrei!


Są takie wina, o których niby wiemy, że są świetne, ale gdy tylko wrazimy nos do kieliszka i zamkniemy oczy, poczujemy, że wszystko, co pamiętamy nie było nawet połową tego, z czym właśnie obcujemy. Takie właśnie są rieslingi. I są świetne nie tylko wiosną czy w środku lata, ale nawet gdy dookoła mróz! Ze świetnymi miałem okazję poobcować u Mielżyńskiego - z rieslingami Dr. Bürklin-Wolf.
 

Winnica w Palatynacie istnieje od XVI wieku, ale w ostatnich latach winnica przeszła (od 2005 r.) na uprawę biodynamiczną - opartą na teoriach Rudolfa Steinera - na ponad 80 hektarach. A to, jak przyznaje Annette Siegrist, dyrektor ds eksportu, nie lada wyzwanie.

Wina Dr. Bürklin-Wolf są certyfikowane przez francuską organizację Biodyvin członkami są m.in. Chateau Climens i Chateau Fonroque). Między rzędami winorośli nie zobaczymy gołej ziemi, ale trawę, kwiaty... Moszcz fermentowany jest w starych drewnianych beczkach, czasem powstają tu wina Trockenbeerenauslese lub Beerenauslese.
 

Riesling trocken 2016 (57 zł)

Jak smakują? Riesling trocken 2016 - to wino robione z gron zebranych ze wszystkich parceli, podstawowe. Dwa gramy cukru. Wino ostre, lekkie, mineralne, szczupłe w swej szklistej strukturze z lekkim tłem. Wydaje się proste, ale to tylko pozory...

Wachenheimer 2016 (75 zł)

Wachenheimer 2016 - tu parcele oparte na piaskowcu, z udziałem bazaltu wulkanicznego bo w pobliżu usytuowany dawny wulkan. Rocznik uznawany za słaby, bo było zbyt dużo deszczu. Wino mało aromatyczne, jest gorzkie, ale dość długie, choć mało charakterystyczne. Nawet nie smakuje jak Riesling...

Wachenheimer 2015

Wachenheimer 2015 - tu od razu widać, po złocie w kielichu, że oto przed nami bomba aromatyczna - kwasowość jest wysoka, ale sprawia wina może nieco przegrzanego, krótkowiecznego - w aromacie jest sporo egzotycznych owoców - ananas, ale i nieco dojrzałych jabłek, świetnie się trzyma po prostu. Wielu producentów dałoby się pokroić za takie wino!

Wachenheimer 2014

Wachenheimer 2014 - to rocznik, kiedy pogoda była idealna. Wino jest jaśniejsze w kolorze, w aromacie na pewno mniej wybuchowe niż 15-tka, ale kwasowość jest bardzo wysoka! Całość ogromnie mineralna, po pół godzinie się otwiera w piękną stronę. Aromat staje się naftowy po dłuższej chwili.
Wachenheimer Altenburg 2016

Wachenheimer Altenburg 2016 - znów ten zły rocznik. Ale wino lekkie i delikatne, nienapastliwe i bardzo długie w finiszu. Gastronomiczne. Wachenheimer Goldeächel 2016 - tu już mniejsza kwasowość i mniejsza intensywność jest za bardzo wysoki kwas wspierający ogromnie długi finisz. W zasadzie, jeśli miałbym być szczery to sam kwas zamknięty w cieczy.
Gaisböhl 2015 (229 zł)

I pora na Grand Cru czyli Gaisböhl 2015. Tu się dopiero robi aromatycznie. Po godzinie dekantacji złote wino staje się delikatnie kwiatowe, złote, z lekką, bardzo delikatną naftą i porządną strukturą - mięsistą, skoncentrowaną. Tu można wyczuć nawet pewne miodowe akcenty. Czuć w smaku więcej cukru, ale co tam! Dla mnie to bez wątpienia najlepsze wino degustacji. I wcale nie ze względu na cenę (nawet nie było pytania o ceny podczas degustacji!).

Gaisböhl 2014

Lepsze, niż Gaisböhl 2014. Bo w czternastce jakby wszystko prostsze i oparte na większym cukru i mniejszej kwasowości. Choć to wciąż bardzo fajny Riesling, to trochę sprawia wrażenie płaskiego, choć finisz jest bez zastrzeżeń. Długi może nie jak linia graniczna Niemiec, ale na pewno Palatynatu.


Skrei z morskim szparagiem, liśćmi brokuła i korzeniem lotosu

Co pasuje do bielutkiego kawałka skrei, którego można spróbować w restauracjach Mielżyńskiego? Z morskim szparagiem (soliród), liśćmi brokuła i korzeniem lotosu? Zwykły "entry level" Riesling Trocken 2016 pasuje wzorcowo! Jestem na TAK!!!
Truskawkowa panna cota

A na deser oczywiście panna cota z truskawką w weku. I tu jest miejsce na Gaisböhl 2015!


Wina degustowałem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego

sobota, 24 lutego 2018

Rześkie białe wino z Żabki

Pinot Grigio Roccialta
Półka - nieznana
Gdzie i czemu tak drogo - Żabka i Freshmarket (19,99 zł, próbka od Żabki)
Do Ideału? - Jeszcze troszkę brakuje!


