Między aromatem jeżyn, ziółek i czekolady
Tu jeszcze tłoku nie ma...
O ile białe wina to były delikatesy, cytruski i agreściki (no,
ananasy też), to w przypadku czerwonych prezentowanych na Kocham Wino Fest dominowały
wanilie, czekolady, kakao i zioła.
Dobre Chianti, obok lepsze Canaletto!
Chianti 90+ 2010 Casa Girelli (19 zł) czysto czereśniowe i rześkie,
choć nie takie cienkuszowate, jak chianti za taką cenę być może. Na kolana nie
rzuca, ale do grilla by się wypić dało. I 3 punkty Winiacza by dostało. Pewnie
punkt mniej by dostał Austriak Fidesser Zweigelt Platter Rieden 2010 (też 19
zł). Bo pyszny wiśniowy kompocik dla amatorów słodkości.
Kompotowy Zweigelt - kobiety byłyby zachwycone
W tej samej kategorii - ale smakowo o klasę wyżej - stało Canaletto Primitivo 2009 Puglia (19 zł na festiwalu, poza - za 34 zł). Charakterne, ostrzejsze, roztrojone w smaku. Pieprzne, nieco dżemowe nawet, troszkę ziołowe. Finisz znika szybko, ale ludzie brali kartonami i w sumie za tę cenę nie ma się co dziwić. Winiacz na czwórkę plus!
Tytułem dygresji warto zganić organizatora za szkło. Kieliszki
grube i okrąglaśne może dobre były do białego wina. Ale do czerwonego?! Każdy
płacił kaucję za wypożyczenie 10 zł. U Mielżyńskiego były lepsze za darmo, a w
Winosferze za 9 zł można kupić (na własność!) wspaniały kielich z Krosna bodaj.
Jakoś tak ze 177 razy lepszy niż festiwalowe.
Finca, a z lewej Johny Q
Ale wróćmy do win. Finca El Origen Cabernet Sauvignon
Varietal (25 zł) przyjemnie jeżynowa. Mocna umiarkowanie, za to jej sąsiad Johnny
Q Shiraz Viognier (20 zł) wyraźniejszy. Bardziej pieprzny i charakterny. Oba
winiacze tak na 4 punkty. Z kredytem zaufania.
Gruzin w środku, po prawej Nimbus
Szansę na 5 punktów by miała Casablanca Nimbus Cabernet
Sauvignon, o złożonej budowie, pieprzowo-ziołowy na początku. Tyle, że gdzieś
tak pod koniec podniebienia dziwnie smak się w nim zmienia. Przy nim konkursowy
Gruzin Mukuzani Red (39 zł) wypada jakoś tak zwyczajnie, tak na 3 punkty.
Ziołowa delikatność z maleńkim charakterem to Ventisquero
Queulat Gran Reserva Pinot Noir 2009 (49 zł). Pachnie intensywnie, ale w smaku wyrazisty
taką cienką subtelnością. Może za młode. Takie trochę damskie wino.
Chociaż jeszcze bardziej damskie mogło się wydać francuskie
Clarandelle Red 2005 (69 zł). Degustować je warto jako pierwsze po białych
winach, bo tu króluje delikatność. Jest też to cudowne francuskie roztrojenie w
smaku. Ostatnia kropla finiszu jest znakomita! Nimbus mógłby się uczyć 100 lat
i pewnie by niczego się nie nauczył.
Garmendia Seleccion Tempranillo Merlot (59 zł) bardzo wytrawne,
ściągające umiarkowanie usteczka. Nieco miętowa i rześka. Bardzo dobre wino, śmiało
na 5 pkt. Także ziołowe, ale i czekoladowe zarazem było Ventisquero Cabernet
Sauvignon Grey 2009 (69 zł).
Pyszne wino na mocne 6 punktów to First Press Cabernet
Sauvignon Napa Valley (79 zł). Jeżyny, troszkę czekolady, więcej ziół. Warte
ceny, może nawet i sklepowej (116 zł) - jak ktoś chce świętować maturę na
przykład. Próbowałem dwa razy - w połowie dnia i wieczorem. Za każdym razem
smakowało przednio. A od matury kilka lat minęło. Mimo to winiacz niemal
doskonały!
Czy wina za fortunę - powyżej stówki - są warte ceny? Kwestia
gustu, bo wydać na butelkę wina 2 razy tyle co na First Pressa nie każdy może.
Pycha: Columbia Crest Red Reserve Walter Clore
Absis Penedes (249 zł - w sklepie 389 zł) niewarte takiej
ceny (może 4 punkty), jeśli zauważymy, że za sklepowe 179 zł możemy mieć
Columbia Crest Red Reserve Walter Clore (na festiwalu - 119 zł). Kakao i
czekolada, mocno karmelowe. Perwersją było - ale co tam! - pić do szaszłyka z
kurczakiem, pieczonym ziemniakiem i burakiem. Bardzo mocne 6 punktów. Przy czym
podgotowany miękki burak pasował do tego Amerykanina idealnie! Pieczony
ziemniak już nie…
Pepperbridge Cebernet Sauvignon - może być bez czekolady!
Pyszne - i nie takie czekoladowe - jest Pepperbridge Cebernet
Sauvignon (199 zł festiwal; 299 zł sklep). Tak ziołowe, że wręcz wermutowe. Pycha,
równowaga i wytrawność. To jest też winiacz na 6 punktów, a może i 6,7 punkta. Warte
uczczenia nie matury, ale magisterki albo i aplikacji adwokackiej.
Czy dałbym sto złotych więcej za Wolf Blass Black Label
Cabernet Sauvignon Shiraz (339 zł - w sklepie 499 zł)? Wolf jest tak
czekoladowy, że… uch. W smaku bosko się roztraja. Pojawiają się też i zioła, i lekko
kwaskowa porzeczka. W sumie za same podsmaki temu Australijczykowi 6 punktów na
pewno by się uzbierało. Tylko ta cena - 500 zł za wino z zakrętką? Prezes dużej spółki i
tak kupi Petrusa. Albo Haut Brion.
Podane ceny w nawiasach obowiązywały na festiwalu. Treborrr
odwiedził festiwal dzięki Blogosferze Winicjatywy, a jego goście dzięki
dotrzechdych.pl
A co jest złego w winie z zakrętką? Wiem, że już na pewno było takich dyskusji mnóstwo, ale ja ostatnio zacząłem do tego podchodzić nieco inaczej. Wybór między korkiem a zakrętką może być wyborem strategicznym. Np. w rieslingach korek w trakcie przechowywania (niezależnie, czy syntetyczny, czy naturalny) potrafi wchłonąć do 50% TDN, odpowiedzialnego za naftowy zapach tych win. Więc jeśli chcemy wino owocowe, mało petrochemiczne - korkujemy, a jeśli chcemy w krótkim czasie uzyskać dużo naftowych woni - zakręcamy. Niemniej cena Wolfa jest dla mnie po prostu przerażająca. Nie wiem, czy w ogóle chciałbym pić wino za takie pieniądze.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Zakrętkę ma mnóstwo wspaniałości, nie tylko australijskich. Chodzi o polski stereotyp. Żeby wino miało korek. Znam kilku takich odbiorców wina. Dawać takie pieniądze za wino to trochę rozrzutność, to fakt. Ale spróbować zawsze warto :-)
Usuń