Smakuję wina bez uprzedzeń, nawet jeśli o jakimś gatunku/rodzaju/szczepie mam takie zdanie jak o Pinot Grigio. Ulubione wino zakochanych par z amerykańskich romansideł, na pewno filmów, a pewnie i książek (nie czytam, ale wierzę, że ich bohaterowie piją właśnie PG), chętnie wybierane w marketach (to już sam widziałem na własne oczy wczoraj). 

Ale w sumie... kto z nas nie zaczynał od takich win? Ich zaletą jest dość niska cena - bo nie ma takiej sławy jak prosecco czy Pinot Noir. A jeśli spojrzeć zupełnie obiektywnie, bez uprzedzeń, to dość bezpieczny szczep, który czasem daje naprawdę świetne wina (np. Nals Margreid - po prostu wspaniałe!!!). 

Etykietą od Żabki byłem bardzo zdziwiony. Bo oto w aromacie rześkość, o dziwo sporo mineralności rodem z górskiego strumyku, świeżo wyprana i krochmalona bielizna. I w smaku ładna kwasowość o pięknej rozdzielczości. W strukturze nie jest zbyt potężne, ale za to potrafi zauroczyć swoim charakterem. Do sałat, do drobiu w jasnym sosie, ostrych serów. Na piknik także! Za 20 zł idealne wino na taras, jak już odpuszczą te cholerne mrozy!!!

Dla mnie na Winiaczową 5!

wtorek, 20 lutego 2018

Portugalia w Biedronce na luty 2018 - ale tylko próbka!

Takie różnice za złotówkę kocham! 

Biedronka pędzi jak lokomotywa, próbując nadrobić pewien sen zimowy z grudnia i stycznia. Jeszcze do końca lutego (a to najkrótszy miesiąc w roku!) tydzień, a tu trzecia - po winach hiszpańskich i włoskich - oferta win portugalskich. W pobliskiej Biedrze wybrałem na razie trzy czerwienie. Bo wiecie, mróz idzie!
 
Pedra Cancela Dao 2015 (18,99 zł)

Pedra Cancela Dao 2015 kosztuje tylko 18,99 zł. To czerwone wino wytrawne sygnowane jako selekcja enologa. To wino było już pięć lat temu (tańsze o złotówkę) - ale z rocznika 2010. Dość jak na Dao wstrzemięźliwe, ale trzymające się na szkielecie ładnej kwasowości i lekkiego garbnika. W aromacie nie brak czerwonych owoców i śliwki - raczej octowej niż wędzonej w dębowym dymie. Struktura jest dość lekka, nie ma tu nadmiernej koncentracji ani owocowej bomby. Jest bardzo ładna czystość. To też pewnie szybko zniknie z półek.

Vinha dos Freires by Vallado Douro 2015 (19,99 zł)

Za Vinha dos Freires by Vallado Douro 2015 trzeba dać o złotówkę więcej. To i tak niecałe dwie dychy (19,99 zł). Ale jaka różnica! Czerwone wytrawne, bardzo ciemne, w nosie jagody, wiśnie, echo czarnej porzeczki, wyraźnego mchu, w smaku wytrawne, ale z dość słodkawym atakiem na języku pokazującym pewien pazurek koncentracji. Po chwili robi się mięsiste, aksamitne... Ma taniny, jeszcze nieoszlifowane, ale całkiem ładne, zgrabne, jest całkiem spora kwasowość, jest jeszcze nieco pokomplikowane, ale już stanowczo eleganckie. Za 20 zł takie wino? Najdroższe z dziś próbowanej trójki i stanowczo najlepsze!
 


Casa Santos Lima Confidencial Reserva 2013 (17,99 zł)

Teraz niby Reserva, ale wino z trójki najtańsze (17,99 zł) - Casa Santos Lima Confidencial Reserva 2013. Półwytrawne, czuć już na wejście sporą beczkę plus owoce leśne, może trochę dżemu z czarnej porzeczki. Jest pewna kwasowość i sporo taniny - mocno wysuszającej. Alkohol jest za to ładnie wtopiony, nie wystaje. Nie jest źle, choć pijąc to wino odczuwam pewną pustkę i płaskość. Udaje większego mocarza niż nim jest. Po pewnym dłuższym napowietrzaniu robi się mięciutkie, ale wówczas wychodzi trochę niezbyt fajnych warzywnych nut.

Złotówka robi różnicę? Oj tak, za każdym razem. Między Vallado a Confidencial są tylko dwa złote różnicy, ale w skali Winiacza to na pewno trzy punkty!

Wina kupowałem za własne :)

 

środa, 14 lutego 2018

Włoskie wina w Biedronce - luty 2018

Hiszpanio, wracaj!!!


 

Ależ tempo! Dosłownie przed momentem przez Biedronkę przemknęła oferta win hiszpańskich, a już są włoskie. No i... wygląda na to, że za tymi hiszpańskimi zatęsknimy. Bo z włoskimi etykietami Biedronka zmaga się cyklicznie i jakoś to tak wychodzi czasem lepiej, a czasem trochę gorzej. I ta oferta chyba właśnie na to "gorzej" wychodzi. 

Ale przyznam się, że spróbowałem zaledwie 6 win na 22, które są w katalogu. I to są nowości. Z nowych win nie próbowałem tylko czterech. Etykiet, które już były, jest 12 (o nich można poczytać w moich poprzednich wpisach). A oto moje zdanie na temat owej szóstki:


Poderi Marchesi Carbone Trebbiano d'Abruzzo 2017 (24,99 zł)

Poderi Marchesi Carbone Trebbiano d'Abruzzo 2017 (24,99 zł) to białe wino wytrawne o dziwnym z początku selerowym aromacie. W smaku. Pozostawia po sobie w smaku pewną dziwną kwasowość. Organiczne. Ja rozumiem modę na bio ziemniaki i cytryny. Ale to wino tak smakuje jak organiczne wino sprzed jakichś 5 lat. Włoszczyzna, ale taka z warzywniaka. No i z gwarancją świeżości, bo rocznik 2017, więc pewnie zabutelkowane ze dwa tygodnie temu. Na jedynkę z plusem Winiacza.
Corte dei Mori Gracanico-Inzolia 2016 (16,99 zł)

Nieco tańsze i lekko lepsze jest Corte dei Mori Gracanico-Inzolia 2016 - białe wytrawne z Sycylii. Za 17 zł, a lepsze od Poderi, choć finezji nie ma tu zbyt wiele. W aromacie echa białych owoców, bardzo słabe jednak to echa. W ustach kwasowość, ale z gatunku dość płaskich. Poza nią jest tu niewiele innych wrażeń. Ja bym dodał dużo lodu i trzy plastry pomarańczy. I postawił na tarasowym stole. Kiedy w ogrodzie +35 st. C!!! Winiaczowa dwójka.


Poderi Marchesi Carbone Montepulciano d'Abruzzo 2016 (24,99 zł)

Za 25 zł bez grosza dostaniemy Poderi Marchesi Carbone Montepulciano d'Abruzzo 2016. Z początku czujemy aromat truskawek, ale on szybko ulatuje i zostaje... pomidor - zapach z tego miejsca, w którym ma szypułkę. Jest też akcent wędzonego szprota z oleju. Znów ta organiczność rodem ze stoiska z warzywniaka. Dziwne to wino. Jedynka Winiacza z plusikiem.
Femar Antico Ceppo Winemaker's Blend Tres 2016 (23,99 zł)

Femar Antico Ceppo Winemaker's Blend Tres 2016 - 23,99 zł
Czerwone wino wytrawne, smakujące jak - mogę się pomylić o pięć czy siedem - chyba z 8 innych win Biedronki z różnych ofert rozrzuconych w czasie, ale przeważnie włoskich. Beczkowa wanilia herbu politura kryje nawet nie owoc, tylko czekoladę. I jakieś takie dziwne przykurzone (ale nie szlachetnie!) akcenty... Czekolady beczka nie zaklei, to doprawi tanina, błyskawicznie wysuszająca jamę ustną na wiór. Winiaczowe 3-!

Cademusa Appasimento Rosso (19,99 zł)

Jakoś tak jest, że im mniej złotówek dajemy, tym jest lepiej. Nieco lepiej. Cademusa Appasimento Rosso to tylko 20 zł (bez grosza) - czuć czerwone, dość nieokreślone owoce plus lekki marcepanek, ale taki lichy. Przysłonięte wanilią. W smaku wychodzi troszkę pestkowej wiśni, ale to tylko uzmysławia nam, że po opadnięciu tej beczkowej kurtyny król jest nagi. Choć wgłębienie w dnie jest na pół kciuka :) No, może to król okryty lichą przepaską, ale nawet niewolnicy nie rzucili by o nią kości. Nieco lepsze od kilku innych win z tej oferty. Winiaczowe 3.


Tenute Varvari Nerello Mascalese 2016 (17,99 zł)

To zjedźmy z ceną jeszcze niżej. Za 17,99 zł dostaniemy Tenute Varvari Nerello Mascalese 2016. Czerwone wytrawne, które ma w aromacie nieco lżejszą beczkę niż inne czerwienie. I o dziwo pod spodem coś tam się kryje. Jest pewna wartka i nawet dość prężna struktura, całkiem ugrzeczniona tanina. Początkowo wydaje się, że jest gładko sprasowana. Ale w finiszu wychodzi jej mocno wysuszający charakter. Alkohol troszkę wystaje w finiszu, dodając ocieplenia, ale widocznie taki urok. Ale czuć, że coś w tym winie się dzieje. I to sprawia, że Winiaczową trójkę z plusem mogę dać!

To jest taki moment, że można zakrzyknąć: Hiszpanio! Wracaj!!! Albo samemu polecieć na Sycylię, by w tamtejszych sklepikach i kawiarenkach spróbować miejscowych win, a nie tej Sycylii, która jest na półkach Biedronki.


Ot taki widoczek na Etnę z tarasu w Taorminie :)

5 win otrzymałem od Biedronki, 1 dokupiłem za własne